W World Athletics pojawiła się koncepcja, która zrewolucjonizowałaby konkursy skoku w dal. W planach jest usunięcie belki, od której mierzona jest odległość i mierzenie skoku od miejsca, z którego wybija się zawodnik. Taki pomysł krytykują Carl Lewis i Miltiadis Tentoglou.
Zasady mierzenia skoku w dal nie zmieniła się od 128 lat. Najbardziej utytułowany skoczek w historii, Carl Lewis jest tradycjonalistą i podczas ostatniego wywiadu w Glasgow w dosadnych słowach wyraził swoją opinię na temat zmian, które porównał do „psiego gówna”. Dodał, że to przesadne ułatwienie, które usunęłoby najtrudniejszą część skoku w dal.
Podobne zdanie ma aktualny mistrz olimpijski, mistrz świata i mistrz Europy Miltiadis Tentoglou:
– Skok w dal jest bardzo trudny, ponieważ wymaga precyzji i trzeba biegać jak sprinter. To połączenie jest niezwykle trudne. Sam skok jest łatwy, a usunięcie belki sprawi, że niektórzy zawodnicy zostaną pozbawieni swoich atutów – powiedział Grek w wywiadzie dla Citius Mag.
Tentoglou narzeka też na komunikację z władzami World Athletics. Sebastian Coe miał nie konsultować swoich pomysłów z najlepszymi skoczkami:
– Cały czas zmieniają zasady. Musiałem zmienić buty, ponieważ regulują długość kolców i podeszwę. World Athletics ma w swoim zespole ludzi, którzy nie mają pojęcia o butach i sporcie. I to oni decydują, które kolce są w porządku, a które nie – dodaje grecki mistrz.
Tentoglou powiedział też, że jeśli World Athletics pozbędzie się belki, to on zrezygnuje ze skoku w dal i zacznie trenować trójskok, gdzie na ten moment nie zapowiedziano żadnych znaczących zmian.
Od 1991 roku rekord świata w skoku w dal należy do Mike’a Powella, który na mistrzostwach świata w Tokio skoczył na odległość 8 metrów i 95 centymetrów. Rekord olimpijski wynosi 8.90 m i od 1968 roku należy do Boba Beamona. Likwidacja belki do skoku w dal ułatwiłaby poprawienie tych rekordów, ale tu z kolei pojawia się pytanie, czy byłoby to sprawiedliwe względem dawnych mistrzów i czy potencjalni nowi rekordziści poprawiliby te wyniki, rywalizując na tradycyjnych zasadach.
Równie dobrze możemy zadać pytanie czy postęp (wyścig) technologiczny odnośnie obuwia dla zawodników startujących w biegach ulicznych (i będący jego rezultatem sukcesywny wysyp najlepszych czasów na 10, 21 i 42 km) jest fair względem rekordów dawnych mistrzów?
Nie widzę problemu, to może być ciekawsze dla widowiska. A skoro starzy mistrzowie boją się tego że inni będą skacać dalej od nich to chyba coś jest nie tak w tym sporcie.
Takie pomiary, jeżeli trudno będzie spalić, radykalnie skrócą konkurs. Niepotrzebne będą eliminacje i teoretycznie można rozegrać tylko jedną serię. No, maksymalnie trzy. Podobne rozwiązanie można wprowadzić w skoku wzwyż i o tyczce. Żadnej poprzeczki i stojaków, tylko pomiar elektroniczny co do milimetra. I oczywiście w sprintach. Jakieś okienko na start i czas liczony od momentu startu do mety. Bez spalonych ,eliminacji, ćwierćfinałów, półfinałów, tylko jeden bieg na zawodach. Kto najszybszy ten wygrywa. W młocie, oszczepie i kuli też można zrezygnować z tradycyjnych kół i zrobić pomiar od punktu rzutu, pchnięcia. O ile na zawodach mistrzowskich dałoby się takie pomiary wprowadzić, to np. na zawodach lokalnych lub szkolnych jest to jakaś totalna utopia.
Lubię „prosty” sport.
Widzę kilka absurdów sportowych do uproszczenia.
Takimi absurdami są dla mnie np. chód sportowy lub pływanie w stylu innym niż dowolny (ok, pewnie można by było znaleźć sensowny podział – np. styl dowolny po powierzchni i pływanie pod wodą).
Dlaczego? Bo interesuje mnie „wyżej, szybciej, mocniej”, a nie marnowanie potencjału wybitnego (np. wydolnościowo) sportowca przez zmuszanie go do nieoptymalnego ruchu.
Tutaj jednak jest to dla mnie pytanie o istotę danej dyscypliny. Czy istotą skoku w dal jest zdolność do przelecenia w powietrzu jak najdalej czy (potrzebna w naturze) zdolność do pokonania jak najszerszej przeszkody? W pierwszym przypadku trafienie w belkę nie jest potrzebne, w drugim, jak najbardziej tak.