Redakcja Bieganie.pl
Aleksandra Brzezińska (MKL Toruń) została z wynikiem 2:34:51 mistrzynią Polski w maratonie. Zawody zorganizowane zostały w ramach 46. Maratonu Dębno. Spytaliśmy debiutującą na 42,195 km zawodniczkę o jej przygotowania i wrażenia z trasy. Przyjrzeliśmy się też nieco bliżej fenomenowi najstarszego maratonu w kraju.
Niedzielne zawody w Dębnie miały międzynarodową obsadę. W klasyfikacji OPEN mężczyzn zwyciężył Kenijczyk Boniface Wambua Nduva w czasie 2:16:47. Pierwszym Polakiem w rywalizacji mężczyzn był Łukasz Hryciuk, który na mecie uzyskał wynik 2:37:30. Maraton ukończyło 2294 uczestników.
Dębno było gospodarzem 39. Mistrzostw Polski w maratonie kobiet. Złoty medal wywalczyła debiutantka Aleksandra Brzezińska (2:34:51). Drugie miejsce zajęła, również specjalizująca się dotychczas w krótszych dystansach, Monika Andrzejczak z MKL Szczecin (2:38:27). Na najniższym stopniu podium stanęła reprezentantka MKL Toruń Andżelika Dzięgiel-Poślada (2:42:15). Polskie zawodniczki rozdzieliła na mecie Etiopka Zefre Worku Boku (2:39:49).
Brzezińska mijała półmetek w 1:17:33. Udało się jej więc pokonać obydwie połówki dystansu w bardzo zbliżonym czasie. Tuż przed dekoracją rozmawialiśmy z mistrzynią Polski na temat jej wrażeń z maratońskiego debiutu.
Pobiegłaś maraton bardzo dojrzale. Gratulujemy w imieniu redakcji i czytelników.
– Nie do końca trzymałam równe tempo. Tak szczerze, myślałam, że będzie mi się biegło pierwszą część dystansu łatwiej. Mimo wszystko kontrolowałam jednak większość biegu, nie patrzyłam na rywalki ani za często na zegarek. Za to w drugiej części maratonu nabrałam wiatru w żagle. Czułam się rewelacyjnie. Mogłabym może uzyskać nieco lepszy wynik, ale około 40. kilometra nie wiedziałam, dokąd biec. Było dość tłoczno, dużo dublowanych biegaczy amatorów, a przed elitą kobiet nie było żadnego pilota wskazującego drogę. Wiadomo, że gdy się jest zmęczonym trudniej o orientację, ale pod tym względem trochę zabrakło w Dębnie dobrej organizacji. Pytałem, czy biec w prawo, w lewo, czy prosto i trochę mnie to kosztowało energii. Jednak nie narzekam, jak na debiut, jestem bardzo zadowolona.
No właśnie, to Twoje pierwsze spotkanie z maratonem, jak zniosłaś ten wysiłek?
Wiadomo, że bolą mnie nogi, ale wszyscy mówią mi, że dobrze wyglądam (śmiech). Wykonałam trochę treningów na zmęczonych nogach, więc nie jest tak, że był to dla mnie jakiś zupełnie nowy rodzaj wysiłku. Od początku stycznia współpracuję z trenerem Ryszardem Marczakiem. Kilometraż wzrósł mi z poziomu 60-70 do 160-170 km tygodniowo. Rozbiegałam się. Dostałam też wsparcie i mnóstwo przydatnych wskazówek od Błażeja (mężem Aleksandry jest czołowy polski maratończyk Błażej Brzeziński – przyp. red.).
Masz za sobą kilka lat startów na bieżni, ale potem „przestawiłaś się” na krótsze biegi uliczne. Czujesz się biegaczką wyczynową, czy jesteś amatorką?
No właśnie ja sama mówię o sobie, że jestem amatorką z wynikami podchodzącymi pod „wyczynowe”. Nie jestem objęta żadnym szkoleniem. Na co dzień uczę angielskiego i nie mam wiele czasu na dobry odpoczynek i obozy. Od poniedziałku do piątku daję korepetycje mniej więcej od godziny 14.00 do 20.00. W tym roku pierwszy raz od dawna mogłam pojechać na zgrupowanie – przy okazji zawodów w crossie spędziłam kilkanaście dni w Portugalii – i szczęśliwie pokryło się to z feriami w województwie kujawsko-pomorskim. W domu, w Bydgoszczy robiłam główny trening rano, a wieczorami, po 21.00 wychodziłam na bieganie drugi raz. Nie narzekam, byłam skupiona na celu, jakimi były mistrzostwa i trenowałam jak w transie.
Czy od teraz skupisz się już na maratonie?
Zawsze podziwiałam maratończyków. I zawsze marzyłam o starcie na tym najdłuższym dystansie. Teraz pewnie wystartuję w jakichś krótszych biegach i muszę trochę ochłonąć po dzisiejszym starcie… ale już myślę o maratonie na jesieni!
Aleksandra Brzezińska na mecie oraz z trenerem Ryszardem Marczakiem
Na tegorocznej imprezie w powiecie myśliborskim pojawili się znani ogólnopolscy politycy, a medale MP wręczał najszybszym kobietom wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Grzegorz Sobczyk. Co ciekawe i symptomatyczne, maraton z wynikiem 3:47:35 ukończył burmistrz Dębna – Grzegorz Kulbicki. Wolontariuszami biegu byli w większości dorośli i małoletni mieszkańcy miasta.
Maraton w Dębnie angażuje niemal całą lokalną społeczność, nikt nie narzeka na blokowanie ulic w jeden z wiosennych weekendów. Uczestnicy otrzymali i tym razem bogaty pakiet startowy z regionalnymi przysmakami, na mecie sprawnie funkcjonowała strefa z masażami. Co roku maraton zamienia miejscowość w województwie zachodniopomorskim w miasteczko maratończyków. Jednak trudno spodziewać się, że w obecnym kształcie i na aktualnej trasie stanie się ona biegową stolicą Polski.
Mimo że impreza w Dębnie od lat gości u siebie mistrzostwa Polski i ma opinię maratonu kultowego, pozostaje kameralna. Organizatorzy nie przyjmują większej, niż około 2500 tysiąca, liczby biegaczy.
Uczestnicy po pokonaniu dwóch małych pętli w mieście, wybiegają w okoliczne lasy, co oczywiście ma swój urok, ale utrudnia rywalizację na wysokim poziomie. Na kolejnych rundach szybsze osoby mieszają się z dublowanymi, „bardziej wytrzymałymi” maratończykami. Czołowe zawodniczki mistrzostw Polski miały w tym roku problem z odnalezieniem trasy, bo nie były prowadzone przez pilota.
Poziom sportowy, gdyby oddzielić od niego mistrzostwa kraju, nie byłby wysoki (10. zawodnik uzyskał w tym roku rezultat 2:30:34, a pierwszy Polak przybiegł 2,5 minuty za pierwszą Polką). Status jednego z biegów Korony Maratonów Polskich nie został również w jakiś wyraźny sposób wyeksponowany (np. za pomocą specjalnej strefy, oznaczeń, dekoracji).
Bardzo cenimy imprezy organizowane z pasją i o wielkiej tradycji. Bieg w Dębnie pozostaje najstarszym maratonem w kraju. Nasuwa się jednak pytanie, czy tego typu zawody – o unikalnym klimacie i lokalnym charakterze – zrobią zdecydowany krok w kierunku sportu wyczynowego, czy zostaną skansenem na mapie biegowej Europy.