Bieg na Empire State Building, komentuje Piotr Łobodziński
Rankiem 28 stycznia New York Road Runners (słynny nowojorski klub biegaczy) podał informację, iż Niemiec Thomas Dold chce po raz ósmy z rzędu zwyciężyć w Empire State Building Run-Up, biegu na szczyt słynnego drapacza chmur, który odbędzie się 6 lutego.
Dold, dwudziestoośmiolatek ze Stuttgartu, specjalizujący się w biegach po schodach, wspiął się w zeszłym roku po 1576 schodach Empire State Building (jakieś 320 m w pionie) meldując się na tarasie widokowym na 85 piętrze po 10 minutach i 28 sekundach, 8 sekund przed swym rodakiem, Christianem Riedlem z Erlangen.
„Obecność znakomitego rywala, obrońcy tytułu doskonale motywuje innych czołowych biegaczy do postawienia sobie celu – pokonania mnie”, stwierdził Dold, jak zawsze pewny siebie. „To czyni wyścig atrakcyjnym i motywuje mnie by wciąż próbować czegoś nowego w treningu, a tego roku trening idzie mi świetnie.”
Dold po raz pierwszy wygrał zawody w 2006 roku, a jego rekord życiowy, ustanowiony w 2009 to 10:07. Nigdy nie zbliżył się jednak do rekordu wyścigu Paula Crake’a z 2003 – 9:33. Crake, Australijczyk, który wygrywał ten bieg pięciokrotnie, został sparaliżowany na skutek wypadku rowerowego w 2006 roku.
Suzy Walsh, 39-letnia Australijka mieszkająca w Singapurze, ma z kolei nadzieję zwyciężyć po raz czwarty w rywalizacji kobiet. Zapisała na swoim koncie trzy kolejne zwycięstwa w latach 2007-2009, a w ubiegłym roku była druga. W przeszłości biegała średnie dystanse. W wyścigu na Empire State Building brała udział pięciokrotnie, najlepszy rezultat – 12:44 – uzyskując w 2008. To sporo słabiej niż rekord Pań należący do Australijki specjalizującej się w przeszkodach – Andrei Mayr – 11:23, ustanowiony w 2006 roku.
NYRR ogłosiło, iż do wyścigu zgłosiło się 600 uczestników. W tym roku po raz drugi w swej historii wyścig odbędzie się nocą.
„Niesamowite emocje otaczające niezwykłe wyzwanie biegu na Empire State Building są potęgowane przez widok Manhattanu skrzącego się nocą feerią świateł, kiedy zawodnicy otaczają taras widokowy pnąc się do mety”, tymi słowy opisała wyścig Mary Wittenberg, przewodnicząca NYRR. „Nie możemy się doczekać by oklaskiwać zawodników wszystkich poziomów biegowych, tych którzy podjęli jedno z najbardziej wyjątkowych i wymagających wzywań sportowych.”
O komentarz na temat tej imprezy i o tym jak widziałby swoje szanse w tym biegu poprosiliśmy Piotra Łobodzińskiego, najlepszego obecnie polskiego biegacza po schodach, drugiego na świecie w Pucharze Świata 2012.
Piotr Łobodziński: Nie miałem jeszcze okazji startu w Empire State Building Run-Up. Głównym powodem są względu finansowe – wysoka cena biletów lotniczych do Stanów Zjednoczonych oraz brak nagród w tym wyścigu.
Sam bieg jest bardzo specyficzny ze względu na masowy start i jedynie 10 metrowy dobieg do wąskich, 90 centymetrowych, drzwi. Po strzale startera dzieją się dantejskie sceny, niektórzy zostają przewróceni i stratowani. Taki przypadek spotkał m.in. Tomasza Klisza, jednego z bardziej znanych polskich biegaczy po schodach. Tak to mniej więcej wygląda na starcie:
Od zeszłego roku jest trochę lepiej, gdyż zawodników elity (około 20
osób) puszcza się przed grupą amatorów. Mimo to bez przepychanek i walki
na łokcie trudno o skuteczny start.
Już w najbliższą sobotę 2 lutego zapraszamy na trening do Lasu Bielańskiego, gdzie Piotr Łobodziński i Bartek Olszewski poprowadzą trening do ORLEN Warsaw Marathon.
Ubiegłoroczna edycja
przyniosła także zmiany związane z porą rozgrywania biegu. Od
poprzedniej edycji wyścig rozgrywa się bowiem wieczorem.
Zapisy na Empire State Building Run-Up rozpoczynają się i kończą w grudniu. Zgłaszający od razu muszą opłacić start (opłata wynosi 100 dolarów) i czekać na losowanie. Proces ten muszą przejść nawet najlepsi zawodnicy, gdyż organizatorzy są bardzo surowi i niejednokrotnie zdarzało się, że do biegu nie zakwalifikował się jakiś dobry biegacz. Nie ma również szans na to by zapisać się na miejscu. Przekonał się o tym, wymieniony wcześniej, polski zawodnik, który w ciemno poleciał do Nowego Jorku i niestety nie pobiegł.
Charakterystycznym elementem biegu w Empire State Building jest jego klatka schodowa z płaskimi, około 5 metrowej długości, przebiegami. Do 20 pietra są typowe schody z półpiętrami, następnie zaczynają się długie schody na całe piętro z płaskimi powierzchniami.
Rekordzistą trasy jest były kolarz zawodowy Paula Crake, który w 2003 roku uzyskał czas 9:33. Osobiście z dystansem podchodzę do rezultatu uzyskanego przez Australijczyka, gdyż początek XXI wieku to niezbyt czyste czasy w dyscyplinie Lance’a Armstronga. Rekord jest aż o ponad pół minuty lepszy od najlepszego osiągnięcia 7-krotnego (z rzędu) zwycięzcy zawodów, Niemca Thomasa Dolda.
Oto zestawienie wszystkich zwycięzców od 1978 roku: towerrunning.com. Jak widać Dold trzyma równa wysoką formę, jednak nigdy nie udało mu się złamać 10 min, co pewnie za każdym razem jest jego celem. W ubiegłym roku niezłego stracha musiał napędzić mu jego rodak Christian Riedl, który ukończył wyścig z zaledwie 8 sekundową stratą do Dolda. W tym roku Riedl również stanie na starcie i będzie starał się przerwać niesamowitą serię panującego mistrza. W wyścigu powinien wystartować również australijski biegacz górski Mark Bourne, który w czerwcu 2012 wyprzedził o 4 sek Thomasa Dolda w Taipei (91 pieter, czas zwycięzcy 11:26).
Sam Dold w wywiadach mówi, że trening idzie mu świetnie, chociaż to pewnie tylko zasłona dymna. Dlaczego tak sądzę? Kilka dni temu (25 stycznia) Dold przegrał o 2 sekundy w Sao Paulo z Fabio Ruga (zwycięzca z Warszawy 2012) na krótkim, 3 minutowym, biegu (wyniki). Niemiec pobiegł tam o 4 sekundy słabiej niż w 2012 roku, gdy wówczas 2 tygodnie później osiągnął swój najgorszy czas w Nowym Jorku – 10:28. Czy zdoła w tym roku odnieść kolejne, 8 zwycięstwo? Pewnie oprócz wymienionych przeze mnie dwóch głównych rywali będzie w ESB Run UP jeszcze kilku dobrych zawodników, ale nie mając wglądu na listę startową ciężko to zweryfikować. Rywalizacja zapowiada się ciekawie, a jak osobiście liczę na Riedla. Oby przełamał dominację Dolda w "Mekce schodobiegaczy" 🙂
Piotr – trzeci z lewej, Thomas Dold – czwarty
Jeśli chodzi o rywalizacje Pań, to główną kandydatką do zajęcia pierwszego miejsca jest 3-krotna zwyciężczyni i wicemistrzyni z ubiegłego roku – Suzy Walsham. Australijka mieszkająca w Singapurze jest obecnie w wybornej formie, wygrała 8 swoich ostatnich startów. Kilka dni temu była bezkonkurencyjna w Brazylii, w listopadzie poprawiła rekord trasy u siebie w Singapurze, w grudniu rywalizowała jak równy z równym z Kolumbijkami na wysokości 2600 m n.p.m. w Bogocie na finale Pucharu Świata (5 miejsce). Ostatnio przegrała rok temu – właśnie w Nowym Jorku z Melissą Moon. Suzy w tym roku kończy 40 lat, ma małe dziecko, ale udaje jej się trenować i startować na najwyższym poziomie. Niejednokrotnie godzi to także z długimi podróżami samolotem, jak ostatnio z Singapuru do Sao Paulo (ok 40 godzin), za tydzień do Nowego Jorku, w grudniu jej lot do Bogoty trwał 32 godziny (leciała przez Frankfurt), w marcu 2012 wygrała w Europie Bazyleę i Londyn (w tym roku też będzie), w sierpniu była pierwsza w Pradze i Wiedniu. Niesamowita, sympatyczna osoba, ale że jej się chce tak jeździć – podziwiam. Kiedyś całkiem szybko biegała na stadionie: www.all-athletics.com.
Co do innych kandydatek do zwycięstwa w Empire State Building nie posiadam niestety informacji. Na pewno Andrea Mayr, rekordzistka trasy, mistrzyni świata w biegach górskich, maratonka, olimpijka z Londynu. Gdyby przyjechała byłaby faworytką.
Jeśli o mnie chodzi, to analizując wyniki z lat poprzednich, analizując występy zawodników, z którymi już wygrywałem na krótszych wyścigach oceniałbym swoje szanse na top 3. Oczywiście nie startowałem nigdy w tak wysokim budynku, ale niejednokrotnie brałem udział w dłuższych biegach górskich. Jestem bardziej typem wytrzymałościowa (życiówka na 10 km bardziej wartościowa od tych na 800 m czy 1500 m) stąd myślę, że walczyłbym o czołowe lokaty.
A nie uważasz, że miałbyś problem (a może farta) ze zdążeniem z przepchnięciem się przez drzwi? Tam jest walka na początku, wygląda to trochę na łut szczęścia ale jak widać Doldowi się zawsze udaje.
Wiadomo, że jest sporo niewiadomych. Ktoś równie dobrze mógłby mi nadepnąć na buta i go ściągnąć. Oczywiście, że fajnie trafić w te drzwi czysto i być w czołówce np. top 5. Ale z drugiej strony przy takim starcie masowym każdy się napędza, adrenalina i tempo na początku jest zawsze za wysokie. Nie pomaga to w osiągnięciu dobrych wyników, traci się więcej na kocówie niż zyskało na początku. Ale każdy tak biegnie, za szybko do swoich możliwości i każdy później zwalnia.
To jest długi wyścig, tempo średnie jest oczywiście wolniejsze niż w 40-piętrowym budynku, klatka nie jest typowa, więc zakręty przy poręczy nie są tak istotne oraz wyprzedzanie na tych płaskich fragmentach wydaje się być łatwiejsze. W związku z tym dobrą strategią mogłoby się okazać bardzo spokojne rozpoczęcie, pod koniec 20 osobowej grupy i stopniowe przesuwanie się do przodu. Zawsze jest ryzyko, że to się nie powiedzie, że jednak za dużo sił się straci na wyprzedzanie, ale mogłoby poskutkować. Ciekawe, czy ktoś mocny już tak kiedyś próbował.
Myślę też, żeby to gdyby zawodnicy startowali indywidualnie to czasy byłyby dużo lepsze, nawet Dold pobiegłby szybciej równo rozkładając siły. Ale mogę się mylić, bo tam nie biegałem