Redakcja Bieganie.pl
Częstym pytaniem jakie słyszy biegacz zapraszany do programu telewizyjnego czy radiowego jest: “Jak się motywujesz”. Czasami pytanie zadawane jest przez mało zainteresowanego tematem dziennikarza, który już w momencie zadania pytania myśli co będzie następnym punktem programu i żeby nie przekroczyć “ramówki” i tych kilku minut które ma na rozmowę z biegaczem z której nic sensownego nie wyniknie.
W radiu jest trochę lepiej, bo w radiu jest często więcej czasu. Ale pomijając to kto zadaje pytanie, chciałbym napisać kilka słów, szczególnie z myślą o początkujących biegaczach, którzy myślą, że jesień czy zima to nie najlepszy sposób na rozpoczynanie biegania i że pewnie najlepiej poczekać do wiosny.
To zdanie można by przekształcić też w taki sposób, że jeśli masz problem z motywacją to nie jesteś biegaczem. (uśmiech). Albo: „Po czym poznać, że jesteś już biegaczem? Po tym, że motywacja przestała być problemem”. Oczywiście to podejście dosyć skrajne, jestem pewien, że jest wielu biegaczy, którzy mają chwilowe zachwiania motywacji. Motywacji do treningu w ogóle albo motywacji do wyjścia na jeden konkretny trening. Powodów może być wiele: bo wyniki na zawodach nie nadążają za oczekiwaniami, bo nagle tracimy z oczu cel główny, bo monotonia ciągle tej samej trasy pokonywanej w niezbyt sprzyjających okolicznościach zaczyna w końcu dominować nad dumą z pokonania tych niesprzyjających okoliczności. Wyobraźcie sobie maratończyka, który w planie ma np 180 km w tygodniu, czyli 25 km dziennie, bieganych wieczorami po ulicach swojego miasta. Nic dziwnego, że czasem może się nie chcieć.
Ale generalnie się chce. To znaczy generalnie, powyższe twierdzenie jest prawdziwe.
Dlatego, kiedy biegacz zaproszony do telewizji lub radia dostaje pytanie o motywację, jest zagubiony. Był przygotowany na rozmowę o treningach, zegarkach, sposobach monitorowania treningu, patentach na wiązanie butów czy radzenie sobie z otarciami, a tutaj pytanie o motywację?
“- O co #cholercia chodzi – myśli sobie szukając w głowie w pośpiechu jakichś patentów na motywację – co za pierdzielenie o motywacji? Gdzie ja trafiłem? Jeśli ktoś ma problem z motywacją to może powinien iść do lekarza? To nie moja działka!”.
W efekcie taki biegacz czy biegaczka częstuje słuchaczy czy widzów jakąś wiązką rad, które są dla nich zupełnie abstrakcyjne bo operują na poziomie biegaczy a nie na poziomie osób leżących na kanapie. Czasem biegacz opowiada jakąś swoją historię jak to on czy ona zaczął i ta historia motywacji, czy patentu na motywację właściwie się rozmywa.
Niestety nie można powiedzieć, że: “jeśli zaczniesz biegać to po każdym przebiegniętym kilometrze będziesz ważył o 1 kg mniej”. Jak wiadomo walka z niedoskonałościami ciała czy nadwagą jest najlepszą motywacją, tyle, że dla kanapowców to jakiś bardzo dalekosiężny cel, czasem za bardzo.
Zaproszony do studia biegacz często już nie pamięta, że motywacja była kiedyś problemem i że w jakiś magiczny sposób być nim przestała. Przecież wielu z tych, którzy biegają dzisiaj maratony, różne górskie czy płaskie ultra jeszcze kilka lat temu też było kanapowcami i z zazdrością spoglądali na biegaczy.
Zazdrość jest niezłą motywacją. Zazdrościmy np. Markowi Zuckerbergowi, że jest wyceniany na wiele mld USD. Ok, to za daleko, dla niewielu z nas status Marka Zuckerberga będzie motywacją. To efekt nie tylko pomysłu, talentu ale i splotu szczęśliwych przypadków. Próba stania się kolejnym Zuckerbergiem jest w 99,9% skazana na porażkę. Chociaż może jacyś mówcy motywacyjni czy psycholodzy powiedzieliby, że nie, że zawsze musimy myśleć o “Zuckerbergu”. Dla mnie to jest jakieś naciągane ale przyznam, że nie znam się na motywowaniu ale raczej na bieganiu.
Jeśli zejdziemy na ziemię i poszukamy kogoś komu możemy zazdrościć, to na pewno nie będzie tak ciężko znaleźć kogoś, kto jeszcze kilka lat temu ważył za dużo a dzisiaj nie tylko, że wygląda świetnie to jeszcze jeździ w jakieś egzotyczne miejsca, przywozi stamtąd jakieś niesamowite biegowe zdjęcia, kiedy jedzie na wakacje to mówi, że nie ma złej pogody tylko trzeba się umieć ubrać i jest generalnie mocno na punkcie tego całego biegania nakręcony co już samo w sobie jest #wcholerujące.
Taki punkt odniesienia jest na pewno wartościowym motywatorem wstępnym. Jednak raczej jako ludzie nie jesteśmy tak strasznie zawistni i rzadko się zdarza, żebyśmy podjęli jakieś trudne działania tylko dlatego, żeby coś komuś udowodnić, być w czymś od kogoś lepszym. To znaczy to się zdarza bardzo często ale już na poziomie zawodniczym, to przecież typowa rywalizacja, ale na poziomie kanapowym to chyba generalnie jeszcze za mało.
Problem jest w tym, że za oknem zimno, ciemno, wieje, a może co gorsza pada i jak się zmotywować do wyjścia w takich warunkach? Jak się motywują te tysiące biegaczy, których możemy wieczorami zobaczyć przemykających po chodnikach, wzdłuż ulic ? Jak oni się motywują do wyjścia, dzień w dzień, tydzień po tygodniu?
Ja będę wam mówił o przyzwyczajeniu związanym z bieganiem. Bo są też takie przyzwyczajenia, jak leżenie na kanapie, oglądanie telewizji, jedzenie chipsów, facebookowanie i generalnie obiecywanie sobie, że: “Od jutra się za siebie wezmę”. Ale co innego to wziąć się za siebie w taki sposób, żeby zrobić 5 pompek lub nawet zwlec się z kanapy i pojechać na siłownię, żeby machnąć kilka razy sztangielką, a co innego dzień w dzień, wychodzić wieczorem po ciemku i biegać. Od kilku machnięć sztangielką wielkiej zmiany nie będzie. Jak zatem zrobić to, żeby być w stanie wyjść wieczorem (lub zwlec się wcześniej z łóżka i wyjść rano) na bieganie ?
Jak oni (biegacze) to robią?
W książce: “Potęga przyzwyczajenia” (wydanej w Polsce jako “Siła nawyku”) amerykańskiego dziennikarza Churlesa Duhigga są sposoby na zmianę niechcianych przyzwyczajeń i naukowe podstawy działania przyzwyczajeń. Ta książka była przez 60 tygodni na liście bestsellerów NewYork Timesa (wg Wikipedii) i być może część kanapowców zechce po nią sięgnąć zanim zdecyduje się na dosyć drastyczny krok jaki zaproponuję ja. Nie ma sprawy. Biegać można zacząć zawsze.
Na czym zatem ma polegać moja propozycja? Otóż, kanapowcy jeszcze nie wiedzą, że być może już pierwsze wyjście na bieganie w totalnie niesprzyjających warunkach może zadziałać jak szczepionka. Szczepionka przeciwko defetystycznym myślom następnego dnia kiedy znowu mamy wyjść na trening. Ta szczepionka działa mniej więcej tak:
“No przecież wyszłam wczoraj, kiedy naprawdę #dymiło i pogoda na pewno nie była lepsza, ale dałam radę te 3 km przetruchtać”.
I okazuje się, że to co jeszcze przedwczoraj wydawało się nam takie strasznie trudne już dzisiaj takie nie jest. W dodatku pojawiła się nagroda, o której pisze Churles Duhigg, czyli niesamowita satysfakcja po powrocie, że:
“Ja jednak dałam #cholercia radę !”. “Dałam radę, przy takiej #cholercia #cholerciowej pogodzie!”.
I to jest ta potęga przyzwyczajenia biegacza. Biegacz ma za sobą już tyle miesięcy, często lat, biegania w niesprzyjających okolicznościach, że samo wyjście na trening, które dla osoby początkującej jest trudne, jest u niego nieistniejącym problemem. Dlatego tak trudno jest mu jakiś sensowny sposób odpowiedzieć o tym jak się motywuje bo jego motywacje są zupełnie inne. Np “Lepszy wynik na dyszkę”, ale biegacz wie, że to będzie z punktu widzenia kanapowca abstrakcją i nie ma sensu tego poruszać.
Pogoda jaką mamy za oknem nie nastraja obecnie do rozpoczynania biegania. Ale wyobraźcie sobie, że raz w końcu udaje się wam przełamać. Jakie to otwiera przed wami niesamowite perspektywy ! Możecie się okazać bardzo podatni na działanie szczepionki i nie tylko, że wyjdziecie po raz kolejny i kolejny i kolejny ale po przebieganej zimie będziecie już tak zahartowanymi biegaczami, że nagle poczujecie, że rozumiecie co to znaczy: “Lepszy wynik na dyszkę” czy “maraton”, i że co ważniejsze się z tym celem identyfikujecie! Okaże się też, że za jakiś czas będziecie poddawani całemu motywacyjnemu spektrum w postaci fantastycznych miejsc do których będziecie w stanie dotrzeć na własnych nogach czy wielu innych jeszcze korzyści, nie mówiąc o zdrowotnych.
Te wszystkie motywacyjne dywagacje świetnie podsumowuje pewne hasło, będące niestety hasłem producenta sprzętu sportowego, co może sprawiać wrażenie, że ten cały wstęp był tylko zawoalowaną formą reklamy. Ale to hasło idealnie oddaje ducha tego co należy zrobić, aby zacząć: .
To oczywiście slogan Nike, notabene autobiograficzna książka twórcy Nike jest obecnie też od wielu tygodni bestselerem na liście New York Times, ale chyba nie dlatego, że jest taka dobra (bo raczej nie jest) ale dlatego, że ludzie chcą wiedzieć jak on to zrobił.
Kilka uwag technicznych dla tych, którzy zdecydują się rozpocząć bieganie na zewnątrz:
– Kiedy wychodzicie na bieganie jesienią czy zimą, ubierzcie się tak, żebyście w momencie wyjścia, czuli się lekko chłodno. Nie powinniście czuć komfortu termicznego w momencie wyjścia z domu, bo kiedy tylko zaczniecie biec, zaczniecie się grzać, i jeśli byliście ubrani za ciepło będziecie musieli się zbyt szybko zatrzymać i skończyć trening.
– Zakładajcie raczej cienkie, niebawełniane warstwy niż grube polary i kurtki.
– Dostosowujecie tempo do własnych możliwości, starajcie się zaczynać bieganie od biegania w tempie konwersacyjnym, na tym etapie raczej odradzamy treningi interwałowe (czyli takie, gdzie jest na zmianę bieg i marsz bo jest zbyt zimno i możecie się zbyt wychłodzić). Myślcie o tym, że staracie się wykonać ciągły wysiłek, nawet jeśli wolno i nie długi ale ciągły. Czasem pętla wokół osiedla może być dobra na początek.
Do dziennikarzy: Nie pytajcie się doświadczonego biegacza o patenty na motywację
Do biegaczy doświadczonych: Jeśli się jednak ktoś was zapyta, opowiedzcie o szczepionce i przyzwyczajeniu
Do biegaczy początkujących: Just Do It !
#dymiło – piździło
#cholercia – kurwa