Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Bieg na 10000 metrów to olimpijska klasyka. Przez ponad 100 lat historii nowożytnych igrzysk (dychę rozgrywa się od IO 1912 w Sztokholmie) na dystansie 25 stadionowych okrążeń triumfowali tacy mistrzowie długiego dystansu, jak Paavo Nurmi, Janusz Kusociński, Emil Zatopek, Lasse Viren czy wreszcie bardziej nam współcześni Haile Gebrselassie, Kenenisa Bekele i Mo Farah.
Nie będziemy rozstrzygać, który z nich zasługuje na tytuł „Króla Dychy Wszech Czasów”. Prześledzimy natomiast, jak najlepsi potrafili „kopnąć” na ostatniej czterysetce w imprezie czterolecia, której przecież koła są głównym symbolem. Wymyślone naprędce porzekadło, mówi bowiem – pokaż mi swoje ostatnie kółko, a powiem ci jakim jesteś biegaczem.
Kusociński w Los Angeles ostateczny atak wyprowadził z trzysetki. Kroku Polakowi próbował dotrzymać Fin Iso-Hollo, ale „Kusy” pomimo okaleczonych stóp przez nowe – nieprzetestowane wcześniej w boju – buty, odparł napór rywala. 30:11.4 dało Kusocińskiemu złoty medal i nowy rekord olimpijski.
Emil Zatopek zarówno podczas IO w Londynie, jak i 4 lata później w Helsinkach nie musiał szczególnie przejmować się mocą na końcówce. W 1948 zdobył bowiem złoto z przewagą niespełna 48 sekund nad drugim Mimounem a w 1952 obronił tytuł, przybiegając przed tym samym Francuzem „tylko” 16 sekund szybciej.
Ale już jeden z najsłynniejszych „Czarnych Koni” w historii lekkiej atletyki, Amerykanin Billy Mills, sięgając po złoto w Tokio musiał na ostatnim kole dać prawdziwy popis szybkości. Mills, Indianin dorastający w rezerwacie Pine Ridge w południowej Dakocie, w Tokio miał za rywala nie byle kogo, bo ówczesnego rekordzistę świata na 10000 Rona Clarke’a. Sobie tylko wiadomym sposobem wytrzymał jednak mocne tempo Australijczyka i na ostatnim okrążeniu nadal był w grze o złoto.
Początkowo wyłokciowany i zepchnięty na dalszą pozycję przez Clarke’a i Gammoudiego Amerykanin stracił rytm i rezon. Jednak pozbierał się zaskakująco szybko i na ostatniej prostej, po 4 torze pofrunął po złoto zatrzymując zegar na rekordzie olimpijskim 28:24.4. Był to wynik o 50 sekund lepszy od jego życiówki. Ostatnie 400 metrów Mills pokonał w 59.8 (tempo 2:29/km). Billy na ostatnim okrążeniu naprawdę się zatem sprężył, bo wcześniejsze czterysetki czołówka pokonywała średnio po 68 sekund.
O tym co znaczy „kopnąć” na finiszowym kółku dobrze wiedział też Lasse Viren, poczwórny złoty medalista olimpijski. Viren passę złotych krążków zapoczątkował w roku 1972 w Monachium, gdzie zanim wygrał m.in. z Prefontainem na 5000, został też mistrzem olimpijskim na 10000 metrów. Wyścig na „dychę” był o tyle spektakularny, że na półmetku Viren zaliczył stłuczkę z Gammoudim, w wyniku której obaj legli na ziemię. Fin szybko się pozbierał i dogonił liderów, czego nie można powiedzieć o Tunezyjczyku, który po upadku nie nawiązał już walki.
Na końcówce Viren długo walczył z napierającym Emielem Puttermansem. Wagonik na dobre udało się odczepić dopiero na ostatniej prostej. Finiszowe okrążenie Fin pokonał w 56.4, o sekundę szybciej od drugiego Belga. To była ekspresowa końcówka w ekspresowym biegu, ponieważ 27:38.35 oznaczało nowy rekord świata.
W późniejszych latach na lekkoatletycznej arenie prym zaczęli wieść przede wszystkim biegacze z Czarnego Lądu. Wśród nich na 10000 metrów rozbłysły trzy gwiazdy – Haile Gebrselassie, Kenenisa Bekele i Mo Farah. Ich „kopnięcia” na finiszowym okrążeniu były na tyle potężne, że wcześniejsze wyczyny Millsa czy Virena, można nazwać jedynie zaczepnymi kuksańcami.
Wybieranie najlepszego biegacza na 10000 spomiędzy trójki – Gebrselassie, Bekele i Farah, to jak wybieranie pomiędzy lodami śmietankowymi, waniliowymi i czekoladowymi. Kwestia gustu. Można powiedzieć, że kibice w swoich opiniach podzielili się na trzy obozy.
Jedni mówią, że najlepszy był Haile. Wielokrotny rekordzista świata, długowieczny, błyskotliwy na bieżni i w wywiadach. Ponad 20 lat biegania na najwyższym poziomie. Zostawiał w pokonanym polu takich tytanów bieżni, jak Komen, Tanui czy Tergat. Walczył i wygrywał z najlepszymi w historii.
https://youtube.com/watch?v=0kfdKo6qSDc%C2%A0
Drudzy stwierdzą – ale halo! Przecież to Bekele wciąż ma w swoim CV rekord świata na 10000 (26:17.53) i na dodatek prawie rozprawił się z niebotycznym rekordem Kipchogego podczas zeszłorocznego maratonu w Berlinie. To w końcu Bekele jest też rekordzistą na 5000 (12:37.35). A gdyby nie kontuzje… Gdyby był bardziej medialny i elokwentny… Dziś to nie o Bolcie mówiłoby się jako o największej wizytówce lekkoatletyki na świecie, ale właśnie o Etiopczyku.
W obozie sympatyków pochodzącego z Somalii Mo Faraha orzekną natomiast – że to sir Mo ma najwięcej medali – 4 złota IO, 6 złotych krążków MŚ. Tego dorobku nie przebije ani „Geb” ani Kenenisa. Dowcipny, kochany przez tłumy, twórca popularnej lekkoatletycznej cieszynki o nazwie Mobot, swoista gwiazda popkultury.
Nie powiemy więc kto zasługuje na miano tego jedynego, największego, ale możemy stwierdzić, kto najbardziej zrywał przysłowiowego „lacia” na ostatniej czterysetce. Kto miał największy zapas prędkości, kto potrafił wycisnąć na końcówce najwięcej, nawet atakując z mocnego tempa. Tym biegaczem bez wątpienia był Kenenisa Bekele.
ZAWODNIK | WYBRANE IGRZYSKA | OSTATNIE KOŁO | WYNIK |
PYOTR BOLOTNIKOV | RZYM 1960 | 57.2 | 28:32.18 OR |
BILLY MILLS | TOKIO 1964 | 59.8 | 28:24.4 OR |
NAFTALI TEMU | MEKSYK 1968 | 57.4 | 29:27.4 |
LASSE VIREN | MONACHIUM 1972 | 56.4 | 27:38.35 WR |
KHALID SKAH | BARCELONA 1992 | 59.6 | 27:46.70 |
HAILE GEBRSELASSIE | ATLANTA 1996 | 57.49 | 27:07.34 OR |
HAILE GEBRSELASSIE | SYDNEY 2000 | 56.56 | 27:18.21 |
KENENISA BEKELE | ATENY 2004 | 53.02 | 27:05.11 OR |
KENENISA BEKELE | PEKIN 2008 | 53.42 | 27:01.17 OR |
MO FARAH | LONDYN 2012 | 53.48 | 27:30.48 |
MO FARAH | RIO 2016 | 55.27 | 27:05.17 |
56.4 Virena na ostatnim okrążeniu w Monachium nadal imponuje. Gebrselassie finiszował odrobinę wolniej, ale z dużo szybszego tempa. Jego 27:07.34 w Atlancie oznacza, że Virena w olimpijskiej formie z 1972 roku pokonałby o ponad pół okrążenia. Jednak co to znaczy „kopnąć” na końcówce, pokazał wszystkim w roku 2004 w Atenach dopiero genialny Bekele. 53.02 na finiszowym kółku, a w tle nowy rekord olimpijski – robi wrażenie.
https://youtube.com/watch?v=eZ1mOSZHjzA
Cztery lata później Bekele ponownie odjechał rywalom na ostatniej czterysetce, rozpędzając swój etiopski express do 53.42… Warto dodać, że w Pekinie na końcówce puścił nogi, zupełnie nie szarpiąc się na finiszu o dodatkowe dziesiętne sekundy… Gdyby powalczył do samego końca o czas, możliwe, że zapisalibyśmy mu 52 a nie 53 z przodu. Tak czy owak na pytanie: Kim jest Kenenisa Bekele? – można odpowiedzieć: Człowiekiem, który najbardziej palił tartan na finiszu 10000 metrów w historii tego dystansu.
Jak w tej konstelacji biegowych gladiatorów wypada Mo Farah? Nieźle. Niektórzy podważają sukcesy Faraha, twierdząc, że w jego czasach nie było dostatecznie mocnej konkurencji, że nie bił rekordów świata jak Gebrselassie i Bekele. To wszystko prawda. Trzeba jednak oddać reprezentantowi Wielkiej Brytanii, że na końcówkach nie brał jeńców. Ostatnie okrążenie w 53.48 podczas IO w Londynie musi zrobić wrażenie nawet na największym krytyku Mo. Prawdą jest, że atakował ze stosunkowo wolnego tempa. Ale w Rio? W Brazylii Farah pobiegł ostatnie okrążenie szybciej niż Gebrselassie w Atlancie, jednocześnie uzyskując na mecie wynik o 2 sekundy lepszy niż Etiopczyk. O wielkości Brytyjczyka świadczy również fakt, że w Rio na początku wyścigu musiał odbyć spotkanie pierwszego stopnia z tartanem, lądując na bieżni jak długi. Wstał, nadrobił stratę i ostatecznie wygrał.
Kto przyjmie schedę po „Wielkiej Trójce”? W Dosze podczas zeszłorocznych MŚ popis mocy na ostatnim kółku 10000 metrów dał Joshua Cheptegei. Ugandyjczyk odparł napór Etiopczyka Kejelchy, żeby z doskonałym 26:48.37 i ostatnich 400 metrach w 55.39, zostać mistrzem świata. Cheptegei w kolejnych miesiącach pobił dwa rekordy świata na ulicy. Najpierw 1 grudnia 2019 w Walencji wywindował WR na 10 km do 26:38, z kolei w lutym tego roku w Monako przebiegł uliczną piątkę w 12:51, co również czyni go najszybszym w historii (rekord na 10 km w styczniu 2020 zabrał mu Rhonex Kipruto, biegnąc 26:24 – przyp. red.).
Na to, żeby zostać „drugim Bekelem” Cheptegei musi sobie jeszcze zapracować. Takiego uderzenia na długim dystansie, jakim popisywał się Kenenisa, nie miał nikt. I trzeba być naprawdę optymistycznie nastawionym futurystą, żeby stwierdzić, że „drugi Bekele” w ogóle się kiedykolwiek urodzi.