Redakcja Bieganie.pl
Taktyczny majstersztyk i atomowy start. W sobotnich wyścigach o medale MŚ w Dosze triumfowali zgodnie z oczekiwaniami Sifan Hassan na 10000 m oraz Christian Coleman na 100 m. Polscy biegacze nie błyszczeli. Drugiego dnia zawodów w Katarze do finałów nie udało się awansować Patrykowi Dobkowi (400 m ppł) i Annie Sabat (800 m). Do dalszej rundy dość szczęśliwie prześlizgnął się Adam Kszczot (800 m) oraz Ewa Swoboda (100 m), pewnie wystąpiła zaś polska sztafeta mieszana 4×400 m. IAAF w swoim oświadczeniu tłumaczyło się z… upału.
Sobotnie zawody kończyły się srebrem z młocie Joanny Fiodorow, rozpoczęły się jednak dla Polski mało efektownie. Z dalszej rywalizacji odpadli między innymi dwaj mistrzowie świata – Piotr Małachowski w rzucie dyskiem i Paweł Wojciechowski w skoku o tyczce. Na bieżni nie było dużo lepiej.
Podwójny wicemistrz świata Adam Kszczot to zawodnik doświadczony i mimo tego, że sezon 2019 nie był w jego wykonaniu efektowny, liczyliśmy na odrodzenie "profesora" w Katarze. Na razie trudno być optymistą. W czwartym biegu eliminacyjnym Polak zajął 5 miejsce z rezultatem 1:46.20, ulegają rywalom znacznie słabszym. Biegł z tyłu, na ostatniej prostej ambitnie atakował, ale pop prostu nie przesuwał się w klasyfikacji.
Po biegu Kszczot przyznał, że "czegoś brakło na ostatnich 200 metrach". Do dalszej rundy awansowało po 3 pierwszych z każdego wyścigu i 6 z najlepszymi czasami. Na szczęście w ostatnich dwóch biegach rywale jeszcze bardziej czaili się na końcówkę i Kszczot dostał szansę na lepszy występ w półfinale. W komplecie awansowali dalej Amerykanie i Kenijczycy. Do rywalizacji w Katarze nie przystąpił zaś awizowany tam lider tabel światowych Nijel Amos.
Ewa Swoboda w telewizyjnym wywiadzie po swoich eliminacjach wątpiła, by jej 11.29 wystarczyło na półfinał. A jednak okazało się, że mimo zajęcia 4 miejsca w swojej serii awansowała do dalszej rundy. W pierwszych wyścigach potwierdziły się faworytki. Imponujący wynik wykręciła Shelly-Ann Fraser-Pryce – 10.80, w świetnej formie jest również Marie-Josée Ta Lou (10.85), nie cisnęła do końca najlepsza Europejka Dina Asher-Smith (10.96).
W drugim z trzech biegów "półfinałowych" na 400 m przez płotki
przedostatnie miejsce zajął Patryk Dobek. Jego 50.18 nie wyglądało niestety ani lekko, ani płynnie. Aby walczyć o
medale w poniedziałek trzeba było pobiec 48.68. Pewny awans do niego
zapewnili sobie czołowi płotkarze w historii – Warholm, Benjamin i
Samba.
Kolejny sportowiec z Polski zakończył przygodę z MŚ niedługo po Dobku. Po niezłym biegu w piątek – Anna Sabat w drugiej rundzie nie była sobą. Zaczęła swój półfinał za pędzącą grupą i już po pierwszym kółku widać było, że będzie mieć problemy, aby do niej dołączyć. Ostatecznie biegaczka zakończyła zmagania na siódmej pozycji z wynikiem 2:04.00. Za odważne prowadzenie tej serii (58.16 na 400 m) zapłaciła ostatnim miejscem Australijka. W poniedziałkowym finale pobiegnie 9 zawodniczek, dopuszczono do niego rozpychającą się łokciami drobną Ugandyjkę Halimah Nakaayi, faworytką pozostaje bardzo mocna Ajee Wilson z USA.
Sztafeta mieszana 4×400 m debiutuje na mistrzostwach świata. Startuje w niej po 2 panów i po dwie panie, a rozkład zmian jest dowolny. Krytycy tej konkurencji wskazują na niesprawiedliwe rywalizowanie ramię w ramię mężczyzny i kobiety, trzeba jednak przyznać, że liczy się tu taktyka i do końca trzeba czekać na rozstrzygnięcia. W pierwszym z dwóch półfinałów padło 5 rekordów kraju, w tym… rekord świata, 3:12.42 który nabiegali Amerykanie w składzie Tyrell Richard, Jessica Beard, Jasmine Blocker i Obi Igbokwe. W drugim, 3 sekundy wolniejszym, wygrała sztafeta Biało-Czerwonych.
Mistrz Polski Wiktor Suwara pozwolił się wyszaleć Kenijczykowi i świetnie finiszował, do tego płynnie zmienił z Anną Kiełbasińską. Ta straciła nieco na ostatniej prostej, ale oddawała pałeczkę Małgorzacie Hołub na 2-3 pozycji. Gdy na swoją zmianę ruszał Rafał Omelko na czele z wyraźną przewagą była ekipa z Japonii, która poprzedni odcinek pokonała w wydaniu męskim, jednak na ostatnim kółku wystawiła kobietę. Polak minął ją już po 100 metrach i na finiszu pozwolił sobie na pełen relaks. Mimo to 3:15.47 jest wynikiem zaledwie 0.01 wolniejszym od rekordu kraju ustanowionego podczas tegorocznych IAAF World Relays. W finale nasza reprezentacja ma pobiec w zmienionym składzie.
Ozdobą wieczoru były dwa biegowe finały. Najpierw zobaczyliśmy panie na 10000 m. Bieg rozpoczął się spokojnie, średnio po 3.10/km, ale po 4000 m uformowała się już zdecydowana grupa liderek złożona z 3 Kenijek, 3 Etiopek i Holenderki Hassan. To właśnie ona była tam niejako na doczepkę, dotychczas na bieżni startowała na "dychę" rzadko, chociaż długie dystanse nie są jej obce – jest w końcu rekordzistką Europy w półmaratonie. Jednak wiadomo było, że to nie wytrzymałość, ale szybkość jest jej bronią. Ma w tym roku na swoim koncie rekord świata na milę.
W kolejnych grupkach starały się utrzymać stratę Japonka i Amerykanki. W czołowej siódemce Kenijki robiły wszystko, by narzucić mocne tempo. Zmieniały się na prowadzeniu, na półmetku meldując się w czasie około 15:33. W pewnym momencie zdawało się, że to najlepsza taktyka dla najbardziej doświadczonej z nich, mistrzyni świata z Londynu – Hellen Obiri. Jednak na ostatnich kołach trzecie miejsce utrzymała Agnes Jebej Tirop. Z przodu piękną walkę o złoto stoczyła Hassan i etiopska liderka tabel światowych Letesenbet Gidey, która przez większość wyścigu spokojna i skupiona trzymała się tyłu prowadzącej grupki. Na niecałe 2 km do końca rozpoczęła jednak długi finisz i urwała się na kilka kroków największym konkurentkom. Dziewiąty kilometr pokonała poniżej 2:53, na ostatnim okrążeniu nie miała już jednak nic do powiedzenia. Zaciskała zęby, zdawała się lecieć nad bieżnią, nie miała jednak szans z Holenderką. Hassan wyszła przed nią, podkręcając nieco tempo, by na ostatnich 200 metrach dołożyć średniodystansowy finisz. Wpadła na metę z nowym rekordem życiowym i najlepszym w tabelach 2019 wynikiem 30:17.62 (ostatnie 400 m w 61.49). Pozując do zdjęć wyglądała na wyczerpaną – trudno powiedzieć, czy uda jej się zregenerować na tyle, by powalczyć o kolejne złoto w rywalizacji na 5000 m.
Najlepsze zawodniczki w finale 10000 m kobiet
1. Sifan Hassan (NED) 30:17.62 WL
2. Letesenbet Gidey (ETH) 30:21.23 PB
3. Agnes Jebet Tirop (KEN) 30:25.20 PB
4. Rosemary Monica Wanjiru (KEN) 30:35.75 PB
5. Hellen Obiri (KEN) 30:35.82 PB
6. Senbere Teferi (ETH) 30:44.23 SB
7. Susan Krumins (NED) 31:05.40 PB
8. Marielle Hall (USA) 31:05.71 PB
Z wielką pompą odbył się finał setki mężczyzn. W biegach niższej rundy swoją dominację pokazywał Christian Coleman, podczas gdy obrońca tytułu Justin Gatlin nie prezentował się najlepiej. Podczas prezentacji w stylu "światło i dźwięk" przed wyścigiem po medale na najbardziej wygłodniałego sukcesu wyglądał Jamajczyk Yohann Blake.
Coleman najpóźniej wszedł w bloki, najwcześniej pojawił się na mecie. Miał co prawda trzecią reakcję startową, ale już na 20 metrze rywalizacji atomowe przyspieszenie i błyskawiczne nabranie rytmu dały mu kilkumetrową przewagę nad resztą stawki. Do 60-70 metra utrzymywał się stosunkowo blisko, lekko pochylony Gatlin, potem 37-letni mistrz z Londynu zaczął tracić szybkość, jednak obronił się przed Andrem de Grassem z Kanady. Finalnie na kresce Coleman zameldował się z nowym PB i zarazem szóstym wynikiem w tabelach wszech czasów 9.76. Gatlin, doświadczony przez 8-letnią banicję dopingową i wiek – co humorystycznie podkreślał udają za metą ból krzyża – uzyskał wartościowe 9.89. Jeszcze 3 sprinterom udało się złamać barierę 10 sekund.
Finał 100 m mężczyzn
1. Christian Coleman (USA) 9.76 WL
2. Justin Gatlin (USA) 9.89
3. Andre De Grasse (CAN) 9.90 PB
4. Akani Simbine (RSA) 9.93 SB
5. Yohan Blake (JAM) 9.97
6. Zharnel Hughes (GBR) 10.03
7. Filippo Tortu (ITA) 10.07 SB
8. Aaron Brown (CAN) 10.08
IAAF zmaga się w trakcie mistrzostw z krytycznymi komentarzami dotyczącymi przyznania MŚ katarskim organizatorom. Komentarze samych zawodników, a konkretnie maratonek skłoniły Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych do wydania w sobotę oświadczenia, w którym podtrzymało godzinę startu chodziarzy na 50 km (zawody wystartowały o 23.30 czasu lokalnego, wśród panów Rafał Augustyn znalazł się ostatecznie na 13 miejscu, zaś Rafał Sikora był 28).
Niejako przy okazji wytłumaczono się z ciężkich warunków panujących na trasie maratonu kobiet dobę wcześniej. Przypomnijmy, z 68 startujących rywalizację ukończyło 40, sam czas zwyciężczyni był najsłabszy w całej historii kobiecych maratonów na MŚ. IAAF wskazało jednak, że procent zawodniczek, które ukończyły zmagania był podobny, jak w edycjach czempionatu w Tokio (1991) oraz w Moskwie (2013). Podkreślono, że licząc się z wysokimi temperaturami i wilgotnością informowano krajowe federacje o zagrożeniach. Pierwszy raz w historii przesunięto start na północ. Monitorowano warunki, licząc na zmieszczenie się w granicy 30 stopni Celsjusza, zwiększono liczbę punktów nawodnienia i zapewniono dodatkowe środki bezpieczeństwa. Wskazano ponadto, że do centrum medycznego po biegu zapobiegawczo skierowano 30 maratonek, a większość opuściła je po 20 minutach o własnych siłach.
IAAF przypomina, że zarówno miejsce, jak i termin rozgrywania maratonu na MŚ były znane od dawna – między wierszami można więc przeczytać, że warunki były równe i sprawiedliwie dla wszystkich. Miejsce i termin rozgrywania maratonu okazały się na pewno mało atrakcyjne dla kibiców. Gdy na metę wbiegała mistrzyni świata Ruth Chepngetich dopingowali jej niemal wyłącznie dziennikarze i członkowie ekip sportowych.