Redakcja Bieganie.pl
Dziś nie będzie całego alfabetu, bo się naczelnemu na szpaltach zbyt długie teksty nie mieszczą. Będzie więc kilka literek, które najbardziej mi się kojarzą.
Wyjątkowo zacznę od:
D jak Drużynowe Mistrzostwa Europy. Jakby ktoś jednak nie wiedział, co skrót DME oznacza. W lekkiej atletyce oczywiście te mistrzostwa.
A teraz już po kolei.
A jak Atmosfera. Żałuję, że się nie pofatygowałem do Bydgoszczy. Ale w TV też było czuć, że ta na stadionie była wyjątkowa.
B jak Brema 2001. Tam po raz pierwszy (i do niedzieli ostatni) Polska wygrała zawody Pucharu Europy (tak to się kiedyś nazywało). Reprezentacja męska, bo wtedy panie i panowie oddzielnie startowali. Byłem i osiem punktów na osiem zdobyłem. 🙂
C jak Celebrowanie. W wykonaniu naszych mistrzowskie. Choć na własnym stadionie zawsze łatwiej.
E jak Elevator Team. Tak polskie drużyny nazywane były w latach dziewięćdziesiątych. Że tak jeździły sobie co roku między pierwszą ligą a superligą. Po ostatnim awansie w 2000 roku z windy do dzisiaj nie skorzystaliśmy. I pewnie nieprędko skorzystamy.
F jak Frekwencja. To problem lekkiej atletyki rozgrywanej na dużych stadionach. Na siatkówkę przyjdzie pięć tysięcy i jest pełna hala, kocioł i w ogóle show. W Bydgoszczy jak przyjdzie pięć tysięcy, to w większości ujęć w TV ma się wrażenie, że to jakieś targi się odbywają. Na płytę tylko można wchodzić, trybuny wyłączone z użytkowania. W niedzielę było 16 tysięcy. Też łyse miejsca były, ale w końcu zawody w Bydgoszczy fajnie w telewizji wyglądały.
G jak Gospodarz. Nie umniejszam w żadnym razie sukcesu. Ale na DME to przeważnie jedyna ekipa, której tak naprawdę zależy.
K jak Książę Paryża. Zdarzyło się raz (w Paryżu jak się domyślacie) na zawodach superligi, że jeden z przedstawicieli konkurencji technicznych będąc niezadowolonym ze swej pierwszej próby umyślnie ją spalił. Podobnie jak, już nieumyślnie, dwie kolejne. Ten jeden dobrowolnie oddany punkt skierował nas do E jak Elevatora.
L jak Lisek pustyni. Jedyny zawodnik, który odniósł dla nas dwa zwycięstwa. Zrozumiałe oczywiście tylko dla widzów TVP Sport.
M jak Małachowski Piotr. Cała ta historia z ostatnimi próbami mi się przypomniała. Tym razem „bij Niemca” było. 🙂
P jak Pierwsza liga. Czyli druga w sumie. Ostatni raz w 2000 roku tam gościliśmy. Co ciekawe zawody też w Bydgoszczy się odbywały. Zły byłem, bo się nie załapałem. A impreza była piękna jak na owe czasy. Tak jak i w tym roku niemal pełny stadion. Lekka w wydaniu drużynowym miała już wtedy duży potencjał.
T jak Trofeum. Przyznacie, że niezbyt okazałe było? Jakieś 500 PLN plus Vat. Kiedyś był to puchar przechodni. Też by się słabo przy pucharze dla piłkarzy prezentował, ale miał duszę (wiem, bo jak w Bremie jechaliśmy autobusem do hotelu, to ja go miałem). Niewielki, trochę poobijany i generalnie zębem czasu nadgryziony. Ale zwycięskie ekipy z poprzednich lat były wygrawerowane. Każdy zwycięzca własnym sumptem to robił więc tak trochę niechlujnie to wyglądało. Ale czuł człowiek, że z historią LA obcuje. Połączenie rywalizacji mężczyzn i kobiet ma też dodatkowy plus. Nie dość, że dwa razy mniej na puchary się wydaje, to jeszcze działacze się nie pomylą. Kapitanem naszej reprezentacji w Bremie był Szymek Ziółkowski. Odbierał więc puchar. Tak się złożyło, że dali mu puchar przeznaczony dla pań. Nie wiem, kto się zorientował, ale na pewno nikt z nas…
U jak UPS! Brytyjczycy przez pomyłkę kulomiota do sztafety 4×400 m zgłosili. Może byłby i pobiegł ku uciesze kibiców, niestety nie był przewidujący i do Bydgoszczy nie przyjechał.
Z jak Zerówa czyli Z jak Zmora każdej drużyny. Nam „zero zerów” się przytrafiło. A jeśliby się jakaś zdarzyła – na tytuł księcia i tak nie było szans.
Ż jak Żołnierz – w naszej ekipie startowało podobno jedenastu. Było widać.
___________________
Paweł Czapiewski: rekordzista Polski w
biegu na 800m (1:43.22). Brązowy medalista mistrzostw świata (2001) i
halowy mistrz Europy (2002). W peletonie amatorskim ukończył pięć
maratonów, najszybszy w 2:59:32.