30.12.2011 - piątek

interwałem, 10km po 5:35 (nawet dość równo, nie tak, że jeden km 4:58 a drugi 7:03

) plus jakieś przerwy w trakcie.
śniegodeszcz + wmordewind, bleah. tak więc uciekłam w połowie treningu do lasku, gdzie od razu natknęłam się na goniącą ekipę 4 ludzi. fajnie, że ktoś biega, pomimo takiej pogody.
w środę i czwartek podejmowałam próby zrobienia tego treningu, obie zakończone porażką kilkuczynnikową, w tym jakiegoś śmiesznego zmęczenia. jak to jest, że przesypiam po 9,5h (to mój najoptymalniejszy czas snu, tak wynika z obserwacji organizmu podczas okresów, gdzie mogłam mieć tego spania ile chciałam), nie przemęczam się ani fizycznie, ani psychicznie, a jak mnie wczoraj dopadło wyczerpanie to myślalam, że się nie ruszę z tego krzesła, na którym zaległam.

oczywiście przyszło po bardzo wyczerpujących czynnościach typu oglądanie filmu w kinie czy picie herbaty w kawiarni.. pleeeh.
co najgorsze, wcale się nie czuję jakoś super lepiej. dziwny ten trening, oj dziwny.
a jako, że więcej w tym roku nie nabiegam, podsumowanie. miesiąca i roku.

- 122,3km w 13h 25' ~ średnie tempo 6:34 (czyli o 14km lepiej niż w listopadzie - a dwa treningi opuściłam z powodu choroby ; ))
- 9 treningów na siłowni, nie chce mi się wgłębiać w szczegóły typu rowerki i orbitreki :P może później

- podsumowanie roku treningowego, czyli od 31.05

- oficjalnie 573,5km, nieoficjalnie 77h 52' - przez lwią część mojego biegania polegałam na endomondo, które działało, gdy mu się chciało, więc wynik czasowy będzie troszkę lepszym odniesieniem.. bo nawet przyjmując tempo 8km/h, ten czas daje ok 620km, więc to może być w rzeczywistości błąd rzędu 10% przebiegu, co już jest rzeczą sporą.
- jakieś rachunki sumienia i bilanse są bardzo w moim stylu, więc pewnie się coś tutaj pojawi, ale nic na siłę.