Redakcja Bieganie.pl
NOWY PYTA STAREGO
Kuba Wiśniewski, Naczelny Bieganie.pl: Adam, skąd Ty się właściwie w tym bieganiu wziąłeś?
Adam Klein, emerytowany Naczelny: Blisko 12 lat temu, wchodząc w rolę redaktora naczelnego, byłem po prostu biegaczem amatorem. Nie miałem przecież ani żadnych doświadczeń wyczynowych, ani merytorycznych, w sensie fizjologii treningu, dietetyki, ani doświadczeń dziennikarskich. Po prostu czułem, że chcę stworzyć portal, w którym będziemy pisali o ciekawych dla biegacza rzeczach. Może to brzmi śmiesznie, ale w bieganiu na wszystko patrzy się przez pryzmat wyników, więc faktycznie moją legitymacją było, że pierwszy maraton po samodzielnym treningu przebiegłem poniżej 3 godzin. (Haha)
Kiedy zaczynałeś, portali biegowych nie było wiele.
Początek lat 2000 to był czas, w którym portale biegowe były w powijakach. Kiedy w 1999 roku zacząłem myśleć o bieganiu jakoś poważniej, koleżanka z pracy zapytała mnie, czy zrobiłem sobie Test Coopera i jeśli nie wiem, co to jest, żebym poszukał w internecie. Znalazłem na …Bieganie.pl, które wtedy redagowane było przez Adama Mazurkiewicza. Poza Bieganie.pl były biegi.pl i maratonypolskie.pl – obydwaj ich założyciele czyli Ziutek Woźniak i Michał Walczewski pisali w pewnym momencie na Bieganie.pl.
Ale ta Twoja działalność nie była chyba taka stricte dziennikarska. Jak to się stało, że zostałeś “red.nacz.”?
Nie bardzo było wiadomo jaka jest moja rola. Dziennikarz? Trener? Z jednej strony robiłem wywiady z zawodnikami i trenerami a z drugiej publikowałem własne plany treningowe, artykuły treningowe. Pewnie niejeden zawodnik wywodzący się z wyczynu się zaśmieje: „Hehe, ale mi trener, self made guru”. Fakt jest jednak taki, że udało mi się przez lata tą moją pisaniną zbudować jakiś autorytet i nierzadko zdarzały się przypadki całkiem doświadczonych zawodników, którzy przy okazji rozmowy ze mną zadawali mi pytanie o to, co myślę o jakimś ich pomyśle na jakiś start czy generalnie trening. A niejeden trener całkiem serio rozmawiał ze mną o swoich zawodnikach, widząc we mnie merytorycznego rozmówcę, a nie słuchacza – laika.
Że moja działalność nie ogranicza się do dziennikarstwa zdałem sobie sprawę kiedyś w trakcie redagowania wywiadu z jakimś doświadczonym trenerem, który mówiąc o fizjologii długiego wysiłku popełnił ewidentny błąd. To był trener z biegów raczej krótkich, ale z doświadczeniem i osiągnięciami. Gdybym to puścił tak, jak było, to pewnie część świadomych czytelników byłaby zdegustowana, ale większość mogłaby to przyjąć jako wyznacznik, że tak właśnie jest. No bo skoro trener z doświadczeniem tak mówi, to tak na pewno jest. Ja sam kiedyś bezkrytycznie podchodziłem do tego, co mówili doświadczeni trenerzy. Zmieniłem to wtedy za zgodą tego trenera, ale uzmysłowiłem sobie, że wykraczam poza rolę dziennikarza.
A z czego czerpałeś największą satysfakcję?
Największą satysfakcję miałem i nadal mam, kiedy odezwie się ktoś, kto powie, że mu pomogłem, czy to w pierwszych biegowych krokach czy w osiągnięciu jakiegoś sportowego celu. Na pewno Bieganie.pl przez lata wspierało ten biegowy boom, który zaczął się gdzieś około roku 2004-2005, pewnie w dużej mierze także za sprawą Nike i także Twojej wtedy działalności.
W największym stopniu tą sprawczość, to znaczy, że jakoś wpływam na stan biegania i masowość biegania w Polsce, poczułem w 2010 roku. Wtedy Paweł Januszewski i Krzysiek Łoniewski z audycji BiegamBoLubię Programu 3 poprosili mnie o merytoryczny wkład do ich audycji. Ja ich od razu zacząłem namawiać na mój starszy pomysł treningów na stadionach. Zaobserwowałem, że zarówno grupy biegowe tworzone przy okazji ścieżek biegowych Nike, jak i inne grupy atomizują się. To znaczy następuje odcięcie ogonów, zarówno tych szybszych, jak i wolniejszych. Zostaje środek i grupa przestaje się powiększać, przestaje dopływać świeża krew. A stadion daje możliwość prowadzenia zajęć dla ludzi na każdym poziomie – bo czy wolniejszy czy szybszy zawsze te 400 m będzie musiał przebiec w tym samym miejscu i trener może coś doradzić. Dziś nadal uważam, że to jest niewykorzystany potencjał, ale to już nie ja za to odpowiadam. W każdym razie wtedy udało nam się to całkiem fajnie ruszyć.
Z czegoś jesteś szczególnie dumny?
Tak, z kilku spraw. Chociażby uświadomienia maratończykom wagi strategii Negative Split. Akcja, którą zrobiłem przy okazji Maratonu Warszawskiego 2013, miała ogromny zasięg i mimo, że dzisiaj jestem pewien, że mało kto zdaje sobie z tego sprawę, to jednak naprawdę duża propagacja tej koncepcji w środowisku biegowym nastąpiła dopiero wtedy. Dzisiaj mogę być spokojny, że każdy maratończyk, czy to początkujący, czy zaawansowany, zada sobie pytanie o rozłożenie tempa biegu, a może zada mu je jego kolega. I ja wiem, że z dużym prawdopodobieństwem jest to konsekwencja tego, co wydarzyło się w 2013 roku, nawet jeśli dzisiaj już mało osób pamięta ten 2013 rok. Kolejna sprawa, z której jestem dumny, to stworzenie koncepcji trenowania w oparciu o tempo z Testu Coopera. Zresztą w tym temacie nadal jest dużo do zrobienia, bo podejrzewam, że nadal tysiące ludzi biegają przy różnych okazjach Test Coopera i pod koniec otrzymują bezwartościowy dyplom z tabelką. Tymczasem dla wielu może być to pierwsza okazja do przekazania naprawdę ważnych informacji. Zrozumiałych, logicznie zaprezentowanych. Temu służyła nasza broszura KnowYourPace.
Były jakieś momenty szczególnie trudne?
Rzeczy satysfakcjonujące, ale niezwykle męczące to były różnego rodzaj materiały filmowe, które musiały pojawić się w konkretnym momencie. Tak się działo np. przy okazji naszego cyklu z Piotrkiem Łudzikiem “Z Biegu”. Zdarzyło się np, że w sobotę odbywały się Mistrzostwa w biegach Górskich w Szczawnicy, w niedzielę rano Orlen Warsaw Maraton, a w niedzielę po południu Młodzieżowe Mistrzostwa Polski na 10000m w Zamościu. I ja wszędzie tam byłem i nagrywałem materiał. Potem musieliśmy się gdzieś z Piotrkiem ustawić, nagrać narrację, a ja to potem musiałem w nocy zmontować i wrzucić na YouTube. O spaniu oczywiście nie było mowy. Miałem dużo satysfakcji, bo to były zawsze bardzo dobrze odbierane materiały. Ale jednak nie było to wystarczająco masowe. Dzisiaj, żeby to kontynuować może bym zrobił jakiś fundraising, może przez Patronite? Nie wiem. Było, minęło.
Ale czy były rzeczy ewidentnie nieprzyjemne?
Z rzeczy, które najbardziej mnie męczyły, wymieniłbym takie oczekiwanie od środowiska, że o czymś napiszemy, że o czymś powiemy, bo komuś się wydaje, że Bieganie.pl powinno o tym pisać. Taka anegdota. Kiedyś, jako młody człowiek byłem na jednodniowym stażu w Reutersie. Moim zadaniem było pisanie o różnych drobnych sprawach związanych z Warszawska Giełdą i generalnie ekonomią. I pamiętam, że ówczesny Minister Finansów Grzegorz Kołodko, też biegacz, powiedział coś, co według mnie zupełnie nie miało znaczenia. Ale goście z Reutersa kazali mi o tym napisać. To był naprawdę jakiś totalny bzdet. Pamiętam swoje odczucia, jak się z tym męczyłem i jakie mi się to wtedy beznadziejne wydało. I nie zgodziłem się tam pracować, mimo, że oni chcieli. Bo nigdy nie chciałem musieć zajmować się rzeczami, które mnie zupełnie nie interesowały. I w pewnym momencie poczułem, że w Bieganie.pl zaczynam wpadać na te same tory. To wspominam najgorzej. Zwłaszcza, kiedy około północy kiedy byłem w trakcie tworzenia czegoś moim zdaniem wartościowego, docierała do mnie jakaś informacja o której wiedziałem, że „środowisko oczekuje, żeby bieganie.pl o tym napisało” – a według mnie to nie było warte mojego wysiłku, zwłaszcza w nocy.
Nie byłeś oczywiście sam przez te lata, miałeś całkiem fajny zespół redakcyjny.
Tak, oczywiście, bez nich wielu rzeczy bym nie zrobił. Chciałem podziękować bardzo wielu osobom z którymi pracowałem, zwłaszcza Piotrkowi Łudzikowi, Krzyśkowi Janikowi, Jarkowi Gniewkowi, Jackowi Ksiąszkiewiczowi, Oli Szmigiel, Michałowi Jaroszowi, Kubie Krausemu, Krzyśkowi Wernerowi, Bartkowi Rymkiewiczowi, Kubie Jelonkowi, Beacie Andres, Maćkowi Żukiewiczowi, Marcinowi Nagórkowi. Bardzo dziękuję też mojej żonie Uli, która pomagała mi nie tylko w sprawach redakcyjnych, ale i marketingowych, no i oczywiście życiowych. Nasze dzieci urodziły się w trakcie mojego zaangażowania w Bieganie.pl. Sprawdziłem, że przez te lata sam napisałem lub zredagowałem ponad 4 tysiące tekstów i że nagrałem oraz zmontowałem około 400 materiałów filmowych. Do tego różne prace koncepcyjne, nie wszystko się udało, nie wszystko ujrzało światło dzienne.
Czy zupełnie rozstajesz się z bieganiem? Czym się będziesz teraz zajmował?
Po pierwsze nadal lubię biegać. Chociaż nie jest to niestety takie przyjemne, jak było kiedy byłem dziesięć kilo lżejszy. Nie deklaruję zupełnego rozbratu z Bieganie.pl, myślę, że na forum nadal będę widoczny i nieprędko ktoś przekroczy moją liczbę postów (hehe). Może czasami coś napiszę, jeśli będziecie chcieli lub nagram. Może skończę jakieś rzeczy, które zawsze chciałem zrobić lub czuje się wobec kogoś zobowiązany, bo ktoś mi zaufał, a nie przerodziło się to w żaden materiał. Zajmować się będę pewnie jakimiś sprawami analitycznymi, liczbowymi, pracując w jakiejś korporacji. Ale nie mam jeszcze na myśli nic konkretnego, więc wielocyfrowe oferty mile widziane. (Haha)
STARY PYTA NOWEGO
Adam: Czego możemy się spodziewać po nowym naczelnym?
Kuba: Chciałbym pokazać na portalu jak najwięcej różnych twarzy biegania. Będziemy pisać o bieganiu zrozumiale, a nie hermetycznie. Postaramy się być blisko zarówno amatora, jak i wyczynowca. Na Bieganie.pl chcę, by czytelnicy wchodzili po najważniejsze wiadomości ze świata lekkiej atletyki, z imprez górskich i ultra – ale liczę, że wizyta na stronie będzie też okazją do relaksu i nabrania dystansu do krótkich i długich dystansów. Moją misją jest utrzymanie niezłego poziomu dziennikarskiego, ale nie chcę, by to się stało naszym przekleństwem.
Co to znaczy?
Wiesz, nie chciałbym zaplątać się we własne wyprawy krzyżowe, zagubić w zażartych bojach o swoją rację. To jest bezcelowe w świecie biegania amatorskiego, które górnolotnie mówiąc – powinno łączyć, a nie dzielić, bo jest najbardziej egalitarnym i najłatwiej dostępnym sportem. Łatwo jest tworząc treści w internecie pomylić rolę dziennikarza, PR-owca, kaznodziei, trenera i zawodnika. Ale mam też nadzieję, że wkrótce czytelnicy zobaczą, że redakcja ma sama dystans do siebie. Oprócz tekstów poważnych, informacyjnych pojawią się materiały publicystyczne różnych autorów i trochę satyry.
Jesteś osobą o sportowym i dziennikarskim przygotowaniu. Co powinni o Tobie wiedzieć czytelnicy?
Tak, wywodzę się ze sportu wyczynowego. W sumie trenuję od 27 lat, choć kilka sezonów temu przestałem osiągać wyczynowe wyniki. Specjalizowałem się w biegu na 3000 metrów z przeszkodami i prezentowałem niezły, ale nigdy wybitny poziom (klasa mistrzowska krajowa), zdobywając medale Mistrzostw Polski na bieżni. Mam wykształcenie dziennikarskie, kończyłem wydziały MISH oraz Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Pracowałem w zawodzie, między innymi tworząc materiały do polskiej edycji miesięcznika Runner’s World i komentując imprezy biegowe. Po zakończeniu wyczynowego krążenia po bieżni nadal czuję się niespełnionym biegaczem i próbuję swoich sił na dłuższych dystansach na ulicy i w terenie. Oczywiście wydaje mi się, że jeszcze się gdzieś poprawię…
Byłeś obecny przy biegowej rewolucji w Polsce?
Wydaje mi się, że dołożyłem do niej swoją cegiełkę. Współpracowałem długie lata z Nike przy rozkręcania biegania masowego. Rozumiem więc, że bohaterami masowej wyobraźni często nie są mistrzowie olimpijscy, ale chłopaki i dziewczyny z sąsiedztwa. Z jednej strony chciałbym zachować skalę porównania, skalę poziomu sportowego i docenić tych, którzy biją rekordy. Z drugiej strony jestem pewien, że do tego trzeba, by sami wyczynowcy zeszli trochę z chmur, w których bujają. I żeby dziennikarze potrafili pisać o wyczynie w sposób ciekawszy.
Łatwo powiedzieć.
Wierzę, że nam się uda i do tego doprowadzimy. Wypracowałeś solidny kapitał, a dotychczasowymi odbiorcami biegania.pl były osoby, które odbierały nowości pozytywnie i znajdowały na Twojej stronie wiele wartościowych informacji i treści treningowych. Nie startuję od zera.
Jakie najbliższe plany? Nie da się wszystkiego zmienić jedną zmianą personalną…
Jasne, że nie. Na razie trwa, nazwijmy to roboczo, okres przejściowy. Pracujemy nad nowymi funkcjonalnościami treningowymi i rozbudową strony. Wzbogacimy ją z czasem między innymi o wartościowe (mam nadzieję) materiały wideo. Mogę zdradzić, że prowadzimy rozmowy z osobowościami polskiego biegania i mediów, które będą naszymi felietonistami. Chcemy uczynić czytelników w jakiejś mierze odpowiedzialnymi za kształt i rozwój portalu.
To, czy Bieganie.pl będzie nadal medium opiniotwórczym, nie jest na razie najważniejsze. Tak jak w samym bieganiu nie są najważniejsze rekordy świata czy medale mistrzowskie. Liczą się też małe, codzienne zwycięstwa, kompletnie nieprzewidywalne motywacje, pokonywanie lenistwa, przekazywanie pozytywnych wartości, walka o zdrowie i zdrowy dystans, o którym mówiłem. Jeśli Bieganie.pl stanie się miejscem spotkań wszystkich mniejszych i większych pasjonatów biegania, to będzie sukces.