31 maja 2013 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Must Read – literatura biegowa dostępna w języku polskim


W ostatnim czasie na polskim rynku pojawiło się kilka książek o tematyce biegowej. Nie chcę jednak  pisać o podręcznikach traktujących o tym, jak biegać. Zamierzam przybliżyć pozycje z szeroko pojętej beletrystyki biegowej. Subiektywnie.

 

ks1.jpg 


Na wstępie zaznaczam, że każdą z tych książek warto przeczytać. Jest ich tak niewiele, są krótkie i każda niesie za sobą jakieś przesłanie. Mniejsze lub większe. Inna sprawa to, czy warto te książki posiadać? Cóż, niech każdy sam zdecyduję. Ja za wartościowe pozycje uważam te lektury, po które sięgam co najmniej dwa razy. Czy do poniższych zamierzam powrócić?… Hmm…Oceńcie sami.


Urodzeni Biegacze, Christopher McDougall,  Galaktyka, 2009

 urodzeni_biegacze_b_iext22390025.jpg 

Klasyka, chciałoby się rzec. Entuzjastyczne recenzje,  szum marketingowy. Tymczasem przez pierwsze 60 stron czytelnik zastanawia się, jak to możliwe, że świat biegowy dał tej książce takie noty. A jest trochę, jak w polskim filmie… Składnia średnia, treść dość ciężkawa, amerykanizacja przesłania na każdym kroku. Nic nie wskazuje, by autor miał się wznieść na wyżyny. A jednak… rozpoczyna się wyścig w Leadville i akcja przyspiesza. Teraz, nareszcie!, jesteśmy częścią historii, która z każdą stroną (kilometrem) mknie szybciej i coraz bardzie wartko. W tym miejscu każdy biegacz układa plany startowe na kolejny sezon, koniecznie uwzględniając wyścigi ultra. W całość wkrada się jakaś metafizyka, przestrzeń, endorfiny (tak, tak!). I nagle… znowu nędza. Hitchcock nie byłby zadowolony… Niektóre dłużyzny i wychwalanie amerykańskich dupereli (przepraszam za język) sprawiają, że masz ochotę opuścić kilka stron (bo wciąż wierzysz, że całość wróci na właściwy nurt). Autor jest niestety niekonsekwentny, mocno nieobiektywny i … wciąż chwali Armstronga…

Pomimo tych mankamentów – chociażby dla niektórych fragmentów – naprawdę warto! Ogólnie lektura jest mocno motywująca. Ale ostrzegam – jeżeli ktoś nie planuje startów w długich biegach, lepiej nie ryzykować lektury  🙂
 

Jedz i biegaj, Scott Jurek, Steve Friedman, Galaktyka, 2012

jedz_i_biegaj_scott_jurek.jpg  

 

„(…) współzawodnictwo jest w stanie przemienić nawet najbanalniejsze zadanie w coś ekscytującego”. Specjalnie zaczynam od cytatu (nota bene – dobrego), by zakwestionować sensowność takich operacji. Książka Jurka to 250 stron, z czego znaczna część to cytaty (posiadające specjalne strony, chyba po to, by całość prezentowała się bardziej imponująco… Nie lubię książek napisanych w tak amerykańskim stylu, przy których masz wrażenie, że bardziej niż autorowi zależało wydawcy.

 

Tymczasem Jurek na pewno ma o czym opowiadać. Jego życie pełne jest ciekawych przygód, ciekawych ludzi. Nie brakuje mu też poczucia humoru i optymizmu, choć niestety z wielu stron widać kompleksy, które autor wyniósł z dzieciństwa. Nieśmiało mogę postawić hipotezę, że to z tych kompleksów wzięła się jego siła i determinacja (coś, jakby syndrom bitego chłopca). Ale ad rem. „Jedz i biegaj” to pełna inspiracji lektura uzasadniająca nieludzki wysiłek potrzebny do pokonania biegów ultra. Ultramaraton przedstawiony jest jako szukanie krawędzi, granicy wytrzymałości ciała. Szkoda, że prawdziwej treści jest tak mało. Szkoda, że to nie powieść…

PS. I nie wiem czemu, ale po tej lekturze ludzie masowo przechodzą na weganizm… Mnie, owszem, zachciało się wegańskiego jedzonka, ale sama postać Jurka (ze znamionami lekkiej paranoi) raczej odstraszyła od całkowitej rezygnacji z mięsa.
 

O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Haruki Murakami, Muza, 2010

 O_czym_mowie_kiedy_mowie_o_bieganiu.jpg 

Pierwsze co sobie pomyślałam po przeczytaniu tej książki to: „Boże, żeby nigdy nie przyszło mi do głowy napisać książki o tym dlaczego biegam…”. Niestety wypocimy Haruki są słabe. To coś, jakby posklejany z różnych części pamiętnik na temat pasji pisarza. Pisarza, który przecież potrafi ciekawie pisać. Niestety, tym razem mu nie wyszło. Murakami nie odkrywa nic. Pisze po to, żeby przekonać, że fajnie, że biega (nie mylić z pisaniem o tym, że fajnie jest biegać).

W recenzjach tej pozycji znajdziemy, że „widziany przez pryzmat biegania świat M. jest zabawny, radosny i filozoficznie zadumany”. Chyba czytałam inną książkę….

 

Ostatni maraton, Piotr Kuryło, Helion 2012

 piotr_kury__o.jpg 

Książka inna, bo polska. Ciekawa historia, niestety słabo opowiedziana. Szkoda, że do przygotowania tej pozycji nie został zatrudniony redaktor, który wygładziłby całość stylistycznie i estetycznie. Mogłoby powstać coś naprawdę dobrego. A tak mamy pamiętnik z niezwykłego wyzwania – z biegowej wyprawy dookoła świata. Trochę kulawo, choć ogólnie interesująco. I co niezwykle ważne – książka daje natchnienie do spełniania marzeń. Pokazuje, że każdy może.
 

Trzy mądre małpy, Łukasz Grass, Warszawa, 2012

 Trzy_madre_malpy_Lukasz_Grass.jpg 

Nie zupełnie o bieganiu. Ale że bieganie wchodzi w skład triathlonu to postanowiłam uwzględnić i tę pozycję. Zaraz wyjdzie, że nie potrafię pochwalić żadnej książki… ale taka jest, na razie dość uboga, ta literatura sportowo-biegowa…

Grass napisał książkę dobrym dziennikarskim językiem, ale jakby trochę na siłę, jakby za wcześnie (bo ktoś mu doradził, że to już czas, by podzielić się swoimi odczuciami?…) Moim zdaniem trzeba było poczekać, zebrać więcej historii do przeczytania. A tak, mamy krótki tekst wprowadzający w świat tri. Bez większych emocji, za to bardzo czytelnie.

 

Dogonić Kenijczyków, Adharanand Finn, Warszawa, 2013

 Dogonic_Kenijczykow.jpg 

Reportaż z kilkumiesięcznej wyprawy Adharananda Finna do Kenii. Autor, niezależny dziennikarz współpracujący z Runner’s World, zabiera ze sobą do Iten całą rodzinę: niebiegającą żonę i 3 małych dzieci. Sam zalicza się do biegaczy amatorów z przeszłością (jako junior odnosił sukcesy w biegach przełajowych). W Iten wynajmuje dom i stara się prowadzić „normalne” życie (próbuje nawet umieścić córki w miejscowej szkole).

Celem jego eskapady jest poznanie sekretu Kenijczyków; chce odpowiedzieć na pytanie dlaczego ci ludzie biegają tak szybko (i lekko). Motyw znany i przerabiany już wiele razy wcześniej, stąd nie dziwi brak konkretnych i odkrywczych wniosków. Mimo to w książce jest coś magicznego, autor w bardzo realistyczny sposób pokazuje nam kenijski światek biegowy. Czytając, stajemy się częścią opisywanej społeczności. Poznajemy relacje panujące między czarnoskórymi biegaczami, rozumiemy ich wyrastające z biedy motywacje. Pragniemy odwiedzić ten świat…

Nie odnalazłam w lekturze zbyt wiele wątków motywujących do treningu (jak to miało miejsce w „Urodzonych biegaczach”), ale sam tekst jest naprawdę dobry (wreszcie nie czytamy amerykańskiej biografii…). Finn skupia się na czynnikach cywilizacyjnych dzielących Kenijczyków od świata zachodniego, pokazując, że w Iten bieganie jest po prostu naturalne (nie mylić z bieganiem naturalnych, choć ten aspekt przewija się przez całą książkę; moim zdaniem zbytnio absorbując autora). W Kenii biegasz jako dziecko, bo to najłatwiejszy i najszybszy sposób przemieszczania się. Potem biegasz, bo to jedyna szansa na wyrwanie się z ubóstwa. Biegasz – nie analizujesz, traktujesz bieganie w najprostszy sposób. To twoja praca. Poza nią jest tylko sen i jedzenie. I marzenia o wielkim sukcesie. 

 

Bardzo podoba mi się włączenie do lektury krótkich biografii najwybitniejszych kenijskich biegaczy. Mamy w ten sposób małą lekcję historii. Z książki przebija też (choć autor stara się tego nie eksponować) bezradność tych czarnoskórych biegaczy, całkowicie uzależnionych od zachodnich „menadżerów”. A tymi, jak wiadomo, powodują różne motywacje. 

 

***

 

 8550_1419384991.jpg

 

 Zapraszamy na stronę Dominiki Stawczyk – domwbiegu.pl 

Możliwość komentowania została wyłączona.