15.02.2018
Walentynki minęły mocno pechowo. W drodze do kina awaryjne hamowanie - ja wyhamowałem (i jednocześnie uciekałem na lewy pas), ale człowiek z tyłu nie i mi w bok się wtarabanił... Co najlepsze, nie godził się na swoją winę, więc kolejne minuty na oczekiwanie na policję, spisanie danych, wypisanie mandatu... Kino przepadło, ja wkur... bo mimo, że wina nie moja, to ambaras dopiero się zacznie - cały bok do roboty.
Z tym stresem podchodziłem też do treningu dzień później. Mówcie co chcecie, ale wystarczy tyle, żeby treningi przestały wychodzić. W planie wybieganie - i szło drętwo jak cholera. Założyłem pulsometr, żeby nie jechać na 80%. Początek po 5:40, 5:20... Nie szło mi. Miałem też zamiar od 2 kilometra, robić przebieżkę co kilometr. Zrezygnowałem, bo strasznie mnie wybijało z rytmu. Za to na końcu zrobiłem tych przebieżek 10. Dopiero od około 7. kilometra chyba sam siebie opieprzyłem, że odwalam - wyprostowałem się nieco, przyspieszyłem krok. Tempo wzrosło do okolic 5:05 a tętno zostało w okolicach 75%. Miałem takie momenty, że długo wiatr wiał mi w gębę to tu było po 5:15, następny kilometr to był długi podbieg, to nawet 5:29.
Jak pisałem - na zakończenie przebieżki.
- BS 16,34 km / 1:25:46 / śr. tempo 5:15/km / śr. tętno 155 bpm (76%)
16.02.2018
Teoretycznie miało być wolne, ale czułem się całkiem dobrze, do tego nudziłem się trochę więc wybrałem się na krótkie rozbieganie. Dosłownie kilka kilometrów, ale ponownie z sesją przebieżek na końcu. No i już od początku zaczęło mnie delikatnie pobolewać w okolicach kości piszczelowej, od wewnętrznej strony. Coś jakby mięsień płaszczkowaty, może ścięgno Achillesa - ciężko mi jednoznacznie powiedzieć - kilka centymetrów nad stawem skokowym. Taki bardziej dyskomfort, bo można z tym biegać (na razie), ale czuć to wyraźnie. Do tego mocno reaguje na jakikolwiek ucisk. Przez to zrezygnowałem z sobotnich interwałów, a przeniosłem je na niedzielę. Na wtorek fizjo już umówiony... Sam brzuchaty łydki nie wydaje się specjalnie napięty, ale zawsze idąc do fizjo wydawało mi się, że nie jest napięty, a jak go rozluźniał to płakałem prawie. I dopiero potem czułem co znaczy rozluźniony mięsień.
- BS 7,81 km / 41:41 / śr. tempo 5:20/km
Ogólnie mówiąc, zaczynają się problemy. Muszę modyfikować plan, zmieniać, przestawiać... Zobaczymy czy jutro będzie jakiś pozytywny odzew mięśnia na dodatkowy dzień odpoczynku...