3 lipca 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

przestrzeń i czas


A gdyby tak połączyć te dwa słowa i uzyskać czasoprzestrzeń? Nie, nie ma opcji, żebym to pojęcie fachowo zdefiniowała. To zbyt trudne. Wolę używać wersji rozdzielnej, choć już zupełnie innej w rozumieniu i znaczeniu. Z drugiej strony, bez ścisłości, z przymrużeniem oka i w nawiązaniu do biegania pojęcia to można na swój sposób powiązać z każdym przykładowym treningiem.

Są w nim przecież kilometry (dystans), a więc jeden z wymiarów przestrzeni, no i czas (choćby na stoperze). Ten, który na treningach płynie czasem błogo i przyjemnie. Czasem mozolnie i z uporem, niesamowicie męcząco.

Czas i przestrzeń w moich treningach nabierają niekiedy skrajnych wymiarów. Kilometr kilometrowi nierówny właśnie za sprawą różnie odbieranego w nich czasu. Oczywiście ich rodzajów może być niezliczenie dużo, ale można je przybliżyć i zgeneralizować do kilku.

Kilometry szczęścia. Naturalnie, znacie to uczucie, gdy pokonując dystans na treningu czujecie czystą przyjemność. Ten spokój ducha, uczucie spełniania się, czy też jak to mówią: biegowe uniesienie.
Co za uczucie! A ile się wtedy w mojej głowie tworzy i dzieje! To naprawdę ten moment, gdzie marzenia biorą górę, wizualizacja osiągnięcia celu widziana jest niczym film w 4D i przychodzi zapomnienie, aż myślami wykracza się już poza to, co realne. Po prostu głowa jest na tyle rozmarzona, że kilometry mijają szybko i błogo. Noga też czasem przyspiesza. Dopiero gdy kończę trening i przechodzę do świata realnego, widzę, że fantazja naprawdę mnie poniosła…:)

Kilometry monotonii. Żeby nie było tak kolorowo jak wyżej i by zachować równowagę, przyznam, że w głównej mierze doświadczam tej właśnie zwyczajności treningu. To dłuższe fazy, kiedy trening nie jest ani męczący, ani ekscytujący. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Po prostu normalny. Swego rodzaju codzienność i rutyna. Klepię ten dystans, bo tak mam w planie. Czasem w określonym czasie. Tyle.
Ale to wcale nie jest złe – nie skupiam się wtedy na negatywach. Owszem, do poprzednio wspomnianej pozytywnej wizualizacji celów jest jakoś daleko. Ale ekscytacja? Nie dziś. Po prostu wszystko widzę realnie i staram się zająć moją głowę czymś małym, ale jednak pozytywnym. Mam świadomość, że plan jest przecież realizowany.
I właśnie na takich kilometrach doceniam to, że mam cel. Doceniam to, że mogę: jestem zdrowa, mam czas i warunki aby to robić. Lubię też to podejście. Wtedy zwykły trening staje się tą niezbędną cegiełką w budowaniu formy.

Kilometry cierpienia. Tak jak trening potrafi być błogi, może też być bezlitosny. Takie kilometry też goszczą w moim planie – wtedy bardzo dumnie i wzniośle wyróżniają się na kartce papieru! Do takiego treningu podchodzę już w 100% skupiona. Mam też pokorę, zresztą jak do każdego, ale tu chyba najbardziej ją odczuwam.
Co dla mnie ciekawe, nie boję się tego dystansu i czasu. Fakt, jestem skupiona i czuję respekt, ale wiem co mnie czeka i wiem, że jestem na to gotowa. Zdaje sobie sprawę, że zmęczenie zaraz przerodzi się w cierpienie. Wiem też, że to mój wybór.
Prócz systematyczności to jeden z najistotniejszych sposobów rozwoju w moim dążeniu do celu. Takie kilometry czuję najmocniej. Nie narzekam, nie boję się wysiłku. Po prostu skupiam się na zadaniu, jego wykonaniu i danej chwili.

Czas na treningu i tak minie. Pytanie tylko, jak „urządzona“ zostanie przestrzeń. Bo każdy kilometr może przybrać przecież zupełnie inny wymiar. Szczególnie na zawodach, gdzie jeden wydaje się tym szczęśliwym, a kolejny może okazać się cierpieniem.

 

____________________
Aleksandra Brzezińska: mistrzyni Polski w
maratonie 2019 (2:34:51 w debiucie). Wielokrotna medalistka Mistrzostw
Polski w biegach przełajowych i biegach długich. Reprezentantka Polski
na imprezach rangi europejskiej. Nauczycielka języka angielskiego. Jej
biegową przygodę można śledzić na Instagramie i Facebooku.

Możliwość komentowania została wyłączona.