Redakcja Bieganie.pl
Znowu jadę w trasę z kabaretem. Tym razem po drodze, oprócz naszych spektakli, jest dłuższy przystanek w zabytkowym obiekcie na Śląsku, bo tam kręcimy nasz serial komediowy. Wspaniała przygoda na planie zdjęciowym od świtu do późnej nocy. Jak się spakować ? Ile wziąć walizek? Co zabrać i o czym nie zapomnieć?
Tradycyjnie odkładam wszystko na ostatnią chwilę i jeśli wyjazd jest ustawiony na dziewiątą, wstaję dwie godziny wcześniej, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Budzik rano, prysznic, kawa, prasowanie, przegląd marynarek, jeszcze jedna kawa, poszukiwanie skarpet i gdzie jest moja torba z butami do biegania? Jest. Mogę zapomnieć rekwizytu do kabaretu, ale bez butów nie pobiegam. Nie pobiegam, nie zrobię treningu, zadzwoni trener i nie znajdę nic na swoją obronę, a maraton już za chwilę. Dlaczego nie odkładam rzeczy na swoje miejsce? Buty są, spodenki w pralce, koszulka dwa razy biegana czeka w szufladzie. Trudno. Ważne, że jest. Skarpetki na szczęście w reklamówce prosto ze sklepu. Ufff. Nerka, słuchawki i niestety brak czapeczki. Ja nie umiem biegać bez czapeczki! Pół godziny na czworakach, bo może pod łóżkiem się ukryła i w końcu jestem w komplecie.
Śniadanie w przelocie, między kuchnią a salonem i zostaje kwadrans na uściski pożegnalne z małżonką. A i najważniejsze przecież. Płatki owsiane górskie błyskawiczne. Zabieram ze sobą zapas, bo wiadomo, że wystarczy zalać wrzątkiem, dodać serek wiejski, łyżkę miodu, wkroić banana i jest bomba węgli na start. Bez płatków to ja się z domu nie ruszam. 16 lat na hotelowym wikcie nauczyło mnie inaczej patrzeć na jajecznicę i parówki. Restauracje hotelowe prześcigają się w niespodziankach i w menu śniadaniowym znalazłem już bigos, galaretę wieprzową, placek po węgiersku, salceson i pomidorową. Kołem ratunkowym zawsze są moje płatki.
Wsiadam do naszego busa i ruszamy. Po drodze układam w głowie plan treningowy. Jutro rano zrobię dyszkę w Krakowie, potem odpoczynek i dwanaście w Pszczynie. Tylko żeby nie przesadzić, bo kontuzje mnie kochają i ta miłość jest bezgraniczna. W Tychach będę kilka dni, więc pobiegam wokół jeziora Paprocany. Idealny plan. Piękne miejsce, mam sentyment, mieszkałem tam kiedyś kilka lat.
Rozpisałem wszystko, żeby nie zapomnieć. No i rusza karuzela. Dwa spektakle w czwartek, potem zdjęcia po występie, podróż do hotelu, stacja benzynowa gdzieś po drodze, bo mam smaka na hot doga z majonezem. Jak jest dobrze bułka wypieczona i chrupiąca, można nawet zaliczyć dwa.
Już na miejscu, kilka żartów przy recepcji, klucz do 205 no i hasło do wi-fi. Trzeba spać natychmiast – na ajfonie 1:05. Tak na szybko skok w Netflixa i o 2:10 już zasypiam. Ktoś za ścianą chrapie, obok para w uścisku krzyczy, a na korytarzu jakieś głosy, jakby after party na złość wszystkim. No i wiem już, że rano nie pobiegam. Piątek prawie identyczny, z tym, że zamiast after party, ktoś zapomniał zgasić telewizor na noc. Z hotelu na plan zdjęciowy już o świcie. Powrót o 21- ej, drzemka w windzie, krem z cukinii na kolację, trochę wina z przyjaciółmi i z powrotem w 205.
Rano w poniedziałek żona pisze sms: ŻYJESZ? Odpisuję, że jest dobrze, tylko tęsknię i pojutrze kończymy zdjęcia. Dziś mam scenę z Małaszyńskim, więc jest trema, bo to przecież „ten” Małaszyński , no i w końcu „Grand” z „Oficera”. Zbieram się do wyjścia. Za 5 minut wyjazd, ale jeszcze dzwonek telefonu. Trener. Odbieram.
– Jak tam? Było biegane?
____________________
Robert Motyka: Komik, aktor, radiowiec,
weterynarz i biegacz od zawsze. Od 2004 roku ściśle związany z estradą.
Współzałożyciel kabaretu Paranienormalni. Współtwórca scenariuszy
spektakli oraz testów skeczów. Jako członek grupy Paranienormalni
regularnie prowadził największe festiwale muzyczne oraz rozrywkowe w
Polsce. Dużo i szybko mówi. Napędzany pozytywną energią ukończył maraton
w Poznaniu, Nowym Jorku i Londynie. Pasjonat sportu.
Triathlonista.Wiecznie w podróży. Szczęśliwy ojciec i mąż.