Dziś z przyjacielem wybrałem się fast and light na Kasprowy. Fala turystów bożociałowych opuściła Zakopane, można więc było spodziewać się proporcjonalnie mniejszego przepływu na szlaku; na Krupówkach ponure żarty architektów straszyły tylko miejscowych; pod Krokwią pluszowe świstaki na straganach żałośnie świstały ku pustym chodnikom – słowem, nadeszła pora, by po cichu sprawdzić moc pod butem w drodze na szczyt.
Rozgrzaliśmy się symbolicznie, ustawiliśmy w Kuźnicach na wyimaginowanej linii startu, schłodziliśmy następnie łapiąc w mżawce sygnał GPS, a następnie bez uzyskania takowegoż rura, kita, gaz, jak to mawiał, proszący o anonimowość trener Marek Jakubowski. Celem było złamanie 50 minut albo przynajmniej udawanie, że z formą nie jest tak tragicznie.
Oczywiście mierzyliśmy życzeniowe siły na zamiary, więc jakoś tak po dwóch kilometrach luz się skończył i pozostało nam czerpanie perwersyjnej przyjemności w postępującym upodleniu. Przyjaciel się zasapał i zostawiłem go za którymś zakrętem, licząc jednak milcząco, że zrozumie, iż przyjaźń to coś więcej niż puste gesty i fizyczne trzymanie się razem w cierpieniu.
Jednak jego chwilowa strata zaczęła być dla mnie wkrótce odczuwaną bezcieleśnie obecnością. Skoro mi Myślenickie Turnie wyskoczyły zza drzew, to wyskoczyły i dla niego za momencik. Jeśli na mnie deszcz padał poziomo, to padał również na niego. Dźwięk kolejki linowej nagle (widoczność zerowa, więc zaskakujący) – czy i on wzdrygnął się na metaliczny szczęk, jak ja? Czy pamiętał naszą rozmowę z poprzedniego wieczoru, czy i dla niego była ważna? Jak poradzę sobie ze swoim światem na dole, a jak jemu uda się utrzymać na powierzchni swojego?
To nie dualizm ucieczki-pogoni utrzymywał mnie w biegu. Zresztą ani razu nie spojrzałem za siebie, tym bardziej, że pot literalnie i prozaicznie zalewał mi oczy. Gdyby było gdzieś słońce, może, może, kto wie, nazwałbym zaistniałe zjawisko wydłużającym się ostrym cieniem mojego ciała – ale nie, mgła pozwalała tylko na jako taką orientację w terenie. Było cicho od środka na zewnątrz, półmrocznie i bez chwili wytchnienia.
Samotność można zmierzyć dobrze tylko nieobecnością czegoś lub kogoś wartościowego. Wartość czegoś lub kogoś weryfikują momenty bolesnej samotności.
____________________
Kuba Wiśniewski jest redaktorem naczelnym bieganie.pl. Na razie brak mu czasu na wypisanie pełnej listy swoich osiągnięć. Swoje frustracje i niespełnione ambicje prezentuje między innymi na Instagramie
Pisząc coś o sobie zwykle popada w przesadę. Medalista mistrzostw Polski w biegach długich, specjalizujący się przez lata w biegu na 3000 m z przeszkodami, obecnie próbuje swoich sił w biegach ulicznych i ultra. Absolwent MISH oraz WDiNP UW, dziennikarz piszący, spiker, trener biegaczy i współtwórca Tatra Running.