Redakcja Bieganie.pl
Malvina Pająk
Na barkach dźwigasz ogromny kamień, waży jakieś 12 kilogramów. Po każdym kilometrze z Twoich pleców spada z hukiem wielki kilogramowy odłamek. Gdy dobiegasz do celu, jesteś wolna, czujesz ulgę, nic cię już nie przygniata. Możesz oddychać pełną piersią. Taką wizualizację zaproponował mi mój rehabilitant, gdy powiedziałam mu, że bieganie pozwala mi się wyżyć, rozładować napięcie i pozbyć złej energii.
– O czym wtedy myślisz? – zapytał.
– No nie wiem… o niczym konkretnym. Cieszę się, że biegnę – odpowiedziałam automatycznie.
– Oj, to bardzo źle – pokręcił głową z dezaprobatą.
Świadome bieganie to nie tylko kontrola oddechu, odczytywanie sygnałów wysyłanych przez ciało i odpowiedni plan treningowy. Chodzi też o okiełznanie swoich myśli i sterowanie nimi tak, żeby stopniowo wzmagać poczucie rozluźnienia i spokoju. I nie mówię tu o „rewelacjach” typu jogging asertywności czy medytacja w biegu, ale o sile wyobraźni.
Mijam siódmy kilometr i słyszę, jak kolejny głaz roztrzaskuje się za plecami. Jestem lżejsza o ostatnią kłótnię z M. W życiu bym nie pomyślała, że ważyła aż siedem kilogramów. Jutro zrobię cztery okrążenia, a każde z nich będzie jednym z problemów, o których chcę z nim pogadać.
Psycholodzy poznawczy i behawioralni często odwołują się do metody wizualizacji. Polega ona na wytworzeniu w wyobraźni przyszłego obrazu wykonywanej czynności. Wyobrażenie to może być dosłowne (przedyskutowanie problemu) lub metaforyczne (zrzucanie głazu z barków). Co ciekawe, są dowody, że wizualizacja naprawdę działa i to nie tylko w ujarzmianiu stresu, ale też w procesie rehabilitacji czy przygotowaniach do zawodów. Naukowcy Klinki z Cleveland w Ohio przeprowadzili eksperyment, w którym podzielili uczestników na trzy grupy. Każda z nich miała za zadanie przez trzy miesiące pięć razy w tygodniu ćwiczyć mentalnie inną partię ciała. Pierwsza grupa wyobrażała sobie trening małego palca u dłoni, druga grupa – mięśnia dwugłowego ramienia, trzecia zaś nie trenowała – pełniła rolę grupy kontrolnej. Wyniki były jednoznaczne: po trzech miesiącach grupa pierwsza poprawiła swoją siłę mięśnia o 53%, natomiast grupa druga – o 13,4%. I to wyłącznie poprzez pracę wyobraźnią!
– Ta, jasne. To może w ogóle zarzućmy treningi i zacznijmy organizować „wieczorki wizualizacyjne” na ławce przed blokiem? – odezwie się zaraz jakiś cynik.
Trening mentalny nigdy nie zastąpi tego realnego, a samo wyobrażanie sobie walki ze stresem nie zlikwiduje nagle jego źródła. Wizualizacja nie ma być złotym środkiem, a jedną z dróg, prowadzących do celu. Po rozprawie z szefem, zamiast dziko tłuc kilometry tylko po to, żeby zmęczyć się do granic możliwości, wrócić do domu, zasnąć i obudzić na drugi dzień z jeszcze większym niepokojem (No i jak ja mam rozmawiać z tym starym dziadem?), chyba lepiej pozostać w stanie włączonej świadomości i kreatywnie przepracować problem (Zdenerwował mnie ten stary dziad. Ale biegniesz sobie i jest fajnie. No i ja, ja też jestem fajny. Aktywny. A stary dziad siedzi cały dzień w firmie i życia poza nią nie widzi. Stary dziad jest jeszcze bardziej sfrustrowany, niż ja. Ale Twoja frustracja powoli spada, bo właśnie biegniesz. Trzeba ze starym dziadem na spokojnie. Powolutku. W końcu rzeczywiście jest stary. Wyrównujesz oddech, biegniesz szybciej. No przecież potrafię. Zacznę od…)?
A że największą zaletą wyobraźni jest jej nieograniczenie, pomysłów na odstresowanie podrzucać nie będę. Słyszałam już o bąbelkach z kurwikami, wypuszczanych nosem, nieprzyjemnych myślach, rozgniatanych na chodniku Asicsami i o samo-odpadającym napięciu. Grunt, to wybiegać problem z głową, choćby nawet przy odrobinie szaleństwa.
Malvina Pająk
Felietony: