Karolina Obstój
Z wykształcenia prawniczka, a z zamiłowania ambitna biegaczka amatorka, spełniająca się w biegach górskich, choć od asfaltu nie stroni. Trenerka biegania i organizatorka obozów biegowych. Więcej o mnie znajdziesz na Instagramie.
Mimo ciągłej profesjonalizacji biegów górskich i coraz wyższego poziomu biegaczy trailowych nadal słyszy się opinie, że „w góry idą ci, którzy są słabi na płaskim”, albo „w górach jest łatwiej”. Jaki jest sens porównywać biegi uliczne z górskimi? To dwie różne konkurencje. A jeśli już tak bardzo chcemy je porównywać, to biegacze górscy – swoimi wynikami – cały czas dostarczają argumentów przemawiających na ich korzyść.
11 lutego podczas półmaratonu w Barcelonie Alex Garcia Carrillo i Roberto Delorenzi dobiegli do mety z wynikami 1:04:08, zajmując odpowiednio 20. i 21. miejsce. Zawodnicy ścigali się do ostatnich metrów, a na metę wpadł pierwszy Garcia Carrillo.
Wynik 1:04 nie jest czasem wybitnym, ale w 2023 roku polskich zawodników (specjalizujących się w biegach ulicznych, a nie górskich), którzy pobiegli lepiej niż Carrillo i Delorenzi można policzyć na palcach jednej ręki.
Najświeższym przykładem z naszego polskiego podwórka jest Martyna Młynarczyk – zeszłoroczna mistrzyni Polski w biegach górskich na dystansie Short Trail oraz w triathlonie na dystansie Ironman – która 18 lutego maraton w Sewilli ukończyła z wynikiem 2:40:58.
Przykładów biegaczy górskich z „przyzwoitymi” wynikami w biegach płaskich jest sporo. Zeszłoroczny zwycięzca UTMB, Jim Walmsley ma życiówkę 1:04:00* w półmaratonie (2019). Większe wrażenie robią jego wyniki na 5000 m – 13:52 i na 10.000 m – 29:08, ale są to już „stare” życiówki pochodzące z 2012 roku. Kilian Jornet płaską dyszkę pobiegł najszybciej w 29:59 (2020), a Francesco Puppi w 29:48 (2020). Tom Evans, który w 2020 pobiegł półmaraton w 1:03:14, w 2022 ukończył UTMB na 3. miejscu.
Niemniej jednak najbardziej dosadnym przykładem tego, że biegów górskich nie wybierają tylko ci, którym nie powiodło się na asfalcie jest Nienke Brinkman, która łączy bieganie po górach z biegami asfaltowymi i to na najwyższym poziomie. Nienke jest bowiem brązową medalistką Mistrzostw Europy w maratonie, a jej życiówki to 1:07:44 w półmaratonie (2023) i 2:22:51 w maratonie (2022). Mimo sukcesów w biegach ulicznych gór nie porzuciła, choć w tym roku najprawdopodobniej w biegach górskich szybko jej nie zobaczymy, ponieważ na ten moment Brinkman kwalifikuje się na Igrzyska w Paryżu w maratonie (z rankingu, a nie z minimum).
*Wszystkie przytoczone wyniki pochodzą z https://worldathletics.org
Super zestawienie! Świetna robota:)
W góry idą ci, którzy są za wolni na płaskim, a nie za słabi. Poza tym jak już porównujesz elity górskie, to porównuj z elitami od płaskich, a nie z polskim podwórkiem, które zaczyna rywalizować na poziomie amatorów.
Pani Redaktor chyba masuje kompleksy… 🙂
Porównanie niekompetentne i moim zdaniem źle napisany artykuł. Porównanie czołówki biegaczy górskich do amatorskiego biegania na ulicy.
No jak dla mnie to treść artykułu wspiera tezę, że „W góry idą ci, którzy są słabi na płaskim” a nie odwrotnie, jeżeli te wisienki które wyciąga autorka to najlepsze co jest. Poza tym nie się co oszukiwać, najlepsi spędzają większość kariery na płaskim, bo tam są dużo łatwiejsze i większe pieniądze, stypendia, sponsorzy, olimpiady i chwała. I to co tu się niby obala jest prawdą i to dość oczywistą i naturalną.
Analizowałem to wielokrotnie (być może nigdy nie skutecznie) i moją obserwacją jest to, że żeby biegać HM sub62, czy 10k sub28 musisz posiadać zdolności motoryczne ukształtowane w zakresie „szybkości” w wieku młodzieńczym. Tej wyrwy nie zasypie się zaczynając biegać w wieku 25 lat. (bez wchodzenia w debatę: czym jest zapas szybkości?)
Tymczasem w biegach górskich zdolności wykształcone w wieku młodzieńczym będą pomagać w budowie dyspozycji, choć nie będą decydujące o sukcesie – można je nadrobić treningiem tych parametrów, na które mamy relatywnie duży wpływ.
Inna sprawa jest taka, że łamanie 62′ czy 28′ robią zawodnicy trenujący do 15 h tygodniowo (łączny czas timingu). Żeby biegać na poziomie 900 pkt. ITRA+ zawodnicy trenują od 15 h do 30 h tygodniowo. Na swój sposób to też „zdolność organizmu”, jeśli jest w stanie wytrzymać sumarycznie taką objętość.
Ostatecznie można zatem pokusić się o dwie odmienne tezy (robię to złośliwie :)):
Nie da się jednak zaprzeczyć, że jak ktoś jest pracowity, to znacznie łatwiej jest żyć jako sportowiec trenując biegi górskie niż uliczne. Dojście do 880 pkt. ITRA gdzie można spokojnie utrzymać się z kontraktu zawodowego jest dzięki niszowości dyscypliny (i jej dynamicznemu rozwojowi) dużo łatwiejsze niż bieganie maratonu na poziomie sub2:10.
W końcu coś sensownego
Ciągle powtarzasz te zdolności z wieku młodzieńczego. To jest wygodne – przyczyna zewnętrzna, niezależna od nas jest łatwiejsza do olania 🙂
Nie zmienia to faktu, że Twoje tempo maratonu wytrzymam przez jeden kilometr 🙂
Jeśli się powtarzam, to sorry, widocznie w pewnym stopniu ugruntowałem ten pogląd przez ostatnie kilkanaście lat poszukiwań odpowiedzi na pytanie: co i jak zrobić, żeby biegać szybciej? Śmiem twierdzić, ze te kilkanaście lat nie było „wygodne”, jest dokładnie na odwrót, dużo wygodniejsze jest twierdzenie, że graal istnieje, niż pogodzenie się z frustrującą myślą, że jednak prawa biologii trzymają nas w swoich szponach. 😀
Zupełnie szczerze jestem też otwarty na analizę – nawet studium przypadku – osób, które pobiegły sub62 i sub28, a które zaczęły trenować bieganie już z ukształtowanym organizmem w wieku dorosłym.
PS Akurat to w jakim tempie biegam ma tu najmniejsze znaczenie. Czasem nawet mam przemyślenia, że szybkie bieganie i zdolności poznawcze nie idą w parze, a wręcz przeciwnie 😛
Jastrzębski jest gotowy na duże obciążenia objętościowe, więc tę tezę można łatwo obalić. Kamil powinien wrócić w góry, bo z jego 2:11 nic nie ugra na ulicy, a w górach mógłby zamieszać na samym szczycie. Przestałby dziadować w Jakuszycach i zacząłby trenować jak panisko na Kanarach.
Nie wiem ile i jak trenuje Kamil, i czy to takie oczywiste, że przetrwałby w długim terminie dużą objętość treningową, ale zgodzę się że jeśli jego celem byłoby spieniężenie potencjału sportowego to powinien pójść w góry.
Dla przykładu – Włoch Cesare Maestri – aktualny ME 22′ w verticalu, czyli relatywnie konkurencji, w którą najłatwiej wejść z biegów ulicznych (+/-35-55′ wysiłku i tylko podbieganie po mało technicznych ścieżkach) w sezonie poprzedzającym wygraną w ME biegał 10 km w 29:16 i połówkę w 62:25.
Przy wynikach Kamila z zachowaniem dobrej i szybkiej przełączki na trening górski, co powinno mieć miejsce, miałby naprawdę realne szanse na wysokie pozycje.
No ale to też jest kwestia ambicji i celu. Zdaję sobie sprawę, że wyjazd na IO w maratonie może być magnesem większym niż spokojne funkcjonowanie w innej konkurencji. Nie mam też pojęcia, czy Kamil w ogóle lubi biegi górskie.
Edit: sprawdziłem nazwisko tego Włocha i poprawiłem 🙂
Przypomnij sobie ten wywiad:
https://bieganie.pl/sport/na-treningu-z-kamilem-jastrzebskim/
Ja trzymam kciuki za Kamila, żeby nie ignorował dłużej swojego potencjału i żeby to minimum w maratonie (obecnie na poziomie 2:08) skłoniły go do zmian. Jego miejsce jest w górach.
Piękna kronika. Po latach ten materiał jest dużo bardziej wartościowy niż w momencie jego publikacji.
Yacool, cóż, jak widać, on tego nie czuje, że jego miejsce jest w górach.
A jeśli Jastrzębski zostanie mistrzem Polski w Łodzi z czasem 2:11:29 to nie pojedzie na IO (jeśli przynajmniej jedno miejsce rankingowe w męskim maratonie zostanie „dowiezione”)?
Znam mnóstwo amatorów, którzy nie mają formy na ultra, a ciągle się zapisują i męczą bułę (typu 7h na 50k, idąc pół trasy/czasu). I organizatorzy to wiedzą ustalając limit czasu na 10h dla 50k.
zgadzam się. Kiedyś na asfalcie limity były wybitne 3 czy 3,5 godziny. Teraz na asfalt maraton chyba 6.30 + co rok zwiększają limity na górskie, gdzie można ognisko po drodze zrobić i kiełbaski zjeść i wyrobić sie w limicie. Nie jestem gotowy, nie jadę, nie startuję. Zwiększanie limitów to propagowanie lenistwa, zero motywacji do pracy a co za tym idzie i lepszej poprawy siebie.
Ilu startuję w biegach górskich w Polsce? Jak ci te limity przeszkadzają to można skrócić. Zrobi się z tego sport niszowy a po dekadzie w Polsce będą dwa, trzy biegi na rok. Maraton z limitem 6:30 w innych krajach jest częstym zjawiskiem ale tam jest kilkadziesiąt tysięcy startujących i nikt nie jęczy na ich czasy bo elita i tak startuję. A u nas jęczenie na poziom przy 5000 biegaczy? Nie da się podwyższyć poprzeczki bez masowego sportu i dużej popularności wśród amatorów. To nie będzie ekonomiczne. Gdyby nie amatorzy to sam byś musiał sobie uszyć buty do biegania bo nikt nie produkuje tego co jest bezużyteczne.
Niezłe egoistyczne brednie 🤣🤣🤦
A ja sądziłem że te limity to asekuracja na złą pogodę. Ale co ja tam wiem…
Może dlatego, że tytuł jest przekłamanym skrótem myślowym.
Powinien brzmieć „Idą w góry, bo na ulicy nic na nich nie czeka, z poziomem który reprezentują”
Artykuł pokazał, że najlepsi górale kręcą się na poziomie najlepszych kobiet na ulicy/bieżni.
„Udowodnił”* przeciwstawną tezę do tej postawionej przez autorkę…
* – a tak naprawdę to nic nie udowodnił, bo to kompletne spłycenie tematu, zdecydowanie więcej do niego wnosi to, co napisał Andrzej Witek.
„ponieważ na ten moment Brinkman kwalifikuje się na Igrzyska w Paryżu w maratonie (z rankingu, a nie z minimum).”
W kobiecym maratonie są jeszcze miejsca z rankingu? Przecież na obecną chwilę 81 zawodniczek wypełniło minimum (przy założeniu oczywiście maksymalnie 3 reprezentantem z danego państwa).
Autorka tekstu nie wie co pisze. Poziom wiedzy merytorycznej w okolicy klapka kubota
Autorka artykułu pojęcia nie ma o bieganiu. Porównuje najlepszych górali z drugim lub trzecim garniturem biegów płaskich. Nie wiem czy Pani masuje swoje kompleksy ale porównywanie rzeczy innych od siebie to poziom upośledzonego 7latka niestety. W stopce o autorce dumnie jest napisane prawniczka…. Podstawą na 1 szym roku prawa jest logika. Której w tym tak zwanym artyluke totalnie brakuje. PS. Możecie również skasować ten komentarz bo tak fajnie usuwacie
W góry idą ci którym sie na asfalcie nudzi. Dla jednych bieganie po asfalcie jest fajne, dla innych nudne. Nie można porównywać biegaczy górskich i asfaltowych. Zupełnie inny poziom wysiłku, inny trening a przede wszystkim zupełnie inne podłoże genetyczne decyduje kto ma lepaze wyniki w górach a kto na płaskim. To tak jak porównać siatkarza i koszykarza… przecież obaj grają piłką… Mówienie że ktoś biega w górach bo jest za słaby na asfalt lub odwrotnie jest po prostu brakiem szacunku dla tego sportowca.
Przecież biegi uliczne a górskie to zupełnie inne konkurencje.. To trochę jakby MTB do szosy porównywać.. Oczywiste jest że elita biegaczy górskich biega wolniej na ulicy od elity maratończyków i odwrotnie..
Porównywanie w nieskończoność gór i asfaltu to jak wykazać wyższość Świąt Wielkanocnych od Świąt Bożego Narodzenia. Pomimo to, jak widać temat wciąż żywy i prowokujący dyskusję. Tylko jak długo można wałkować te same wątki?
Rozumiem, że teza zawarta w tytule artykułu tyczy się zawodowców albo przynajmniej kogoś więcej niż rekreacyjnych biegaczy. Patrząc jednak na zwykłych zjadaczy chleba, dla mnie, typowego amatora, „w góry idą ci…” dla których nudne jest klepanie kilometrów po asfalcie, a zapisują się na ultra traile bo to o wiele bardziej ekscytujące niż jakikolwiek bieg po płaskim. Ale dalej oczywiście chodzi o ludzi biegających dla przyjemności i wyników personalnych, nie dla miejsc na podium.