Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Jak z rywalami radzili sobie: Haile Gebrselassie, Steve Prefontaine i Frank Shorter? Na przykładach taktycznych mistrzów przyglądamy się różnym sposobom rozgrywania biegów. Kto jest królem uciekania na dystansie, a kto bez skrupułów wiezie się na plecach? Sprawdzamy, jak przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, bez konieczności – Wójcikowego – „podnoszenia kiełbas do góry”.
Biegacze różnią się warunkami fizycznymi, mentalnością i predyspozycjami. Jedni lubią zostawiać kwestię zwycięstwa do ostatniej prostej, licząc na swoją szybkość. Inni wolą załatwić temat na dystansie, zawczasu wyrabiając sobie bezpieczną przewagę. Istnieją też sadyści, którzy nie tylko chcą wygrać ale przy okazji lubią poznęcać się nad przeciwnikiem. W poniższym zestawieniu, każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Haile Gebrselassie ma opinię miłego gościa. Kupiłbyś od niego używanego Passata, oddał popilnować walizkę pełną dolarów i ugościł na Wigilii. Szczery uśmiech, serdeczne spojrzenie, grzeczne wypowiedzi. Jeden z większych życiowych optymistów. Żywa legenda. Po prostu, Haile.
W pierwszych latach obecności na bieżni daleko mu było jednak do etykiety dżentelmena. Przyklejał się do pleców rywala, najbliżej, jak to było możliwe. Podczas Mistrzostw Świata w Stuttgarcie (1993) niemal wpadał na Mosesa Tanuiego, ale ani na moment nie wyszedł na prowadzenie. Był na tyle uwiązany Kenijczyka, że mógł mu szeptać do ucha. Skończyło się na tym, że na ostatnim okrążeniu zsunął Tanuiemu buta, zahaczając o piętę.
Czy Gebrselassie miał jakiekolwiek skrupuły, żeby ogolić biegnącego na boso rywala? Ależ skąd. Docisnął na ostatniej prostej, sprytnie mieszcząc się przy krawężniku. Na mecie Tanui nie krył rozgoryczenia. Odepchnął Etiopczyka, który z typowym dla siebie rozbrajającym uśmiechem, podszedł pogratulować mu walki.
Przez długie lata biegowej kariery Gebrselassie lubił bazować na piorunującym finiszu. I zazwyczaj nie znajdował mocnych na swoją końcówkę. Do czasu, gdy wyrósł mu w kraju, ktoś z jeszcze potężniejszym kopnięciem na finałowej setce – Kenenisa Bekele.
Taktyka na mocną końcówkę
Najlepsze tempo to samobójcze tempo, a dziś jest dobry dzień, by umierać – miał powiedzieć Steve „Pre” Prefontaine. Amerykanin w latach 70-tych ubiegłego stulecia należał do światowej czołówki biegów długich. Wyróżniał się Januszowym wąsem, grzywą lwa i taktyką miażdżenia rywali na dystansie.
Jeśli chcesz mnie pokonać, będziesz musiał wypruć sobie flaki – mawiał. Jeśli na linii startu ustawiał się Prefontaine jedno było pewne – dziś nie będzie czajonego biegu. Wszystkie karty na stół, dzida i albo wygram, albo zdechnę. Zazwyczaj wygrywał. Gdyby nie tragiczna śmierć w wypadku samochodowym, byłby pewnie teraz mówcą motywacyjnym i wielkim ambasadorem biegania. Kiedy na przydrożnych skałach rozbijał swojego pomarańczowego MGB miał zaledwie 24 lata i w perspektywie igrzyska w Montrealu.
O ile Prefontainowi taktyka mocnego tempa służyła, o tyle w większości przypadków nie jest ona skuteczna. Wyścigi generalnie rozgrywa się na końcówki, gdzie, jeśli nie masz z czego odjechać, giniesz. Wie o tym doskonale Konstanze Klosterhalfen, która od lat próbuje gubić rywalki w środkowym stadium biegu, podkręcając tempo.
Niestety dla Niemki w Europie ma dużą konkurentkę w postaci Laury Muir, na której podobny frontrunning nie robi żadnego wrażenia. Podczas Halowych Mistrzostw Europy w Glasgow (2019) Brytyjka wręcz ośmieszyła Klosterhalfen, mijając ją jak pendolino drezynę.
Dla wysokiej, delikatnie zbudowanej Niemki poleganie na swojej wytrzymałości, wydaje się być jednak jedyną bronią. Bronią, która czasami potrafi odpalić. Tak było podczas ostatnich mistrzostw świata w Dosze, gdzie jako jedyna Europejka potrafiła dotrzymać kroku Afrykankom. Choć na końcówce przegrała srebro z Kipkemboi, to brąz lekkoatletycznego mundialu na 5000 metrów – robi wrażenie. Zwłaszcza, że Obiri poprawiła w finałowym wyścigu rekord mistrzostw (14:26.72).
Taktyka frontrunningu
Dla kogo? – Nie lubisz czekać do ostatniej chwili i wierzysz w swoją wytrzymałość. Potrafisz przebiec 30 km po bieżni i na koniec się uśmiechasz.
Najmniej cywilizowanym sposobem na pokonanie rywala jest szarpanie tempem. Autorowi takiej taktyki nie zależy jedynie na zwycięstwie, ale też (a może nawet bardziej) na upokorzeniu przeciwnika. Na wybiciu biegania z głowy. Setkę ruszasz, setkę odpuszczasz. Przyśpieszasz, zwalniasz. Zwalniasz, przyśpieszasz. I tak kurczę do skutku.
Podczas Igrzysk Olimpijskich w Montrealu (1976) właśnie tym sposobem załatwić rywali próbował Frank Shorter. Amerykanin bronił tytułu z Monachium (1972) i wiele wskazywało, że ustrzeli drugie olimpijskie złoto z rzędu. Na jego brutalne zrywy po kolei reagowali kolejni umordowani, odpadając z prowadzącej grupy. Wreszcie do odpalenia został mu już tylko jeden facet – Waldemar Cierpinski. Reprezentant NRD jednak nie pękł i ostatecznie przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Shortera zapamiętał, jako człowieka, który chciał go wykończyć:
– Jeśli chciałem z nim (Shorterem red.) rywalizować, musiałem się poddać jego taktyce. On zużywał rywali nagłymi przyśpieszeniami w trakcie biegu. Takie sprinty potrafią wykończyć każdego. Shorter trzymał mocne tempo zwłaszcza na wzniesieniach, przy szalonym dopingu swoich fanów, których na trasie nie brakowało. Pomimo wszystko – musiałem z nim wytrzymać. I to mi się udawało! Mało tego, na 34 kilometrze wyszedłem na prowadzenie. Nie pytajcie, co się wtedy ze mną działo – wspominał Cierpinski.
Taktyka szarpania tempem
Trener Janusz Wójcik miał motywować piłkarzy do walki hasłem „Kiełbasy do góry i golimy frajerów”. W bieganiu nasz reprezentacyjny szkoleniowiec raczej nie zrobiłby kariery. Tutaj większą rolę, niż kwestie wolicjonalne, odgrywa fizjologia. Jeśli noga nie poda, to na nic się zda dawanie z wątroby i „jeżdżenie na dupach”. Oczywiście ważna jest też odpowiednia taktyka, ale do jej skutecznego wykonania bardziej przydaje się chłodna głowa, niż gorące serce polskiej husarii.