psy są straszne, a te małe już najgorsze. jak widzę w oddali jakieś zwierzę, modlę się by to był kot, który (niestety) zwieje albo w najgorszym przypadku będzie miał mnie po prostu gdzieś. przedwczoraj przebiegając obok jakiegoś domu o mało zawału nie dostałam i bębenki mi w uszach nie pękły jak zaczął mnie obszczekiwać jakiś mały kundel (na szczęście za bramą).
co innego psy "na wolności" - już 2 razy uciekałam przed jakimiś małymi sprinterami krążącymi po okolicy bez właściciela (niby to takie miniaturowe ale ja tam się boję psów, szczególnie obcych) - ale jakie tempo miałam
w jednym przypadku nawet był to mały jamnik, który biegł w przeciwną do mnie stronę, a ja, jak taki kompletny kretyn, zagwizdałam do niego zastanawiając się gdzie tak leci... nagle zawrócił i zaczął biec ze mną
no i był jeszcze owczarek niemiecki. na szczęście byłam wtedy na rowerze. i tak o mało co zawału nie dostałam.
a zwyczaj pozdrawiania bardzo sympatyczny, w mojej okolicy jest tyle biegaczy, że ostatnio chyba całą drogę się z kimś pozdrawiałam
w ogóle bardzo towarzyski był to bieg bo spotkałam najpierw swoją nauczycielkę z podstawówki, potem z gimnazjum