Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Sofia Ennaoui piątą zawodniczką świata na 1500 metrów! W wielkim finale półtoraka musiała uznać wyższość jedynie: Faith Kipyegon, Gudaf Tsegay, Laury Muir i Freweyni Hailu. Wydarzeniem 4 dnia mistrzostw świata był maraton pań, który z rekordem zawodów wygrała Gotytom Gebreslase (2:18:11). Panowanie na 3000 m z przeszkodami potwierdził Soufiane El Bakkali. Padły rozstrzygnięcia w siedmioboju. Czwartą zawodniczką globu została Adrianna Sułek, która wynikiem 6672 pkt, po 37 latach, poprawiła rekord Polski.
Jeśli jest w stawce Gudaf Tsegay, będzie szybko. Etiopka w finale 1500 metrów postraszyła rywalki pierwszym okrążeniem w 58 sekund. Na takie warunki gry przystały tylko: Kipyegon, Muir i Meshesha. Szybko wykrystalizowała się czołówka, oraz rozciągnięta grupa pościgowa. Na jej końcu biegła Sofia Ennaoui.
Tsegay jak zwykle nerwowo gestykulowała, jakby miała pretensje do całego świata, że nikt nie da jej zmiany. Zmianę dostała na ostatnim okrążeniu, ponieważ do akcji wkroczyła mistrzyni olimpijska, Faith Kipyegon. Kenijka leciała dostojnie, lekko, tak jak tylko ona potrafi. Chrapkę na opędzlowanie Tsegay miała też Laura Muir, jednak finalnie nie znalazła sposobu, żeby dobrać się Etiopce do skóry.
Zupełnie przepadła w walce Meshesha, rozpędzała się za to Sofia Ennaoui. Jeszcze na 200 m do mety Polka była 10. Później odbiła jednak na zewnątrz, dodała gazu i minęła rywalki hurtem. Piąte miejsce mistrzostw świata stało się faktem. Ennaoui wyrównała dokonanie Lidii Chojeckiej, która również była piątą zawodniczką świata na 1500 m (Edmonton, 2001).
Stało się. Pierwszy raz od 1987 roku mistrzem świata na 3000 m z przeszkodami nie został Kenijczyk. Główne role, jak można było przypuszczać, odegrali: Marokańczyk, El Bakkali i Etiopczyk, Girma. Panowie od początku pilnowali się nawzajem, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co dzieje się w czubie stawki.
Girma na moment wyszedł na prowadzenie, ale tylko po to, żeby nerwowo kręcić głową w poszukiwaniu twarzy Marokańczyka. Ten natomiast ani myślał się wychylać. Pilnował miejsca w środku stawki aż do ostatniego koła. O wszystkim zdecydował finiszowy rów z wodą. El Bakkali wystrzelił z lekkoatletycznego bajora, jakby nie woda tam zalegała, ale rozżarzone węgle.
Girma nie zdążył podnieść głowy, jak jego główny rywal miał kilka metrów przewagi. Etiopczyk próbował gonić, ale było już po ptakach. Mistrz olimpijski został mistrzem świata, a wicemistrz w Tokio, wicemistrzem w Eugene. To trzecie zwycięstwo El Bakkaliego nad Girmą z rzędu. Po drodze był jeszcze triumf podczas Diamentowej Ligi w Rabacie.
Wystarczyło 5 kilometrów, żeby stawka w maratonie pań się rozciągnęła. 16:10 na dzień dobry sprawiło, że wyklarowała się ośmioosobowa, w większości afrykańska, czołówka. Amerykanki odpuściły podobne ekscesy i uformowały grupę pościgową. Dyszkę prowadząca ósemka minęła w 32:39. Była w niej obrończyni tytułu, Ruth Chepngetich, jednak jeszcze przed 20 km Kenijkę najprawdopodobniej dopadły problemy żołądkowe i zeszła z trasy.
Problemy rywalki natychmiast wykorzystały Korir i Gebreslase, ordynując znaczne podkręcenie tempa. Na 27 km Judith Korir poszła va banque i odbezpieczyła tysiączka w 3:01. Takie zachowanie była w stanie tolerować tylko Gotytom Gebreslase. Od tej pory etiopsko-kenijski duet nadawał ton rywalizacji. Trzeba jednak zaznaczyć, że to Korir była aktywniejsza i co chwila dawała koleżance znaki, żeby nie wiozła się na plecach. Koleżanka udawała, że nie słyszy.
Na tyłach trwała ekscytująca walka o brązowy medal. Długo współpracowały Yeshaneh i Tanui, jednak za 30 kilometrem padły łupem napędzających się Salpeter i Welde. Mieliśmy więc dwie dwójki: pierwsza walczyła o złoto, druga o trzeci plac.
Kwestię złota na niecałe 2 km przed metą rozwiązała na swoją korzyść Gebreslase. Etiopka zerwała się Korir jak bulterier ze smyczy. To był moment, jak zyskała kilka metrów przewagi, której nie oddała do mety. Trochę subtelniej Salpeter uciekła rywalce z Erytrei i wszystko stało się jasne. Złoto dla Etiopii, srebro dla Kenii, brąz dla Izraela.
Możemy pamiętać Salpeter z olimpijskiego maratonu w Sapporo, gdzie długo dotrzymywała kroku Brigid Kosgei i Peres Jepchirchir. Za 35 km tak ją jednak sponiewierało, że ukończyła rywalizację w siódmej dziesiątce. Tym razem zaczęła ostrożnie i zbierała zgonujące po drodze rywalki, co okazało się strategią godną medalu.
Zaimponowały Amerykanki. Piąta była Sara Hall, siódma Emma Bates, ósma Keira D’Amato. Imponował też doping na trasie, który skumulował się w strefie mety, gdzie przez długie minuty trwała prawdziwa feta na cześć maratonek. Zawodniczki witała pierwsza w historii zwyciężczyni olimpijskiego maratonu kobiet (Los Angeles, 1984), Joan Benoit.
Doskonale w siedmioboju zaprezentowała się Adrianna Sułek. Podopieczna Marka Rzepki przeszła przez dwudniową rywalizację bez żadnej wpadki, notując rekordy życiowe: w pchnięciu kulą, skoku w dal, na 200 m, oraz w kończącym zawody biegu na 800 m. Polka uzbierała 6672 punkty, co dało 4 miejsce i pozwoliło pobić rekord kraju, który od 1985 roku należał do Małgorzaty Nowak (6616 pkt).
Sułek otworzyła 800 metrów w 1:01.61, za wszelką cenę starając się trzymać głównej rywalki do medalu, Anny Hall. Ostatecznie to Amerykanka okazała się lepsza, ale wynikiem 2:07.18 Adrianna kolejny raz na tych mistrzostwach pobiła rekord życiowy.
Na 10 miejscu rywalizację w siedmioboju ukończyła Paulina Ligarska. Druga nasza reprezentantka przebiegła osiemsetkę w 2:15.36. W siedmiu konkurencjach zdobyła 6093 punkty.
Czwarty dzień mistrzostw skończył się dla Polski bez zdobyczy medalowej. Aktualnie jesteśmy 5 drużyną globu z dorobkiem 3 krążków. Prowadzą Stany Zjednoczone (16), przed Etiopią i Kenią (obie po 6).