Czas: 01:20:26· Dystans: 12km 500m · Tempo: 00:06:26/km
Jak zwykle w poniedziałki, w towarzystwie męża. To był trudny trening. Coś brzuch bolał. Nogi chciały, a reszta mówiła, stanowcze "nie". Coś w rodzaju kolki to było, ale w zupełnie innym miejscu. Jednak powolutku się dało truchtać, a jak przechodziło, to przyspieszałam, a jak znowu bolało, to zwalniałam. Takie sobie interwały
 . Dzięki Wojtkowi, który mnie mobilizował udało się przebiec cały założony dystans (sama bym odpuściła wcześniej). I w sumie zadowolona jestem
. Dzięki Wojtkowi, który mnie mobilizował udało się przebiec cały założony dystans (sama bym odpuściła wcześniej). I w sumie zadowolona jestem  .
.A przygoda wydarzyła nam się taka:
Tak sobie biegniemy, biegniemy. Pierwsze kółko wokół Błoń - gdy przebiegamy koło stadionu Cracovii natykamy się na wielu kibiców, którzy zmierzają na mecz. Potem dostrzegamy tych kibiców już wszędzie. Schodzą się ze wszystkich stron, po drodze przebierając się w barwy klubowe. Drugie kółko - znowu biegniemy wzdłuż ul. Focha i nagle gdzieś w dali dostrzegam pluszowego misia. W zasadzie niedźwiedzia a nie misia. Jedzie na rowerze. Jest olbrzymi i pluszowy
 . Oczywiście, wybuchłam donośnym śmiechem. Tak więc, gromko się śmiałam, a rower z miśkiem się zbliżał. Gdy się mijaliśmy miałam już krzyknąć, że cudowny jest, ale nieśmiałość mnie powstrzymała. Uśmiechnęłam się tylko do niego a Wojtek nagle zawołał: "wiesz kto to był?". No, skąd mam wiedzieć? Miś z przytulonym do pleców facetem, przecież. I dowiedziałam się. To był trener Wisły. Dookoła pełno kibiców Cracovii, biało-czerwone pasy, głośne śpiewy jak to nie lubimy Wisły a kochamy Cracovię - a ten sobie jedzie. Wtulony w ogromniastego misia. Wyglądało to jak kamuflaż. Ciekawe tylko jak on widział drogę przed sobą, bo mu oczy zza misia nie wystawały
. Oczywiście, wybuchłam donośnym śmiechem. Tak więc, gromko się śmiałam, a rower z miśkiem się zbliżał. Gdy się mijaliśmy miałam już krzyknąć, że cudowny jest, ale nieśmiałość mnie powstrzymała. Uśmiechnęłam się tylko do niego a Wojtek nagle zawołał: "wiesz kto to był?". No, skąd mam wiedzieć? Miś z przytulonym do pleców facetem, przecież. I dowiedziałam się. To był trener Wisły. Dookoła pełno kibiców Cracovii, biało-czerwone pasy, głośne śpiewy jak to nie lubimy Wisły a kochamy Cracovię - a ten sobie jedzie. Wtulony w ogromniastego misia. Wyglądało to jak kamuflaż. Ciekawe tylko jak on widział drogę przed sobą, bo mu oczy zza misia nie wystawały  .
.KOMENTARZE

 




 .
 .
