Redakcja Bieganie.pl
Ostatni na jakiś czas odcinek z Mają szukamy nowej zdolnej kandydatki.
Kolejny odcinek z Mają wymaga wprowadzenia. Otóż, kiedy
pytałem się Mai, która realizowała Plan 6tygodniowy ile teraz biega, mówiła 3
minuty, potem 3,5 minuty. Kiedy pytałem się jej czy jest pewna, że nie może
biegać już dłuższych odcinków, zapewniała, że nie, że pewnie 5 minut to byłby
najdłuższy fragment ciągłego biegu, na jaki ją stać.
Nie mogłem w to uwierzyć. Wydawało mi się, że Maja po prostu
się ze sobą „pieści”, że patrząc na to jak się rusza byłaby już w stanie
swobodnie przebiec 30 minut. Wszystkie programy typu Plan 10-cio tygodniowy,
Plan 6-cio tygodniowy są dla osób naprawdę sportowo i wagowo „zapuszczonych” a
Maja taka nie była. Wydawało mi się, że po prostu nie ma wiary we własne siły,
że przydałby się jej jakiś sprawdzian w którym musiałaby pobiec dłuższy, ciągły
odcinek, który pokazałby jej wg mnie prawdziwą formę. Bo adaptacje do wysiłku,
następują u człowieka niezwykle szybko, większość ludzi, którzy nie mają
jakiejś widocznej nadwagi jest wg mnie w stanie przejść do ciągłego,
30-minutowego biegu w trzy tygodnie od rozpoczęcia treningów.
Opowiem wam dwie krótkie historie.
Ada, mieszkanka Warszawy, lat 35, mama dwójki 6 i 8 letnich
chłopców, absolutnie sportowo nie aktywna przez ostatnich kilka lat. Kiedy w
październiku zeszłego roku poznałem jej męża Tomka i pytałem się czy żona
biega, mówił, że „Nie, ona nie, szkoda, fajnie by było, ale nie interesuje to
jej, chociaż będę nad nią pracował”. Usłyszeliśmy się potem w kwietniu, powiedział mi, że żona jednak
spróbowała biegania, że nawet się jej podoba, ale mnóstwo wątpliwości typowych
dla początkującego biegacza. Ale co było najbardziej niezwykłe – to, że ona
postanowiła spróbować przebiec jesienią maraton. Przyznacie, że to szybko – od
biegowej abstynentki do maratonki w pół roku. Od Maja Ada trenowała bazując w
jakimś stopniu na moich radach. Przypadkowo spotkaliśmy się w ostatni piątek i
okazało się, że Ada nie biegała ostatnio żadnego sprawdzianu i nie wiadomo jaki
jest aktualnie jej poziom. Zaświtała mi myśl, aby następnego dnia taki sprawdzian
zorganizować. Zwłaszcza, że…….
Aneta, mieszkanka Oxfordu, lat 34, mama dwuletniej córeczki,
sportowo nieaktywna od sześciu lat ale nigdy nie biegająca, nawet nienawidząca
biegania. Poza tym – moja szwagierka. 🙂
Moja żona Ula była u niej w maju przez miesiąc. Tereny do biegania są w
Oxfordzie bajkowe, nie da się nie biegać. Zaczęła wyciągać siostrę na bieganie
po pięknym parku – zerknijcie na poniższą fotkę, Najpierw jedno kółko (2,3 km
marszobiegiem), potem całe już truchtem, potem dwa, potem trzy, cztery. Aneta
przyjechała do Polski w czerwcu. Była już inną osobą. Dzień bez biegania był
dla niej dniem straconym. Pod koniec czerwca wystartowała w swoim pierwszym
organizowanym biegu – Pucharze Maratonu Warszawskiego na dystansie 15 km i
pobiegła 1:26 ale biegła raczej oszczędzając się i też nigdy żadnego
sprawdzianu gdzie musiałaby walczyć nie miała. Nadarzała się, zatem okazja.
Postanowiłem zorganizować bieg – wyścig na dystansie 3 km
dla czterech Pań – Ady, Anety, Mai i Uli. Wszystkie się na to z chęcią zgodziły
i w sobotę rano pojawiły się na Młocinach pod Warszawą.
Poza nimi, pojawiła się piątka dzieci (którą sam się w
trakcie biegu zajmowałem) oraz trzej panowie, którzy wzięli na siebie rolę
zajęcy dla naszych Pań. Byli to Tomek (maż Ady), Krzysztof Kosedowski (bokser, brązowy
medalista w wadze piórkowej z Igrzysk Olimpijskich w Moskwie) oraz Janek Marchewka (mistrz
Polski na 10 tys m z 1986 roku, czas 28:46).
A teraz, zobaczcie, co się tam działo.
Mam na imię Maja, mam 30 lat, mieszkam na Warszawskiej Sadybie. Wzrost 165, niecałe 50kg wagi. Zacznę od tego, że… nienawidzę biegać.
Tak zaczynał się list od Mai, kiedy szukaliśmy kogoś na czyim przykładzie moglibyśmy pokazać kolejne etapy biegowego wtajemniczania. List od razu sie spodobał i Maja została zaproszona do programu. Ponieważ widzowie narzekają na to, że za mało Maja mówi w kolejnych odsłonach – tym razem mówi więcej. Przeczytajcie zresztą do końca list Mai.
Pracuję w biurze – 8 godzin przy komputerze a potem jeszcze kilka w domu. Dzień w zasadzie spędzam siedząc. Do tej pory do biegu była w stanie zmusić mnie jedynie pogoń za autobusem. Dopadałam do drzwi na granicy zawału serca/udaru, zdyszana i zgrzana tak, że nie mogłam dojść do siebie przez godzinę. Płuca płonęły żywym ogniem, nie czułam nóg, nie byłam w stanie opanować szaleńczego bicia serca. Na drugi dzień nie mogłam wstać z łóżka, ze względu na zakwasy. Koszmar.
Dwa lata temu z dnia na dzień przestałam tańczyć (balet) a moja forma spadła na dno (zresztą nawet jak ćwiczyłam, nigdy nie umiałam biegać). Pojawiły się wszystkie kobiece kompleksy i ogólne uczucie sflaczenia, zupełnie mi do tej pory obce. Byłam sfrustrowana i zła na siebie, że nie potrafię nic ze sobą zrobić a na dodatek zaprzepaszczam tyle lat ćwiczeń. Aż w końcu powiedziałam „dość tego”.
Zawsze zazdrościłam biegaczom. Ich kondycji, samozaparcia i wyglądu. Są to jedni z najładniej wyrzeźbionych sportowców. A móc powiedzieć, że się przebiegło maraton… to dopiero osiągnięcie! Postanowiłam się przełamać. Mimo wszystko, jestem bardzo ambitna i zawzięta, więc postawiłam sobie za cel, że może maratonu nie przebiegnę, ale dojdę do takiej formy, żeby bez żenady wystąpić w jakimś biegu ulicznym i nie umrzeć w połowie drogi. Na dodatek wciągnęłam w to męża i razem zamierzamy wytrwać w postanowieniu.
Tak czy inaczej mam cel i zamierzam go osiągnąć.
Gdybyście ktoś nie wierzył, to zdjęcia dowodzą, że Maja rzeczywiście tańczyła w balecie na wyczynowym poziomie.
Oto drugi odcinek Historii Mai ale pierwszy stricte biegowy.
Na dole komentarz (bo kilka spraw wymaga wyjaśnienia lub poprawienia błędów)
1. Tempo biegu – zwrócono mi uwagę, że wygląda jak gdybyśmy biegli szybko. Zapewniam was, że są to pozory związane ze sposobem przemieszczania się kamery, my naprawdę powoli truchtamy.
2. Rozgrzewka – w kwestii rozgrzewki, nie chodzi o to, że jestem przeciwny rozgrzewce. Wręcz przeciwnie. Tylko że taki powolny trucht jest właśnie świetną rozgrzewką. Kiedyś kiedy chodziłem na rehabiitację zanim zaczynaliśmy ćwiczenia na kolano – musiałem się rozgrzać. I robiłem to na rowerku ale równie dobrze mógł to być powolny truchcik.
3. Mówiąc o naciąganiu więzadeł – robię błąd – chodziło mi oczywiście o ścięgna i przyczepy – ale kamera stresuje i różne głupstwa się mówi, chodzi tam także o naciągnięcie wszystkich ścięgien i przyczepów mięśniowych przy kolanie, nie tylko w okolicach łąkotki. O tej łąkotce to mówię dlatego, bo sam mam w tamtych okolicach (po zewnętrznej stronie) lekkie czasem niepokoje pokontuzyjne.:)