Kazimierz Żurek
Biegacz z zamiłowania, marketer z zawodu, psycholog i polonista z wykształcenia. Swoją formę biegową szlifuje w klubie Masters Iwiczna Life Athletics (M.I.L.A.)
Rozmawiamy z Andrzejem Bargielem, wielokrotnym medalistą w narciarstwie wysokogórskim, który od 11 lat konsekwentnie realizuje wyprawy, na których zdobywa bez dodatkowego tlenu i zjeżdża na nartach z najwyższych szczytów Ziemi. A przy tym korzysta z biegania w treningu i dobrze się bawi, uczestnicząc w zawodach biegowych. Andrzej opowiada nam o tym, w jaki sposób narty skiturowe zimą mogą przynieść biegaczowi poprawę formy, zachęca do robienia kursów poruszania się po Tatrach. Tłumaczy też, czy da się biegać w Himalajach oraz zdradza, czy zamierza w tym roku wziąć udział w biegu Wings for Life. Zapraszamy do wywiadu!
Kazik Żurek: Cześć Andrzej, rozmawiamy na początku roku 2024, za Tobą bardzo udany rok 2023. Udało Ci się zjechać na nartach z 2 ośmiotysięczników w Karakorum – Gaszerbrum II (8035 m n.p.m.) i Gaszerbrum I (8080 m n.p.m.). Wcześniej zjechałeś już z K2 (8611 m n.p.m. – w 2018 roku) i Broad Peaku (8051 m n.p.m. – w 2015). Tym samym stałeś się jedynym człowiekiem na świecie, który wszedł i zjechał na nartach ze wszystkich ośmiotysięczników w Karakorum. I to bez używania tlenu. Czy czujesz się dumny? Czy marzysz o tym, aby dokonać takich zjazdów na wszystkich ośmiotysięcznikach?
Andrzej Bargiel: Cześć, dzięki za zaproszenie do rozmowy. Nie wiem, czy to powód do tego, żeby być dumnym. Na pewno bardzo cieszy mnie to, że mogę kolejny sezon przejść w zdrowiu. Nie każdy zdaje sobie sprawę, jak wiele zależy od tego, abym był w formie, bez kontuzji podczas tych wyzwań.
A odpowiadając na drugie pytanie – nie kolekcjonuję szczytów. Nie jest moją ambicją zjechać ze wszystkich ośmiotysięczników. Robię, to, co lubię, a nie to, co przyniesie mi jakąś chwałę. Jest wiele innych wysokich gór, także poza Himalajami. Nie chcę jednak na razie zdradzać, czym zajmę się w tym roku, trwa cały proces przygotowań, ale na pewno w odpowiednim momencie wszyscy się dowiedzą (śmiech).
KŻ: Jesteś skialpinistą. Ale również człowiekiem, który ma ogromny potencjał do wyzwań biegowych. Kiedy w 2010 roku wziąłeś udział w zawodach Elbrus Race, na szczycie tej najwyższej góry Europy pojawiłeś się tak szybko, że wprawiłeś organizatorów w popłoch, gdyż nie zdążyli nawet rozłożyć mety. Zadziwiłeś świat biegowy, bijąc rekord Denisa Urubki o ponad 30 minut! Wszystkie oczy skierowały się na Ciebie i wielu sądziło, że będziesz nowym Kilianem Jornetem – narciarzem, który został wybitnym biegaczem górskim. Ty jednak poszedłeś inną drogą.
AB: Nigdy nie złapałem bakcyla biegowego. Ale też po prostu tak potoczyły się moje losy. Gdy różne osoby zorientowały się, że potrafię bardzo szybko poruszać na dużych wysokościach, mam dobrą wydolność, to nie świat biegowy, a himalaizm – w pewnym sensie – zgłosił się do mnie. Bieg na Elbrus odbywał się w ramach obozu Polskiego Himalaizmu Zimowego. Potem w ramach tego programu pojechałem z Arturem Hajzerem w 2012 roku na 2 ośmiotysięczniki – Manaslu i Lhotse i podczas tej wyprawy okazało się, że narciarstwo na tak dużych wysokościach jest możliwe. I tak zaczęły się moje własne wyprawy w ramach projektu Hic Sunt Leones (łac. dosł. – „tu są lwy”).
To nie znaczy, że nie biegam. Bieganie jest częścią moich przygotowań treningowych. Gdy jestem w Polsce, raz w tygodniu podskoczę na Kasprowy, lubię też bardzo biegać po Czerwonych Wierchach, czy w Dolinie Chochołowskiej. Czasem łączę też bieganie ze wspinaczką. Jeśli droga wspinaczkowa, którą planuję, jest dość prosta, nie potrzebuję dużo sprzętu. I wtedy mogę dobiec sobie do takiego miejsca. To ogromny walor, bo mogę biegiem szybko dotrzeć do trudno dostępnych miejsc – np. żeby wspiąć się na jakiś atrakcyjny szczyt i zobaczyć nad chmurami wschód słońca. Startowałem też kiedyś w lokalnych biegach, takich jak zawody biegowe w Gorcach. Ostatnio można było mnie też zobaczyć w biegach z cyklu Wings for Life. Może kiedyś zaangażuję się bardziej w bieganie? Jestem otwarty na nowe doświadczenia, wszystko jest możliwe (śmiech).
KŻ: Andrzej, chciałbym, abyś opowiedział nam – ponieważ jesteśmy obecnie w szczycie sezonu narciarskiego – jak biegacz może wykorzystać trening narciarski, skiturowy, do tego aby w sezonie zimowym budować swoją kondycję?
AB: Zdecydowanie polecam skitury! To świetny sposób, aby w zimie podciągnąć swoją kondycję biegową, niekoniecznie tylko dla biegaczy górskich. Mieszkam w górach i wiem dobrze, jak bardzo mogą być przydatne do treningu wytrzymałościowego.
Jest ku temu kilka powodów.
Po pierwsze, zimą jest trudno znaleźć dobre warunki do biegania – po miękkim śniegu, lodzie. Łapiesz dziwne przyruchy i zabijasz technikę biegową. Łatwo możesz też złapać kontuzje. Skręcenia i naderwania mięśni są codziennością takich amatorów zimowych wycieczek biegowych.
A na skiturach ruch jest miarowy, powtarzalny. Poprawny technicznie będzie lekki posuwisty. Twoje stawy są odciążone. Szczególnie bezpieczne są kolana. Znam nawet biegaczy, którzy z lekkimi kontuzjami wbiegali na skiturach na Kasprowy, żeby potem zjechać w dół kolejką. Po prostu to jest bardzo przyjemny sposób zdobywania wysokości.
I właśnie łatwość generowania przewyższeń to drugi ważny powód, dla którego warto zimą na nogi założyć narty skiturowe. Taka wycieczka po prostu pod kątem pokonywania kilometrów jest znacznie efektywniejsza niż biegowa. Kiedy już wbiegniesz na nartach na górę, możesz z łatwością zjechać i zacząć się wspinać na kolejną górkę. Nie byłbyś w stanie pokonać tak wiele szczytów biegając po śniegu.
KŻ: Znamy wielu osiągających najwyższe laury biegaczy górskich, którzy zimę mocno przepracowują na nartach. Na arenie światowej są to chociażby Włosi Nadir Maguet i Davide Magnini, no i oczywiście słynny Kilian Jornet. Również w Polsce znamy skiturowców, którzy osiągają sukcesy w biegach górskich. Czy Ci zawodnicy mają przewagę na starcie sezonu biegowego?
AB: Tak to działa. Jak potem na wiosnę wchodzisz w sezon, masz trochę wyższy poziom. Dlaczego? Otóż na skiturach angażujesz dużo więcej mięśni niż tylko podczas biegania. Praca rąk jest bardzo ważna, wzmacnia się mięsień trójgłowy ramienia. Pracują również mięśnie pleców i brzucha. Zarazem ćwiczymy stabilizację, wzmacniają się mięśnie głębokie. Jak to działa, łatwo się o tym przekonać – wystarczy pójść pobiegać na godzinę, a potem ten sam czas poświęcić na wycieczkę skiturową. Zobaczycie, że po tym drugim treningu zakwasy będą w całym ciele. I właśnie dlatego po takim sezonie zimowym Twój organizm jest o parę kroków przed konkurencją.
Niebagatelną rolę ma też trening na dużej wysokości. Gdy jesteś w Tatrach przez wiele dni, nocujesz w schronisku na wysokości 1500-2000 metrów, jesteś w stanie zwiększać podczas treningu wytrzymałościowego ilość krwinek czerwonych we krwi. Niektórzy to traktują jako obóz wysokogórski. Jaki jednak trening jest wtedy optymalny? Możesz to oczywiście wykorzystać do człapania w rakach, czy prób pokonywania szczytów biegiem, ale raczej będzie to pod kątem treningowym mało efektywne. Ciężko zimą poruszać się bez nart – jest trudno i mało przyjemnie. Na skiturach można zrobić wiele, wiele bardzo efektywnych treningów w warunkach hipoksji wysokogórskiej. Na pewno będzie to bardziej skuteczne niż takie biegówki, na których nie poruszasz się z aż taką łatwością w górę.
KŻ: Nie trzeba więc w zimie lecieć do Kenii, na Wyspy Kanaryjskie – być może 2-tygodniowy obóz w Tatrach na skiturach byłby wystarczający. A jak widać teraz na tatrzańskich stokach, stają się one coraz bardziej popularne.
AB: Jest teraz mnóstwo narciarzy. Jeszcze 10 lat temu, poznawaliśmy konkretnego skiturowca po jego sprzęcie już z daleka. Tak było nas mało. Teraz ten sport stał się bardzo dostępny. Niestety, w Polsce infrastruktura narciarska stoi na niskim poziomie, jest dużo narciarzy, ale mało wyciągów, nic zatem dziwnego, że ludzie zakładają narty skiturowe i ruszają na wyprawy.
Wystarczy parę dni z instruktorem, aby złapać dobrą technikę i ruszać w góry. Nawet w Tatrach znajdziesz trasy dla początkujących. Możesz jeździć dolinkami. Oczywiście nie muszą to być też od razu Tatry, tylko można robić to równie dobrze w Beskidach.
Myślę, że dla każdego biegacza taka przygoda może być bardzo rozwijająca. Można zrobić kurs lawinowy, jest teraz mnóstwo szkół, można dowiedzieć się więcej o tym, jak unikać górskich zagrożeń, jak zarządzać ryzykiem. W ten sposób stajesz się bardziej samodzielna, samodzielny. Zaczynasz planować, za chwilę umiesz już dobierać odpowiedni teren do zjazdów. Ani się obejrzysz, a szukasz nowych wyzwań pod kątem nowych tras, długości przebywanych dystansów. Nigdy biegając w górkach po śniegu nie byłabyś, nie byłbyś w stanie tego robić.
KŻ: Na pewno początkującym skiturowcom pomaga również technologiczna rewolucja.
AB: Tak, sprzęt jest teraz lekki, zbudowany z kompozytów, praktycznie możesz lecieć pod górę jak na biegówkach. Buty ważą i po 450 gramów – tyle, co jeszcze parę lat temu standardowe buty do biegania. To już nie ma nic wspólnego z ciężkim, nieporęcznym ekwipunkiem, który być może ktoś pamięta z dawnych lat.
Kiedyś ulepszaliśmy sprzęt na własną rękę. Robiliśmy dziury w butach, wyrzucaliśmy klamry, a zamiast nich wkładaliśmy sznurówki. Częściowo wycinaliśmy wibram, zamiast niego wstawialiśmy piankę z karimaty. Te wszystkie nasze amatorskie patenty zostały teraz zaadaptowane do właściwego sprzętu. I możesz przemieszczać się ultralekko.
Ubranie jest teraz komfortowe i ciepłe. W trasie nie czujesz niedogodności, wiatru. Możesz w pełni skupić się na przyjemności, emocjach płynących z jazdy.
Czy są jakieś elementy skituringu, które początkującym należy wybić z głowy, albo przed którymi trzeba przestrzec? Ty od zeszłego roku jesteś oficjalnie przewodnikiem wysokogórskim prestiżowej organizacji Polskiego Stowarzyszenia Przewodników Wysokogórskich IVBV. O zagrożeniach w górach wiesz zatem wszystko.
Na pewno warto dbać o bezpieczeństwo. Słuchać lokalnych służb, które informują, gdzie działalność narciarska jest możliwa. Na pierwszą wyprawę warto wybrać się w towarzystwie. I uczyć się odpuszczać. Czasem jest tak, że ktoś jedzie pół dnia, aby dokonać jakiegoś weekendowego wyzwania, a na miejscu okazuje się, że pogoda na to nie pozwala. Trzeba to zaakceptować! Tatry zimą to zupełnie inna para kaloszy niż latem. Wielu się o tym przekonało, niestety po fakcie.
KŻ: Andrzej, wracając do Twoich biegowych wyzwań – czy w tym roku, tak jak w poprzednich, zaangażujesz się w bieg z cyklu Wings for Life, organizowanych przez Twojego partnera sportowego, markę Red Bull?
AB: Bardzo bym chciał – jeśli akurat będę w Polsce, przyjadę do Poznania, żeby wziąć udział w biegu ze znajomymi. To super przedsięwzięcie i świetne jest to, że w różnych miejscach na całym świecie bierzemy udział w jednym biegu – w szczytnym, charytatywnym celu. Można na przykład pójść na wycieczkę biegową w jakiś nowy teren, dobrze się bawić razem z przyjaciółmi.
KŻ: A jeśli będziesz w górach wysokich, biegałbyś z aplikacją, aby wziąć udział w Wingsach? Czy na takich wysokościach w ogóle można biegać? Bieg na Elbrus, który wygrałeś kończy się na szczycie, czyli 5642 m n.p.m., z kolei na przykład The Everest Marathon, który odbywa się u podnóży Dachu Świata startuje na ok. 5300 m n.p.m., ale biegnie się w dół, więc na wysokości nie przebywa się długo.
AB: Myślę, że tak, jak najbardziej byłoby to możliwe, nawet na większych wysokościach. Pamiętam, że jak byłem super zaaklimatyzowany, to byłem w stanie biegać na 6600 metrów. Regularnie w Himalajach biegam sobie, jak jest zła pogoda, nawet na 5000 metrów. To fajny pretekst, żeby poznawać nowe miejsca, nowe dolinki. No bo raczej z innego powodu nie chodzi się na wycieczki krajoznawcze, gdy siedzi się w bazie i czeka na pogodę. Mam taki dar, że zupełnie z łatwością przychodzi mi wysiłek na dużej wysokości. Nawet teraz pewnie mógłbym z marszu wejść na 6500 metrów. I nie cierpiałbym tak bardzo… Nie ma nic gorszego dla mnie niż nieprzyjemności towarzyszące wspinaczce bez aklimatyzacji. To sprzeczne z moją filozofią życiową. Chodzę przecież po górach nie po to, by się męczyć, ale po to, by mieć z tego radość i czerpać satysfakcję!
KŻ: Andrzej, gratuluję Ci jeszcze raz wszystkich Twoich dokonań i życzę powodzenia w nadchodzących wyzwaniach!
Nader skromny Gość a bagaż sportowych doświadczeń mogłoby nieść kilkaset osób!
Skromny, ciepły, życzyliwy. Fajny człowiek, ogromne serce i wielkie dokonania.