Redakcja Bieganie.pl
Jest na świecie kilka miejsc, gdzie najlepsi biegacze jeżdżą trenować na dużej wysokości. Najpopularniejsze to St. Moritz w Szwajcarii, Font Romeau we Francji, Sierra Nevada w Hiszpanii, Eldoret w Kenii, Potchefstroom w RPA oraz Boulder i Albuquerque w Stanach Zjednoczonych. W każdym z nich spotkać można światową czołówkę zawodników, zarówno tych startujących na bieżni, jak i na ulicy. Część miejscowości jest wyłączona z obiegu zimą, kiedy spadnie śnieg. Europejscy zawodnicy trenują wtedy głównie w Afryce lub Stanach Zjednoczonych. Również ja miałem w tym roku szczęście spędzić kilka zimowych miesięcy w Nowym Meksyku w USA, w Albuquerque, ulubionym miejscu przygotowań rekordzistki świata w maratonie, Pauli Radcliffe.
Albuquerque [czytane jako albukerki] to dla Europejczyków idealne miejsce do zimowego treningu. Śnieg pada tu rzadko, a położona na średniej wysokości ok. 1600m n.p.m. stolica stanu Nowy Meksyk zachęca do biegania suchym, zdrowym klimatem oraz przystępnymi cenami. O każdej porze roku można tu spotkac tabuny Kenijczyków oraz… Japończyków, przygotowujących się do maratonów. Niedaleko mieszka i trenuje mistrz świata na 800m z hali David Krummenacker, na obozy oprócz Pauli Radcliffe wpadał tu Hicham El Guerrouj – rekordzista świata w biegu na 1500m, swoją grupę trenigową prowadzi czterokrotny rekordzista świata Henry Rono, a najlepszy polski maratończyk lat 80. XX wieku, Antoni Niemczak, ma tu pensjonat dla biegaczy. Tego roku mieliśmy jednak pecha, Hicham El Guerrouj zakończył karierę, a Paula Radcliffe była w ciąży i nie przyjechała. Pozostały nam tylko opowieści innych zawodników, o tym, z jak dużą prędkością mija ich Paula, gdy spotykają się na biegowych ścieżkach…
Podróż z Polski do Albuquerque trwa ok. 16 godzin, zwykle trzeba lecieć z dwoma przesiadkami. Jest to główna niedogodność, jesli chodzi o wyjazd sportowy. Drugą jest różnica czasu – w Nowym Meksyku czas lokalny jest opóźniony o 8 godzin w stosunku do czasu polskiego, co oznacza, że przez kilka pierwszych dni po przylocie popołudniami dokucza nam potworna senność. Jeszcze gorzej jest przy podróży powrotnej: organizm potrzebuje kilku dni na przystosowanie się do zmiany czasu. Z tego względu wśród polskich zawodników bardziej popularne są wyjazdy do RPA. Mimo to w Albuquerque trenowali najlepsi polscy zawodnicy ostatnich 20 lat, na czele z maratończykami: Janem Hurukiem, Piotrem Gładkim, Wiesławem Perszke, czy Adamem Dobrzyńskim.
Pierwsze, co dało się odczuc, gdy na początku listopada wyszliśmy z hali przylotów lotniska Sunport, to niezwykłe jak na tę porę roku ciepło. Temperatura przekraczała 20 stopni Celcjusza i przez całą zimę rzadko spadała poniżej 10 stopni. Nocami zdarzają się przymrozki, ale dla przyzwyczajonego do mrozów mieszkańca wschodniej Europy Nowy Meksyk wydaje się klimatycznym rajem. Zresztą nie tylko dla nas: już w XIX wieku z całej Ameryki przyjeżdżali tu chorzy na gruźlicę, aby w łagodnym klimacie podleczyc wyniszczone chorobą płuca. Ponieważ Albuquerque leży na skraju pustyni, a liczba dni słonecznych w roku przekracza 300, wilgotność powietrza w ciągu dnia spada nawet do 15%, co w połączeniu z dużą wysokością sprawia, że bardzo ważne staje się uzupełnianie płynów. Przyjezdnemu zawodnikowi podczas pierwszych rozbiegań gardło wysycha na kamień.
Chociaż Albuquerque liczy sobie ponad 500 tysięcy mieszkańców, a wraz z przyległościami ponad 800 tysięcy, w niczym nie przypomina innych amerykańskich metropolii. Miasto jest rozrzucone na ogromnej powierzchni, dominuje niska zabudowa, poza kilkoma wyjątkami prawie nie ma tu budynków wyższych niż 2-3 piętra. Luźna, rozrzucona zabudowa sprawia, że ciężko obejść się bez samochodu – z naszego apartamentu do centrum było ok. 30 kilometrów! Przez zachodnią część miasta przepływa Rio Grande, czyli Wielka Rzeka. Nadrzeczne tereny to najniżej położona częśc miasta – wysokość wynosi tu ok. 1500m npm. Kiedy jedziemy na wschód, teren stopniowo podnosi się, by u stóp gór, do których przylega Albuquerque, osiągnąć 1950m npm. Dalej zaczyna się masyw górski o nazwie Sandia, z najwyższym szczytem o tej samej nazwie.
Biegacze trenują w Albuquerque w dwóch miejscach: w zachodniej części, położonej za rzeką, gdzie wysokość jest mniejsza, a tereny płaskie oraz w bardziej pofałdowanej i położonej wysoko części wschodniej. Spotkaliśmy również zawodników, którzy trenując zgodnie z podręcznikową zasadą „mieszkaj wysoko, trenuj nisko”, zakwaterowali się w górskich pensjonatach, a na treningi przyjeżdzali do miasta. My (ja i moja dziewczyna) wynajęliśmy najtańsze mieszkanie jakie znaleźliśmy, na wysokości ok. 1600m n.p.m., w linii prostej ok. kilometra od gór, ale żeby do nich dobiec, trzeba było wykręcić ulicami aż 4km.
Ulubionym miejscem biegaczy, szczególnie maratończyków, jest jednak Tramway – kilkunastokilometrowa, prosta asfaltowa droga, ciągnąca się na wschodnim skraju miasta, u stóp gór, lecąca z południa na północ. Nikt oczywiście nie biega po samej kilkupasmowej jezdni. Przy Tramwayu, oddzielony pasem zieleni i ozdobnymi krzakami przez całą długość drogi ciągnie się szeroki chodnik oraz droga dla rowerów. Jest to nie tylko miejsce treningów, ale również spacerów dla mieszkańców miasta. W zgodzie przebiegają tu obok siebie zarówno błyszczący na światowych arenach maratończycy, jak i starsze panie, truchtające dla zdrowia. Wzajemne pozdrawianie się jest mile widziane, rzadko spotyka się też zmorę polskich biegaczy – psy puszczane luzem. Ku mojemu zaskoczeniu w bieganiu nie przeszkadzają przejeżdżające kilkanaście metrów dalej samochody. Większość wozów to nowe modele, z katalizatorami i na Tramwayu zupełnie nie czuć spalin. Zresztą pobliski ruch uliczny rekompensują wspaniałe widoki po wschodniej stronie – na podgórskie osiedla i same góry.
Drugie popularne miejsce treningów to Albuquerque Academy – miejscowe prywatne liceum, dysponujące kilkuhektarowym terenem, a na nim m.in. ogólnodostępnym tartanowym stadionem oraz crossową pętlą o długości ok. 5km. Na położony na wysokości ok 1600m n.p.m. stadion Akademii prędzej czy później przyjeżdżają wszyscy biegacze, którzy zawitają do miasta. My najczęściej podziwialiśmy japońskie maratonki, które posłusznie wykonywały polecenia trenera, chociaż czasami wydawało się, że umrą na treningu. Kończyły bowiem odcinki jęcząc, z grymasem bólu na twarzy, a potem truchtały chwiejnym krokiem, słaniając się ze zmęczenia. Na ich przykładzie można było zrozumieć, jak ciężką pracą jest wyczynowy trening (ale rekord Japonii kobiet w maratonie to 2:19!)
Stadion Akademii to jeden z wielu stadionów w mieście. Część z nich to budowane tanim kosztem stadiony o czarnej nawierzchni, dużo twardszej niż klasyczny tartan. Jest to ponoć nawierzchnia z odzysku – wykonana z mieszanki na bazie utylizowanych opon samochodowych. Ciężko jednak biegac po niej w kolcach, jest to ogromne obciążenie dla stawów.
Trening w Albuquerque to przyjemność nie tylko ze względu na klimat. Zupełnie inne jest tu podejście mieszkańców do biegaczy. O ile w Polsce na trasie usłyszec można ironiczne komentarze i zaczepne odzywki, w USA, gdzie moda na bieganie jest powszechna, zawodnik cieszy się nawet… pewnym poważaniem! Na początku dziwiło nas, gdy podczas gimnastyki podchodzili do nas obcy ludzie i wypytywali, na jakich dystansach biegamy, skąd jesteśmy, życzyli powodzenia… Miłym zaskoczeniem są komplementy – oto zupełnie nieznany człowiek może podejść w parku, by powiedzieć, że świetnie wyglądasz i zapytać, co robisz, żeby utrzymac zdrową sylwetkę! Albuquerque jako miejsce treningów ma też jednak wady. Przede wszystkim wysokość – nie każdemu służą treningi na blisko 2000m n.p.m. Pierwsze rozbiegania po przylocie nie były szybsze od energicznego marszu, a mimo to wypluwaliśmy płuca i sapaliśmy jak parowozy, narzekając na brak tlenu. Dokuczała suchość w ustach, większość treningów jest też, niestety, biegana po twardym podłożu. Ścieżki górskie są urozmaicone, ale dość strome i kamieniste. Na początku maja zdarzają się też burze piaskowe – wiatr przywiewa kłęby pyłu z pobliskiej pustyni, ciężko jest wtedy wyjść na ulicę.
W tym roku burze piaskowe oszczędziły Albuquerque, ale kłopoty nadeszły z zupełnie niespodziewanej strony. Na początku stycznia Nowy Meksyk i sąsiednie stany nawiedziły największe w historii opady śniegu. Podczas gdy w Polsce panowały najlepsze od lat warunki do treningu, biegacze w Albuquerque przez trzy tygodnie brodzili w półmetrowych zaspach. Na kilka dni zamknięto lotniska i autostrady, byliśmy zupełnie odcięci od świata. W tej sytuacji wielu zawodników nie przyleciało, inni po otwarciu lotniska polecieli do Afryki czy Australii…
Co, poza bieganiem, można robic w Albuquerque? Niestety, ominęła nas słynna balonowa fiesta, odbywająca się zawsze na początku października. Co roku bierze w niej udział ok. 700 balonów napędzanych gorącym powietrzem. Gdy kilkaset kolorowych czasz unosi się w powietrze, widok zapiera dech w piersiach. Udało się nam jednak dostac na kolejne wydarzenie kulturalne: Gathering Of The Nations, czyli wielkie spotkanie Indian północnoamerykańskich. Przyjeżdża ich kilka tysięcy, z kilkuset szczepów, tańczą, śpiewają i oczywiście… sprzedają pamiątki. Wszyscy ubrani w swoje tradycyjne stroje. A swoją drogą: miejscowi Indianie Navajo byli bardzo zdziwieni, słysząc, że w Polsce mają miłośników, kultywujących ich tradycje, przebierających się w indiańskie stroje. Navajo należą do tej samej grupy językowej, co Apacze. Nigdy nie słyszeli jednak o najsłynniejszym w Europie Apaczu – Winnetou…
Nowy Meksyk to raj dla wspinaczy i miłośników górskich wędrówek. Najwyższy szczyt, Sandia, wznosi się na wysokość 3255m npm. Oczywiście wybraliśmy się na pieszą wycieczkę na samą górę. Marsz trwa ok. 6 godzin, a powyżej 3000m wysokości oddychanie jest już mocno utrudnione. Nawet przy spokojnym marszu serce wali jak oszalałe, a spacerowicze łapią powietrze jak wyrzucone na piasek ryby. Na szczęście niedostatek tlenu łagodzi nadmiar pięknych widoków. Góry są czyste, skały imponujące, utrudnieniem bywa tylko śnieg, który na tej wysokości leży niemal przez cały rok. Na zboczach Sandii są zresztą wytyczone trasy narciarskie. Z jej szczytu można zaś zjechać do miasta kolejką linową, która jest najdłuższą na świecie kolejką górską bez przystanków pośrednich.
Miłośnicy nocnego życia miasta mogą czuć się zawiedzeni. Jest, co prawda, kilka barów i dyskotek, jest też teatr, kilka kin, ale jak na amerykańskie warunki (i na dużą liczbę mieszkańców) jest tu cicho i ciemno. Poza ścisłym centrum, ograniczonym do kilku ulic, nocą można poczuć się jak na wsi. Ale właśnie dlatego osiedlają się tu głównie starsi ludzie – naszą sąsiadką była 80-letnia mieszkanka Nowego Jorku, która przyjechała tutaj, bo – jak mówi – szukała swiętego spokoju. Miasto nie zawsze jest jednak bezpieczne. W rankingach przestępczości plasuje się wysoko. Głównie dlatego, że kolejną grupą, która masowo osiedla się w Nowym Meksyku, są nielegalni i legalni imigranci z Meksyku. Mieszkańcy latynoskiego pochodzenia stanowią już ponad 40% mieszkańców miasta! Pod koniec pobytu, 300m od naszego mieszkania, zastrzelono w samochodzie pracownicę baru Taco Bell. Następnego dnia czuliśmy się jak na amerykańskim filmie: po drugiej stronie ulicy stanęło przenośne laboratorium kryminalistyczne, miejsce otoczono charakterystycznymi żółtymi taśmami, a nas – jako przebiegających w pobliżu mieszkańców – ekipa telewizyjna poprosiła o wypowiedź, czy miejsce jest bezpieczne.
Masa atrakcji turystycznych czeka w okolicach Albuquerque. Przede wszystkim indiańskie rezerwaty. Każdy z nich ma w ciągu roku swoje święto, przyciągające turystów. No i największy atut amerykańskich Indian – kasyna. W Stanach Zjednoczonych ułatwione jest ich otwieranie na terenie indiańskich rezerwatów – jest to rodzaj rekompensaty za krzywdy wyrządzone przez białych. Zdarza się więc, że na środku pustyni wyrasta nagle ogromny budynek, gigantyczny parking i wielki neon: „Casino”. Tego typu atrakcje spotkamy i w Albuquerque, i najbliższym sąsiedztwie miasta.
W samym Albuquerque czynne jest muzeum atomistyki. Kilkadziesiąt kilometrów stąd, na pustyni, zdetonowano pierwszą na świecie bombę atomową. Ale nawet bez tej eksplozji krajobraz Nowego Meksyku jest na tyle abstrakcyjny, że amerykańscy astronauci trenowali tu przed pierwszym załogowym lotem na Księżyc. Obecnie zaś na pustyni powstaje pierwsze na świecie prywatne lotnisko, z którego będzie można wylecieć w wycieczkę na orbitę okołoziemską.
Tych, których zainteresowania sięgają bardziej w głąb Ziemi, zaprosić można na wycieczkę do Wielkiego Canyonu. Podróż samochodem trwa co prawda 11 godzin, a po drodze wjeżdżamy do Arizony, ale naprawdę warto się pomęczyć. Gigantyczna, ciągnąca się przez kilkaset kilometrów dziura w ziemi w najgłębszym miejscu sięga dwóch kilometrów… Jeśli zaś wybraliśmy się w podróż, warto w drodze powrotnej zahaczyc o słynne czerwone skały, w stanowym rezerwacie w Utah. Znane są z tego, że to tutaj kręcono większość najbardziej znanych westernów.
Mimo licznych atrakcji turystycznych, największą frajdą dla turysty z Polski jest sam klimat i krajobraz Nowego Meksyku. Biegając na treningach, nie czujemy potu – jest bowiem na tyle sucho, że natychmiast wysycha. Na tej wysokości nie ma też dokuczliwych w Polsce meszek i komarów. Tym zresztą trudniejsze jest później przestawienie się do warunków panujących w kraju.
Pozbierajmy więc informacje praktyczne: najdroższą częścią podróży jest zakup biletu lotniczego. Ale jeśli rezerwacji dokonujemy przez internet dostatecznie wcześnie, polecimy w obie strony za niewiele ponad 2 tysiące złotych. Wynajęcie mieszkania (nazywanego tu apartamentem) to koszt od 420 do 800 dolarów za lokum jedno- lub dwupokojowe. Jednak nie jest łatwo wynając apartament na okres krótszy niż 3 miesiące, trzeba się naprawdę nagimnastykowac. Jedzenie jest tanie, zwykle tańsze niż w Polsce, poza pieczywem i mięsem. Osoba kupująca w marketach, z łatwością wyżywi się za 150 dolarów miesięcznie. W świetle powyższych danych można stwierdzić, że wyjazd do Albuquerque najbardziej będzie się opłacał tym, którzy mają w planie dłuższy pobyt na dużej wysokości.
Treningowo miejscowość ma pełną bazę. Dłuższe rozbiegania robimy albo na Tramwayu (długość w jedną stronę to co najmniej 15km, teren minimalnie pofałdowany, nawierzchnia twarda, ale obok asfaltu przez dużą częśc trasy prowadzi również wąska ścieżka naturalna; wysokość: ok. 1800m n.p.m., wady: ruch uliczny tuż obok) albo w górach (długość w zasadzie bez ograniczeń, teren pofałdowany bardzo mocno, z podbiegami nawet 200m, po żwirze, kamieniach i piasku, generalnie miękko, wysokość 1800-3000m n.p.m., jest to jednak trasa ciężka do bardzo szybkiego biegania. Jedna ze ścieżek prowadzących w góry została zresztą wytyczona i poprowadzona przez miejscowy klub biegacza, jest to La Luz Trail), albo nad rzeką (teren mieszany – naturalno-asfaltowy, płasko, wysokość ok. 1500m n.p.m., główną wadą jest duża odległośc od gór i większości stadionów.) Siła biegowa to zdecydowanie góry – mamy tam podbiegi, piasek, zbiegi i miękko. Odcinki biegamy albo na jednym z kilkunastu stadionów (wszystkie, z wyjątkiem stadionu uniwersyteckiego i stadionu Wilsona otwarte dla zawodników właściwie o każdej porze, żadnych pytań czy problemów z wejściem, większość to czarne, twarde stadiony tartanowe umieszczone przy szkołach) albo w górach (co prawda ciężko znaleźć ocinek zupełnie płaski, ale ja np. biegałem 200tki po lekkim terenie crossowym) albo nad rzeką lub na Rio Rancho – podmiejskiej, farmerskiej miejscowości tuż pod Albuquerque, wysokość ok 1500m n.p.m.
Jeśli ktoś potrzebuje siłowni, sauny lub basenu – może zapisać się do jednego z kilku dużych centrów fitness – koszt to 30-50 dolarów miesięcznie, nie trzeba dodatkowo płacić ani za saunę, ani basen! Wyposażenie: imponujące! Są tam praktycznie wszelkie urządzenia do treningu siłowego, jakie sobie można wyobrazić, łącznie z ruchomymi bieżniami i maszynami do treningu wioślarskiego czy biegu narciarskiego. Pojedyncze wejście wychodzi dużo drożej: 7-8 dolarów.
Ci, którzy wybraliby się do Albuquerque na krótszy pobyt, z pewnością będą mile widziani w pensjonacie Antoniego Niemczaka. Ceny do negocjacji, uprzedzam jednak, że do najniższych nie należą, sięgają kilkudziesięciu dolarów za dobę. Pan Antoni ponoć daje jednak zniżkę Polakom.
Wyjazd do Nowego Meksyku to z pewnością dobry pomysł dla turysty-biegacza. Fantastyczny klimat i świetna infrastruktura sprawią, że może to być przygoda życia. No i… nie wszędzie na świecie na biegowej trasie spotkamy Paulę Radcliffe!