Mach82 - w pogoni za życiówkami 10k i HM

Moderator: infernal

mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Nadrabianie zaległości blogowych ...

28/03 - 10 km BS

Zwykły BS i na koniec dosłownie 1 sprint (100m w 2:47/km - tak - dla mnie to sprint :)). Nogi lekkie, samopoczucie również dobre.

29/03 - BS + 5x200m żwawo

Ostatni (mam nadzieję) trening na śniegu tej wiosny. Najpierw 7 km BS, a później jeszcze 5x200m w żwawym tempie na przerwach 200m w truchcie. Szybsze odcinki wchodziły średnio po 3:35/km. Całość wyłącznie na samopoczucie - nie pilnowałem tempa, tym bardziej że na śniegu było po prostu ślisko i jak był jakiś zakręt, to zwalniałem. Tych 2-setek nie czuję następnego dnia, a dobrze jest czasami nieco szybciej nogami pokręcić.

30/03 - BD z T21

Z powodu świąt wiedziałem że w niedzielę nie pobiega, więc bieg długi przeniosłem na piątek. Chciałem pobiegać nieco tempa T21 po lesie, ale tam cały czas zaległa śnieg, więc wybrałem asfaltową drogę, gdzie warunki do biegania były jednak znacznie lepsze. Najpierw 10.2 km BSa (5:35/km), później 8 km w 4:27/km i 3.1 km BSa. Tempo T21 tego dnia było dla mnie ciężkawe, ale widzę że zawsze tak jest jak nie biegam z samego rana

31/03 - 9x400m T5

Piąty dzień biegowy z rzędu. Rano wstałem i czułem w nogach mniej powera niż zwykle, co mnie nie do końca dziwi, bo nie dość że 5 dni biegowych z rzędu, to jeszcze ostatni bieg się zaledwie 16 godzin wcześniej. Wiedziałem jednak że niedziela będzie wolna, więc nie musiałem się specjalnie oszczędzać. Mam ostatnimi czasy potrzebę zrobienia jakiegoś szybszego tempa i nie inaczej było tym razem. Zrobiłem 9x400m w tempie ok 4:00/km na przerwach 400m w tempie spokojnym. Krótkie odcinki, więc tętno nie wychodziło raczej powyżej 165. Całość zrobione na ścieżce rowerowej, bo żużlowa bieżnia na stadionie dochodziła do siebie po czwartkowym śniegu.

W marcu nabiegałem 290 km w 24 jednostkach (w tym 5 ponad 20 km). Z ulgą przyjąłem koniec miesiąca - koniec mrozu i śniegu. Jako że do 1-majowego startu na 10 km już blisko, to jak widać zacząłem wchodzić w nieco szybsze treningi interwałowe. Test na 5 km dał mi pewność co do tempa jakie powinienem trzymać przygotowując się do pierwszego startu.

02/04 - BS +10x100m

Po sobotnio-niedzielnym obżarstwie pora było wrócić do biegania. Na początek BS z przebieżkami. Najpierw 9 km w leniwym tempie 5:30/km, a później już przebieżki bez patrzenia na tempo (średnio wychodziło po 3:30/km). Miałem mnóstwo odpoczynku przez weekend, ale w poniedziałek nie szalałem, bo miałem sporo planów biegowych na ten tydzień, w tym 3 mocniejsze akcenty.

03/04 - 3x2km T10 p'2:40 BS

Pierwszy z mocniejszych akcentów to T10 - tym razem 3x2km na przerwie 2:40 (trochę śmieszna ta długość przerwy, ale nie mogłem się zdecydować czy robić 2:30, czy 3:00). Całość biegana na stadionie w Glide 8. Wchodziło to ciężko oddechowo, ale mięśniowo całkiem nieźle. Planowałem tempo w granicach 4:10-4:12, wyszło nieco szybciej, ale już mam w planie krótsze przerwy (docelowo 2:00) i 1 powtórzenie więcej, więc i tempo musi nieco spaść aby taki trening domknąć.

2km @ 4:08/km HR153
2km @ 4:08/km HR159
2km @ 4:07/km HR164


05/04 - BS

Zwykły BSik - 9 km w bardzo komfortowych warunkach (ok 10 stopni). Może powinno wyjść nieco wolniej (wyszło 77% HR), ale nogi rwały do przodu.

06/04 - 5x1km T5 p'2:00 trucht

Kolejna sesja interwałowa - tym razem w tempie T5. Wg Danielsa powinno być 3:55/km, więc mniej więcej takiego tempa chciałem się trzymać. Przerwy to 2 minuty w truchcie. Tym razem ubrałem nieco bardziej dynamiczne kapcie - Nike Lunaracer 3+ i pobiegłem na stadion. Po lekkie rozgrzewce - 2.4 km BSa + kilka ćwiczeń i wymachów rozpocząłem część zasadniczą. Szybkie kilometry wchodzi odpowiednio w:

3:51/km @ HR 159
3:54/km @ HR 164
3:49/km @ HR 166
3:52/km @ HR 169
3:56/km @ HR 170


Ostatni odcinek wszedł najciężej - zacząłem po 4:00/km i musiałem gonić, ale się udało. Mocno się zasapałem, a max tętno doszło do 178 (96% HR max), więc intensywność już naprawdę porządna. Pozostałe odcinki wchodziły tylko ciężko (pierwsze 2) lub bardzo ciężko (3 i 4) - tak jak na tempo T5 przystało. Dużo zapasu już tutaj nie było i żeby zrobić 6 powtórzeń to już bym musiał mocno pilnować tempa.

07/04 - BD + T21

Ostatni trening w tygodniu - już na wypoczętych nogach, pomimo tego że teoretycznie najcięższy od kliku ładnych miesięcy. Plan był następujący: 5 km BS + 10km T21+ 7km BS. Pogoda dopisała: 10 stopni i słoneczko. Nieco za ciepło się ubrałem, a z każdą minutą robiło się cieplej. 5 km BSa bardzo spokojnie - po 5:47/km, a później już trzymałem tempo w okolicach 4:30/km. Wchodziło to ciężkawo, ale do utrzymania przez kilka kolejnych kilometrów. Podczas części T21 miałem ustawione automatczyne okrążenia co 2 km i wchodziło to tak:

4:26/km @ HR 154
4:27/km @ HR 161
4:28/km @ HR 162
4:28/km @ HR 164
4:21/km @ HR 165

Dyszka weszła w 44:19.


Końcówka T21 nieco szybciej niż w planie - chciałem zobaczyć ile zapasu jeszcze zostało i widziałem że nieco jeszcze paliwa w baku było. Oczywiście daleko od maxa, bo czekało mnie jeszcze 7 km BSa, które to zrobiłem w 5:16/km. Słonko już nieźle doskwierało, ale obyło się bez kryzysu na całych 22 km. Jedyna sprawa, to przy długim szybszym odcinku zaczyna mnie pobolewać nieco w prawym barku (tak - barku) - tak jakby lekka kolka. Przy wolniejszym biegu nic się nie dzieje. Może się zbyt mocno spinam w biegu albo jeszcze co innego. Podczas mojego pierwszego półmaratonu 2 lata temu miałem dokładnie to samo po ok godzinie biegu - jakoś to przeszło wtedy, ale się zastanawiam się co jeśli znowu to samo. Może jakieś ćwiczenia? Sam nie wiem ...
T21 WK13.jpg
Tydzień zakończony dystansem 63 km.

Przyszły tydzień to wesele w rodzinie, więc kilometrów mniej. Będzie za to kotlet, wódeczka i tańce pląsańce. Już widzę to pozdzierane pięty.
WK13.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
New Balance but biegowy
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

09/04 - 9 km BS

Wolniutki BS na niskim HR. Po niedzielnych 22 km już nie wrzucałem przebieżek. Dobra pogoda do biegania, dolegliwości mięśniowych brak.

10/04 - 3x2km T10 p'2 min

Powtórka treningu z zeszłego tygodnia - 3 razy po 2 km w tempie T10 (ok 4:10/km). Przerwy tym razem skróciłem z 2:40 do 2 minut, ale zmieniłem buty na startowe, więc nie spodziewałem się aby miało być ciężej niż ostatnim razem. Następnym razem musi wejść 4x2km na tej samej przerwie. Odczuciowo po 3 odcinku T10 nie było umieralni i pewnie by czwarty wszedł, ale to się jeszcze sprawdzi następnym razem.


Szybsze odcinki wchodziły odpowiednio w:

4:09/min @ HR 155
4:08/min @ HR 162
4:07/min @ HR 166

Z dotychczasowych treningów wychodzi mi że tempo w okolicach 4:10/km powinno być tym docelowym. Garmin uparcie twierdzi że stać mnie na 36 minut :) Pozwolę sobie jednak na odmienne zdanie, bo nie chcę zjeść z trasy po max 2 kilometrach.
Wat.jpg
12/04 BS 9 km + 9 przebieżek ~po 100m

Najpierw BS w komfortowych warunkach - tempo w okolicach 5:20/km. Przebieżki biegane tak jak mi się ułożyło - początkowo w okolicach 3:30/km, gdzie wyglądało to chyba nawet nieźle stylowo jak na początkującego amatora. Ostatnie 2 przebieżki nawet w 2:4x. Oczywiście te po 2:xx to takie gdzie już właściwie nie czuję własnego ciała. Ruch wykonuję, przemieszczam się szybko, ale nie kontroluję ruchu. Muszę się kiedyś nagrać w slow motion żeby zobaczyć jak to wygląda przy 200 krokach na minutę przy 2-metrowych susach.

Z ciekawostek, to patrząc na bilans czasu kontaktu z podłożem, to biegnąc BSa zazwyczaj jest coś w stylu 49.5%L/50.5%P, ale biegnąc coraz szybciej te proporcje się mocno zmieniają i w tempie 2:xx jest to 53%L/47%P. U mnie nogą dominującą i silniejszą jest lewa. Jak to u was wygląda? Coś z tym robicie?

13/04 BNP

Ostatni trening w tym tygodniu. W sobotę idę na wesele, w niedzielę poprawiny, więc czasu na bieganie nie będzie. W dniu dzisiejszym zrobiłem BNP na ścieżce rowerowej. Pętle po 2.25km, całość bez przerw. W założeniu po 2.25 km BSa miałem zrobić pętle po 4:40/km, 4:30/km, 4:20/km i 4:10 km, co odpowiada tempu od wolniejszego niż T21 do T10.

Realizacja jak na obrazku poniżej, czyli zgodnie z założeniami. Tylko na końcu odcinka T10 nieco przycisnąłem, żeby sprawdzić czy jakiś zapas jeszcze jest - udało się rozbujać do 3:45/km. Biegło mi się niezbyt lekko. Już przy tempie 4:30 czułem że robi się ciężkawo i zastanawiałem się czy dociągnę do końca, ale o dziwo nie biegło mi się dużo trudniej przy 4:20, a 4:10 minęło bardzo szybko i się nie nacierpiałem zbytnio - może się po prostu dogrzałem.

Na chwilę obecną zarówno prędkości 4:10 i 4:30 mam już całkiem nieźle obiegane i jestem raczej dobrej myśli co do możliwości utrzymania takiego tempa w biegu na 10km i 21km. Dojdą jeszcze ze 2 treningi z prędkością T10 przed startem 1go maja, a później już przygotowania do półmaratonu w drugiej połowie maja.
BNP.jpg
Tydzień zakończony dystansem 41.6 km. W kwietniu na razie nabiegane 105 km i pewnie zakończę w okolicach 230 km.
WK15.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

16/04 - 4x2km T10 p'2min

W niedzielę wróciłem z wesela i tak jak zapowiadałem - nie biegałem już tego dnia. W niedzielę całkiem sporo pospałem. Zmęczenie było znaczne i z niedzieli na poniedziałek też nie miałem problemów z zaśnięciem. Po weselu pięty całe, nogi raczej nie specjalnie obolałe. Jedynie po południu w niedzielę podczas snu złapał mnie skurcz w łydkę, przez co cały czas czuję niewielki ból. Łyknąłem magnez i liczę że to raczej z powodu zmęczenia i skurcze już nie powrócą.

Jako że w poniedziałek od 8 rano miało już mocniej padać, to postanowiłem że właśnie rano przed deszczem zrobię T10 4x2km p'2min. Jak mocniej popada, to przez 2 dni nie wejdę na stadion, bo jest zbyt duże błoto. Sesja z zeszłego tygodnia 3x2km weszła na tyle dobrze, że miałem całkiem realne nadzieje, że i ten trening domknę. Tempo to 4:10/km. Wiedziałem, że jak tego treningu nie domknę, to nie będzie szans na 4:10/km podczas wyścigu na 10km pierwszego maja. Pogoda rewelacyjna - 14 stopni, pochmurno, niewielki wietrzyk.

Z tego co czytam, to jest tu grono osób, które niesamowicie męczą się na treningach na danej prędkości i nie są w stanie wykonać założonego treningu, a na zawodach biegną 10 sek/km szybciej. Ja tak zdecydowanie nie mam. Na zawodach jestem w stanie końcówkę pobiec na większym zmęczeniu niż na treningu, ale to może ostatnie 2 kilometry. Resztę muszę po prostu wytrenować aby mieć szansę na wynik zgodny z założeniami.

Na początek 2.3km rozgrzewki i ruszyłem. Przerwy 2 min w truchcie. Kolejne odcinki 2 km wchodziły następująco:

1) 4:09/min @HR154
2) 4:09/min @HR160
3) 4:08/min @HR163
4) 4:05/min @HR165

Nie miałem żadnych kryzysów, chociaż z każdym okrążeniem robiło się coraz ciężej. Oczywiście w starcie pierwszego maja trzeba przebiec jeszcze 2 kilometry, bez przerw, no i będą 2 podbiegi na 3 i 7 kilometrze (na stadionie płasko). Tempo starałem się trzymać w miarę równe. Na ostatnim odcinku lekko docisnąłem końcówkę i zszedłem na 3:40/km, ale i tętno mocno poszło w górę dobijając do 94% max. Oddech na końcu już bardzo przyspieszony. Trening jednak domknięty i to mnie cieszy. Głowa chyba już uwierzyła że dam radę przebiec 10 km w 4:10/km. Jeszcze tylko nogi muszą podołać. Jak pogoda nie będzie przeszkadzać, to mój plan może się powieść.

Mam 2 tygodnie do startu i ten tydzień na pewno będzie jeszcze mocny z 3 akcentami. Dopiero w następnym zluzuję.
T10 4x2.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

17/04 - BS 9 km

Po poniedziałkowym T10 we wtorek jeszcze mnie nosiło, więc BS wyszedł nieco szybciej niż planowałem. Z drugiej strony, BSy biegam praktycznie bez patrzenia na zegarek, więc tempo wychodzi jakoś tak automatycznie i zazwyczaj jeżeli mam szybszy trening dnia poprzedniego, to i BS wychodzi szybciej. Samopoczucie po poniedziałkowym T10? Ogólnie bardzo dobrze, ale nogi odczuły całość dosyć mocno - nawet w piątek rano jeszcze minimalnie czułem DOMSy tu i ówdzie.

19/04 - BS 10 km

Na początku tempo BSowe i tak sobie biegłem przez ponad 8 km. Później chciałem zobaczyć co to się wydarzy jak uniosę nóżkę nieco wyżej, bioderko mocniej popracuje (tak jak w temacie sub 9 3k) - tempo od razu wzrosło do 4:30/km, a kadencja spadła do ok 168 (normalnie mam 178-180 przy tej prędkości). Poziom zmęczenia oczywiście rósł zdecydowanie szybciej niż przy tym samym tempie i mojej zwykłej technice biegu. Ciekawa zabawa i może rzeczywiście sensowna zmiana, ale teraz to nie czas na takie zmiany. Planując kolejny rok może się jednak okazać, że będzie to kolejny kamień milowy w drodze po lepsze wyniki.

20/04 - T21

Dosyć mocno popadało, więc już nie szedłem na stadion, aby nie taplać się w błocie. Wybrałem za to przyjemne tempo T21. Rozgrzewka 2.25km, 9km T21 i 0.5km BS

2.25km @5:34/km HR134
9 km @4:27/km HR158
0.51km @5:17 HR155

Tyle się już naklepalem tempa w pobliżu 4:30/km, że mogę to praktycznie biegać bez patrzenia na zegarek. Tylko jak to psychicznie wytrzymać przez 21 km?

22/04 - BD+T21

Ostatnia jednostka tygodnia i ostatni akcent. Niedziela to u mnie tradycyjnie bieg długi z wplecionym dodatkowym akcentem. Tym razem zamiast tradycyjnego T21 zrobiłem bieg zmienny z tempem bliskim T10 (4:15/km) i wolniejszy w 4:45/km, czyli jednak trochę trudniejsza jednostka niż zwykłe T21.

Plan wyglądał następująco:
5 km BS
5x (1km 4:15/km + 1 km 4:45/km)
7 km BS

Wykonanie:
zmien.jpg
Początkową część BSową - 5.16 km - zrobiłem w tempie 5:45/km, więc jak trzeba to potrafię biec wolniej. Następnie rozpocząłem bieg zmienny. Przerzucenie się na tempo 4:15/km to był dla nóg nie lada wyzwaniem - nawet bym powiedział że pewien szok, ale po 500 metrach już się przyzwyczaiłem do nowego tempa. Później zmiana na tempo 4:45/km, znowu 4:15/km, 4:45/km ... Dla mnie łatwiej jest mentalnie wytrzymać taki trening, niż ciągle to samo tempo - czas po prostu mi szybciej mija przy zmiennym tempie, a fizycznie nie odczuwam takiego biegu jako zdecydowanie trudniejszego (chociaż jest trudniej). 10 km biegu zmiennego wyszło wyszło w tempie 4:27/km przy HR160 (87% HR max). Później jeszcze się dotoczyłem do domu - było tego jeszcze ponad 7 km. Razem wyszło prawie 22.5 km. Było ciężko, ale tempa trzymałem i nie kończyłem na ostatnich nogach. Tętno też pod kontrolą. Znowu złapała mnie taka jakby lekka kolka odczuwalna w okolicach łopatki - trochę się rozciągnąłem w biegu i jakoś minęło, ale coraz bardziej mnie to niepokoi. Forma jest już odpowiednia, tylko muszę ją jeszcze dowieźć do zawodów docelowych .

BS 5.16km @5:45/km HR128
Zmienny 10km @4.27/km HR160
BS 7.32km @5:20/km HR143

Tydzień zakończony dystansem 66 km.

Pierwszego maja biegnę dyszkę, więc obecny tydzień luźniejszy. Mam jeszcze jutro w planie 5x1km T5 i jakiś lżejszy akcent z T10 w czwartek lub piątek, a później już tylko BS z przebieżkami.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ostatnie tydzień przed zawodami na 10 km 1go maja. Tu już mocne luzowanie i liczenie na dobrą formę. Liczę też na odpowiednią pogodę, sprzyjający wiatr i że mnie kolka nie dopadnie. Całkiem długa lista życzeń :)

23/04 - BS 9 km

Luźny BS po mocniejszej jednostce z niedzieli. Tempo spacerowe, tętno też się dopasowało - 5:43/km przy HR 128. Zazwyczaj nie biegam z tak niskim HR i w takim tempie, ale jakoś tak naturalnie wyszło.

24/04 - 5x1km T5 p'2min

We wtorek zrobiłem przedostatni mocniejszy akcent przed zawodami. 5x1km w tempie Danielsowskim wyliczonym ze sprawdzianu na 5km - 3:55/km. Przerwy 2-minutowe w truchcie. Kolejne powtórzenia wychodziły jak poniżej.

3:53/km HR152
3:55/km HR160
3:52/km HR164
3:54/km HR167
3:51/km HR169

Maksymalnie dobiłem do HR178 (96% max), więc pod koniec było mało przyjemnie, ale betonu w nogach i palenia w płucach nie czułem. Jeszcze jedno powtórzenie na pewno by weszło i wtedy bym kończył mocno sponiewierany, ale w tym tygodniu przedstartowym zdecydowanie nie chciałem eksperymentować. Razem wyszło nieco ponad 9 km - spieszyłem się do roboty, więc schłodzenie to symboliczne 800 metrów w truchcie.
5x1km.jpg
26/04 - BS+przebieżki 10x100m

7 km BSa połączone z przebieżkami. Tempo przebieżek w granicach 3:20/km - nie kontroluję tempa, po prostu wciskam okrążenie minąwszy 3.5 latarni :) Po wtorkowych interwałach nogi całkiem lekkie i żwawe.

27/04 - set przedstartowy

W piątek set przedstartowy zaczerpnięty z Hudsona BS+1.5km T5+5min BS+8x400 T5 p'1+BS

Pierwszy raz robiłem taki zestaw przed startem. Przez kilka miesięcy starałem się chociażby koncepcyjnie czerpać pomysły z Hudsona, więc i tym razem zaufałem autorowi. Odczucia pozytywne - świeżość była, tempo pod kontrolą, tętno doszło tylko do 91% max (169). Tym oto akcentem zakończyłem cykl przygotowań do startu na 10 km.
przedstart.jpg
29/04 - BS 9 km

Ostatni BS przed startem, w tym 4 km po pętli, gdzie we wtorek będzie rozgrywany bieg na 10 km. Podbiegów bardzo ostrych nie ma. Są za to dłuższe odcinki z niewielkim nachyleniem (typu 6 metrów w górę na kilometrze) i szczególnie na ostatniej pętli są one wkurzające. Poza tym nie można narzekać. No to do wtorku.
WK17.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

2018-05-01 - VII Ćwierćmaraton Muzyczny , Piła - 10km

Nadszedł moment pierwszego startu w tym roku. Perypetie życiowe sprawiły, że dopiero 1-go maja mogłem się mierzyć z innymi i ze swoimi słabościami w zorganizowanym biegu ulicznym. Muzyczną Ćwiartkę wybrałem nieprzypadkowo - bieg na miejscu, całkiem niezła (i znana mi) trasa oraz fajna z poprzednich lat atmosfera biegu.

Jeżeli chodzi o otoczkę biegową, to martwiłem się że będzie padało i wiało. Połowicznie się ta prognoza sprawdziła. Jeszcze rano było pochmurno, ale na czas biegu było bezchmurne niebo. Ale wiało.... Mocno. Start był o godzinie 14:00, więc mogliśmy się delektować temperaturą 23 stopni (w słońcu sporo więcej), pełnym słońcem i niestety porywistym wiatrem (porywy do 60 km/h). Właściwie to już przed rozgrzewką byłem w pełni rozgrzany.

Jako że rzadko biegam w zawodach, to mój plan na wyścig praktycznie zawsze jest planem typu wóz albo przewóz - biegnę na max tego na co mnie stać. Nie inaczej było tym razem - chciałem biec w tempie 4:10-4:12/km (wcześniej zakładałem 4:10/km) i liczyłem na to że tego dnia będę kuloodporny - tzn. że ani wysoka temperatura, ani mocny wiatr nic mi nie zrobią. Na wszelki wypadek zastosowałem przed startem doping - 200 ml wody na głowę :)

Start przebiegł bez większych zakłóceń - po 500 metrach zrobiło się luźno i mogłem biec swoim tempem. Ustawiłem autolapa na 2km aby nie stresować się tym że biegnę jakiś odcinek nieco wolniej - trasa jest lekko pofalowana. W trzymaniu tempa wspomagał mnie Stryd, więc byłem spokojny co do tempa. Pierwszy kilometr przebiegłem w tempie 4:11/km - samopoczucie dobre. Drugi kilometr lekko z górki w 4:06. Od 3go kilometra już biegliśmy w pełnym słońcu na mocno odsłoniętym terenie. Na starcie polałem się wodą, ale w tym momencie włosy miałem praktycznie suche. Czwarty kilometr to już lekki beton w nogach i wiedziałem, że takim tempem do mety na pewno nie dobiegnę. Półmetek minąłem w czasie 21:04, ale już nogi były ciężkie a oddech zdecydowanie zbyt szybki. Tutaj też pojawiły się pierwsze myśli o zejściu z trasy. Kilometr nr 6 to 4:22/km, ale pod ostry wiatr. Zero sił na przyspieszenie z myślami że raczej trzeba jeszcze mocniej zwolnić. Wydawało mi się że biegnę bardzo wolno, ale kolejne kilometry to cały czas było planowane tempo półmaratonu - okolice 4:30/km. Ostatni kilometr w tempie 4:24/km pod ostry wiatr bez zrywu na jakikolwiek finisz.

Wiedziałem że życiówka i tak będzie, ale i tak daleko od planowanego 41:40-42:00. Ostatecznie wynik 43:12, 68 open (na 507). W skali szkolnej daję sobie trójeczkę, bo jednak wysoka temperatura i silny wiatr towarzyszące przez całą trasę zrobiły swoje. Gdyby warunki były idealne ... No ale nie były - taki już nasz biegaczy los i nic się z tym nie zrobi.

W ramach podsumowań, to cieszy życiówka pobita o 2 minuty i 12 sekund i to zrobiona w gorszych warunkach. Tak sobie spojrzałem na zeszły rok i wtedy też wiało, ale wtedy temperatura to 14 stopni w cieniu, a nie 23. Dobrze spisał się duet Forerunner 645 + Stryd. Moja kalibracja okazałą się na tyle dobra, że na mecie widziałem dystans 9.98 km, a autolap włączał się blisko znaczników postawionych przez organizatora. Tempo chwilowe na zegarku było rewelacyjne - tu nic nie pobije Stryda.

Na minus na pewno czas - pogoda może i zabrała minutę, ale te kilkanaście sekund to już brak woli walki - głowa wymiękła. Gdybym zaczął spokojniej, to by była większa szansa na 42:xx, ale taki wynik też mnie nie specjalnie satysfakcjonuje, a bym sobie zarzucał, że nawet nie starałem się pobiec w okolicach tego co mi wychodziło z treningu. To jest niestety pewien problem biegania rano - temperatura jest niska, więc wszystko przychodzi łatwiej. Lekko poświeci słonko i niestety umieram. Nie mogę jednak przestawić biegania na inną godzinę.

Szkoda że Ćwierćmaraton Muzyczny robi się coraz mniej muzyczny, bo głośniki rozstawione na poboczu z których coś tak sobie pogrywa, to chyba jednak nie to samo co jakiś zespół muzyczny. Reszta otoczki na plus - trasa dobrze oznaczona, kibiców pełno, wolontariusze nadążali z podawaniem wody, medal ładny.

Co ten wynik oznacza dla mnie w kontekście półmaratonu 20-go maja? Jak będzie gorąco, to biegnę negative splitem na 1:35. Jak będzie jakaś lepsza pogoda, to może minutkę szybciej. Dalej bez nerwów kontynuuję mój plan przygotowań. Lekko czuję nogi, wiec ten tydzień luźniejszy, ale longa 20 km sobie nie odpuszczę w niedzielę.

Tymczasem lecę do apteki po plasterki na odciski - już jakiś miesiąc temu mi się zrobił na podeszwie stopy i trzeba się w końcu zająć jego eksterminacją (jedyny podolog w okolicy na macierzyńskim, więc mi tego skalpelkiem nie wytnie).
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Po wtorkowym wyścigu czułem lekkie zakwasy przez 3 dni. Bardziej dokuczała mi stopa - żadna kontuzja, po prostu brodawka wirusowa. Ból był na tyle męczący, że w ruch poszedł skalpel i w piątek samodzielnie usunąłem tyle ile dałem radę. Trochę krwi uszło, ale ogólnie poszło całkiem nieźle. Teraz boli ze względu na ranę, ale da się biegać. Do wesela się zagoi - tak mawiają. Siostra ma wesele pod koniec maja :bum: Nie chciałem tego wypalać, a do podologa nie miałem możliwości dostania się w maju.

03/05 - BS 11 km

Godzinka BSu po lekkich górkach. Nogi jeszcze odczuwały dyszkę, ale tempo spacerowe. Trzeba się było trochę rozruszać. Właśnie tego dnia poczułem mocniej intruza w postaci brodawki - wkurzające uczucie.

04/05 - T21 5km

Nogi jeszcze trochę ciężkie, ale zamierzałem się lekko przewietrzyć robiąc tempo półmaratońskie - 6.75 km. Dałem radę zrobić 5 km T21 i to ze sporym dyskomfortem - nie zregenerowałem się do końca i jak zobaczyłem że tętno doszło do 170 na tak krótkim odcinku, to od razu wróciłem do tempa BS. Dodatkowo brodawka coraz bardziej dokuczała - tak jakby mi coś naciskało na nerw. To tu zdecydowałem że albo ona, albo ja. Po telefonie do podologa okazało się, że kolejka jest za długa, więc wziąłem sprawy we własne ręce i pozbyłem się dziadówy. Ulga natychmiastowa, ale mogło to oznaczać kilka dni przerwy.

06/05 - BD 20 km

Teoretycznie miałem się wybrać na 20 km BSa. Świeża rana została ładnie opatulona, założyłem też grubsze skarpety z założeniem że jak tylko coś poczuję, to wracam. Koniec końców wyszło 20 km na niewielkim dyskomforcie. Opatrunek suchy, nic się wielkiego nie działo. Przez cały bieg ochraniałem jednak lewą stopę i w związku z tym w niedzielę wieczorem już czułem lekkie zakwasy. Kiepska mechanika ruchu - co zrobić.

07/05 - BS 9 km

Poranny BS na przetarcie i roztruchtanie nowych zakwasów. Stopa nie gorzej niż dzień wcześniej, ale teraz bardziej uważałem na bardziej poprawny krok biegowy.

08/05 - T21 9km

Chciałem w końcu zobaczyć jak tam nogi spiszą sie na czymś szybszym. Rano czułem że są nieco ciężkie, ale czas ucieka, więc urządziłem sobie 9 km w tempie 4:30/km. W końcu mam jeszcze kilka dni na mocniejszy trening, bo zaraz trzeba luzować do półmaratonu 20go maja. Całość wyszła po 4:25/km na tętnie 163, czyli całkiem nieźle. Dystans przebiegnięty na nieco zmęczonych nogach, z lekkimi zakwasami, w starych Glide boostach - nie ma co narzekać.
WK19.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

10/05 - BS 9km

Wstałem rano a tam na termometrze 15 stopni i słoneczko. Cały czas nie mogę się przyzwyczaić do wyższych temperatur, chociaż z każdym dniem jest lepiej. Właśnie te wyższe temperatury sprawiają że biega mi się ciężej, szczególnie jak poruszam się w tempie T21 lub szybszym. BS bez historii - ot na zaliczenie. Tempo leniwe.

Razem 9.2 km tempo 5:25/km HR139

11/05 - T10/T21 4x2 km

Ostatni bardzo mocny akcent przed startem. Przy wysokich temperaturach nie biega mi się najlepiej, a stopa nie pozwala na na wysokie tempo na stadionie - jak stawiam stopę pod kątem, to czuję jeszcze dyskomfort. Jako że stadion odpada, to zrobiłem trening na ścieżce rowerowej. 4x2km w tempie między T10 i T21 (4:15-4:25/km)z przerwami 3 min w truchcie. Kolejne odcinki 2 km wchodziły następująco

4:17/km HR154
4:15/km HR161
4:15/km HR164
4:16/km HR166


Nie biegało się tego jakoś bardzo komfortowo, ale też daleko do umieralni. Było bardzo ciepło, ale na półmaratonie będzie gorzej :bum: W chwili obecnej nie czuję jakiejś bardzo wysokiej formy - biega mi się gorzej niż przy okazji majowego startu na 10 km.

Razem 12.8 km tempo 4:46/km HR151.

13/05 - BS+T21

Ostatni dłuższy bieg przed półmaratonem - miało wyjść w granicach 18 km, przy czym chciałem wpleść kilka kilometrów w tempie nie wolniejszym niż 4:30/km. Wyszedłem o 7:30 rano, a tam upał - w cieniu 16 stopni, a w słońcu patelnia - przynajmniej tak to odczuwałem. Jak kończyłem, to i w cieniu nie było komfortowo.Biegło się ciężkawo - pierwsze 9 km w tempie wolniejszym niż 5:40/km, a tętno wcale nie aż takie niskie. Chwile po piknięciu 9 km zrobiłem zwrot przez plecy i wrzuciłem wyższy bieg - doszło 4.5km w 4:27/km HR159 i kolejne 4.5 km już BSem.

Razem 18.2km tempo 5:18/km HR141.

Tydzień zakończony dystansem 60.5 km. Dalej już tylko luzowanie do startu w HM w Murowanej Goślinie 20/05.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Nie uzupełniłem ostatnich treningów przed półmaratonem, więc szybko nadrabiam zaległości:

Wtorek 15/05 - T21

Ostatni trening w tempie półmaratońskim przed niedzielnymi zawodami. Wiadomo - jak się czegoś nie wytrenowało wcześniej, to i w ostatnim tygodniu się niczego nie nadrobi. Można co najwyżej coś zepsuć. Nie spinałem się więc nadmiernie. Po części BSowej zrobiłem 3 kółka po 2.25 km na ścieżce rowerowej i zakończyłem BSem. Razem wyszło 11.3 km, w tym część T21 w tempie 4:29/km i HR157. Tętno odpowiednio niskie, ale i temperatura nieprzeszkadzająca. Tempo ~4:30/km mam mocno wyćwiczone, ale wszystko w niższych temperaturach niż mam na zawodach.

Czwartek 17/05 - BS + 5 przebieżek

Na początek lekko ponad 8 km BSa, a później dorzuciłem jeszcze 5 przebieżek po 100 metrów. Przebieżki wchodziły w tempie 3:00-3:20/km. Przebieżek nie robiłem od dłuższego czasu czekając aż się stopa zagoi (brodawka wirusowa). Dyskomfort w stopie przy takich prędkościach jest dla mnie znaczny i stąd niewiele szybszych odcinków w ostatnim miesiącu. Jeszcze trochę wody w rzece upłynie zanim stopa wróci do pełnej sprawności.

Piątek 18/05 - BS

Ostatni trening przed zawodami - 10 km BSem nad jeziorko i z powrotem. Tempa nie forsowałem - ot tak aby było łatwo lekko i przyjemnie. Pełen relaks - po drodze sporo zieleni, las, tu jakaś sarenka zajada trawę, tam dzięcioł się posila - sielsko i anielsko. A w niedzielę półmaraton. Ale to już materiał na kolejny wpis.

CDN
WK20.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

XXXVII Gośliński Mały Maraton Weteranów - Mistrzostwa Polski Masters w Półmaratonie - czas netto 1:36:33

Na ten start czekałem od dawna - wiele miesięcy przygotowań z zamiarem aby przebiec docelowy półmaraton w zadowalającym tempie i zjawić się na mecie spełnionym - przynajmniej na tyle na ile forma pozwala. A forma wcale nie była najgorsza - wiedziałem że zrobiłem znaczny postęp od ubiegłego roku i oczekiwałem że ta forma przekuje się na dobry wynik.

Jedyną rysą na idealnym odrazie była przepiękna brodawka wirusowa, która wyskoczyła mi jakiś czas temu na lewej stopie - akurat w miejscu które bardzo mocno odczuwałem podczas wybicia. Przez ostatnie tygodnie bardzo ograniczyłem więc przebieżki i inne bardzo szybkie odcinki. Do tego nie pojawiałem się na stadionie, bo odbicie się przy dużej prędkości na łuku stadionu było naprawdę nieprzyjemne (na prostej sporo lepiej).

Pewien niepokój budził we mnie bieg na 10 km 1go maja, gdzie w trudnych warunkach pobiegłem znacznie gorzej niż zamierzałem. Wysoka temperatura, pełne słońce i mocny wiatr mocno dały mi się we znaki i uświadomiły, że bieganie rano - gdy jest jeszcze chłodnawo - to zupełnie co innego niż bieganie w znacznie wyższych temperaturach podczas zawodów. Z pewnym niepokojem przystępowałem więc do docelowego startu w półmaratonie w Murowanej Goślinie.

Pobudka przed 5:30 rano. Zawody zaczynają się o 10:00, biuro zawodów czynne do 9:00, a przecież trzeba jeszcze się zorganizować, zjeść śniadanie, przejechać 80 kilometrów i odebrać pakiet. Nie chciałem być na ostatnią chwilę. Śniadanie do bułka z miodem, popite izotonikiem i wodą. Po drodze jeszcze wsunąłem banana - nie byłem jakoś specjalnie głodny, a wolę startować z pustym żołądkiem. Droga upłynęła bez przygód - lekko po 8 zameldowałem się w biurze zawodów, pobrałem pakiet startowy, w którym była czapeczka, bon na 2-daniowy posiłek i agrafki. Ot i tyle. Nadmienię że wpisowe to tylko 40 PLN, więc biorąc pod uwagę koszty zabezpieczenia imprezy, to dla mnie jest bardzo ok. Wolę niższe wpisowe niż kolejną koszulkę, albo jakieś wafle.

Biuro zawodów znajdowało się w szkole, gdzie był też zorganizowany depozyt, szatnie itp - całość działała sprawnie. Jeszcze odnośnie imprezy - jest to dosyć kameralny bieg, bo zazwyczaj co rok startuje w nim 300-400 osób. Bieg ma rangę mistrzostw Polski masters w półmaratonie, więc wstęp tyko dla biegaczy w wieku 35+. Było więc sporo biegaczy starszych niż 60 lat, a 2 najstarsze osoby to rocznik 1936. Zwycięzca kategorii M80 pobiegł w czasie lekko ponad 2:26, a zwycięzca M75 - w 1:56 - więc pełen podziw.

Oczywiście trasa posiada atest, więc można na niej ustanawiać życiówki. O życiówki jednak nie jest łatwo, bo sam organizator pisze że trasa jest lekko pofałdowana. Słowo "lekko" ja bym jednak wykreślił. Biegnie się 2 pętle 10.55 km - częściowo przez miasto, później nieco odsłoniętego terenu wśród pól, a na koniec przez bardziej osłonięty lasem teren. Cały czas biegnie się asfaltem, ale należy uważać, bo jakość tego asfaltu jest miejscami nieciekawa i można wpaść w dziurę (bardzo nieciekawy odcinek ok 500 metrów).

Pogoda to był temat numer 1 przez ostatnie 10 dni. Śledziłem już od dawna prognozy w różnych serwisach pogodowych i miałem nadzieję na ochłodzenie i lekki deszczyk. W dniu startu o 10 rano miało być ok 18 stopni i ok 21 stopni 1.5 godziny później. Do tego bezchmurne niebo ... Przypomniał mi się start w Pile, tyle że w Murowanej Goślinie nie dokuczał silny wiatr.

Przebrałem się w strój startowy ok 9, wziąłem 2 żele - zrobiłem lekką rozgrzewkę. O 9:40 wymarsz spod szkoły na miejsce startu, a na czele orkiestra dęta - jest klimacik :) Założenia miałem takie, aby biec negative splitem. Bardzo obawiałem się upału. Założenia czasowe dla 1:35 to 45:30 na pierwszej pętli i przyspieszenie na drugiej. Miałem też kontrolować tętno - wiedziałem że powinno się kręcić w okolicach 160-162 przez kilkanaście kilometrów żebym mógł przyspieszyć w drugiej części. Jeżeli tętno by było zbyt wysokie, to miałem od razu reagować i zwolnić o kilka sekund aby nie zaliczyć zgonu na końcu. Ustawiłem się mniej więcej w połowie stawki, bo wiedziałem że pierwszy kilometr wszyscy biegną za szybko, a ja chciałem biec równo.

Start - 200 metrów płasko i od razu podbieg pod wiadukt kolejowy. Sporo osób wystrzeliło do przodu, ale nie wyglądało na to aby mieli utrzymać takie tempo zbyt długo. 1 km zamykam w czasie 4:34 - tętno jeszcze niskie, oddech komfortowy. Na 2gim kilometrze znowu pod górkę - 10 metrów przewyższenia na 400 metrach. Między 3.5 km i 4.1 km jest 20 metrów przewyższenia i za chwilę z górki i znowu minimalnie pod górkę do nawrotu na 5.275 km. Później to samo w drugą stronę i tak 2 razy. Splity kilometrowe są niżej.

Pierwsze 5.275 km przebiegłem na lekkim hamulcu w czasie 24:16. Cały czas góra-dół, góra-dół. Trudno wstrzelić się w docelowe tempo. Widziałem jednak, że przy średniej ok 4:30/km moje tętno zbyt szybko wychodziło ponad 162. Polewałem się obficie, sporo piłem. Punkty nawadniania i polewaczki były nie rzadziej niż co 2 kilometry. Gąbki z wodą - ależ proszę bardzo - wolontariusze spisywali się na medal. Straż Pożarna też się przyłączyła do polewania. Wody, izotoników, arbuzów i bananów nie brakowało - do wyboru, do koloru. To wszystko jednak nie wystarczało - 4:30/km było dla mnie zbyt intensywne na tym etapie, więc skupiłem się na tempie ok 4:35, gdzie czułem się zdecydowanie lepiej. Powrotne 5.275 kilometra jest nieco łatwiejsze - cały czas trzymałem średnie tempo ok 4:35/km. Stawka się mocno rozciągnęła, więc nie miałem możliwości dłużej pobiec w większej grupie. Na półmetku zameldowałem się z czasem 48:19 - jakieś 40 sekund wolniej niż zamierzony negative split na 1:35. Dałem znać żonie na półmetku że wszystko ok i po ostrym nawrocie ruszyłem na drugą pętle.

Robiło się coraz cieplej i spodziewałem się że nawet tym tempem będzie trudno dotrzeć do mety. Czułem się jednak w miarę komfortowo i patrząc na tętno nie widziałem niczego niepokojącego - cały czas ok 160 BPM. Zastanawiałem się kiedy tętno wystrzeli ostro do góry - mija kilometr 11, 12, 13, 14, 15 i nic - tętno równiutkie, ale chyba opiłem się za mocno, bo zaczyna łapać lekka kolka. Nawrót na 15.825 km mijam w czasie 1:12:39. Na 16 kilometrze łykam żel i wodę. Zastanawiam się kiedy ruszyć z mocniejszym tempem, bo siły są na lekkie przyspieszenie. Głowa podpowiada że 1:35 nie ma szans złamać, więc nie ma się co spinać. Na 18 km ni stąd ni zowąd jakiś gościu wjechał samochodem na rasę półmaratonu - akurat w tym miejscu nikt nie pilnował. Zaraz się zreflektował i zatrzymał na poboczu. Minus dla organizatorów. W międzyczasie kolka puściła. Biegłem więc tak komfortowo i dopiero na 20 km ruszyłem mocniej aby wyprzedzić 3 zawodników przede mną - poszło bez problemów - zaatakowałem na podbiegu. Później jeszcze podbieg pod wiadukt kolejowy, gdzie wyprzedziłem jeszcze jednego zawodnika. Następnie zbieg z wiaduktu i 200 metrów płaskiego do mety. Na zegarku złapałem czas 1:36:34. Czas oficjalny netto 1:36:33 - 78 miejsce w generalce i 18 w M35. Bieg bez dramaturgii, zwrotów akcji, nadmiernego cierpienia - czasami tak wychodzi
HM.jpg
Na mecie zmęczenie dużo niższe niż na jakimkolwiek wcześniejszym półmaratonie. Średnie HR 160 to 4 mniej niż w ubiegłym roku w Pile. Czekałem aż mi tętno wystrzeli do góry z powodu upału i się nie doczekałem. Do mety przywiozłem nadmiar sił - spokojnie mogłem ruszyć mocniej wcześniej urywając z rezultatu końcowego kolejne kilkadziesiąt sekund. Jakoś tak dziwnie działa motywacja, że 1:34:59 to czas o który należy mocno walczyć, a o 1:35:59 już nie. Finalnie i tak z wyniku jestem względnie zadowolony - życiówka pobita o blisko 6 minut na niełatwej trasie i w dosyć trudnych warunkach atmosferycznych. To jest jednak ogromny postęp, co pokazuje że trening poszedł we właściwym kierunku, tylko motywacja do większego dyskomfortu na trasie nie była wystarczająco silna.
zdjgl.jpg
Na mecie pokręciliśmy się trochę z żoną i w ramach nagrody za ukończony bieg poszliśmy na deser do pobliskiej cukierni. Na mecie na zawodników czekał dwudaniowy obiad, ale nie skorzystałem - bo w domu czekały na mnie pierogi ruskie :)
zdjgl2.jpg
Plan na kolejne miesiące na start w Pile we wrześniu w półmaratonie i na tej trasie już bym chciał złamać te 1:35. Koniec września to kolejna atestowana dyszka w Chodzieży na niełatwej trasie. Po majowych startach mam jednak spory niedosyt i pierwsza myśl jest taka, żeby w przyszłym roku główne wiosenne starty planować na przełomie marca i kwietnia. Ten tydzień trochę luźniejszy ze względu na wesele siostry a później powrót na 60-65km tygodniowo.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Po półmaratonie nastał tydzień nieco bardziej regeneracyjny. Półmaraton odcisnął jakieś tam piętno na moich niemłodych już kościach, więc postanowiłem zrobić tydzień w spokojniejszym tempie - ot tak dla spokojnej głowy. Trzeba było poczekać aż znikną zakwasy. Poza tym było na tyle gorąco, że ochoty do szybkiego biegania i tak nie było. Półmaratonu nie odczułem mimo wszystko jakoś szczególnie mocno - w czwartek byłem już w nastroju na jakieś szybkie odcinki, ale ostatecznie powstrzymałem się.

Właśnie siedzę i dumam nad planem podboju świata biegowego. Pierwszy kroczek to dobranie właściwego planu pod półmaraton we wrześniu. Nie zamierzam zmieniać za wiele. Ilość dni treningowych to nadal 5. Treningi tylko rano. Kilometraż powinien wyjść ok 65 na tydzień.

Natchnieniem nadal pozostaje książka "Jak biegać szybciej. Od 5 kilometrów do maratonu". Jak zwykle trochę pozmieniam, ale szkielet pozostanie nietknięty. Rezultatem ma być przesunięcie się biegowo w ciągu 12 tygodni, aby półmaraton pokonać poniżej 1:35. Lekko nie będzie, bo upał nie sprzyja progresowi, ale przy odrobinie samozaparcia musi się udać. Zimą bieganie przy -15 też nie było przyjemne a jakoś dałem radę.

Poprzedni tydzień wyglądał następująco:

Wtorek - 22/05 - BS 9 km

Tu jeszcze mocno zakwasowo. Krok kaleki, ale lekko nogi rozruszalem

Czwartek - 24/05 - BS 11 km

Nogi już prawie zupełnie bez zakwasów z ochotą na szybsze odcinki. Fajna pogoda do biegania dla masochistów - duszno, pot się lał z czoła. Jedyną atrakcja był 1 km w tempie 4:30, gdzie bawiłem się w wydłużenie kroku bez zmiany kadencji - kadencja 168, długość kroku 130 cm, tempo 4:30/km. Dla mnie jest to nieekonomiczny krok, ale zimą będę się starał popracować właśnie nad krokiem biegowym, bo rzeczywiście biegam bardzo płasko.

Piątek - 25/05 - BS/BNP 10 km

Znowu się nogi rwały do biegania, więc z każdym kilometrem coraz szybciej - od 5:30/km to 4:30/km .

Niedziela 27/05 - bieg długi 22 km

W sobotę byłem na weselu - taka bardziej nasiadówka niż tańce. Objadłem się sowicie - szczególnie mięcho dobrze wchodziło. Bez alkoholu, bo prowadziłem samochód. Do domu wróciłem ok 2 w nocy. Następnie pobudka 6:30, a tam już ciepełko. Szklaneczka Pesi, przebranie się w strój biegowy, kibelek - jakoś wszystko rano mi tak wolno idzie, że po lekkiej rozgrzewce zacząłem bieg ok 7:30. Słońce prażyło, więc początek leniwie. W planie było tylko tempo spokojne, a dystans minimum 20 km. Po półmaratonie nie było już śladu, ale przyznam że lekko nie było ze względu na upał. Nie zabierałem ze sobą niczego do picia, a po 30 minutach już było suchawo w ustach. Razem wyszło lekko ponad 22 km i w domu musiałem mocno uzupełnić płyny. Energetycznie bez problemów.
WK21.jpg
W tym tygodniu pobiegam już nieco szybciej. Muszę jednak przeprosić się z TomTomem i odesłać Garmina 645 na gwarancję (przestaje mi działać GPS i wysokościomierz). Zrobić jakiś bardziej skomplikowany trening z TomTomem to nie jest aż tak łatwa sprawa, więc muszę sobie przypomnieć co i jak.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Witajcie mości biegacze po dłuuuuugiej przerwie. Oj uzbierało się trochę laby blogowej. Powodów jak zwykle jest kilka, ale 3 miesiące bez żadnego znaku życia to lenistwo w czystej postaci. Oczywiście, jak t w życiu bywa, powodów jest jeszcze kilka, ale zamiast się tłumaczyć wrócę do meritum sprawy, czyli co tam u mnie słychać pod względem biegowym.

Po majowym półmaratonie musiałem złapać nieco oddechu. W pracy kocioł, w życiu też nie było lekko, pojawiły się problemy natury zdrowotnej. Od końca maja do połowy czerwca zredukowałem mocno objętość. Brodawka wirusowa na stopie dawała się mocno we znaki - ucisk na tkanki miękkie i kość były na tyle duże, że każde postawienie stopy wiązało się z dyskomfortem, a jak jeszcze nadepnąłem na kamień, to już w ogóle masakra. Musiałem nieco inaczej stawiać stopę przy lądowaniu, co zaraz skończyło się zapaleniem jednego ze ścięgien. Zapisałem się na laserowe usunięcie nieproszonego gościa, a tu niespodzianka - organizm sam sobie z nim poradził. Od początku lipca mogłem z powrotem biegać bez żadnego dyskomfortu. Do czasu, bo oczywiście zmieniłem krok z powrotem na ten "przedbrodawkowy" i za chwilę problem pojawił się w śródstopiu/przodostopiu - kolejne zapalenie. Bujam się z tym dobre 3 tygodnie.

Konsekwencją tych wszystkich przygód zdrowotnych jest sporo frustracji. Dolegliwości te są z gatunku przeszkadzających w bardzo mocnym treningu - nie ma mowy o podbiegach sprintem albo bardzo szybkich odcinkach. Natomiast biegi długie (20+ km) w tempie bardzo spokojnym, czy kilka kilometrów w tempie T21 da się zrobić bez negatywnych konsekwencji. Chęć do treningu jest ogromna, na zabiegi chodzę, stopę rozmasowuję, chłodzę itp.

Nie mogąc jednak wykonywać bardzo trudnych jednostek treningowych, nie mogę się przygotować do półmaratonu w Pile tak jak bym chciał, a półmaraton już tuż tuż - drugiego września. Staram się co tydzień w niedzielę zrobić 20 km w tempie spokojnym i do tego mocniejszy akcent (ostatnio dostałem pozwolenie na 2 akcenty). Moim głównym akcentem jest 3x (1600m 4:25/km, 800m 4:15/km, 400m 4:05/km) z 2 minutową przerwą między powtórzeniami 2.8 km. Razem wychodzi mi 8.4 km szybkiego biegania, gdzie pod koniec minimalnie zaczynam czuć stopę. Dostałem nakaz aby w momencie odczuwania nawet niewielkiego bólu od razu przerywać. 3 tygodnie temu 1 km w 4:15/km powodował dyskomfort, teraz jest jednak znacznie lepiej - ogromna różnica na plus. Bardzo intensywnych kilometrówek i siły biegowej jednak nie będzie - to są jeszcze za duże przeciążenia. Długich ciągłych w tempie zbliżonym do półmaratonu też nie ... Mam oszczędzać stopę, dmuchać na zimne.

Co z formą? Czuję że jestem na podobnym poziomie jak w maju, kiedy to pobiłem mój rekord w półmaratonie. W Pile jest łatwiejsza trasa, a jak jeszcze pogoda dopisze to będzie dobrze. W piątek lecę na tydzień do Bułgarii i po powrocie wybieram się do fizjoterapeuty aby zdecydować czy mam biec czy nie. W Bułgarii zrobię kilka BSów - już nic mocniejszego nie planuję.

Z nowości, to zakupiłem sobie Adidasy Solar Glide - zastąpią moje wysłużone Glide 8 z przebiegiem 4000 kilometrów. Pobiegam w nich dopiero po półmaratonie, bo nic nie chcę zmieniać do czasu startu w Pile. Z serwisu wrócił Garmin 645 - został wymieniony na inny egzemplarz, który znacznie lepiej się sprawuje - nie gubi sygnału GPS, chociaż rysowanie śladu to nadal nie jest perfekcja.

Z kronikarskiego obowiązku kilometraż maj-sierpień:

Maj - 248
Czerwiec - 228
Lipiec - 283
Sierpień -192

Do usłyszenia wkrótce.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Od piątku się urlopuję w Bułgarii. Po 6 kolejnych tygodniach z przebiegiem 63-65km, ten miał być planowo lżejszy - w granicach 50 km.

Wtorek 21/08

W założeniu miał być to ostatni bardzo mocny trening przed półmaratonem. Najpierw rozgrzewka - 2.2 km BS, a następnie:
1.6 km T21 (4:24/km)
800 m T10 (4:12/km)
400 m T5 (4:02/km)
P'2 min trucht
1.6 km T21 (4:22/km)
800 m T10 (4:13/km)
400 m T5 (4:01/km)
P'2 min trucht
1.6 km T21 (4:24/km)
800 m T10 (4:12/km)
400 m T5 (4:02/km)
1.6 km T10 (4:14/km)
Na koniec BS 1.2 km

Całość 14 km w tempie 4:44/km i HR 149. Najszybsze 10 km w 44 minuty i nie było to bardzo ciężkie. Pomagała dosyć niska temperatura 18 stopni. Stopa odezwała sięna ostatnim szybkim odcinku, więc grzecznie zakończyłem trening.

Czwartek 23/08

Ostatni średnio-mocny trening przed urlopem. Chciałem pobiec 2x15 min w tempie z pogranicza T10/T21 na przerwie 2 min w truchcie.

BS 3.3 km
T10/T21 3.3 km 4:23/km HR 154
P'2min 0.33 km
T10/T21 3.3 km 4:13/km HR 161
BS 1.33 km

Razem 11.56 km w 4:50/km. HR 145.

Odczucia bardzo pozytywne - całość przebiegłem bez problemów, aczkolwiek na drugim szybszym odcinku odezwała się znowu stopa i to jedyny powód do zmartwień. Bieganie rano przy 19 stopniach. Jakby mieć takie warunki podczas półmaratonu ...

Sobota 25/08

Pierwszy trening w Bułgarii. Jak kończyłem o 9 rano, to był niezły skwar. Trasa mocno pagórkowata jak na moje odczucia - 87 metrów w górę i tyle samo w dół na dystansie 8.54 km. Całość w 45 minut 5:16/km z HR 142.

Niedziela 26/08

Poranne 10 km po lekkich górkach +-110m. Tempo 5:34/km HR 133. Upał... Stopa się nie odzywa - to dobrze.

Razem w tygodniu 54.5 km. W kolejnym tygodniu ze 3 BSy no i półmaraton w niedzielę. Jak pogoda dopisze, to 1:35 powinno paść. Jak pogoda nie dopisze, to może być różnie.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Środa 29/08 - 3x2km T10/T21

W środę z samego rana postanowiłem zrobić jeszcze jeden akcent przed półmaratonem - 3x2km p'2 min w tempie pomiędzy T10 i T21. Akurat udało się znaleźć kilometrowy odcinek który nie był aż tak mocno pofałdowany, więc biegłem 1 km w jedną stronę (przebiegając przez ulicę i parking), nawrót i kilometr w drugą stronę.

Wszystkie 3 odcinki wyszły równiutko po 4:22/km, przy czym odczucie intensywności to tempo T10. Pomimo że trening zrobiony o 8 rano, to na termometrze w cieniu 23 stopnie - gorąco ...

Razem wyszło 12.1 km w tempie 5:04/km.

Czwartek 30/08 - BS

10.7 km porannego BSa w tempie 5:30/km. Upociłem się nieziemsko - niby tylko 24 stopnie w cieniu, ale żar lał się z nieba.

Piątek 31/08 - BS

Ostatni BS przed wyjazdem z Bułgarii - 7.3 km w tempie regeneracyjnym - 5:43/km. Temperatura to tylko 20 stopni w cieniu, co od razu przełożyło się na dosyć niskie tętno 129. Wieczorem miałem wylot i powrót do Polski. Koniec końców w domu zameldowałem się w piątek tuż przed północą padnięty po podróży.

Sobota 01/09

Wstałem po 8 rano - bolały mnie plecy, jakiś taki byłem obolały, ale zawsze tak mam po podróży. Śniadanie, zakupy, trochę posprzątałem w domu, nieco odpoczynku i po 15-tej pojechałem po odbiór pakietu startowego. RODO pełną gębą - brak wywieszki z nazwiskami i numerami startowymi. Dla zapominalskich organizator wysyłał SMSy z numerem startowym. Dostałem kopertę z ulotkami, numer startowy (od razu sprawdziłem czy działa) i koszulkę (niezbyt urodziwą). Dla chętnych makaron z warzywami, ale ja byłem już po obiedzie (porządny Polski schaboszczak). Resztę dnia spędziłem na zabawie z dzieckiem i odpoczynku. Carbon loading wykonałem już w Bułgarii - pochłonąłem masę słodkiego i soczystych owoców. O dziwo waga po powrocie się nie zmieniła - 63 kg.

Niedziela 02/09 - 28. MIĘDZYNARODOWY PÓŁMARATONU PHILIPS W PILE - czas 1:38:11, 614 m-ce open

No i nadszedł ten dzień kolejnego sprawdzianu biegowego. Czułem się trochę jak w czasach studenckich, kiedy szło się na egzamin przygotowanym w niewielkim stopniu i licząc na pewien cud. Czasami trochę dowcipu, lekkie ściemnianie i wychodziło się z zaliczeniem. W bieganiu takie przypadki to chyba jednak rzadkość - ile pracy się włoży, taki wynik się otrzyma. Moje obawy wynikały przede wszystkim z faktu nie do końca zrealizowanego treningu - ostatnie 2 miesiące to dużo chęci i niestety przeszkadzająca lewa stopa. Wspominałem we wcześniejszym wpisie - przez kilka miesięcy dokuczała mi bolesna brodawka wirusowa na stopie, a po wyleczeniu dorobiłem się zapalenia ścięgna w tej samej stopie. Przeszkadzało to (a wręcz uniemożliwiało) w wykonywaniu intensywnych treningów. Kilometraż się zgadzał - 280 km w lipcu i 250 w sierpniu, ale jakości tam za wiele nie było. Dość powiedzieć że w obu miesiącach zrobiłem łącznie 2 treningi gdzie przebiegłem 10 km w tempie średnim co najmniej 4:30/km, a takie właśnie tempo sobie obrałem na półmaraton.

W niedzielę wstałem ok 6:30 rano, zjadłem lekkie śniadanie, zaraz po tym kibelek i przyszykowanie stroju startowego. Wszystko poszło bardzo sprawnie. Samopoczucie w porządku - nogi względnie lekkie, lekkie poddenerwowanie jak to przed startem. Chyba już od tygodnia sprawdzałem pogodę na ten dzień wpadając a to w euforię (jak widziałem prognozę 19 stopni i deszcz), a to w rozpacz (26 stopni w pełnym słońcu). Ostatecznie deszcz spadł w nocy, a w momencie startu biegu miało być 19 stopni i raczej pochmurnie, za to miał dokuczać wiatr. Tak też było. Co gorsza, z każdą chwilą miało się robić cieplej i bardziej pogodnie i tu niestety znowu się sprawdziło. Nie było jednak tragedii pogodowej - w skali szkolnej trójeczka.

Lekko po 10 rano wyszedłem z domu - do punktu startu miałem niecałe 3 kilometry - wystarczająco żeby trochę potruchtać. Punkt startu był dobrze zorganizowany , nie brakowało toi-tojów, speaker całkiem ciekawie nakręcał atmosferę, policja sprawnie zabezpieczyła teren. Ludzi masa - zawodnicy przyjechali z całego kraju, a faworytami wyscigu byli oczywiście Kenijczycy. Trochę potruchtałem na miejscu, zaliczyłem kibelek i udałem się na start stając przed balonikami na 1:40. Pomimo bardzo niepewnej formy postanowiłem się trzymać tempa 4:30/km. Chciałem złamać 1:35. Dodatkowo liczyłem że przy niewielkiej dozie szczęścia taki czas może dać mi podium wśród pracowników Philipsa - w tym roku konkurencja była znacznie mniejsza. O godzinie 11 nastąpił start i tłum 4000 ludzi ruszył.

W Garminie ustawiłem sobie autolapy na 2 km, a tempo i dystans wskazywał Stryd. Pierwsze 2 kilometry upłynęły bardzo szybko. Adrenaliny ciągle sporo w żyłach, więc biegło się leciutko. 2 km zaliczone w tempie 4:29/km. Ludzie raczej dobrze poustawiali się w początkowych trefach startowych - nie było nieznośnego lawirowania między maruderami. Było dosyć mało miejsca na swobodne wyprzedzanie, bo ulice wąskie jak na taką liczbę startujących.

Kilometry 3-4 to trochę bardziej pagórkowaty teren - w tym podbieg na ulicę Podgórną. Tu się juch trochę przerzedziło. Średnie tętno z tego odcinka 160, czyli wkręciłem się na dosyć wysokie obroty. Tempo 4:28/km.

Kilometry 5-6 z bardziej korzystnym profilem trasy - tempo 4:24/km, przy czym zza chmur zaczęło wychylać się słońce. Zaczęło się robić coraz cieplej. Zrobiło się znacznie mniej tłoczno na trasie. Kibice dopingowali - ludzi na trasie całkiem sporo. Asfalt na tym odcinku kiepski - dużo spękań, koleiny. Na 6tym kilometrze pierwszy wodopój - 2 kubki na głowę, łyczek do gardziołka, 2 łyki izotonika wypite, reszta ląduje w nosie.

Kilometry 7-10 - słońce coraz bardziej dokucza, ale biegniemy w takim kierunku, że wiatr nie przeszkadza. Nogi już trochę podmęczone, ale to normalne na tym etapie biegu. Oddechowo bardzo swobodnie - nic nie zapowiada kryzysu. Tempo 4:30/km przy tętnie 164. 10 km zaliczone w 44:53 - idealnie.

Kilometry 11-12 - wybiegliśmy na prostą, gdzie zaczynał się lekki podbieg i do tego centralnie pod wiatr. Tempo od razu spadło do 4:40, ale tego się spodziewałem. Oddech od razu cięższy, nogi coraz bardziej zmęczone. Dużo kibiców na trasie. Idzie para z lodami, dziecko pije colę - ile ja bym dał za takową buteleczkę. Wciągam żela, za chwilę przelatuję przez punkt z wodą i izotonikiem - znowu 2 kubki wody na siebie, piję nieco więcej wody i izotonika. Mijam dopingującą żonę i synka. Na chwilę zapominam o walce z samym sobą, ale to krótka chwila. Etiopczyk leży na trasie - już się nim zajmują.

Kilometry 13-14 - uff jak gorąco. Chmury gdzieś poznikały. Nieszczęsny 14ty kilometr, gdzie biegniemy długą prostą wprost pod wiatr daje mi w kość. Tutaj już widzę że powera brak. Nie ma siły walczyć z wiatrem i słońcem - tempo spada do 4:43/km. Wiem że jeszcze chwila i będzie nawrót, a tam już z wiatrem. Ta chwila bardzo się dłuży. Wiem że jeszcze tylko 7 km do mety, czyli minimalnie ponad pół godzinki w w tempie 4:30/km, ale tempo 4:30 już nie dla mnie. Nogi ciężkie, ale oddech spokojny. Tętno 165 to prawie 90% max i obawiam się o koncówkę

Kilometry 15-16 - wypłaszczyła się trasa, wiatr nie przeszkadza, ale jedyne na co mnie stać to utrzymanie tempa 4:44/km. Odliczam kolejne metry do końca - nie tak miało być. Z tym że 1:35 nie będzie już się dawno pogodziłem. Wydaje mi się że dużo osób mnie wyprzedza, co jest irytujące. Nogi jak z waty, oddech spokojny ...

Kilometry 17-18 - żona na trasie dopinguje, ostatni wodopój zaliczony. Czuję że kaleczę krok biegowy, ale tempo jeszcze 4:53. W głowie pustka

Kilometry 19-20 - wchodzę na średnie tętno 166 utrzymując tempo 4:53. Pomagam sobie pracą rąk i głębokim oddechem - nie za bardzo pomaga. Kibice dopingują cały czas - to niewątpliwie mocna strona tego biegu. Jakoś przesuwam się do przodu. Próbuję przyspieszyć, ale 4:30 to dla mnie bardzo mocne tempo i po 200 metrach już widzę tempo 5:xx na zegarku

Ostatni kilometr to tempo 5:20/km. Finiszuję przez metę i się zatrzymuję. Zaraz zaraz - ktoś mi krzyczy że meta jest 50 metrów dalej za kolejną bramką - no tak - straciłem jeszcze kilkanaście sekund. Wpadam na metę, odbieram medal, za chwilę wypijam 0.5 litra izotonika. Odszukuje żonę, przebieram się w suche ubrania, piję kolejne 0.5 litra wody. W domu sprawdzam SMS - miejsce 614, czas 1:38:11 - adekwatny do treningu w ostatnich miesiącach - tak krawiec kraje, jak materii staje. Mądry po biegu mogę powiedzieć, że trzeba było przebiec 10 km w 46 minut i była wtedy szansa na niewielką życiówkę. Tym większa gorycz, że życiówka by mi dała 3-cie miejsce wśród pracowników Philipsa. Inni też bardzo mocno opadli z sił w końcówce. Trudno - może następnym razem.

Pobiegłem ambitnie (niektórzy powiedzą że jak jeździec bez głowy), ale samą ambicją się nie pobiegnie. Liczyłem że nawet jak sił zabraknie w końcówce, to 1:37 będzie, a wyszło jeszcze trochę gorzej. Nie mogłem jednak nie spróbować ataku na 1:35 - miałem takie wewnętrzne przekonanie że ten plan może się udać. Czego zabrakło - zdecydowanie wytrzymałości tempowej. Samymi BSami i krótkimi szybszymi odcinkami w tempie T10-T21 nie udało mi się przygotować przyzwoitej formy. Aczkolwiek prawdą jest też to że nie za bardzo miałem okazję sprawdzić w jakiej jestem formie, bo stopa przestała się odzywać tydzień przed półmaratonem i dobrze że w ogóle mogłem pobiec.

Sam półmaraton w Pile to fajna impreza - mnóstwo biegaczy, świetna atmosfera, dużo kibiców - prawdziwe święto biegania. Trasa ani lekka, ani ciężka - najbardziej przeszkadzał wiatr, no i słoneczko. Zabrakło mi większej ilości punktów z wodą, bo 3 na cały bieg w taką pogodę to zdecydowanie za mało. Liczę że za rok zdecydowanie się poprawię, szczególnie jak zdrowie dopisze.

Nie jestem zawiedziony takim a nie innym wynikiem - przyjmuję go z pokorą. Byłbym zawiedziony gdybym pobiegł w takim czasie wykonawszy cały arsenał trudniejszych treningów. C'est la vie... Za chwile wracam do mocniejszych treningów - może się uda coś zdziałać na 10 km w tym roku.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
mach82
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 787
Rejestracja: 09 lis 2015, 17:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Zeszły tydzień to regeneracja po półmaratonie. W poniedziałek czułem się całkiem przyzwoicie, ale wieczorem mocno czułem czwórki. We wtorek cały czas czwórki mocno obolałe, zaś łydki i uda zupełnie świeże.

05/09 środa - BS 7 km

Nadal czułem czwórki i to dosyć mocno. Nie zamierzałem już dłużej czekać na cud, tylko wybrałem się na krótkiego BSa. Wyszło lekko ponad 7 km i tak jak się spodziewałem, wieczorem poczułem ogromną ulgę. Trzeba się było przebiec już we wtorek ... Na nogach nowe byty - Adidas Solar Glide, które zastąpiły stare Adidasy Glide 8.

07/09 piątek - BS 10 km

Szybszy BS na dystansie 10 km - czwórki jeszcze minimalnie się odzywały, co jeszcze bardziej mnie motywowało żeby je trochę zagonić do roboty. Cały czas próbuję dogadać się z nowymi butami - na razie idzie całkiem przyzwoicie.

09/09 niedziela - bieg długi 18 km

Pierwszy dłuższy bieg po półmaratonie przebiegnięty w spokojnym tempie. Bieg łatwy, prosty i przyjemny - już tyle razy w tym roku przebiegłem 20km+, że takie 18 km nie jest żadnym wyzwaniem. Nie szarżowałem, bo cały czas docieram buty. Na chwilę obecną najbardziej cierpią na tym łydki, ale za kilka dni wszystko powinno się ładnie ułożyć. Zawsze przy nowych butach czuję łydki.

W całym tygodniu przebiegłem oszałamiające 36 km. Po półmaratonie, oprócz zakwasów, niczego niepokojącego nie zauważyłem.

Po półmaratonie pożegnałem się z poprzednimi butami do klepania kilometrów - Adidas Glide 8. Przebiegłem w nich 4000 kilometrów robiąc różne jednostki - BSy, długie wybiegania z tempem T21, minutówki w tempie 3:30/km, podbiegi, interwały w tempie T5. Świetne buty, bardzo uniwersalne, ale czas i kilometraż odcisnął na nich swoje piętno. Podeszwę starłem już miejscami do pianki i to chyba główny powód wymiany. Amortyzacja przez cały czas pozostawała na bardzo podobnym poziomie (średnia amortyzacja - ani to but miękki, ani twardy). Cholewka okazała się bardzo wytrzymała - niewielki przedarcie zewnętrznej siateczki w jednym bucie po zahaczeniu o gałąź w lesie. Zapiętki całe! Świetnie się biegało latem jak i zimą. Tylko przy deszczowej pogodzie but szybko namakał wodą (ale i szybko wysychał). Jeden but stracił na wadze 15 gram przez cały okres użytkowania - pewnie zdarta guma z podeszwy.

Czy nowe buty tyle wytrzymają? Boost się nie ubija i tu powinno być ok. Guma Continentala jest twarda i szybko się nie zedrze. Tylko nowy materiał cholewki to pewien znak zapytania. Na razie nowy but dobrze się sprawuje, ale jest wyraźnie bardziej miękki od starego Glide 8, więc może być gorzej z szybkim tempem. Moje podstawowa zasada - kupuję buty które długo wytrzymają, bo nie uśmiecha mi się kupowanie butów 2 razy do roku, bo się uklepały, albo podarły.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Blog
Komentarze do bloga

10 km: 45:24 (2017) -> 42:04 (2018) -> 41:15 (2019)
HM: 1:42:54 (2017) -> 1:36:33 (2018) ->1:31:20 (2019)
ODPOWIEDZ