Redakcja Bieganie.pl
Od 26 do 27 września odbywał się Spartathlon – legendarny, 246-kilometrowy ultramaraton z Aten do Sparty. W tym roku brało w nim udział aż 9 Polaków. Z morderczym dystansem najlepiej poradził sobie Andrzej Radzikowski, który wbiegł na metę po 25 godzinach i 49 minutach. Dało mu to znakomite, trzecie miejsce. Biało-czerwonym towarzyszył specjalny wysłannik Bieganie.pl, który na bieżąco nadawał z Grecji. Przeczytajcie zapis relacji tekstowej "na żywo".
RELACJA Z GRECJI (NADAWAŁ MACIEJ ŻUKIEWICZ – DZIENNIKARZ BIEGANIE.PL):
27 września, 8:58
Na mecie, wraz z pierwszą kobietą w stawce, zameldował się Piotr Kuryło! Ósme miejsce dla Polaka!
27 września, 8:20
Do mety dobiegają kolejni dwaj zawodnicy, ale nas bardziej interesuje to, że Piotr Kuryło odrodził się i jest siódmy!
27 września, 7:26
Andrzej wbiega na metę, jest trzeci!
27 września, 6:59
POLONOS, POLONOS – krzyczą Grecy, Andrzej Radzikowski będzie na podium w Sparcie. Już możecie odliczać, bo przed nim już nie liczby, ale cyfry w kilometrach i bardzo, bardzo duża przewaga. On biegnie, on leci i dokona czegoś wielkiego. W debiucie jako kompletny młokos w ultra, bo dwóch latach startowania na tak długich dystansach będzie na trzecim miejscu w Spartathlonie – ultramaratonie najbardziej prestiżowym w Europie oraz jednym z najtrudniejszych na świecie.
27 września, 6:34
Andrzej Radzikowski zmierza do Sparty! Jeszcze 11 km. Za dwa pomagamy ostatni raz. Biało-czerwona koszulka i w drogę na najpiękniejsze 10 km w życiu!
27 września, 6:03
Już chcemy, aby był koniec, czekamy na punkcie kontrolnym. gdzie zaraz powinien pojawić się Andrzej. Jest skatowany do granic ludzkiej wyobraźni i jeszcze bardziej, ale już za moment do upragnionej mety pozostanie mu 15 kilometrów. Czyli takie sobotnie rozbieganie! Leonidas czeka! Ivan Cudin z Włoch dobiegł do tego punktu w 22 godziny i 29 minut i został zwycięzcą tegorocznego Spartathlonu. W czasie 23 godzin i 57 minut finiszował Reus Florian… pozostało tylko jedno miejsce na podium.
26 września, 18:34
Ok. 140 kilometrów za nami. Powoli zapada zmrok a najlepsi zbliżają się do najcięższego na całej trasie podbiegu.
Dzięki mądremu rozkładaniu sił, dobrej pracy serwismenów i utrzymywaniu od początku równego tempa w stawce coraz wyżej jest Andrzej Radzikowski. Obecnie zajmuje trzecią lokatę! W ciągu ledwie kilkunastu kilometrów wyprzedził trzech rywali z czołówki. Na ósmym miejscu plasuje się Piotr Sawicki. A walczący z kryzysem Piotr Kuryło jest w połowie drugiej dziesiątki.
26 września, 15:40
Na 102,5 km po 9 godzinach zameldował się Andrzej Radzikowski, wziął kolejny lekki masaż, zjadł kanapki, wypił dwie herbaty, żartował z paniami z obsługi i w świetnym nastroju popędził dalej. Wreszcie uregulował tempo do granicy 5:30/5:40, a rywale praktycznie nie zatrzymują się na punktach. Mimo to Andrzej ich wyprzedza.
Ciężko określić na której jest pozycji, bowiem strona biegu działa bardzo słabo, ale patrząc optycznie jest w pierwszej dziesiątce. Piotrek Sawicki ma około 10 minut straty do Andrzeja i jest drugim z Polaków. Również wziął krótki masaż i uśmiechał się do naszego obiektywu. Wciąż jest ciepło, ale przyszyły zbawienne chmury, teraz biegacze przemierzają malownicze winnice! Półmetek już niedługo.
26 września, 14:12
Wydaje się, że Jon Olsen (MŚ24) kontroluje sytuacje. Wygląda bardzo dobrze, biegnie lekko i sukcesywnie podnosi swoje lokaty na kolejnych punktach pomiarowych.
26 września, 13:58
Panuje niemiłosierny upał, słońce w zenicie. Zawodnicy wbiegli w gaje oliwne… pierwsza próba charakterów, ale najgorsze dopiero przed nimi.
26 września, 13:24
Sytuacja na Koryncie. Kuryło ma straszny kryzys. Serwisanci płaczą. Andrzej dotarł na 80 km w czasie 6:58 5:13 na km. O 45 minut za szybko., czuje się dobrze ale kolejni rywale zaczynają iść. Andrzej miał krótki masaż, przebrał skarpety i poleciał dalej. Piotrek Sawicki 5 minut za nim, zjadł makaron i ruszył w drogę. Po 2 km od punktu Kuryło został wyprzedzony przez Andrzeja, który jest teraz pierwszym Polakiem. Prowadzi Niemiec Florian.
26 września, 9:54
Sytuacja po 42 kilometrze. Kuryło razem z Litwinem w zabójczym tempie 3.08 i 3.09 prowadzą razem. Andrzej Radzikowski i Piotr Sawicki biegną równym stałym tempem bez jakichkolwiek oznak zmęczenia z uśmiechami na twarzy. Zbliżają się już do Półwysptu Peloponeskiego. Ich rezultaty 3:36 na punkcie kontrolnym. Pilnują MŚ Olsena, który jest 30 sek przed nimi.
Zbiera się na deszcz zaczęło kropić. Temperatura 25,5 stopnia. Nie mogą narzekać na pogodę. Serwisanci uwijają się jak w ukropie. Ja również trzymajcie kciuki. Następny raport po 81 kilometrach
26 września, 6:51
Maszyna ruszyła! 32 Spartathlon rozpoczęty. Biegacze właśnie wyruszyli z Akropolu na ulice Aten. Przywitał ich dość ulewny deszcz, ale prysznic schłodził powietrze i już się wypogadza. Pierwszy punkt kontrolny na Koryncie na 42 kilometrze. Trzymajcie kciuki!
25 września, 20:00
Środowe popołudnie spędziliśmy na ekspresowym zwiedzaniu Aten. Zaliczyliśmy wspólnie z Andrzejem Radzikowskim oraz jego serwisantem Darkiem najważniejsze punkty miasta, aby odgonić myśli o biegu. Kilka godzin relaksu, później chwila na wymoczenie nóg w morzu i kolacja.
Doszły mnie słuchy, że jesteście ciekawi, co jedzą ultrasi oraz jak trenują tuż przed biegiem. Odpowiedź jest prosta – nie robią praktycznie nic. 20-30 minut truchtu i lekka gimnastyka rozciągająca (bardzo lekka) to wszystko. Zawodnicy są porozrzucani po pobliskich hotelach, z biało-czerwonymi jest ekipa z Francji oraz Niemiec. Na kolację wszyscy jedzą podobnie – makaron lub ryż oraz warzywa i galaretka na deser. Część bierze dokładki, a część szczuplejszych zawodników takich jak Andrzej nie przesadza z jedzeniem. Niemcy na śniadanie serwują sobie boczek i jajka – lubią podjeść dość tłusto. Dla każdego to jednak sprawa indywidualna. Weteran naszej kadry mistrz Polski w biegu 48-godzinnym Stanisław Giemza zaczyna od zupy mlecznej, a dopiero potem przechodzi do kanapek. Andrzej z kolei wypija dwa rodzaje kawy.
– Kluczem do odpowiedniego odżywiania w ultra jest to, żeby odżywiać się zdrowo przez cały rok, aby zwyczajnie o siebie dbać. Ja ostatnio unikam mięsa, idę coraz bardziej w kierunku wegańskim jednak każdy ma swoje metody. Ważne, aby czuć się zdrowo. W kilka dni przed startem niczego się nie nadrobi. To będzie kluczowa kwestia w maratonie, gdy dochodzą kolejne kilometry przestaje to mieć znaczenie – powiedział mi z kolei Piotr Sawicki.
– Amerykanie stosują gotowane ziemniaki na trasie, ja lubię kanapki z szynką. Musi być coś treściwego, bowiem na samych żelach i słodyczach można sobie polecieć 80 kilometrów, ale później masz tego dość. Chcesz zjeść coś, co ma inny smak, chcesz mieć pełniejszy żołądek – mówi Marcin Zieliński tegoroczny debiutant na Spartathlonie.
Wieczór kadra spędziła niemal w komplecie na przysłowiowym piwie i wówczas ultrasi naprawdę docenili wagę tego trunku.
– To naturalny izotonik, wprowadza równowagę w żołądku, gdy dzień przed startem nie wypije piwa, nie pobiegnę. Raz spróbowałem przebiec maraton i czułem się fatalnie – dodaje Marcin, który nie jest w tym osądzie osamotniony.
Mający w dorobku Wielkiego Szlema ultramaratońskiego Zbigniew Malinowski dodaje:
– Na tak długim dystansie najbardziej musisz się troszczyć o swój żołądek, to on odpowiada za to, czy otrzymasz potrzebną energię. Jeśli on się zbuntuje… masz duży problem. Ciągle słodkie, bardzo dużo płynów i żołądek się rozregulowuje, a piwo działa kojąco, dlatego będę je pił na swoim 11 Spartathlonie. Wówczas mam spokój z żołądkiem i mogę skupić się wyłącznie na biegu.
Wydaje się, że zawodnicy nic tu nie mają do roboty jednak niemal cały dzień zlatuje niezwykle szybko. Po śniadaniu obowiązkowa kąpiel w morzu, to naturalna odnowa biologiczna dla mięśni, dlatego Andrzej i Piotrek Sawicki, którzy mieszkają razem w pokoju i prawdopodobnie większość dystansu będą pokonywać w podobnym tempie skorzystali z niej wspólnie. Później pojechaliśmy po samochód, a powrocie na zawodników czekały już gimnazjalistki z polskiej szkoły w Atenach wraz z panią Wiolą, nauczycielką wf-u, która od 20 lat towarzyszy biegaczom na trasie Spartathlonu. Kadra udzielała wspólnego wywiadu młodym dziennikarkom. Padały pytania o myśli podczas biegu, bowiem na Spartathlonie nie można słuchać muzyki. Wszyscy odpowiedzieli, że myślą o rodzinach o trudnych momentach, z których udało się wyjść, o dzieciach o czekających żonach, o tym ile wysiłku kosztowało ich pogodzenie treningu z pracą, życiem rodzinnym i zawodowym.
– Bieganie to nasze 4 lub nawet 5 zajęcie. Biegamy o 4 rano, czasem o 22, z pracy lub do pracy – zwierzali się ultrasi.
Najwięcej do powiedzenia miał Zbigniew Malinowski, bowiem to on ukończył Spartathlon aż 10 razy na 10 wykonanych prób.
– Ukończyłem wszystkie najtrudniejsze biegi świata i z pełną odpowiedzialnością mówię, że Spartathlon jest najtrudniejszy. W Himalajach na La Ultra de High jest tylko kilka punktów kontrolnych, w których musisz zameldować się o czasie. Tam w lecie nie jadają mięsa, więc musieliśmy bazować tylko na warzywach, była walka z wysokością nawet 5300 m.n.p.m., ale spokojnie udało się to ukończyć. Na Badwater towarzyszył potworny upał, nie ma cienia, nie ma żadnych drzew… Pustynia Mojave jest zabójcza, ale nie ma nic gorszego od presji czasu. Na Spartathlonie wciąż myślisz o tym, aby zmieścić się w limicie na kolejnym punkcie, które są sukcesywnie zamykane. Masz godzinę przewagi, ale limit na kolejnym jest tak wymagający, że okazuje się, że ledwo się mieścisz. Na tym polega trudność, wyrobić sobie komfort czasowy. Nie przez przypadek do mety dociera co roku tylko 1/3 startujących. Uważam, że to najtrudniejszy bieg świata i mówię to z całą świadomością – zaznaczył Malinowski.
Ultramaratończycy mogą być doskonale przygotowani, aby (jak to określił Zbigniew) złapać Leonidasa za sandał, lecz bez pomocy technicznej nikt nie dotrze do Sparty w limicie czasowym. Rola serwisu jest nieoceniona, zdaniem biegaczy to połowa sukcesu. Mając świadomość, że możesz na kogoś liczyć zyskujesz pewność. Dlatego na tych osobach również ciąży presja, dlatego też również się stresujemy… przygotowania pójdą na marne, jeśli w odpowiedniej chwili nie podamy piwa, coli, ulubionego batona czy nie przewidzimy załamania pogody i nie damy cieplejszej rzeczy przed morderczym podbiegiem. W powietrzu unosi się stres, tak jakby było ono cięższe. Czuć napięcie.
Teraz nikomu już nie przeszkadzamy, bo Andrzej chodzi jak tygrys w klatce. Po zakupach, spakowani, przygotowani na każdą ewentualność – leki, elektrolity, witaminy, różne smaki izotoników, bowiem ten sam wywoła wreszcie wstręt, dżem, słoik miodu, sól kuchenna, plastry latarki, kilka par butów… oby tylko autobus jadący na końcu wyścigu nie musiał przedwcześnie zabierać nikogo z trasy, bowiem ten przegrany nie jedzie do Sparty, nie widzi dekoracji, tylko jest wywożony na samo południe Półwyspu Peloponeskiego nad Morze Egejskie. Tak na otarcie łez.
Czekamy. Pobudka 4:30.
24 września, 17:20
Skrajnie różne emocje, skrajnie różne cele, skrajnie różne przygotowania, ale jedna meta – na agorze w Sparcie pod pomnikiem króla Leonidasa po 246,8 km walki z górami, asfaltem, ciepłem oraz przede wszystkim z własnymi słabościami.
Rano wspólnie z Andrzejem Radzikowskim wyszliśmy na taras…, a Piotr Kuryło biegał ze swoim wózeczkiem po ulicach, aby później zaparkować na pobliskiej plaży. Po śniadaniu udaliśmy się tam, aby zażyć kąpieli w naturalnej 28-stopniowej solance morza Egejskiego. Bajka. Mięśnie rozluźnione, Andrzej odstresowany. Nie omieszkaliśmy razem z serwismenem Darkiem Ciećwierzem podejść do „Człowieka z Żelaza” oraz zamienić parę słów. Wygląda na to, że Piotr jest w wyśmienitej formie, wygląda jak grecki Adonis, wyżyłowany, umięśniony, narzeka jednak na ból w kolanie, bowiem 2800 km biegu do Aten z Podlasia to nieludzko wymagająca forma treningu. – Podróż przebiegała bez większych przeszkód. Posiedziałem trochę w rumuńskich Karpatach w wysokich górach, przeszedłem załamanie pogody w Bułgarii, jednak zaliczyłem wiele udanych treningów. Jeszcze tu w Grecji również biegłem przez góry. Nie jestem jednak pewien swojej formy – powiedział Kuryło. Na Andrzeja patrzył z respektem, panowie nie znali się wcześniej. Moim największym zdziwieniem było to, że pomimo nieobecności na praktycznie wszystkich ultramaratonach, wie o ultrasach wszystko. Strzelał wynikami wszystkich faworytów, wiedział także o osiągnięciach naszych zawodników. – W tym roku zapowiada się szybki bieg, żeby wygrać trzeba będzie pobiec w granicach 22 godzin. Ja chcę poprawić czas z 2007 roku, to powinno dać mi pierwszą trójkę – powiedział dość nieskromnie, poczym ubrał się w ortalion i biegał wzdłuż plaży… powtarzał ten cykl trzykrotnie w tym upale. Dość dziwny trening tuż przed startem.
Kuryło to samotnik, śpi na plaży, dopiero czwartkową noc spędzi w hotelu razem z reprezentacją, jednak pozostali nie darzą go zbytnią sympatią i to eufemizm. Mnie wydał się osobą kontaktową, życzliwą, wiele opowiadał nam o trudnościach trasy o jej najgorszych fragmentach, podbiegach, wypłaszczeniach oraz o spadkach temperatury w nocy. Widać, że męczy go fakt, że jest pokłócony ze środowiskiem ultramaratońskim za incydent z przed 7 lat (podobno pobił jednego z polskich zawodników), nie chcę go rozgrzeszać, ale widać, że jest mu przykro. Wygląda jak mnich, pokutnik – walczy samotnie.
Andrzej jest z pewnością jednym z najbardziej utalentowanych ultrasów, jednak ma zaledwie 33 lata i trenuje od…4 lat! – Właściwie w ultra bawię się od 2012 roku, także myślę, że rezerwy są jeszcze sporo – opowiada człowiek, który w 24 godziny przebiega ponad 250 km! Biegający w Olympie Błonie (przypadkowa nazwa?) zawodnik chłonie wiedze od starszych jak gąbka. Widząc nasze rozmowy na plaży pojawili się Argentyńczycy. – Jestem tu czwarty raz, w zeszłym roku pierwszy raz udało mi się ukończyć Spartathlon w 34 godziny. Pierwsze dwie próby były nieudane – opowiada jeden z nich. – Najpierw jechałem do Buenos Aires 13 godzin autobusem, później kolejne 13 leciałem do Rzymu, tam nocleg, przesiadka i jestem – dodaje z uśmiechem. – To jest warte każdego wysiłku. Podbiegi są bardzo strome, trasa i podróż tutaj bardzo długie, ale gdy dobiega się do przedmieść Sparty wszyscy szaleją, dzieci wybiegają na ulice, pomnik Leonidasa, atmosfera to jest bezcenne – kontynuuje Argentyńczyk.
– Jak biec? – pyta Andrzej. – Po prostu biegnij, nie kalkuluj, nie myśl. Żadne kalkulacje patrzenie na zegarek i myślenie, że jesteś o 10 sekund spóźniony na kilometrze, nie mają sensu. Jeśli ktoś tak Ci powie, będzie krzyczeć, że zbyt wolno, jeśli przyspieszyć, trasa cię pokona. Nie myśl, tylko biegnij – radził starszy już reprezentant Ameryki Południowej.
Po południu dojechała duża część polskiej ekipy z guru polskich ultrasów – Zbigniewem Malinowskim. Ubrany od stóp do głów w gadżety biegu Badwater kroczył dostojnie z autobusu, aby się z nami przywitać. To już jego jedenasty Spartathlon, biegnie na zaliczenie, bawi się ultra, jeździ po świecie i startuje w największych biegach tego globu. Badwater był jego ostatnim skalpem. W Grecji zna go wielu zawodników. – Chcesz biec na 25 godzin tak? – spytał Andrzeja po przyjeździe. – Tak. Jak tu się biega, jak mam pobiec? – odparł Radzikowski (choć, chce pobiec znacznie szybciej). – Z głową Andrzejku, z głową, mądrze, powoli. Ten bieg zaczyna się dopiero po 100 kilometrach. Na stromych podbiegach nie należy biec, po stracisz podwójnie dużo energii, a w przeciwnym razie bez większego wysiłku odrobisz to na płaskich odcinkach. Serwis jest dozwolony po 80 km, dlatego korzystaj z punktów odżywiania ustawionych przez organizatorów – radził Malinowski. On tak jak zdecydowana większość polskie ekipy przyjechała zaliczyć kolejny bieg, chcą dobrze się bawić. Jednak Andrzej ma inne plany, ma określone tempo, wyliczenia, będzie biec czujnie, ale ma nie gonić na początku. Przez pierwsze 8 godzin wspomoże się zegarkiem GPS, aby wejść w rytm, a potem to już wszystko się samo potoczy. – Wszystko będzie tutaj dla mnie nowe, nigdy tu nie byłem, nie widziałem tych pięknych widoków, będę bawić się tym biegiem, będę podróżować – mówi, choć widać, że intensywnie myśli, ale trudno się dziwić, w końcu pobiegnie w Spartathlonie i jest jednym z mocniejszych zawodników.
Wieczorne rozbieganie
Miałem przyjemność wybrać się z Andrzejem na rozruch. Wolne tempo tylko raz poniżej 5 minut, reszta w okolicach 5:20-5:30… tylko, że on tak może przez 24 godziny. Lekka gimnastyka. – Świetnie się biegnie, doskonale się oddycha, upał zelżał i zrobiło się przyjemnie – mówił mi. Po skończonym treningu wracamy do hotelu i… znów wpadamy do Piotrka Kuryło. – Biegasz jednak wieczorem? W jakich butach biegniesz? – pyta w czołówce na głowie i znów zaczyna odpowiadać o trasie, widać, że jest bardzo skupiony i bardzo chce tutaj czegoś dokonać. Śmieje się, ale liczy na pierwszą trójkę. Nieoczekiwanie Piotr zaczyna opowiadać o historii z bratem bliźniakiem. – Wiecie, on już na mnie czeka w gajach oliwnych za Koryntem, tam się ze mną zmieni – śmieje się i dodaje – chcieli ze mnie zrobić rozbójnika i to jeszcze z żółtymi papierami, ale ja się nie dam. W gazetach powypisywali ultras czy rozbójnik… będę mieć mecenasa nie mogę tego odpuścić – mówi. Pytam się go czy nie warto pogodzić się ze wszystkimi, wyjaśnić sobie wszystko i zakończyć konflikt i znów biegać też w Polsce. – Nie potrzebuję tego, zależy mi na tym biegu, na Spartathlonie. To moje marzenie. Wracam po kontuzjach i chcę tutaj dobrze wystartować – odparł. Widać, że zależy mu tak samo jak Andrzejowi, oby ta rywalizacja zaowocowała polskim podium.
Pakiety w garści
Ekipa jeszcze niepełna, ale odebrała już pakiety startowe, zgody na samochód, akredytacje dziennikarskie. W hotelu, gdzie mieści się biuro zawodów jest naprawdę tłoczno. Już praktycznie nikt nie biega. Andrzej obudził się jednak rano i przed śniadaniem wyszedł na przebieżkę, bardzo krótką, ale jak powiedział, wierzgał nogami i zwyczajnie musiał wyjść. Teraz już tylko czas na zwiedzanie Aten i plażowanie – w czwartek nogi do góry, koncentracja i oczekiwanie na biegowy sztorm na Morzu Egejskim. NIECH SIĘ DZIEJE!
23 września, 23:50
Kolejni ultrasi zjawiają się na miejscu, a nam udało się zrobić zdjęcia z Piotrem Kuryło.
Piotr Kuryło (w środku)
Piotr Kuryło
Piotr Kuryło
Orzeł wylądował w Atenach. Podczas lotu Andrzej Radzikowski podaje mi gazetkę linii lotniczyk Lot, a tam artykuł o rozbieganej Polsce i… o ultra – jest taki Piotr Kuryło, który pobiegł do Aten z wózkiem i w 2007 był drugi na Spartathlonie – przypadek? Po nocnej podróży budzimy się rano w hotelu i wychodzimy z Andrzejem na taras… pierwszy widok Piotr Kuryło biegnie ciągnąc wózek i znika w uliczce. Później pojawia się na plaży i się gimnastykuje… przypadek?
(Na dowód zdjęcie z dość daleka dlatego jakość taka byle jaka, ale jesteśmy – misja Spartathon rozpoczęta):
ZAPOWIEDŹ SPARTATHLONU 2014
Jeszcze nigdy w historii nie mieliśmy tak silnej biało-czerwonej reprezentacji. W Grecji pobiegnie aż 10 naszych ultrasów: Marek Złonkiewicz, Marcin Zieliński, Stanisław Giemza, Piotr Sawicki, Andrzej Radzikowski, Jacek Latała, Dominik Jagiełło, Paweł Kotlarz, Zbigniew Malinowski oraz Piotr Kuryło. To naprawdę śmietanka polskiego ultra. Nikomu nie można odbierać szansy na wysokie lokaty, bowiem dystans i trasa są tak wymagające, że zdarzyć może się wszystko. Kto wydaje się faworytem naszej ekipy?
Piotr Sawicki
Z pewnością najszybszy z biało-czerwonych ultrasów. Pokonanie maratonu poniżej granicy 2:40 nie stanowi dla niego problemu. W 2012 roku podczas MŚ i ME w Katowicach ustanowił rekord kraju w biegu 24-godzinnym wynikiem 254 km i 93 metry. Dało mu to piąte miejsce na świecie oraz trzecie na Starym Kontynencie. W tym sezonie wygrał trzyetapowy bieg górski Beskidy Run Adventure oraz był czwarty w Rzeźniku, mimo, że góry to nie jego specjalność. W tym roku przygotowywał się specjalnie pod Spartathlon.
Andrzej Radzikowski
Będziemy towarzyszyć mu podczas tego biegu, ale wymieniamy go w gronie najmocniejszych nie ze względu na sympatię. Wyniki Andrzeja mówią same za siebie. Drużynowy brąz na ME w biegu 2014 godzinnym w Katowicach, mistrzostwo Polski w tej specjalności z rezultatem 251 km i 113 metrów. Tej wiosny został także mistrzem kraju na 12 godzin i okrasił triumf rekordem kraju (145 km i 572,5 metra). Zwycięstwo w biegu od „Zmierzchu do Świtu” z wynikiem 95 km w Kaliszu oraz „przebieżki” w maratonie po 2:50 – to wszystko daje nadzieję na bardzo dobry rezultat. Warto dodać, że Andrzej ma dopiero 33 lata i jak na ultrasa to jeszcze młodzik. Z Piotrem Sawickim znają się jak łyse konie – ciekawe, co przyniesie ich współpraca.
Zbigniew Malinowski
O tym Panu nie napisać zwyczajnie nie wypada. Pionier i weteran polskiego ultra. W Spartathlonie brał udział 10 razy z rzędu! W tym roku ukończył również Badwater 135. Jako jeden z nielicznych ludzi na świecie dostąpił zaszczytu i wystartował w La Ultra the High w Himalajach, który wspólnie z Jackiem Łabudzkim ukończył na drugiej lokacie. Malinowski może pochwalić się także ukończeniem Wielkiego Szlema Ultramaratońskiego (Spartathlon, Comrades Marathon, UTMB, MdS, Badwater) jako pierwszy z biało-czerwonych wspólnie z Jackiem Łabudzkim. Przez młodszych kolegów uważany za wzór do naśladowania.
Piotr Kuryło
W Grecji biegał dwukrotnie. W 2007 roku zajął drugie miejsce z doskonałym rezultatem 24 godziny i 29 minut. Wokół jego wyczynu krąży jednak sporo legend zwłaszcza w wąskim kręgu ultra maratończyków. Trudno mówić o innych wynikach tego biegacza na zawodach, bowiem Kuryło się z nikim nie konfrontuje. Biega samotnie z północy na południe Polski, bądź ze wschodu na zachód. W latach 2010/2011 samotnie przebiegł całą kulę ziemską i zajęło mu to dokładnie 365 dni. Za „bieg dla pokoju” otrzymał nagrodę Kolosa. Jego pseudonim „Człowiek z żelaza” budzi respekt, a nietypowe przygotowania (Kuryło na początku sierpnia wyruszył do Aten biegiem) z pewnością należy podziwiać. Na Spartathlonie może pozytywnie zaskoczyć.
Cztery polskie asy, choć pozostałe karty również mamy mocne – tak należy określić polską kadrę na Spartathlon. Jednak w tym roku bieg będzie wyjątkowo silnie obsadzeni. Pech, czy okazja do rywalizacji z najlepszymi na świecie? Można na to patrzeć dwojako, ale jedno jest pewne – do Grecji zjadą najwytrzymalsi ludzie globu.
Jon Olsen
Jeden z głównych faworytów do zwycięstwa. W minionym roku na MŚ w Holandii w biegu 24-godzinnym nie miał sobie równych uzyskując 167,568 mili i bijąc rekord USA Scotta Jurka. Amerykanin biega również niesamowicie na dystansie 100 mil (160 km). Pierwszy raz w historii swojego kraju zszedł poniżej 12 godzin. Takie osiągnięcia mówią same za siebie. Olsen może w Sparcie zameldować się, jako pierwszy.
Valmir Nunes
Choć na karku ma już 50-tkę skreślać absolutnie go nie można. Brazylijczyk jest rekordzistą trasy na Badwater w Dolinie Śmierci. W Spartathlonie startował trzy razy i zawsze był na podium. W 2001 roku wygrał, (choć już lat trochę upłynęło) z rewelacyjnym czasem 23:18. Jest doświadczony, doskonale zna trasę. Będzie groźny.
Ivan Cudin
Włosi znani są ze swojego temperamentu, ale jego cechuje spokój olimpijski i wytrwałość. Cudin wygrywał Spartathlon w 2011 i 2010 roku. Jako trzeci w historii zdołał zejść poniżej 23 godzin (22:54,40). Śladami Filipidesa biegł już cztery razy i trzykrotnie meldował się w pierwszej trójce. W tym roku również błysnął formą zwyciężając w prestiżowym ultramaratonie dookoła Balatonu na Węgrzech.
Joao Oliveira
Portugalczyk jest obrońcą tytułu, zatem trudno nie uważać go za faworyta. W 2013 roku zwyciężył z czasem 23:29. Na początku tego sezonu również zaliczył bardzo długi biegi i również wygrał. Najlepszy okazał się na trasie TransOmani (285 km).
Oprócz wymienionej czwórki w gronie startujących jest jeszcze trzech triumfatorów poprzednich edycji greckiego ultramaratonu: Thomas Stu (Niemcy), Otaki Masayuki (Japonia) oraz Markus Thalmann (Austria). Na liście widnieje także znane nazwisko dzięki książce „Ultramaratończyk”. TAK – mam tu na myśli Deana „Karno” Karnazesa. Greckie korzenie amerykańskiego biegacza, który charakter wykuwał na takich wyścigach jak Western States czy Badwater.
Jako ciekawostkę warto zanotować fakt, iż najliczniejszą reprezentację wystawili Japończycy (54 osoby wliczając mężczyzn i kobiety), a Francuzi przywieźli najmłodszego i najstarszego biegacza. Angel Pallaruelo ma zaledwie 22 lata, a Jean Lapeyre liczy sobie już 66 wiosen.
Trasa biegu
Zdecydowana większość Spartathlonu poprowadzona poczynając od Akropolu w Atenach przez kanał Koryncki oraz malownicze gaje oliwne oraz winorośle. Na trasie ustawionych jest aż 74 punkty kontrolne, średnio, co 4 kilometry, na których zawodnicy mogą liczyć na zimne i ciepłe napoje oraz owoce i ciastka. W okolicach 185-190 kilometra na biegaczy czeka prawdziwa próba charakteru, czyli wzgórze Partheni wznoszące się na wysokość 1200 m. n.p.m. Bardzo wietrzne miejsce z szutrową i kamienistą drogą, gdzie w nocy temperatura spada do 5-4 stopni może okazać się decydujące w kontekście czołowych lokat. Podobno przebiegający tamtędy Filipides spotkał wówczas greckiego boga Pana… Organizatorzy przestrzegają na stronie również przed halucynacjami pojawiającymi się na zbiegach prowadzących już do Sparty. Czytając to można się uśmiechnąć, jednak trzykrotny triumfator Jurek w swojej książce wspominał o… uśmiechających się kamieniach.