Redakcja Bieganie.pl
Zawsze interesujące są początki trenowania. Jak to się
zaczęło, kto wyłowił Twój talent?
Moje trenowanie zaczęło się w okolicach szkoły podstawowej,
czyli siódmej-ósmej klasy. Wtedy moim nauczycielem wf-u był pan Witold
Dobroszek, który pierwszy raz wziął mnie na zawody szkolne, na których
pokazałem się z dobrej strony. Wtedy mój obecny klubowy trener Zbigniew Rosiak
namówił mnie na przychodzenie na treningi, no i tak przychodzę do dzisiaj. On
był trenerem w klubie MULKS MOS Sieradz. Gdy zacząłem trenować, to można
powiedzieć, że byłem na pół piłkarzem, bo trenowałem w klubie Warta Sieradz
piłkę nożną. W końcu stanęło jednak na bieganiu.
Trenujesz teraz pod opieką Tomasza Kozłowskiego. Czy
całkowicie zakończyłeś współprace z trenerem Rosiakiem?
Ze Zbigniewem Rosiakiem, generalnie rzecz biorąc, trenujemy
do dzisiaj, bo nasza współpraca jest cały czas, to nie jest tak, że on jest
całkowicie odłączony od treningu. Trener Tomasz Kozłowski rozpisuje mi
treningi, ale to nie znaczy, że trener Rosiak nie ma nic do powiedzenia.
Staramy się razem ustalić nasze cele, wspólne kierunki naszej współpracy.Tak to wygląda.
A kiedy zaczęła się współpraca z Trenerem Kozłowskim?
Praca z trenerem Kozłowskim zaczęła się, bodajże, trzy lata
temu. Został moim trenerem kadrowym. Był trenerem kadry maratończyków, a ja w
tym czasie zostałem podpięty pod jego grupę. Na którymś z obozów przyszedł do
mnie, porozmawialiśmy w dość specyficzny sposób, zaczął mi wykładać. Pamiętam
tę rozmowę do dziś. Zgraliśmy się tak, że nasza współpraca zaowocowała
mniejszymi i większymi sukcesami, a więc ciągniemy ją do dziś.
Co ci wtedy powiedział? Czy możesz zdradzić jakieś
szczegóły tej rozmowy?
Trener nastraszył mnie maratonem, bo od razu podkreślił, że
będę w przyszłości pod tym kierunkiem szkolony. Wiadomo, że każdy młody,
niedoświadczony zawodnik w myślach boi się tego maratonu, bo jest to jednak
bardzo duże wyzwanie. Początkowo bałem się, teraz się powoli, bardzo powoli
przekonuję do tego. Myślę, że to i tak było nieuniknione i pisane mi było kontynuowanie
kariery biegacza w maratonie.
Co ci najbardziej odpowiada w treningu Tomasza
Kozłowskiego?
Wydaje mi się, że
odpowiada mi jego podejście do zawodnika i relacja z nami. Wiadomo, że jest
podział na trenera i zawodnika, a każdy wie jaka jest jego rola, ale nie ma
wprowadzonego jakiegoś terroru. Z trenerem możemy o wszystkim porozmawiać i
wszelkie problemy przedyskutować, czy to chodzi o pewne elementy w treningu,
czy o inne sprawy.
A czy konsultujesz z trenerem Tomkiem trening? Czy czasem
coś ci nie pasuje?
Zazwyczaj nie zdarza się taka sytuacja, w której nie podoba
mi się trening. Staram się robić raczej sumiennie to, co mi trener rozpisze.
Jeżeli są jakieś zmiany, to zachodzą gdy jestem osłabiony, ale odbywają się po
konsultacji z trenerem. Nie jest tak, że zmieniam treningi, jakie mam
rozpisane. Raczej wspólnie staramy się coś zmieniać, bo wiadomo, że zawodnik
nie jest na takim poziomie, żeby sam sobie zmieniać trening i nie trenuje tylko
dla siebie.
A przyznaj się, w jaki sposób trenowałeś za juniora? Czy
był to eksploatujący trening, którego ofiarami są niektórzy młodsi zawodnicy,
czy wręcz przeciwnie?
Właśnie to jest super sprawa, bo trener Zbigniew Rosiak od
początku ustawił taką taktykę, aby trenować bardzo spokojnie, w sposób
stonowany, co widać po moich wynikach. Nie były one takie rewelacyjne za
juniora, bo oscylowały w granicach około dziesiątego miejsca w Polsce, ale z każdego roku na rok była
progresja. Nie miałem takiego sezonu, w którym nie zrobiłem postępu, czyli
życiówki. Myślę, że właśnie o to chodzi w bieganiu, aby trening był spokojnie
prowadzony. Jestem, powiedzmy, treningowo słabym zawodnikiem, bo źle działają
na mnie mocne treningi. Można powiedzieć, że nawet uwsteczniam się, jeśli
robię katorżniczy trening. Wszystko staram się robić na bazie tlenowej, na
wytrzymałości, na ilości kilometrów. To właśnie mi wychodzi, taki trening jest
pode mnie podpięty i tylko na tym bazuję.
Twoim partnerem treningowym jest Radek Kłeczek. Powiedz,
czy taka współpraca jest dla ciebie ważna i pomocna?
Tak, jak najbardziej. Jeśli chodzi właśnie o taką współpracę
treningową, to jest super sprawa. Trenowanie samemu jest trudne. W domu ciągle
trenuje sam. Są w moim klubie młodzi zawodnicy, nawet bardzo perspektywiczni, z
którymi można pobiegać. Gdy studiowałem w Łodzi, to sporo treningów robiłem z kolegami: Sylwkiem Pawętą i Michałem Stawskim, co było pomocne i przyjemne zarazem. Jednakże, kiedy mam 20 km rozbiegania, to mogą
biegać ze mną jedynie połowę z tego. Dlatego robię treningi sam i staje się to
monotonne. Rozmawiałem kilka tygodni temu z panem Kazimierzem Marandą, który
właśnie opowiadał mi o swoich treningach w młodości. Pochodzi z podobnych stron
jak ja. Mówił mi, że dużym utrudnieniem dla niego było to, że trenował sam.
Często starał się wyjeżdżać, czy to na jakieś zgrupowania czy na treningi, aby
zrobić z kimś np. rozbieganie. Samotne bieganie było dla niego trudne do
zniesienia psychicznie. A więc współpraca z Radkiem jest dla mnie bardzo
pomocna. Nawet jest jakaś mała forma rywalizacji, może tego nie widać,
aczkolwiek, kiedy robimy jakieś odcinki, to wzajemnie się podciągamy.
Prowadzimy na zmianę, co pomaga, gdy któryś z nas ma jakąś chwilę słabości.
Podkręcamy się razem na treningach,
dzięki czemu są efektywniejsze.
A jakie treningi są najcięższe dla Artura Kozłowskiego?
Najdłuższym i najcięższym treningiem jaki zrobiłem to
15×1000 m po 2.55, który zrobiłem na obozie w Zakopanem w zeszłym roku. Po tym
treningu było widać początki dłuższego bieganie, pod półmaraton, czy maraton.
Czy lubisz takie treningi?
Tak, lubię robić takie treningi dłuższe, biegi ciągłe. Nie
znoszę szybszego biegania np. odcinków 500 i 400 metrowych, gdzie właśnie czuje
się prędkość. Nigdy nie byłem super-szybkim, choć za juniora młodszego biegałem
1500 i jakoś zawsze ta końcówka była.
Ta koncepcja trenera Rosiaka zaczynania od krótszych
dystansów była trafna. Na OOM za juniora młodszego zakwalifikowałem się na 800 m. Potem za juniora
zaczynałem od biegania 1500 m.
W pierwszym roku młodzieżowca pobiegłem 5 000 m, a w drugim 10 000 m. Cały czas
to się rozwijało. W pierwszym roku seniora pobiegłem półmaraton, a teraz jestem
przymierzany do maratonu, tak więc to cały czas się rozwija.
A jak wygląda twoja siła biegowa? Jakie ćwiczenia byś
szczególnie polecał?
Siłę biegową, jeśli jestem w domu, to robię na nasypie
kolejowym. Jednakże moja siła biegowa ogranicza się do skipu A, B lub lekkich
podbiegów. Wg. mnie świetnym ćwiczeniem są wieloskoki. Niestety nie mogę ich
wykonywać, ponieważ dwa sezony temu naciągnąłem sobie mięsień dwugłowy, właśnie
przez wieloskoki. Do dziś nie zrobiłem żadnego wieloskoku. Mam teraz jakąś
urazę do tego ćwiczenia, przy tym nadal sądzę, że jest ono bardzo dobre. W
Sieradzu, gdzie mieszkam i trenuję, mam ogólnie bardzo płaskie tereny,
gdzie na dużej przestrzeni nie ma
żadnego stu-metrowego podbiegu, a więc jestem zmuszony biegać podbiegi na 70
metrowym nasypie kolejowym.
W Sopocie na Memoriale Sidły Artur uzyskał dobry czas na 3 000 m (7:56.97)
Nie tylko należysz do czołówki polskich biegaczy, ale i
jesteś magistrem.
Tak, skończyłem studiować kierunek Międzynarodowe Stosunki
Gospodarcze na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego.
Mimo zdobytego tytułu, nie chciałeś się pożegnać ze
studiami i podjąłeś drugi kierunek…
Tak, teraz zacząłem zaocznie studiować informatykę.
Powiedz jak wyobrażasz sobie przyszłość? Czy połączysz
bieganie z wykształceniem?
W sumie to nie wyobrażam sobie przyszłości. Nie mam pojęcia
co będzie dalej. Póki co, trzymam się biegania, a studiowanie to jest taka
druga strona, takie poboczne zajęcie. Głównym jest bieganie, a jeśli da się je
pogodzić ze studiowaniem, to jak najbardziej trzeba robić to w kontekście
przyszłościowym. Jak wiadomo, każdy papierek się przyda.
A czy myślisz o bieganiu jako czymś za wszelką cenę?
Nie myślę o bieganiu jako czymś za wszelką cenę,
chociaż…Hmmm, trudne pytanie. Myślę, że nie traktuje sportu w tych kategoriach.
Gdyby tak było to np. nie studiował bym, np. jeśli są wyznaczone jakieś terminy
egzaminów to staram się na nich być lub przekładać, jeśli muszę pogodzić obie
rzeczy. Czyli nie stawiam zupełnie na jedną rzecz.
Często słyszy się o problemach sportowców z uczelnią. Jak
jest w twoim przypadku?
Uczelnia nie wspiera mnie w moim bieganiu. Mam jakieś
stypendium, ale jest ono jednym z najniższych, to da się jeszcze przeżyć.
Najgorsze jest to, że nie chcą wcale się ze mną układać. Wcześniejsze studia
skończyłem w trybie dziennym i nie miałem takich problemów jak przez te dwa
semestry na studiach zaocznych. Spotkałem się z takim oporem na tym wydziale,
że przyznam się, że jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Niektórzy wykładowcy,
jak słyszą słowo- sportowiec, to ich opór dodatkowo wzrasta. Podam przykładową sytuację. Miałem w tym roku
zaliczenie z algebry liniowej i wstałem specjalnie rano w niedziele, aby
dojechać ponad 60 km
z Sieradza do Łodzi. Gdy dojechałem na uczelnie o 8.30, wyszedł jakiś pan i
powiedział, że egzamin się nie odbędzie i zniknął. Bardzo się wtedy
zdenerwowałem. Jest to naprawdę niepoważne traktowanie studentów. Jest to dla
mnie niespotykana sytuacja, aby studenci przychodzili na egzamin, który się nie
odbywa, bez wcześniejszego uprzedzenia, czy informacji na stronie internetowej.
Teraz okazuje się, że będę musiał znów uczyć się i jechać, aby znów zaliczać.
Jest to problem, bo we wrześniu zamierzałem jechać na obóz. Tak więc współpraca
między uczelnią a sportowcami nie układa się wcale.
Czy właśnie takie sytuacje cię najbardziej denerwują? Co
cię tak naprawdę najbardziej wkurza?
Raczej jestem typem spokojnego człowieka. Nie denerwuję się
szybko, choć czasem potrafi mnie wytrącić z równowagi banalna sprawa, tak jak
przegrana w grze komputerowej.
A ta sytuacja, kiedy pojechałeś na Puchar Europy, aby
reprezentować Polskę w biegu na 5 000
m, a ostatecznie wykiwali cię, wystawiając Marcina
Chabowskiego, bardzo cię wytrąciła z równowagi?
Właśnie sam się aż sobie dziwiłem, bo po tym incydencie
wyciszyłem się. Wybrałem się na spacer, starałem się obrócić to w żart, niż
przeżywać. Przeżyłem to jakoś wewnętrznie, ale starałem się to „przełknąć”, bo
nie było sensu wojować z naszym „kochanym” związkiem i ich decyzjami czy
organizacją. Trzeba podchodzić do tego spokojnie.
Czy twoje stosunki z miastem i jego władzami są podobne
do tych z uczelnią?
Nie, z miastem mam bardzo dobre relacje. Prezydent miasta
Sieradz bardzo pomaga sportowcom. Miasto pomaga mi też swoimi obiektami, mamy
MOSiR, gdzie mam dobre tereny do biegania. Jeszcze nie mamy tartanu, ale mam
nadzieję, że w przyszłości będzie, póki co trenuje na bieżni żużlowej. Staram
się po części promować miasto, z którego się wywodzę, w którym się urodziłem i
zachęcić młodzież do ruszania się, uprawiania sportu. Mam podpisaną z miastem
umowę i dostaję stypendium.
Jak wspominasz swój wyjazd na Mistrzostwa Świata w
półmaratonie do Brazylii??
Bardzo wiele mnie ten wyjazd kosztował. Po nim wiele tygodni
zajęło mi dojście do siebie. Przebiegłem ten półmaraton, ale nie wiem czy lepszym
pomysłem byłoby nieukończenie go, ponieważ od 10 km była to ogromna
męczarnia dla mojego organizmu. Kiedy wbiegłem na metę, czułem się strasznie.
Był to najgorszy bieg w mojej karierze.
Potem, aby dojść do normalnego trybu treningowego, potrzebowałem dużo czasu.
Nie jeździłem w listopadzie na obozy, a w porównaniu z chłopakami, byłem w
treningu „daleko w lesie”. Ten bieg mnie strasznie wymęczył. Jednak odbyło się
to, więc nie mam czego żałować. Pojechałem tam, bo zostałem mistrzem Polski w
półmaratonie.
Wiem, że stać cię na czyny charytatywne. Po mistrzostwach
świata oddałeś swój strój startowy na licytację.
Tak, zgadza się. Tę akcję wymyślił bardzo fajny pan, który
zajmuje się i interesuje sportem, nakręca sportowców do takich spraw. Była
dobra okazja – Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, a więc oddałem strój,
maskotkę z MŚ w Rio Janierro, cieszę się, że przyczyniło się to do czegoś
dobrego.
Wróćmy jeszcze do twojego trenowania. Czy masz jakieś
swoje ulubione miejsca do treningu?
W Polsce nie mamy za
dużo tych miejsc do trenowania. Jest Szklarska Poręba, w której byłem już wiele
razy… Poza tym żeby ładować akumulatory, to trzeba wyjeżdżać zagranicę, w góry.
Jeśli chodzi o polskie góry, to byliśmy tez w Zakopanem. Wiadomo, że Szklarska
ma więcej obecnie do zaoferowania, jeżeli chodzi o trasy biegowe. Tam dobrze mi
się biega. Za wiele miejsc nie zwiedzałem niestety.
A planujesz wyjazd na obóz zagraniczny?
Jeszcze nie planuję takiego obozu, natomiast we wrześniu
jadę do Jakuszyc, gdzie będę pierwszy raz trenować. Ciekawi mnie jak się tam
biega. Zobaczymy jakie tam są warunki.
Cofnijmy się do biegów, w których uzyskałeś dobre wyniki.
Jak wspominasz start w MP na 10 000m? Czy jesteś zadowolony, czy raczej
czegoś ci brakowało po tym starcie?
Tak, jestem zadowolony. Jest medal, jest rekord życiowy,
klasa mistrzowska, więc nic więcej nie trzeba. Wiadomo, można było lepiej
pobiec, ale szczerze mówiąc, życiówka poprawiona o 20 sekund jest dobrym
prognostykiem, oznacza, że jestem dobrze przygotowany. Jeżeli chodzi o sam
bieg, to dobrze, że pobiegłem początkowo mocno razem z chłopakami. Ambitnie
podszedłem do tego biegu. Myślę, że trzeba sobie stawiać takie ambitne cele,
aby w dobrym czasie pokonać dystans, to kiedyś na pewno się udaje. Wtedy w
pewnym momencie złapał mnie kryzys, musiałem biec wolniej, ale na koniec znów
się zmobilizowałem i odbudowałem. Końcowy wynik 28.48 naprawdę mnie
satysfakcjonował.
A co powiesz o wyniku (1:03.36), który uzyskałeś na trasie
półmaratonu w Berlinie? W końcu jest to do tej pory najlepszy rezultat w
Polsce.
Kiedy patrzę na mój wynik z półmaratonu i przypomnę sobie
jak on się rozgrywał, to teraz wiem, że
są jeszcze rezerwy, że można jeszcze szybciej pobiec. Trasa w Berlinie jest
idealna do biegania półmatratonu. Jedyne czego mi brakowało, to większej grupy
na wynik 1.03. Do 10 km
mieliśmy zająca, który się urwał jednak po 9 km. Potem biegłem sam do końca. Dwa kilometry
„zaspałem”, bodajże 14-15 km,
gdyż przebiegłem je w tempie 3.07, więc myślę, że te 15-20 sekund spokojnie
było jeszcze do urwania. Patrząc na to jak przebiegłem ostatni kilometr, goniąc
zawodnika z Białorusi, gdzie wstąpiły we mnie takie siły, to wydaje mi się, że
było jeszcze z czego biegać.
Czy trudno ci się przestawić z biegania na bieżni do tego
na ulicy? Czy raczej nie sprawia ci to wielu problemów?
Tak, jest to zdecydowanie trudne, aczkolwiek jestem takim
typem zawodnika, który jest przystosowany do biegania na ulicy. Mój krok biegowy,
technika, sposób biegania nie jest może idealny, mam wiele braków technicznych,
ale właśnie bardzo lubię biegać na ulicy. Prędkość trzy minuty na kilometr jest
dla mnie bardzo komfortową. Bieganie na bieżni 1500 m czy 3000 m jest dla mnie już
bardzo szybkie. Bieganie w kolcach zdecydowanie jest inne od biegania w
starówkach. Bardziej podchodzi mi ulica.
Czy masz swoich
idoli w świecie biegowym? Czy wzorujesz się na kimś?
Raczej nie mam. W sumie nie mam się na kim wzorować. Czarni
zawodnicy trenują trochę inaczej niż my, więc nie ma co na nich patrzeć. Jeżeli
chodzi o idoli, to kiedy byłem młodszy, bardzo podobał mi się styl biegania i
pobijanie rekordów świata przez Hichama El Guerrouj. To był kiedyś mój idol, teraz raczej patrzę tylko na siebie
🙂
A czy rozwijasz swą wiedzę na temat treningu poprzez
czytanie literatury zagranicznej czy polskiej na te tematy?
Właśnie, nie wiem dlaczego, ale nie tykam tej literatury
biegowej. Wiadomo, jeżeli jest jakiś ciekawy artykuł, to czytam bardzo chętnie.
Jednak w inny sposób nie zgłębiam swojej wiedzy na temat treningu. Może tu
tkwią jeszcze jakieś braki. Ostatnio czytałem artykuł o izotonikach i w sumie
informacje z tego artykułu mi pomogły. Wiadomo, trzeba zgłębiać tę wiedzę na
temat treningu. Przyznam się jednak, że bardziej zgłębiam wiedzę na temat
informatyki, czytając takie gazety.
Czy w twoim życiu, oprócz biegania, jest miejsce na inne
sporty?
Raczej nie uprawiam innych sportów. Kiedyś trenowałem piłkę
nożną, jednak to się szybko skończyło. Od trzech lat nie kopałem piłki ani
razu, ale może to i dobrze, bo różne kontuzje takie gry zespołowe niosą za
sobą. A więc sporty ruchowe raczej odpadają w moim przypadku.
Podobnie jak Marcin Chabowski, Radosław Kłeczek i paru innych zawodników,
zrobiłeś w tym roku postęp na 10 000
m i 5 000
m, jednak jeszcze sporo brakuje waszej czołówce,
aby osiągać takie wyniki jak np. Kowol, Kopijasz czy Majusiak. Jak myślisz, co
różni was od tamtych biegaczy?
Szczerze mówiąc to
nie wiem. Na pewno tym co różni dzisiejsze czasy od tamtych jest fakt, że mamy
mniejszy wybór zawodników. Jest dużo mniejsza selekcja. Z różnych badań wynika,
że dzisiejsza młodzież nie garnie się do uprawiania sportu. Dużo wysiłku
zajmuje zachęcenie młodzieży do uprawiania sportu, do wysiłku. Teraz modniejsze
jest siedzenie przy komputerze, oglądanie telewizji. Jeśli chodzi o sport
wyczynowy… Sprzęt poszedł do przodu, odżywki także, a więc wydaje się, że
powinno być dobrze. Moim zdaniem brakuje
w Polsce szkoły trenerskiej, która by się rozwijała. U nas trenerzy są
tacy, że raczej chowają swą wiedzę przed innymi. Bardziej patrzą jedynie na
swoich zawodników, nie ma nawet w szkoleniu centralnym takiej myśli, aby
pokolenia mogły przygotowywać wiedzę na temat treningu. Jeśli ktoś odniesie
jakiś sukces, to myśli, że złapał pana Boga za nogi. Nie ma tutaj czerpania
wiedzy od starszych trenerów. Kiedy kończą się zawodnicy, to trener zostaje
odsuwany.
A jak skomentujesz tegoroczną decyzję PZLA o wyraźnym okrojeniu
grupy wytrzymałości w szkoleniu kadrowym?
Ogólnie rzecz biorąc to cóż można zrobić… Jest ten nasz
kochany bądź niekochany kryzys i być może ze względu na to, choć myślę, że było
to jedynie wymówką, aby obciąć wytrzymałość. Wielu ludziom zależało, aby
zmieniła się ekipa rządząca w PZLA, jednak jej rewolucje odbiły się na kadrze
długodystansowców. Zostało tylko kilku zawodników, zobaczymy jak się to odbije
na wynikach. Myślę, że jeśli zawodnicy nie mają żadnego szkolenia, to na pewno
odbija się to na ich wynikach na bieżni.
Czy planujesz start w MŚ w biegach przełajowych w
Bydgoszczy?
Nie mam jeszcze sprecyzowanych planów na przyszły rok. Nie
mam pojęcia co będziemy robić. Zależy od wyników, od tego jak będzie
przepracowany rok, jakie będą nasze cele na wiosnę przyszłego roku.
Zdradź czytelnikom, jak wygląda twoje życie osobiste. Czy
masz dziewczynę? 😉
Wiadomo, że bieganie wyczynowe wiąże się z wieloma
wyrzeczeniami, wyjazdami, nieobecnościami w domu nawet na święta. Jeśli szuka
się drugiej połowy, to musi być ona bardzo wyrozumiała. U biegaczy można
zauważyć, że łącza się raczej także z dziewczynami, uprawiającymi sport.
Biegacze, biegaczki są bardziej wyrozumiali, rozumieją o co chodzi w sporcie.
No i co, udało ci się znaleźć taką odpowiednią osobę?
Na szczęście udało mi się…Od pewnego czasu mam dziewczynę- Paulinę.
No to cieszymy się i gratulujemy. A czy stosujesz jakieś
tajniki jeśli chodzi o dietę?
Tu właśnie też są jakieś moje niewykorzystane rezerwy, bo
raczej nie patrzę dokładnie na dietę. Wiadomo, że nie piję jakichś większych
ilości alkoholu, czy jem pizzę i frytki, ale też nie zwracam zbyt specjalnej
uwagi na to, żeby jeść bardzo dobre rzeczy. Teraz zacząłem właśnie dbać o
izotoniki. Widzę po wynikach krwi, że mam braki i teraz codziennie sięgam po
geriavit. Przez pewien okres brałem biovital, ale źle na mnie wpływał, więc
zaprzestałem jego zażywanie. Jem także aminokwasy i wiem, że przy pokonywaniu
tylu kilometrów jest to niezbędne. Jest to nieuniknione. Nie można biegać, powiedzmy, sześciuset kilometrów w miesiącu bez dobrego odżywiania się.
Pamiętam, że gdy studiowałem dziennie i mieszkałem od poniedziałku do piątku w
Łodzi, to odżywiałem się straszliwie. Zupki itp. od razu wyszły na jaw podczas
trenowania. Teraz po doświadczeniach wiem, że odżywianie jest bardzo ważną
sprawą, jeśli chodzi o trenowanie.
Co cię relaksuje, jak spędzasz wolny czas?
Za dużo tego wolnego czasu nie mam, gdy robię dwa treningi
dziennie. Lubię chodzić do kina, ale niestety nie ma go w moim mieście. Często
jeżdżę też do mojej dziewczyny, która mieszka 14 km ode mnie i chodzimy na
spacery. W wolnym czasie spotykam się też z przyjaciółmi. Warto czasem gdzieś
wyskoczyć i poleniuchować, poodpoczywać po ciężkich treningach.
Czy w twojej rodzinie są lub byli jacyś sportowcy? Czy
wiesz po kim masz geny biegacza?
Z tego co pamiętam, to mama uprawiała kiedyś siatkówkę. Nie
wiem skąd mam takie geny. Mój starszy brat miał dużo lepsze wyniki ode mnie na
sprawdzianach, o czym wspominał mój wf-ista. Naprawdę nie wiem skąd mam takie
predyspozycje.
No to w takim razie mamy zagadkę…A przyznaj się, jaka
jest twoja waga startowa? Jesteś jednym ze szczuplejszych biegaczy.
Moja waga startowa wynosi około 53 kg przy wzroście 168 cm. Zimą dochodzi do 55-56 kg.
Mówią na ciebie „Kozi”, ale słyszałam też, że twoi koledzy-biegacze, nadali ci przezwisko
Blanik. Dlaczego? 😉
(Śmiech) To pewnie związane jest z tym, że nie mam zbyt
wielu chęci do rozciągania się. Tu także mam pewnie jakieś rezerwy. Gdybym się
do tego bardziej przyłożył do rozciągania się i sprawności, to może biegałbym
lepiej. Wiadomo, że na dystansie 10 000 m, półmaratonu i maratonu, kiedy
wydłuża się krok, to jest zupełnie mniej pracy. A właśnie długość kroku zależy
strechingu. Tego brakuje mi po każdym treningu. Staram się rozciągać, ale
wiadomo, że nie jest to jednak rozciąganie jakie bym chciał i jakie trener ode
mnie wymaga. Nie mogę się jakoś zmusić po długim wybieganiu, gdy zrobię
18-35 km,
po prostu jestem leniw 🙂
Ile więc czasu poświęcasz na rozgrzewkę przed zawodami i
mocniejszym treningiem?
Przed zawodami rozgrzewam się około 45 minut, z czego 25
minut truchtam, a resztę poświęcam na rozciąganie i rytmy. To dość
średnio…Przed treningiem wystarcza mi 30 minut, w tym 15-20 min truchtania.
A które Twoje osiągnięcie jest najbliższe twojemu sercu?
Tzn. najcenniejsze i kosztowało cię wiele wysiłku.
Myślę, że najbardziej odczuwalnym sukcesem z Mistrzostw
Polski było zdobycie mistrzostwa w półmaratonie w Pile. Mam szesnaście medali
mistrzostw Polski, tylko trzy złote. Jeden na 100 000 m w MMP w
Pile, drugi na 5 000 m
w Bydgoszczy i trzeci właśnie w MP półmaratonie w Pile. Piła jest dla mnie
jakoś szczęśliwa jako miasto, pod względem złotych medali. Sukces był na tyle
odczuwalny, bo było wielu kibiców na trasie biegu. Na stadionie nie odczuwa się
takiej atmosfery, ludzie nie przychodzą w dużej ilości, aby oglądać sportowców.
Na ulicy jest zupełnie inaczej. Wspominam też połówkę w Berline. Przyjęcie ze
strony kibiców, gdy ścigałem się z reprezentantem Białorusi na finiszu, było
niesamowite. Nie było nawet gdzie palca wsadzić, tak wielu kibiców było na
trasie przez 21 km.
Wszędzie zespoły grające na bębnach, dopingujący ludzie. Jak się biegnie w
takiej atmosferze, to aż dreszcze przechodzą po plecach i nogi same niosą. Jest
to świetne uczucie.
Na MP w przełajach także sięgnąłeś po medal (brązowy).
Warunki do biegania były tam straszne. Pewnie ten medal, wywalczony bardzo
trudno, jest dla ciebie także jednym z cenniejszych?
Tak. Ten medal był nagrodą za trening poświęcony do tych
zawodów. Medal ten był dla mnie radością, bo nie przygotowywałem się do tych
zawodów bardzo ciężko, a mimo to udało się stanąć na podium. Ważniejszy był
docelowy start w półmaratonie. Na przełajach rzeczywiście zaskoczyła mnie
trasa, która była bardzo wymagająca dla zawodników.
Mimo trudnej trasy na MP w przełajach w Olszynie, Arturowi dopisywał humor 😉
A pamiętasz, co trenerzy mówią o twojej technice biegowej?
(Śmiech) Trenerzy mówią, że bardzo dużo mi jej
brakuje…Ogólnie, to duże braki ma praca rąk. Jeżeli chodzi o krok biegowy, to
jest typowo uliczny, bo stawiam stopę od pięty. To jest typowo maratoński krok.
Ręce uciekają trochę na boki. Jeden trener mi kiedyś powiedział, że mam
predyspozycje na kelnera, bo macham podobnie rękoma. Tu mam kolejna rezerwę.
Uważam jednak, że technika nie jest tak ważna determinantą, żeby nieźle biegać.
Widać też to po innych zawodnikach. Np. Saif Saaeed Shaheen, który na mityngu w Londynie
biegł 5 000 m
okropną techniką, miałem o wiele lepszą za juniora niż on obecnie. Miał krótki
kroczek, ręce trzymał przy klatce piersiowej, a mimo to pobiegł dobry wynik.
Widać, że z taką technika można biegać. Wiadomo, że nie ma co wzorować się na
złych przykładach i trzeba dążyć do lepszego, ale świadczy to też o tym, że
technika nie jest najważniejsza i niezbędna.
Jak rodzina reaguje na twoje sukcesy? Czy jeżdżą z tobą
na zawody?
Jak najbardziej
rodzina bardzo mi pomaga w uprawianiu sportu i myślę, że bez tego wsparcia
w ogóle bym się w to nie bawił. Gdy trzeba coś załatwić a mnie nie ma w domu to
zawsze rodzice czy bracia potrafią mnie zastąpić. Nie narzekają też tak bardzo
gdy często wyjeżdżam a gdy tylko jest okazja to pojawiają się na jakichś
ważniejszych imprezach. Tata był ze mną ostatnio na Mistrzostwach Polski w
Bydgoszczy, co jak widać dobrze poskutkowało 😉
Czy zdobycie złotego medalu na bieżni, dało ci tyle samo
satysfakcji, co ten wywalczony w półmaratonie? Zaskoczył cię końcowy wynik i
to, że drugie miejsce zajął Radek Kłeczek-twój treningowy kolega?
Oba medale były
bardzo ważne i ciężko to tak porównywać. Do obu przygotowywałem się sumiennie i
efekty były niesamowite, bo wygranie Mistrzostw Polski w półmaratonie w
debiucie i przebiegnięcie 13,46 na 5000m na Mistrzostwach Polski są z pewnością
bardzo dużym osiągnięciem. Czy mnie to zaskoczyło to nie wiem, na pewno byłem
bardzo szczęśliwy wygrywając ten bieg, bo nie było to takie łatwo. Było kilku
innych zawodników, którzy także liczyli na zwycięstwo, ale ja byłem podwójnie
zmotywowany, bo dobijałem się do tego pierwszego miejsca już długo, zawsze
znalazł się ktoś lepszy ode mnie. A jeżeli chodzi o Radka to wiedziałem, że
stać go na dobre bieganie, ale do tej pory jakoś to nie wychodziło. Trzeba się
tylko cieszyć, że dwóch zawodników od jednego trenera zajmuje dwa pierwsze
miejsca, bo znaczy to, że trening idzie w dobrą stronę.
Marcin Chabowski miał do ciebie pretensje, że poprowadził
tobie bieg na 5000m w Bydgoszczy. Czy uważasz, że jego pretensje były
nieuzasadnione?
Na pewno Marcin ma
poczucie, że został pokrzywdzony w tym biegu i nie dziwię mu się, bo ja pewnie
też bym się tak czuł na jego miejscu, ale to była jego decyzja, że chce
podyktować szybkie tempo biegu. On wykonywał zalecenia trenera i ja również.
Trener nie kazał mi się wychylać i tak zrobiłem. Na pewno pretensje mógłby mieć
uzasadnione gdybym przed biegiem obiecał, że będę się zmieniał na prowadzeniu a
w czasie biegu nie wyszedł w ogóle, tak jak to zrobił w zeszłym roku jeden z
naszych kolegów w Szczecinie podczas Mistrzostw Polski.
Zwycięstwo na 5 000 m na MP w Bydgoszczy (13:46.66)
Czy chciałbyś żeby twoje dzieci biegały?
Nigdy się nad tym
nie zastanawiałem i póki co nie mam się nad czym zastanawiać 😉
Podczas biegu potrafisz się śmiać, tak jak to było w
Olszynie na przełajach, czy oznacza to, że traktujesz bieganie jako rodzaj
zabawy? Czy raczej stresują cię zawody?
Kiedyś bardzo się
stresowałem już nawet przed zawodami mniejszej rangi, bardzo przeżywałem każdy start,
ale w miarę nabierania doświadczenia trochę zmieniłem podejście do startów.
Odłączam się od tych wszystkich sportowych spraw i nie myślę tyle. Wolę
posłuchać muzyki niż myśleć, co się stanie jak dzisiaj źle pobiegnę lub kto
będzie moim przeciwnikiem, bo to najgorsze co można robić przed biegiem. A w
czasie biegu jeżeli mam jeszcze siły, to się oczywiście uśmiechnę, nie widzę
powodu żeby tego nie zrobić. Chwila rozluźnienia jeszcze nikomu nie zaszkodziła 😉
Czy istnieje może coś, czego się boisz w maratonie?
Póki co się nie boję
i staram się za dużo o tym nie myśleć, bo jak sobie ubzduram jakieś strachy, to
później mogą się sprawdzić. Najważniejsze jest żeby zrobić trening i być dobrze
przygotowanym do biegu, a wtedy na pewno nie będzie powodów żeby się bać, a
tylko cieszyć.
Jak myślisz, na jaki wynik stać cię w pierwszym
maratonie? Jaki rezultat by cię zadowolił? Czy nie lubisz kalkulować przed?
Pierwszy maraton
jest nieobliczalny, więc ciężko stwierdzić na jaki wynik będziemy próbowali
biegać. Jeszcze też dokładnie chyba do końca nie wiem co to znaczy maraton,
dużo wyjdzie po naszych pierwszych treningach typowo maratońskich.
Najważniejsze jest żeby te treningi przebiegły spokojnie, bez żadnych kontuzji,
a wtedy na pewno będzie można celować w bardziej ambitny wynik. Trasa w
Eindhoven jest, z tego co wiem, dość szybka, ale dochodzą do tego inne czynniki
od których dużo zależy (pogoda, przeciwnicy). Jeżeli wszystko się zgra to na
pewno będzie dobrze, a o wynikach będziemy mówić po biegu 😉
Na zakończenie naszej długiej rozmowy powiedz, czy masz już określony biegowy cel życia?
Dla każdego
sportowca celem jest występ na olimpiadzie, choć wiadomo ile trzeba przejść po
drodze, żeby ten cel osiągnąć. Jeżeli chodzi o biegi długodystansowe to naszą
jedyną szansą jest dystans maratoński, bo jak wiadomo na 5 km i 10 km poziom na świecie jest
zbyt duży i za bardzo zdominowany przez czarnych zawodników. A na ostatnich
Mistrzostwach Świata w Berlinie wynik 2:12 dawał już dobre 6 miejsce.
Nie pozostaje nam więc życzyć Tobie spełnienia celów. Dziękujemy za miłą rozmowę.