10 września 2008 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Wielki kryzys polskich biegów


Zakończone
niedawno Igrzyska Olimpijskie w Pekinie
dostarczyły
wielu wzrusze
ń
widzom na ca
łym
świecie.
Troch
ę
mniej powodów do wzruszania mieli polscy kibice, szczególnie
kibice biegów
średnich
i d
ługich. Nie odegraliśmy
w nich bowiem
żadnej
roli.
Jedyną zawodniczką, która przebiła się do pierwszej dziesiątki, została Wioleta Frankiewicz – ósma na 3000m z przeszkodami. Porażka polskich biegaczy i biegaczek nie jest wielkim zaskoczeniem, bo na wszystkich ostatnich wielkich światowych imprezach wypadaliśmy fatalnie. Tak na dobrą sprawę,
to jedynym naszym mocnym biegowym akcentem
w ostatnim piętnastoleciu był
br
ązowy
medal Paw
ła
Czapiewskiego na 800m w 2001 roku w Edmonton. Incydentalnie
zdobywali
śmy
medale podczas mistrzostw Europy

w hali lub w przełajach (np. Lidia Chojecka w 2007 roku w Birmingham – 2 z
łote
medale, Pawe
ł
Czapiewski w 2002 roku w Wiedniu – z
łoty
medal, Justyna Bąk – dwa srebrne medale w przełajach, w 2001 i 2004), ale na otwartym stadionie, gdzie startuje ca
ła
światowa
czo
łówka,
nie istniejemy od wielu lat.

ekipa1.jpg


A
przecie
ż nie zawsze tak
by
ło! Pierwszy dla Polski medal
olimpijski w biegach zdoby
ł
w 1932 roku Janusz Kusoci
ński,
od razu z
łoty. I choć na
nast
ępny przyszło
nam czekać a
ż do 1960, kiedy Zdzisław
Krzyszkowiak wygra
ł w
Rzymie bieg na 3000 z przeszkodami, w tym czasie byli
śmy
ju
ż biegową
pot
ęgą.
Podczas Mistrzostw Europy w Sztokholmie (1958) Krzyszkowiak wygra
ł
biegi na 5000m i na 10000m, drugi na 5000m przybieg
ł
wtedy Kazimierz Zimny. Nasi zawodnicy kilkakrotnie poprawiali rekord
świata na dystansie 3000m
z przeszkodami: najpierw Jerzy Chromik, potem Zdzis
ław
Krzyszkowiak. Ten ostatni z czasem 8.30,4 by
łby
trzeci na tegorocznej li
ście
najlepszych polskich wyników… Janusz Kusociński w walce z naszymi najlepszymi obecnie zawodnikami poniżej 23 roku życia mógłby liczyć na zwycięstwo na 10000m…

Podczas
Igrzysk olimpijskich w Rzymie mieli
śmy
równie
ż srebro w
biegu na 5000m – zdoby
ł
je Kazimierz Zimny. Podobnie w 1962 roku, podczas ME w Belgradzie. Henryk Szordykowski na dystansie 1500m rządził w Europie – czterokrotnie jest mistrzem Europy w hali, ma też srebro i brąz na otwartym stadionie. Bronis
ław
Malinowski najpierw jest czwarty na Igrzyskach Olimpijskich w
Monachium w 1972, a potem przywozi dwa medale: z
łoty
z Moskwy w 1980 roku i srebrny z Montrealu w 1976. Wszystkie na
dystansie 3000m z przeszkodami. Ten sam zawodnik zdobywa te
ż
dwa tytu
ły mistrza Europy
na 3000m z przeszkodami oraz wicemistrzostwo
świata
w biegu prze
łajowym. Do
dzisiaj posiada rekordy kraju na dystansach 3000m, 5000m oraz 3000m z
przeszkodami. W 1983 roku na Mistrzostwach
Świata
w Helsinkach srebro na 3000m z przeszkodami zdobywa Bogus
ław
Mami
ński, który
rok wcze
śniej został
na tym dystansie wicemistrzem Europy. W 1987 roku Ryszard Ostrowski
jest czwarty na 800m podczas Mistrzostw
Świata
w Rzymie. W 1991 na tym samym dystansie Piotr Piekarski jest pi
ąty
w Tokio.

Początek
lat dziewi
ęćdziesiątych
to powolna agonia polskich biegów na bie
żni,
ale zarazem rozkwit biegania ulicznego. Wanda Panfil zdobywa w 1991
roku tytu
ł mistrzyni świata w maratonie,
wygrywa maratony w Londynie, Bostonie, Nowym Jorku i Nagoi. Jan Huruk
jest siódmy w maratonie na Igrzyskach Olimpijskich w
Barcelonie, czwarty na mistrzostwa
świata
w Tokio oraz drugi w presti
żowym
maratonie w Londynie. W 1991 roku w Tokio szósta w maratonie
jest te
ż Kamila Gradus. W
czo
łówkach
najwi
ększych światowych
maratonów mamy Polaków: Antoniego Niemczaka, Leszka
Beb
ło, Jana
Bia
łka,Wiesława
Perszke, Waldemara Glink
ę,
Piotra G
ładkiego,
Ma
łgorzatę
Soba
ńską,
Kamil
ę Gradus, Renatę
Kokowsk
ą, Renatę
Paradowsk
ą

sobanska01.jpg

I
nagle co
ś się
zacina: jeszcze w roku 2001 mamy sze
ściu
zawodników biegaj
ących
w maratonie poni
żej 2:14
i pi
ęć zawodniczek
poni
żej 2:36. W 2007
– ani jednego zawodnika i jedn
ą
zawodniczk
ę – 38-letnią
Ma
łgorzatę
Soba
ńską.

To
jednak nie tylko brak medali na najwa
żniejszych
imprezach oraz brak czo
łowych
miejsc w najwi
ększych
biegach
świata przesądza
o kryzysie polskich biegów. Przede wszystkim znacznie spad
ł
poziom konkurencji biegowych w Polsce. Wystarczy rzut oka na tabele
historyczne. Na 20 najlepszych zawodników w historii na
dystansie 1500m, dwunastu uzyska
ło
swoje rezultaty przed rokiem 1990. Na 3000m – czternastu. Na 5000m
dwunastu, ale po roku 1994 nie pojawi
ło
si
ę na tej liście
żadne nowe nazwisko! Na
10000m – szesnastu zawodników na li
ście
najlepszych Polaków uzyska
ło
najlepsze wyniki przed 1990 rokiem! Na 3000m z przeszkodami –
dwunastu… Podobnie wygl
ąda
sytuacja w biegach kobiecych.

Pytanie
o przyczyny kryzysu jest tym bardziej zasadne,
że
w biegach licz
ą się
nasi europejscy s
ąsiedzi. W Pekinie w finale biegu na 800m kobiet wystąpiły dwie Rosjanki i Ukrainka. Na 1500m mężczyzn – Francuz, Hiszpan, Brytyjczyk i Włoch, u kobiet dwie Ukrainki stanęły na podium, a w finale wystąpiły też dwie Hiszpanki, Brytyjka, Ukrainka i Rosjanka. 5000m mężczyzn: w finale dwóch Hiszpanów i Irlandczyk. Wśród kobiet: dwie Rosjanki. Na 10000m – trzech Hiszpanów, Austriak, Rosjanin i Portugalczyk oraz trzy Rosjanki, dwie Brytyjki, Niemka, Węgierka, Belgijka, Hiszpanka… I wreszcie maraton: w pierwszej dwudziestce na Igrzyskach znalazł się Szwajcar, dwóch Włochów, Rosjanin, Hiszpan i Fin. Wśród kobiet – zwyciężyła Rumunka, kolejna Rumunka na ósmym miejscu w pierwszej dwudziestce jeszcze Brytyjka, Rosjanka, Litwinka, dwie Włoszki, kolejna Rumunka i Francuzka. Jedynie na 3000m z przeszkodami w finale mieliśmy Wioletę Janowską, w konkurencji, w której na 15 finalistek 9 było Europejkami.

Nie
ratuj
ą nas również
tabele najlepszych zawodników w Europie. W pierwszej
dziesiątce w Europie jest tylko Paweł Czapiewski w biegu na 800m (5 miejsce) i trzech zawodników w półmaratonie (Szost, Białk, Sowa), który to dystans nie jest dystansem olimpijskim i który biega się najczęściej dopiero jesienią. Wśród kobiet w biegach średnich i długich żadna zawodniczka, na żadnym dystansie, nie łapie się do pierwszej dziesiątki w Europie. Co więcej – nie ma ani naszych zawodników ani zawodniczek w czołówce najlepszych europejskich i światowych biegów ulicznych.

Co
jednak ciekawe, osiągamy

w biegach du
że sukcesy w
kategoriach juniorskich. Marcin Lewandowski w

Mistrzostwach
Świata w 2006 roku był w
finale jedynym bia
łym,
zaj
ął czwarte miejsce.
W tym roku to samo miejsce zajął Adam Kszczot. Nasi biegacze na prze
łaj
zdobyli Mistrzostwo Europy Juniorów trzy lata temu w Tilburgu.
W zeszłym roku drużynowo srebrny i brązowy medal ME w przełajach zdobyli zawodnicy i zawodniczki kategorii U-23, indywidualnie zaś wśród juniorek – srebro Danuta Urbanik i brąz w U-23 Katarzyna Kowalska. Mistrzem Europy U-23 lub juniorów na dystansie 3000m z
przeszkodami byli: Rados
ław
Pop
ławski, Jakub Czaja,
Marcin Chabowski i Katarzyna Kowalska. Tylko w ostatnich kilku
latach. Zupe
łnie niedawno
mieli
śmy także
medalistów Mistrzostw Europy Juniorów na 800m –
Ireneusz Sekretarski oraz na 1500m – Tomasz Babiszkiewicz, Bartosz
Nowicki, Adrian Danilewicz. W tegorocznych europejskich tabelach
juniorów błyszczą: Adam Kszczot – 2 na 800m, Kamil Zieliński 4 na 1500m, a Krystian Zalewski jest najszybszym w Europie juniorem na dystansie 3000m z przeszkodami. Mimo wszystko jednak tegoroczny czy zeszłoroczny poziom sportowy polskich juniorów wydaje się być niższy niż kilka lat temu, co szczególnie widać wśród dziewcząt.

lewandowski01.jpg
Marcin Lewandowski – jeden z nielicznych polskich juniorów, którzy przebili się na świecie


Co
si
ę więc
sta
ło? Dlaczego od lat
notujemy regres w doros
łym
bieganiu? Dlaczego wyniki, które 20 lat temu by
ły
uznawane za przeci
ętne,
np. 2:14 w m
ęskim
maratonie, czy 13.50 na 5000m s
ą
dla dzisiejszych zawodników barierami nie do przej
ścia?
Dlaczego, gdy kariery zako
ńczyło
pokolenie zawodników, którzy przyszli do sportu w
latach 80. XX wieku, w polskich biegach pojawi
ła
si
ę dziura, która
powi
ększa się
z roku na rok?

Przyczyny kryzysu


Zanim zaczniemy zastanawiać si
ę
nad przyczyn
ą
kryzysu w Polsce, musimy zauwa
żyć,
że
z podobnym problemem boryka si
ę
ca
ła
Europa.

Coraz mniej zawodników chce trenować bieganie i znosić
codzienn
ą
harówk
ę,
jak
ą
jest trening biegów
średnich
i d
ługich.
Wynika to z przemian demograficznych, z poprawy warunków
życia
oraz z powodu pojawiania si
ę
mody na inne dyscypliny. Faktem jest jednak,
że
wiele krajów europejskich radzi sobie z tym problemem lepiej
od nas.

Gdy
spojrzy si
ę
na wyniki europejskich maratonów sprzed kilkunastu lat, widać wyra
źnie,
że
spad
ł
średni
poziom dyscypliny. Zwyci
ęzcy
uzyskuj
ą czasy podobne lub lepsze niż kilkanaście lat temu, ale zawodnicy zajmujący
miejsca poza pierwsz
ą
dziesi
ątką
uzyskuj
ą
czasy du
żo
s
łabsze. Tak dzieje się
w ca
łej
Europie. Dzisiaj sport nie jest ju
ż
jedyn
ą
przepustk
ą
do wyjazdu za granic
ę
jak w latach 80. XX wieku. Dzieci wol
ą
sp
ędzać
czas wolny przed komputerem. Jak pisze trenuj
ący
Kenijczyków w
łoski
trener Renato Canova: „Kiedy
ś
do treningu przychodzi
ły
dzieci, które ca
łe
dzieci
ństwo
sp
ędziły,
biegaj
ąc
na podwórku. Za moich czasów przebiega
ło
si
ę
dziennie nawet kilkana
ście
kilometrów podczas zabawy. W ten sposób przysz
ły
zawodnik wyrabia
ł
pewn
ą
baz
ę
tlenow
ą,
niezb
ędną
podczas treningu biegów d
ługich.
Obecne pokolenie przychodzi do sportu opó
źnione.
Tak na dobr
ą
spraw
ę
pierwsze kilka lat szkolenia trzeba by by
ło
po
święcić
rozwijaniu ogólnej wytrzyma
łości.
Jest to jednak niemo
żliwe,
bo zawodnicy, dzia
łacze,
trenerzy chc
ą
wyników ju
ż
i teraz. Przewaga Kenijczyków i Etiopczyków nad
Europejczykami polega na tym,
że
w Afryce nie zanik
ły
jeszcze zwyczaje, które by
ły
powszechne i u nas kilkana
ście,
kilkadziesi
ąt
lat temu. M
łodzi
Afrykanie biegaj
ą
do szko
ły,
biegaj
ą
podczas zabawy, nie
świadomie
przygotowuj
ąc
si
ę
w ten sposób do przysz
łego
treningu wyczynowego”. W wi
ększości
krajów europejskich nastąpi
ło
w ostatnich 20-30 latach obni
żenie
średniego
poziomu sportowego w biegach. Co ciekawe, trenerzy zaczynaj
ą
powoli narzekać nawet na zmian
ę
sposobu
życia
i spadek sprawno
ści
fizycznej u mieszka
ńców
Kenii czy Etiopii!


Z
podobnymi problemami zmagaj
ą
si
ę
jednak zawodnicy na ca
łym świecie. Jak to się
dzieje,
że
inni daj
ą
rad
ę,
a polskie biegi staczaj
ą
si
ę
na coraz ni
ższy
poziom? Dlaczego male
ńka
Holandia potrafi wyszkolić takich zawodników jak Arnoud Okken
(mistrz Europy w hali na 800m), Simon Vroemen (rekordzista Europy w
biegu na 3000m z przeszkodami) czy Gert-Jan Liefers (rek.
życiowy
na 1500m – 3.32,89, finalista Igrzysk Olimpijskich w Atenach) albo
Kamiel Maase (rek.
życiowy
na 5000m -13.13,09!). Albo tegoroczne odkrycie, Robert Lathouwers – 1.44,75 na dystansie 800m. To wszystko w maleńkiej Holandii w ostatnich latach…

Najtragiczniej wygląda nasza sytuacja w biegach długich. Na 5000m mieliśmy i tak wyjątkowo dobry tegoroczny rok, Michał Kaczmarek pobiegł najszybciej od kilku lat – 13:49. Ale spójrzmy na najlepsze tegoroczne wyniki innych krajów europejskich: Belgia – 13:04, Hiszpania – 13:13, Irlandia – 13:16, Francja – 13:24, Wielka Brytania – 13:25, Szwajcaria – 13:25, Turcja – 13:26, Niemcy – 13:26, Szwecja – 13:27, Austria – 13:32, Holandia – 13:37, Rosja – 13:42, Chorwacja – 13:45, Serbia – 13:45, Włochy – 13:45, Ukraina – 13:46, Portugalia – 13:47… Nawet zniszczone wojną na Bałkanach Serbia i Chorwacja mają lepszych długodystansowców niż my. A przecież zdarzają nam się lata, jak np. 2006, kiedy najlepszym wynikiem Polaka na dystansie 5000m było 14:11…

beijingban524.gif


Skoro już wiemy, że kryzys niewątpliwie istnieje, zastanówmy się nad przyczynami. Najwi
ększym
problemem polskich biegów jest niew
ątpliwie
brak funduszy. Są, co prawda, całkiem spore dotacje państwowe, ale one giną w przepastnych kieszeniach działaczy (słynna pensja Ireny Szewińskiej!), którzy nie są w stanie znaleźć lekkiej atletyce prywatnych sponsorów. W rezultacie pieni
ędzy
brakuje prawie na wszystko. Równo narzekaj
ą
zawodnicy
oraz
trenerzy. To brak pieni
ędzy
w du
żej mierze odpowiada
za brak kandydatów na nast
ępców
Krzyszkowiaka czy Malinowskiego. Gdy polski mistrz olimpijski zarabia
wielokrotnie mniej ni
ż
przeci
ętny ligowy
pi
łkarz, nie jest to
zach
ętą
do uprawiania lekkiej atletyki. Czwarty-pi
ąty
zawodnik w kraju mo
że za
swoj
ą pracę
nie dostać ani grosza, czo
łówka
polskich biegaczy w biegach
średnich
i d
ługich biega za darmo
lub za grosze
.
Czy to wi
ęc dziwne, że
w rywalizacji bierze udzia
ł
coraz mniej zawodników, a
średni
poziom konkurencji biegowych w Polsce jest z roku na rok s
łabszy?


Na
forach internetowych znajdujemy wiele prostych recept na sukces.
„Zacznijcie biegać dobrze, wtedy b
ędziecie
zapraszani na wielkie imprezy biegowe, w Nowym Jorku nagrod
ą
za zwyci
ęstwo w maratonie
jest 100 tysi
ęcy dolarów”
– radzi kto
ś biegaczom.
Nie jest to jednak takie proste. Trening zawodnika w biegach d
ługich
trwa wiele lat, wymaga nie tylko
żelaznego
zdrowia i ogromnej cierpliwo
ści,
ale równie
ż
sporych nak
ładów
finansowych. Na obecnym poziomie sportu wyczynowego praktycznie
niemo
żliwe jest
pogodzenie treningów z prac
ą
zawodow
ą. Za czasów
najwi
ększych polskich
sukcesów zawodników zatrudniano na lewych etatach: w
kopalniach, policji, wojsku. Zawodnicy pobierali pieni
ądze,
chocia
ż w praktyce nie
pracowali w macierzystych zak
ładach.
Po zako
ńczeniu kariery
mieli prawo do emerytury. Dzisiaj jedynie policja i wojsko zatrudnia
biegaczy, ale w bardzo ograniczonym zakresie. Na jakie pieni
ądze
mo
że więc
liczyć biegacz ju
ż dość
wysokiej klasy, ale taki, który jeszcze nie przebi
ł
si
ę za granicą?


Zupe
łnie
nieop
łacalne są
dla niego starty na bie
żni.
W niektórych klubach wyp
łaca
si
ę skromne stypendia, liczące w najlepszym razie kilkaset złotych. W wielu
innych nie p
łaci się
zawodnikom, cz
ęsto
blokuj
ąc przy tym
przej
ście do innego
klubu. Jedynie na kilku mitingach w Polsce wyp
łaca
si
ę nagrody finansowe, z
regu
ły w wysokości
300-500z
ł za zdobycie
pierwszego miejsca. Rzadko rozgrywa si
ę
jednak biegi d
łuższe
ni
ż 1500m, poza tym sezon
jest krótki, a startów niewiele. Nieliczni szcz
ęśliwcy,
wyselekcjonowani do reprezentacji Polski na Puchar Europy, mog
ą
liczyć na nieco wi
ększe
pieni
ądze, o ile zajmą
wysokie miejsce. Ale nadal jest to mniej ni
ż
3000z
ł miesięcznego
stypendium, nawet za zwyci
ęstwo!
Za pi
ąte miejsce w
Pucharze Europy stypendium wynosi kilkaset z
łotych.
W sytuacji, gdy pracuj
ąc
w Wielkiej Brytanii w barze zarabia si
ę
nawet 8000z
ł miesięcznie,
nie jest to kwota, która zach
ęca
do morderczego treningu i wyrzecze
ń.
Tym bardziej,
że każda
kontuzja, ka
żda przerwa w
startach powoduj
ą, że
to skromne
źródło
dochodów raptownie usycha. Kontuzjowany zawodnik zostaje w
Polsce bez grosza przy duszy, bez ubezpieczenia medycznego, bez
żadnej pomocy. Nikt nie
op
łaci mu ZUS-u albo
prywatnego lekarza.


Zawodnicy
szukaj
ą więc
zarobku, startuj
ąc w
biegach ulicznych. Jednak zbyt cz
ęste
starty w tego typu imprezach uniemo
żliwiają
często uzyskanie wyniku na bie
żni,
forma ucieka, a zarabiane pieni
ądze
nadal nie s
ą
osza
łamiającymi
sumami.
Średniej klasy
zawodnik-maratończyk mo
że uskładać
20-100 tysi
ęcy złotych
rocznie. Od tego odliczyć trzeba podatek, koszty treningu, sprz
ętu
oraz ubezpieczenia medycznego, je
śli
zawodnik nigdzie nie pracuje. Zostaje wi
ęc
niewiele, na tyle niewiele,
że
utrzymanie wy
łącznie ze
sportu jest w polskich biegach praktycznie nieosi
ągalne.
Jest to swego rodzaju b
łędne
ko
ło: można
nie
źle zarabiać na
bieganiu, je
śli jest się
w
światowej czołówce.
Ale
żeby przebić się
do tej czo
łówki,
trzeba zainwestować spor
ą
sum
ę, bez gwarancji jej
zwrotu. Szkolenie marato
ńczyka,
który chcia
łby
zapolować na g
łówną
nagrod
ę w Nowym Jorku,
trwa wiele lat. Do tego aby dobrze biegać maraton, potrzeba te
ż
kilku lat lat wcze
śniejszej
zaprawy na bie
żni. Jak to
zrobić, skoro z biegania na bie
żni
nie mo
żna się
utrzymać? Pami
ętajmy
równie
ż o ciągłym
ryzyku kontuzji, wisz
ącym
nad zawodnikiem.

pil08_1.jpg
Polskiej czołówce nie opłaca się startować na bieżni, dlatego startują w biegach ulicznych


Na
świecie stosuje się
kilka sposobów finansowania zawodników. Albo wspomagaj
ą
ich federacje krajowe (w wi
ększości
krajów europejskich), albo zatrudniani s
ą
oni w instytucjach rz
ądowych
(np. w armii w Kenii czy Etiopii, ale równie
ż
w Holandii) albo znajduj
ą
sponsorów. Cz
ęsto
spotykane s
ą też
kombinacje tych sposobów – zawodnik zatrudniany jest przez
pa
ństwo, a równocześnie
wspomagaj
ą go prywatni
sponsorzy. Czy nie da si
ę
wprowadzić takiego systemu w Polsce? Pomoc Polskiego Zwi
ązek
Lekkiej Atletyki mo
żna na
razie wykluczyć: zwi
ązek
nie potrafi znale
źć
du
żego sponsora, który
ufundowa
łby stypendia dla
zawodników. PZLA pe
łni
jedynie rol
ę pośrednika,
przekazuj
ąc sportowcom
pieni
ądze, które
na stypendia przeznacza Ministerstwo Sportu. Mo
żna
je zdobyć za czo
łowe
miejsce w Pucharze Europy, Mistrzostwach Europy lub
Świata
oraz Igrzyskach Olimpijskich. Oczywist
ą
s
łabością
tego systemu jest fakt,
że
pomoc pa
ństwa nie dociera
do tych, którzy jej najbardziej potrzebuj
ą
– do zawodników, którzy nie zdo
łali
jeszcze przebić si
ę do
światowej czołówki.
Przyznawanie stypendiów medalistom Mistrzostw
Świata
nie rozwi
ązuje problemu.
Zawodnicy tej klasy zarabiaj
ą
bowiem spore pieni
ądze,
startuj
ąc na
zagranicznych mitingach. Ci, którzy dopiero si
ę
rozwijaj
ą, pozbawieni są
jakiejkolwiek pomocy.


Znalezienie
sponsora to w Polsce spory problem, nawet gdy chodzi o zawodnika
światowej klasy. Po
pierwsze, brak przepisów zach
ęcających
do inwestowania w sport. Po drugie, brak w Polsce kultury
sponsorskiej – w akcje wspierania lokalnych sportowców
rzadko w
łączają
si
ę małe,
lokalne firmy. W mniejszych miejscowo
ściach,
gdzie
łatwiej o talenty,
rynek jest na tyle ma
ły,
że pieniędzy
nie wystarcza dla wszystkich dyscyplin. I wreszcie wina le
ży
po stronie zawodników i dzia
łaczy.
Z jednej strony, PZLA nie prowadzi
żadnej
polityki marketingowej, maj
ącej
promować dyscyplin
ę. Bieganie nie pojawia się
w mediach, informacja o tym,
że
Marcin Lewandowski w niezwykle mocnym biegu na 800m na mitingu w
Hengelo przybiega drugi, pojawia si
ę
co najwy
żej w postaci
dwuzdaniowej notki. Dyscyplina nie pojawia si
ę
te
ż w telewizji, mimo
tego,
że szefem sportu w
TVP jest by
ły
lekkoatleta, Robert Korzeniowski.


Co
wi
ęcej, absurdalne
przepisy PZLA wymagaj
ą,
aby zawodnik sk
ładał
podanie do Zwi
ązku o
zgod
ę na zawarcie umowy
sponsorskiej. Nie ma tak
że
szansy, aby logo sponsora pojawi
ło
si
ę np. na koszulce
zawodnika – nie zostanie wtedy dopuszczony do Mistrzostw Polski.


Brak
polityki marketingowej PZLA dzia
ła
równie
ż na kluby.
Na poziomie lokalnym brakuje inicjatywy, brakuje sprawnych
mened
żerów. Skutek
jest taki,
że
zawodnicy próbuj
ą
szukać sponsorów na w
łasną
r
ękę
– co bez znajomo
ści
realiów rynku, a tak
że
bez atutów w postaci obecno
ści
dyscypliny w mediach, ko
ńczy
się zwykle niepowodzeniem. Kolejna sprawa,
że
niewielu jest w Polsce zawodników klasy Roberta
Korzeniowskiego, Paw
ła
Czapiewskiego czy Moniki Pyrek. I nie chodzi wcale o klas
ę
światową,
a umiej
ętność
poruszania si
ę
w
świecie
mediów, zainteresowania swoj
ą
osob
ą,
umiej
ętność
wypowiadania si
ę
tak,
żeby
nie zanudzić widza czy czytelnika. Przeci
ętny
polski zawodnik najcz
ęściej
nie potrafi z
łoż
sk
ładnego
zdania, gdy widzi przed sob
ą
kamer
ę
telewizyjn
ą,
a co dopiero pasjonuj
ąco
opowiedzieć o tym, co robi i kim jest.


Niemal
niewykorzystany w promocji profesjonalnego biegania jest internet.
Dopiero rozwija się bieganie.pl, które jest w tej chwili jedynym medium zainteresowanym promocją lekkiej atletyki. Niez
łą
stron
ę
internetow
ą
ma PZLA, ale nie jest ona zrobiona w sposób
przyci
ągający
kibiców. To raczej serwis dla zawodników, pe
łen
technicznych informacji i wyników. Brak zdj
ęć,
filmów czy choćby prezentacji najlepszych zawodników. I
ponownie: swoje strony maj
ą
ci, którzy ju
ż
wcze
śniej
zdobyli popularno
ść,
np. Monika Pyrek albo Anna Rogowska. Lub te
ż
amatorzy,
świetnie
zorganizowani w internecie. Nie widać, aby jakikolwiek pocz
ątkujący
wyczynowy biegacz wykorzystywa
ł
internet do promocji w
łasnej
osoby, choć jest to medium tanie i
łatwo
dost
ępne.


Co
ciekawe,
żadnego
widocznego wp
ływu nie ma
na sport wyczynowy rozwój biegania amatorskiego w Polsce. Z
roku na rok ro
śnie liczba
biegowych imprez ulicznych oraz ich uczestników. Bieganie
zaczyna być modne i choć nie jest to jeszcze
żaden
boom, coraz
łatwiej
spotkać w Polsce na ulicy biegacza, co by
ło
rzadkie jeszcze kilka lat temu. Organizuje si
ę
te
ż coraz więcej
biegów, sponsorowanych przez du
że
firmy, jak choćby Flora Maraton Warszawski czy Human Race,
organizowany przez Nike.


Mimo
tego,
że w imprezach
amatorskich startuje coraz wi
ęcej
zawodników, nie poprawia to sytuacji sportu wyczynowego. Być
mo
że dlatego, że
amatorskie bieganie w Polsce rozwija si
ę
zupe
łnie
pozainstytucjonalnie. Jest coraz wi
ęcej
łprywatnych
klubów biegacza, ale ruch ten nie jest zainteresowany
uczestnictwem w stadionowej rywalizacji firmowanej przez PZLA. PZLA
zreszt
ą również
nie wykazuje zainteresowania biegami ulicznymi i potencja
łem,
jaki w nich tkwi. Jedyny styk biegania amatorskiego z urz
ędniczą
machin
ą PZLA ma miejsce
w sytuacjach podobnych do tej podczas zeszłorocznych mistrzostw Polski
w maratonie w D
ębnie. Tuż
przed startem amatorscy zawodnicy dowiadywali si
ę,
że przepisy PZLA do
startu wymagaj
ą
aktualnych bada
ń
lekarskich. Nie pomaga
ły
t
łumaczenia o amatorskim
charakterze startu ani powo
ływanie
si
ę na rozporządzenie
ministra, dopuszczaj
ącego
start w imprezach sportowych na w
łasną
odpowiedzialno
ść.
Niektórych po awanturze dopuszczono do startu, inni musieli
wracać do domu.


puchar_marat_1.jpg
Polscy amatorzy są w biegach lepiej zorganizowani niż profesjonaliści


W
ten sposób dochodzimy do kolejnej przyczyny zastoju polskich
biegów
średnich i
d
ługich. Naszym problemem
s
ą kadry. Polskim sportem
od kilkudziesi
ęciu lat
rz
ądzą
ci sami ludzie. W PZLA kadry zmieni
ły
si
ę niewiele od lat
osiemdziesi
ątych. Brakuje
w nich wiedzy na temat nowoczesnych mechanizmów rynkowych. A
gdy pojawia si
ę ktoś
nowy,
środowisko okazuje
si
ę hermetycznie
zamkni
ęte. Gdy Jacek
Kazimierski z firmy Elite Cafe próbowa
ł
w
łączyć się
w finansowanie lekkiej atletyki, natkn
ął
si
ę na mur niechęci.
Sponsorowani przez niego zawodnicy mieli problemy z PZLA, Zwi
ązek
odrzuca
ł oferty
sponsorskie firmy, a delegaci z „terenu” nie poparli kandydatury
Kazimierskiego na stanowisko prezesa PZLA, mimo oferty wpompowania w
dyscyplin
ę dużych
pieni
ędzy. Jak mówią
nieoficjalnie najlepsi polscy zawodnicy i trenerzy, PZLA niech
ętnie
wita wszelkie zmiany, nie tylko nie zach
ęca
się do uprawiania sportu, ale wr
ęcz
zniech
ęca. Żeby
wystartować w zawodach firmowanych przez Zwi
ązek,
trzeba wylegitymować si
ę
badaniami lekarskimi, licencj
ą
zawodnicz
ą i klubową
i w jakiś sposób dowiedzieć si
ę,
że w okolicy rozgrywany
jest miting lekkoatletyczny. Zawody te nie s
ą
bowiem w
żaden sposób
propagowane. O tym,
że
odbywaj
ą się
Mistrzostwa Polski, wiedz
ą
jedynie zawodnicy i ich rodziny. Start odbywa si
ę
przy pustych trybunach, nie ma nagród za zwyci
ęstwo,
a za
łatwienie formalności
przedstartowych trwa wiele godzin. Ewentualnego zawodnika straszy si
ę
te
ż przepisami IAAF za
niew
łaściwy
strój sportowy, ka
że
zaklejać logo sponsora, mimo
że
zawody te nie s
ą nigdzie
transmitowane. Kto
ś, kto
nie jest zrzeszony w odpowiednim klubie, nie ma szans na start, nawet
wtedy gdy jest w trakcie zmiany barw klubowych. Gdy w 2006 roku
Paweł Ochal
przybieg
ł drugi na
Mistrzostwach Polski w maratonie, nie otrzyma
ł
medalu – by
ł bowiem w
trakcie zmiany barw klubowych i zgodnie z regulaminem PZLA nie by
ł
oficjalnie sklasyfikowany. W takich warunkach start w Mistrzostwach
Polski przestaje być atrakcyjny, szczególnie,
że
nagrod
ą za zwycięstwo
jest jedynie u
ścisk dłoni
prezesa. A w
łaściwie
pani prezes.


Zawodnik
mo
że
odnie
ść
czasem wra
żenie,
że
jest zb
ędnym
ogniwem w biurokratycznej machinie PZLA. Zwi
ązek
wiele wymaga: corocznego op
łacania
licencji, rejestrowania klubu, odnawiania bada
ń
lekarskich, nawet zgody na zawarcie umowy sponsorskiej (!), ale sam
niewiele zawodnikom daje. W takiej sytuacji zasadne wydaje si
ę
pytanie, po co w Polsce centralny zwi
ązek
lekkoatletyczny, który s
łuży
tylko jako przechowalnia dzia
łaczy,
pe
łniąc
jedynie rol
ę
po
średnika
przy wydawaniu pieni
ędzy
z ministerstwa. Być mo
że
mo
żliwe
jest wprowadzenie procedur, które pomin
ą
tego po
średnika.


Nie
da si
ę jednak wszystkich
polskich niepowodze
ń
wyt
łumaczyć brakiem
pieni
ędzy. W gruncie
rzeczy bowiem lekkoatletyka to sport, który nie wymaga du
żych
nak
ładów na
pocz
ątku treningu. A
je
śli jest się
w Polsce zdolnym juniorem, ma si
ę
zapewnione szkolenie, opiek
ę
trenera i wyjazdy na zawody. Dlaczego wi
ęc
ci zdolni juniorzy nie staj
ą
si
ę zdolnymi seniorami?


Niedoskona
ły
jest system, który w polskiej lekkiej atletyce promuje wyniki
uzyskiwane przez juniorów. Kluby sportowe s
ą
dotowane i rozliczane za wyniki uzyskiwane podczas Ogólnopolskiej
Olimpiady M
łodzieży
czy Mistrzostw Polski Juniorów. Za sukcesy seniorów nie
ma gratyfikacji finansowej. Dlatego ani trener, ani dzia
łacz
klubowy nie jest zainteresowany rozwojem starszego zawodnika. Ju
ż
w m
łodym wieku wprowadza
si
ę ciężki,
eksploatuj
ący organizm
trening, który sprawia,
że
wyniki przychodz
ą szybko,
ale potem trudno utrzymać form
ę
przez kolejne lata. Typowa kariera polskiego biegacza to gwa
łtowny
rozkwit w wieku 16-18 lat, a potem coraz ni
ższy
poziom sportowy i pr
ędzej
czy pó
źniej
zako
ńczenie kariery.
Osobny artyku
ł można by
napisać o zmarnowanych w ten sposób niesamowitych talentach.

oom.jpg
Młodzi polscy zawodnicy mają małe szanse rozwoju. Na zdjęciu – bieg podczas tegorocznej Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w Bydgoszczy


Niedoskonale
dzia
ła też
system lekkoatletycznych klubów sportowych. To zreszt
ą
klubowi delegaci wybieraj
ą
zarz
ąd PZLA. Niestety,
statystyczny polski dzia
łacz
wci
ąż mocno przypomina
prezesa Ochódzkiego z filmu „Mi
ś”. Wiceprezes PZLA
podczas Igrzysk Olimpijskich był bohaterem alkoholowego skandalu. Sponsoring czy marketing to poj
ęcia
obce sportowym kadrom, niezmiennym od wielu lat nie tylko na poziomie
centralnym, ale również lokalnym. Niedofinansowane kluby nie
s
ą w stanie zapewnić
odpowiedniego szkolenia tym nielicznym kandydatom, którzy
zg
łaszają
si
ę do treningu. Opieka
lekarska nie istnieje, podobnie jak odnowa biologiczna czy
rehabilitacja po kontuzjach. Zawodnicy, którzy próbuj
ą
leczyć si
ę w państwowej
s
łużbie
zdrowia, napotykaj
ą
zwykle na zalecenia typu „prosz
ę
przestać biegać, je
śli
boli”. W prawie
żadnym
klubie nie ma ju
ż lekarza
sportowego, co by
ło normą
w najlepszych latach polskich biegów.


Problem
braku kadr dotyka równie
ż
polskich trenerów. Z jednej strony wi
ększość
z nich to fachowcy jeszcze ze starej epoki, nie znaj
ący
j
ęzyków obcych i
nie maj
ący kontaktu z
nowoczesn
ą myślą
treningow
ą. A z drugiej,
nie wykorzystuje si
ę
potencja
łu trenerów,
którzy wychowali by
łych
i obecnych rekordzistów Polski. Nie ma żadnego systemu szkolenia trenerów, dlatego polskie metody treningowe są archaiczne i nieskuteczne. Młodych szkoleniowców odstrasza się drogimi kursami instruktorskimi – ok 1500zł, potem tyle samo lub więcej za podniesienie kwalifikacji. Tymczasem trener nie może liczyć na zatrudnienie w podupadłych klubach, a jeśli tak – to za nędzne grosze. Więcej zarobi w każdej innej pracy.


Jak widać wyraźnie, sytuacja wygląda fatalnie od każdej strony. Nie popadajmy jednak w depresję. Już wkrótce redakcja bieganie.pl przedstawi własny projekt przebudowy systemu lekkoatletycznego. Już zaczęliśmy wspierać powstawanie szkolnych klubów sportowych. Być może będzie to tylko utopia, ale chcemy dać jasny sygnał wszystkim tym, którzy pragną zmian. Zmiana jest możliwa. Będziemy wspierać każdy pomysł, każdego człowieka, który stara się w polskich biegach coś budować. Przyjrzymy się też dokładnie wyborom w PZLA, które odbędą się w najbliższych miesiącach. Będziemy nękać działaczy pytaniami o program i konkretne działania, a oszustów i ściemniaczy bezlitośnie napiętnujemy. Staramy się na nowo zbudować zainteresowanie kibiców lekką atletyką, wspieramy zawodników, trenerów z wizją i wiedzą oraz uczciwych działaczy, którzy działają pozytywnie.

Jedno
jest pewne: albo b
ędziemy
mieć zawodników oraz trenerów, którzy zarabiaj
ą
na bieganiu i wtedy maj
ą
mo
żliwości
oraz motywacj
ę,
aby w
łączyć
si
ę
do rywalizacji na najwy
ższym
światowym
poziomie albo pozostanie nam kibicować s
łabym
biegaczom, którzy trenuj
ą
po pracy w szkole czy banku. Czy wtedy jednak wypada gwizdać na
takiego zawodnika, gdy dobiega do mety daleko za czo
łówką?

Możliwość komentowania została wyłączona.