Amerykańska legenda olimpijska – Michael Johnson, uruchamia GRAND SLAM TRACK, rewolucyjną ligę lekkoatletyczną mającą na celu rozpowszechnianie lekkoatletyki wśród kibiców. Właśnie ogłoszono jej szczegóły i ujawniono pierwszą, wielką gwiazdę, która wystartuje w tych zawodach.
O nowym pomyśle na ożywienie lekkiej pisaliśmy już w kwietniu. Teraz poznaliśmy szczegóły. Liga będzie składać się z czterech corocznych mitingów w sezonie wiosenno-letnim w czterech miastach na całym świecie. Inauguracyjny turniej odbędzie się w kwietniu 2025 roku. Los Angeles będzie globalną siedzibą całego Grand Slam Track i gospodarzem jednego z wydarzeń. Poza LA jeszcze jedno wydarzenie odbędzie się w Stanach Zjednoczonych, a dwa inne w lokalizacjach międzynarodowych. Pozostałe miasta-gospodarze zostaną ogłoszone jeszcze tego lata.
„Jestem zachwycony, że w końcu mogę zaprezentować Grand Slam Track milionom fanów lekkiej atletyki na całym świecie” – powiedział Michael Johnson, założyciel ligi, który będzie pełnił funkcję komisarza na wzór np. NBA.
Grand Slam Track ogłosiło także podpisanie kontraktu z mistrzynią olimpijską – Sydney McLaughlin -Levrone. McLaughlin-Levrone jest dwukrotną złotą medalistką olimpijską i rekordzistką świata w biegu na 400 metrów przez płotki.
„Jestem zaszczycona, że mogę być jednym z pierwszych zawodników zakontraktowanym do lekkoatletycznego Wielkiego Szlema” – powiedziała Sydney McLaughlin-Levrone. „Wizja Michaela jest jasna i jest on liderem, jakiego ten sport potrzebuje, aby otworzyć nowe możliwości. Jestem podekscytowana możliwością bycia częścią tej ligi i nie mogę się doczekać wszystkiego, co przyniesie przyszłość. Mocno wierzę, że jest to krok naprzód, który musi przenieść bieganie na stadionie na inny poziom i nie mogę się doczekać pracy z zespołem„.
Każdego roku 48 zawodników zostanie powołanych do ligi jako GST Racers. Zawodnicy ci są wybierani przez Komisję ds. Biegów Wielkiego Szlema. Kolejnych 48 zawodników będzie znanych jako GST Challengers i otrzyma ustaloną opłatę za udział w indywidualnych turniejach Slam.
Zawodnicy zostaną przydzieleni do rywalizacji w jednej z następujących kategorii i wszyscy będą ścigać się w dwóch konkurencjach podczas każdego Szlema:
Ostateczna punktacja wszystkich zawodników zostanie ustalona na podstawie ich łącznej kolejności na mecie w dwóch biegach. W przypadku remisu w obu konkurencjach za zwycięzcę zostanie uznany zawodnik, który uzyskał najszybszy łączny czas w obu wyścigach. Zwycięzca każdej grupy wielkoszlemowej zgarnie nagrodę pieniężną o wartości 100 000 dolarów, a zawodnik, który zajmie 8. miejsce, otrzyma 10 000 dolarów. Grand Slam Track będzie dysponował łączną kwotą 12,6 miliona dolarów nagród pieniężnych, które będą przyznawane co roku w turniejach wielkoszlemowych, oprócz podstawowego wynagrodzenia i startowego. Tu cała pula dla zawodników wynosić będzie aż 30 milionów dolarów.
Biegi Wielkiego Szlema koncentrują się na bezpośredniej rywalizacji, a nie na rekordach. Nie będzie pacemakerów ani nadających tempo świateł w krawężniku bieżni. Wszyscy zawodnicy wezmą udział w zawodach dwukrotnie w ciągu trzydniowej imprezy.
Zawodnicy będą rywalizować we własnych strojach, bez tradycyjnych numerów biodrowych i numerów startowych na klatce piersiowej. Organizatorzy zachęcają do tworzenia specjalnych strojów na ten cykl imprez.
Cała otoczka i znany z amerykańskich lig NBA czy NFL nacisk na show może dawać szansę na stworzenie czegoś nowego i świeżego w ramach rozgrywek lekkoatletycznych.
Podoba się dla mnie!
„Partnerem komentarza jest Województwo Podlaskie” 😉
Całkiem ciekawie brzmi, taka liga mistrzów. Teraz ważne aby udało się zakontraktować czołowych zawodników bo wtedy to będzie atrakcyjne dla tv.
O to bym się nie martwił. Lekkoatleci raczej nie mają alternatywy, w końcu będą godne pieniądze do zarobienia. Bardziej bym się obawiał że Diamentowa Liga straci i czołowi zawodnicy będą odpuszczać starty.
Skoro biegi średnie i długie będą bez prowadzących, na miejsca, a nie na wynik to będą to typowe biegi na 400 m jakie ogląda się na zawodach mistrzowskich. Może lepiej zaoszczędzić czasu antenowego, rozstawić Ingebrisena, Kejelche, Cheptegei i innych długodystansów na torach i niech biegną 400 m, a wyniki zaliczyć na 1500/3000/5000 m. Na jedno wyjdzie, a organizatorzy będą zadowoleni, że impreza jest krótka, treściwa i atrakcyjna dla kibiców.
To tak jak wystawić po 2 zawodników zamiast rozgrywać ligę mistrzów czy ligę światową.
Ważna też jest strategia i dobre jej zastosowanie a to też umiejętność. Podobnie jak biegali nasi Kszczot czy Lewandowski czasów nie robili rekordowych a medali naczesali swoimi innymi umiejętnościami
Nie rozumiem twojej logiki ! Na Igrzyskach też nie ma pacemakerów, a biegi są fascynujące !!!!!
Moja logika jest bardzo prosta i tożsama z tą Michaela Johnsona i Sebastiana Coe: stworzyć widowisko lekkoatletyczne. Piszę tu z punktu widzenia zwykłego kibica/widza, a nie fanatyka biegania lub zawodnika. O ile 1-2 razy w roku na zawodach mistrzowskich, w walce o tytuł, można taki taktyczny bieg oglądać, to na zawodach ligowych, jeżeli będą się powtarzać kilkanaście razy, staną się zwyczajnie nudne. Bieg na 12,5 okrążenia można porównywać do 12-rundowej walki bokserskiej, gdzie zawodnicy przez 11 rund stoją naprzeciw siebie, a w 12-tej zaczynają walczyć i któryś wygrywa. Jeden taki pojedynek kibice zniosą, ale kolejnych już nie. Lepiej zrobić jedną rundę i mieć widowisko. Podobnie z meczem piłkarskim, gdzie zawodnicy stoją 90 minut na własnych połowach i nie atakują rywali, to samo robią w dogrywce, i czekają na rzuty karne, czyli takie ostatnie 400 m w biegach. Dla kibiców, którzy przychodzą oglądać walkę jest to nie do strawienia i równie dobrze od razu zrobić konkurs rzutów karny. Jakoś nie wierzę, że znajdzie się ktoś na miarę Norweżki Grovdal, która na ME na 5000m zrobiła prawdziwe przedstawienie i chociaż przegrała ręce same składały się do oklasków. Jak nie będzie walki i widowiska to ani zwykli widzowie nie będą zainteresowani zawodami, ani telewizja ich pokazywaniem. Prędzej czy później chociaż światełka zostaną wprowadzone. Moim zdaniem biegi długie można rozruszać przenosząc je na ulicę, z ewentualnym startem i metą na stadionie, z narciarskim systemem startu, od zawodnika najniższego w rankingu do tego na szczycie. Wtedy bieganie byłoby naprawdę szybkie. Pewnie ten pomysł też zostanie zanegowany i wyśmiany, ale taki bieg zimowy istniał w Jarocinie i trzeba było na nim żyły z siebie wypruwać, a wyniki mimo terenu leśnego, naprawdę porządne. Niestety upadł podczas covidu. To tak w skrócie mój punkt widzenia na uatrakcyjnienie biegów długich dla zwykłych kibiców.