BS. Drogi mega ośnieżone i oblodzone. Nawet bardziej oblodzone (a konkretniej to śnieg który leżał, został wyślizgany - czyli jak na lodzie). Założyłem trailówki, więc gdy przynajmniej trzymałem się bardzo blisko krawędzi i ten śnieg nie był tak wyślizgany to miałem całkiem przyzwoitą trakcję. Gdy tylko schodziłem do wewnątrz - lodowisko. Na szczęście bez żadnych upadków się obyło. Nakładki z kolcami trzeba wygrzebać i wydaje mi się, że będzie bardzo fajnie biegać po tym wyślizganych śniegu.
Sam bieg bardzo luźno i spokojnie. Nawet wziąłem żel na wszelki wypadek, ale stwierdziłem, że nie ma sensu. Naprawdę luźniutko mi się to biegło. Wyłączyłem w zegarku podświetlenie i miałem tylko pogląd na pełne kilometry - można więc powiedzieć, że było to biegane na samopoczucie. Czułem się trochę jak na tym BSie w sobotę przed progowym. Swoisty dzień konia... Tylko że miał być wczoraj. Przed akcentem robiłem sprinty pod górkę i zastanawiam się, czy to nie mogło podziałać mobilizująco na organizm ale "z czasem działania" po dwóch dniach. Muszę chyba jeszcze spróbować układu sprinty w poniedziałek, wtorek wolny, środa akcent, czwartek bs/long, piątek wolne, sobota akcent, niedziela bs/long.
Po biegu porolowałem łydki. Mocno pokurczone, bardzo bolało rolowanie... Dzisiaj powtórzę zabieg, a jak nie pomoże to w przyszłym tygodniu fizjo.
- BS 16,34 km / 1:25:14 / śr. tempo 5:13/km