Tęskni za zdartym gardłem – rozmowa z Tomkiem Galińskim
Czy w czasach odwołanych imprez sportowych jest szansa na doświadczanie zastępczych emocji? Rozmawiamy o tymi z Tomaszem Galińskim, radiowcem, dziennikarzem i spikerem największych imprez, ambasadorem Wirtualnego Biegowego Pucharu Pomorza.
Można w dobie pandemii w ogóle mówić o emocjach w sporcie?
To trudne. Powoli sport się odradza, ale to nie jest kompletnie to, na co wszyscy czekali. Największe imprezy czyli igrzyska olimpijskie, mistrzostwa Europy w piłce nożnej zostały odsunięte w czasie. Współczuję sportowcom zawodowym, którzy kumulują w sobie mnóstwo negatywnych emocji, frustracji, w związku z zawieszonymi albo odwołanymi startami. Trenowali od lat codziennie, żeby mierzyć się z najlepszymi na świecie, a nagle musieli zmienić swoje codzienne życie, wywrócić je do góry nogami.
Wydaje mi się, że tego typu frustracji jest u amatorów proporcjonalnie mniej albo brak imprez masowych inaczej odreagowują. Masz przez własne treningi czy doświadczenia z mikrofonem do tej grupy dostęp. Co myślisz o ich sytuacji?
Gdy patrzę na swoich znajomych, którzy są totalnymi amatorami i biegają dla siebie, dla swojego dobrego samopoczucia, dla zdrowia – to odwoływanie imprez jest dla nich nadal pewnym rozczarowaniem, bo chcieli po prostu mierzyć się ze swoimi wyzwaniami. Ci bardziej nakręceni na ściganie, zrzeszeni w klubach i grupach, czy to biegowych, czy triatlonowych, mieli poważniejsze rozterki. To ludzie, którzy trenują, żeby walczyć, mierzyć się z innymi. To już jest rywalizacja nie dla zabawy, ale dla dobrego miejsca w swojej „age groupie” albo nawet walki o zwycięstwo w mniejszych imprezach.
Taka inicjatywa jak Wirtualny Biegowy Puchar Pomorza może w ogóle dać namiastkę tego rodzaju emocji? Wyzwań internetowych jest ostatnio bardzo, bardzo dużo.
To kolejny pomysł, by emocji trochę doznać. Zaktywizować ludzi, którym brakuje adrenaliny i jakiejś formy rywalizacji, choćby wirtualnej. W tym przedsięwzięciu są 4 dwutygodniowe cykle, kiedy biega się na 5 oraz 10 km, teraz trwa drugi taki cykl. Ścigać się można do 19 lipca, potem ponownie od 10 do 23 sierpnia, wreszcie między 7 a 20 września. Porównujemy jak na zawodach wyniki, choć tutaj wiadomo, że teren, gdzie dany zawodnik zaliczył dystans, może być różny. Jak się biega na płaskiej trasie nad morzem jest oczywiście łatwiej niż w górach… Można więc ścigać się samemu ze sobą w dowolnym miejscu na świecie, na przykład na plaży na Hawajach. Ale to nie ograniczamy się do samotnego biegania. Można brać udział w tych powoli odmrażanych małych imprezach do 150 osób. Każdy uczestnik po zaliczeniu swojego biegu wysyła screen z dowolnej aplikacji lub oficjalny wynik z zawodów nawww.pucharpomorza.pl, gdzie prowadzona jest klasyfikacja i oczywiście wcześniej rejestracja. Wirtualny Biegowy Puchar Pomorza to też okazja do rywalizacji nieformalnych i formalnych teamów i jakiejś wzajemnej mobilizacji. Nagrodą dla najlepszych zespołów jest komplet jednolitych strojów biegowych.
Mam wrażenie, że Polska jest czasem zbyt warszawocentryczna, jeśli chodzi o imprezy biegowe. Ale na Pomorzu ludzie też biegają, a nie tylko uprawiają sporty wodne, prawda?
Wiesz, bo komentujemy wspólnie imprezy w Gdyni, że bieganie i triatlon jest tam bardzo popularne, na imprezach jest po kilka, kilkanaście tysięcy osób, jak na np. Maratonie Gdańsk, cyklu 4 biegów o Grand Prix Gdyni, Biegu Kociewskim czy Biegu Westerplatte. Do mistrzostw świata w półmaratonie, które są na razie przełożone z wiosny na jesień, zgłosiło się blisko 30 tysięcy osób! Są też zawody mniejsze, w sumie około 400 rocznie w całym regionie! Ludzie na Pomorzu mają gdzie trenować. Mamy świetne tereny do treningów. Trasy płaskie jak stół, malownicze plaże, ale i tereny pofałdowane na Kaszubach czy wręcz górzyste – nawet w samym Trójmiejskim Parku Krajobrazowym.
Dobra, a jak z Twoją formą? Jako ambasador Wirtualnego Biegowego Pucharu Pomorza ścigasz się na poważnie?
Nie, ja jestem bardziej typem sprintera, który mimo wieku ma wciąż sporo włókien szybkokurczliwych (śmiech). Szukaj mnie w wynikach w okolicy 50 minut na dyszkę. Jednak oprócz mnie w gronie ambasadorów przedsięwzięcia jest choćby zwycięzca maratonów na dwóch biegunach Piotr Suchenia, fantastyczna i energetyczna Natalia Wodyńska-Stosik (TriMama), czy Maciek Zakrzewski – społecznik, który potrafi w celu charytatywnym, jak w ostatni weekend, przebiec w 24 godziny na bieżni wokół boiska aż 177 km (wszyscy na zdjęciach powyżej – przyp. red.).
A wracając do tej nienormalnej biegowej sytuacji. Tobie jako spikerowi, brakuje imprez biegowych? Nie chodzi mi o sam fakt, że zleceń mamy po prostu mniej…? Może nie jest tak źle, może dobrze, że trochę odetchnęliśmy?
Kwarantanna rzeczywiście pozwoliła na chwilę się zatrzymać, spojrzeć na wiele rzeczy z innej perspektywy. Chciałoby się jednak już mieć wpływ na pewne sprawy. Chociażby wspólne starty. Widzę, że ludziom brakuje prawdziwej rywalizacji ramię w ramię i mi, jako okazjonalnie startującemu, też tego brakuje. Jako spiker też tak zwyczajnie za imprezami tęsknię – za atmosferą, którą tworzymy, emocjami, które podgrzewamy. To jest dla mnie zawsze niesamowite, wiedzieć uczestników, ale też być w środku, od zaplecza na takich wielkich przedsięwzięciach jak np. Ironman w Gdyni. To są też konkretne wspomnienia, zapachy, zdarte gardło i wreszcie przybijanie spoconych piątek na mecie. Inicjatywa, której patronuję jest świetna, ale mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli się spotkać w realu.
Pisząc coś o sobie zwykle popada w przesadę. Medalista mistrzostw Polski w biegach długich, specjalizujący się przez lata w biegu na 3000 m z przeszkodami, obecnie próbuje swoich sił w biegach ulicznych i ultra. Absolwent MISH oraz WDiNP UW, dziennikarz piszący, spiker, trener biegaczy i współtwórca Tatra Running.