Adam Stangreciak
Pasjonat gór, przecierania szlaków, dużego kilometrażu i odludnych zakątków. Były tancerz, a obecnie ambitny biegacz amator, który chce mądrze łączyć szybkie bieganie asfaltowe z górskimi ultramaratonami. Więcej na Instagramie
Kiedy biegacz dociera do mety, otrzymuje medal potwierdzający ukończenie trasy, jednak w jego sukces może być zaangażowanych więcej osób. Mówimy tutaj o rodzinie, trenerach, fizjoterapeutach trzymających kciuki za nasz udział w domowych zaciszach, ale też o osobach zwanych potocznie supporterami, czyli przyjaciołach, znajomych, małżonkach, pomagających biegaczom w trakcie biegu na punktach kontrolnych.
Regulaminy biegów górskich zazwyczaj dopuszczają pomoc osób trzecich w trakcie biegu, jednakże najczęściej zapis ten umożliwia wsparcie jedynie w obrębie punktu kontrolnego (a i to nie zawsze – upewnijmy się przed biegiem, czytając regulamin) pod okiem obsługi biegu. Wyklucza to tzw. zającowanie w trakcie biegu, jednakże pozwala na aktywności mogące sprawić, że biegacz będzie znajdował się w lepszym stanie, opuszczając pit-stop niż na niego docierając. Oczywiście posiadanie osobistego wsparcia nie jest obowiązkowe, jednakże niejednokrotnie może odmienić losy biegu, zarówno jeżeli ścigamy się o zwycięstwo, jak i jeśli celem jest osiągnięcie mety w limicie czasowym.
Rola supportu rozpoczyna się jakiś czas przed biegiem, w zasadzie wtedy, kiedy zgodzimy się na to przedsięwzięcie – powinniśmy porozmawiać z biegaczem na temat jego oczekiwań od samego biegu, nastawienia, dotychczasowego doświadczenia na podobnych dystansach i obycia górskiego. Dobrze jest również znać daną osobę pod kątem biegowym, wiedzieć, jak wygląda w trakcie biegu oraz jak kształtuje się jej mentalna sfera. W zależności od tego będziemy podejmować różne akcje – na przykład klasycznego wojownika, który potrafi zapomnieć o bólu, będziemy delikatnie hamować, a spokojnego turystę – motywować.
Dużą wagę przywiązujemy też do kalendarza biegacza. Jeżeli jesteśmy suportem podczas docelowego startu sezonu, możemy pozwolić biegaczowi na nieco więcej w kategorii degeneracji własnego ciała. Z drugiej strony, jeżeli wiemy o poważnych planach w niedalekiej przyszłości, to traktujmy bieg zdecydowanie ostrożniej i możemy podjąć akcje uspokajające lub nawet ściągnąć naszego zawodnika z trasy.
Przygotowując się do biegu, należy również opracować logistykę i lokalizację punktów kontrolnych. Może okazać się, że do niektórych punktów nie będziemy w stanie dojechać samochodem lub nie będziemy mieli gdzie zaparkować. W przypadku biegów odbywających się w Alpach musimy liczyć się z serpentynami liczącymi kilkadziesiąt wąskich zakrętów, czasami więc konieczne będzie wykazanie się wysokimi umiejętnościami prowadzenia samochodu (lub kampera, a wtedy wyzwanie staje się jeszcze trudniejsze!). Czasami będziemy więc skazani na kilkukilometrowe spacery w górskich warunkach z dodatkowym ekwipunkiem i pod presją czasową. Ta ostatnia będzie zdecydowanie mniejsza, jeżeli bezpośrednio po dokonaniu serwisu zawodnika udamy się od razu w stronę następnego punktu.
W trakcie supportowania zdecydowanie docenimy więc używanie trackerów biegowych, które określają położenie zawodnika w czasie rzeczywistym i pomagają ocenić dokładną godzinę dobiegnięcia do miejsca spotkania. Mimo wszystko może się okazać, że nie zdążymy dotrzeć do kolejnego punktu na czas, dlatego naprawdę istotną rolę odgrywa planowanie (oraz świadomość zawodnika, że support nie jest duchem świętym, czuwającym nad nim w każdej chwili). Wszystko to może wymagać zarwanej nocy lub kilku, spania w samochodzie i absolutnego braku komfortu, dlatego warto do samochodu zapakować sprzęt kempingowy i ciepły śpiwór, co pomoże nam w przypadku potrzeby złapania kilku godzin snu w bliżej nieokreślonym terenie bez dostępu do cywilizacji.
Dobre słowo potrafi bardzo wiele zdziałać, jednak od supportującego należy spodziewać się nieco więcej niż tylko poklepania po plecach i zagrzania do dalszej walki. Do obowiązków należy przede wszystkim nakarmienie biegacza, spełnienie jego zachcianek, udzielenie podstawowej pomocy medycznej (chyba że na punkcie kontrolnym będzie oferowana fachowa pomoc medyczna), uzupełnienie wody, elektrolitu oraz jedzenia w plecaku, a także podładowanie zegarka lub telefonu. Oczywiście inaczej będzie wyglądała sekwencja czynności w trakcie supportu krótkiego biegu górskiego, a inaczej na trasie kilkusetkilometrowego biegu ultra.
W przypadku krótkiego biegu serwis będzie trwał zdecydowanie krócej i może się ograniczyć do wymiany flaska na pełny oraz przebiegnięcia niewielkiego odcinka z biegaczem, aby zdać mu relację z postępów czynionych przez bezpośrednich przeciwników (regulaminy pozwalają najczęściej na wsparcie w odległości 100 m od punktu kontrolnego). Może być to przykład pit-stopu znanego z biegów ulicznych. W przypadku dłuższej trasy zawodów dłuższy będzie także serwis. Możemy wtedy zmienić zawodnikowi plecak na nowy, który będzie pełen płynów, żeli oraz będzie zawierał cały ekwipunek obowiązkowy. Jeżeli nie dysponujemy drugim plecakiem, wówczas będziemy odpowiednio uzupełniać ten, który biegacz ma na sobie. Potrzebujemy dolać wody i elektrolitu do flasków lub bukłaka, a także uzupełnić zapas żeli.
W trakcie kilkudziesięciogodzinnego biegu zawodnik będzie spędzał na punkcie odpowiednio więcej czasu i oprócz podstawowego odżywienia oraz szybkiego uzupełnienia płynów możemy zaproponować mu np. zmianę butów lub skarpetek. Może to okazać się kluczowe zarówno ze względu na ochronę stóp przed odparzeniami, odciskami i pęcherzami (którymi koniecznie należy się zająć!), jak i w przypadku zmiany pogody lub gdy okazuje się, że zapasowy but lepiej sprawdzi się w trakcie dalszego biegu.
Jest to czas, kiedy biegacz może przebrać się w świeże ubranie, a nawet zjeść obiad. To ostatnie brzmi kontrowersyjnie, ale nawiązując do powiedzenia starego jak świat „bieganie ultra to zawody w jedzeniu i piciu”, zjedzenie obiadu lub solidnego posiłku może być kluczowe dla dobiegnięcia do mety. Zadaniem supportu jest więc w skrócie to, aby zawodnik w dalszą drogę wybiegł w lepszym stanie niż podczas dobiegania do punktu. Prawdopodobnie będziemy się więc musieli przygotować także na spełnienie różnych, nawet najbardziej abstrakcyjnych zachcianek, które poprawią znacznie komfort i sferę mentalną zawodnika.
Złośliwi mogą powiedzieć, że np. oderwany od rzeczywistości artykuł spożywczy typu kiszony ogórek, kawa z syropem czekoladowym (ale czekoladowym, nie waniliowym) albo ulubiony batonik marki X nie mogą wiele zmienić, jednakże bardzo długi czas na trasie znacząco odmienia optykę, suport jest więc kluczowy w procesie odzyskiwania sił i umożliwia złapanie drugiego oddechu w trakcie biegu. Supportując biegacza, nic nie może nas dziwić. Kilkaset przebiegniętych kilometrów wpływa na zawodnika, tak samo, jak na support.
Możemy zatem spodziewać się szerokiego wachlarza zachowań, rozpoczynając od nastroju minorowego („wszystko ok, ale nigdzie dalej nie biegnę”) przez umiarkowany („ciężko idzie, mogłoby nie padać”), po maniakalne uniesienia („ależ ten zbieg był wspaniały – lej wodę i lecę podbiegać na to najtrudniejsze podejście!”), a czasem nawet agresję i niemiłe słowa kierowane w stronę obsługi, organizatora lub nas. Dlatego też warto zachować anielską cierpliwość i zastosować zasadę z Fight Clubu – „to, co na biegu, zostaje na biegu”. Owa zasada musi być obustronna – support nie może być workiem do bicia, ale też czasami można powiedzieć parę ostrzejszych słów, które uratują bieg i wynik, a następnie pójdą w niepamięć.
Artykuł ten kierowany jest do wszystkich biegaczy, z których zdecydowana większość to amatorzy, korzystający z amatorskiego suportu na trasie. Pamiętajmy o tym przez cały czas trwania zawodów i traktujmy ultra support jako terenową przygodę, która wpłynie pozytywnie na nasze życie. Obserwujmy ludzi, przepiękne widoki i oprócz naszej roli starajmy wyciągnąć się z tego jak najwięcej. Łapmy atmosferę biegu, małych górskich miasteczek i malowniczych przełęczy. Traktujmy ten czas nie tylko jako sportowy obowiązek wobec przyjaciela, ale też niesamowitą przygodę. Takie podejście pomoże nie tylko zawodnikowi, ale również nam.
Dla mnie każde zawody męża to stres i płacz. Nie wiem dlaczego to robię, bo on ciągle jest niezadowolony. Życie „żony” ultra biegacza to udręka – całe życie kręci się w okół biegów, w okół butów do biegania, ciągłe wyjazdy, koczowanie w samochodzie, skwar, zimno, wilgoć, brak możliwości wysiusiania się w godnych warunkach o poważniejszym wypróżnieniu nie wspominam, ciągła gonitwa, brak seksu (to chyba z tego wszystkiego najbardziej wpływa na obniżenie nastroju kobiety), parszywy żarcie z pudełek, fochy zawodnika. Dziwny stan jakby świat miał się skończyć jeśli nie pojedziemy na zawody. I wszytko to dalo by się jakoś przetrwać gdyby nie to jak bardzo ultrabuegacze mają obniżone libido. Dziewczyny jak to znosicie? Jak to wytrzymać nie szukając kochanka?