I znowu w skrócie, bo już nic nie pamiętam

:
OBÓZ BIEGOWY - SZKLARSKA PORĘBA
4 sierpnia 2011 (czwartek)
Przyjechaliśmy do Szklarskiej Poręby. Pierwszy trening po obiedzie. Około 7,5 km. Grupa bardzo silna. A ja gdzieś tam z tyłu stawki. i tak zostanie prawie do konca obozu.
5 sierpnia 2011 (piątek)
Przed śniadaniem rozruch i około 1-1,5 km plus różne ćwiczenia. W sumie około pół godzinki ruchu.
Przed obiadem trening właściwy po pięknej trasie. W towarzystwie Bawareczki, bo reszta poleciała. Wyszło około 8 km.
Przed kolacją znowu trening. Tym razem na stadionie. Trochę truchtu, a potem rytmy i inne ćwiczenia.
6 sierpnia 2011 (sobota)
Przed śniadaniem rozruch.
Przed obiadem długie wybieganie. Piękna, choć wymagająca trasa Pod reglami. Około 15,5 km.
Przed kolacją - sauna.
7 sierpnia 2011 (niedziela)
Przed śniadaniem rozruch.
Przed obiadem stadion i interwały. Bardzo mi się spodobał ten trening. Polegał na tym, że biegaliśmy jedno kółko na stadionie z określoną prędkością, potem odpoczynek w truchcie i kolejne kółko. I tak 10 razy. Bardzo ciekawym doświadczeniem było utrzymywanie zadanego tempa. Udało mi się to do szóstego powtórzenia. Potem było szybciej.
Przed kolacją - core stability.
8 sierpnia 2011 (poniedziałek)
Przed śniadaniem - rozruch.
Przed obiadem - Jakuszyce. I znowu piękna trasa. A potem szybkie i ładne przebieżki.
Przed kolacją - piłki lekarskie.
9 sierpnia 2011 (wtorek)
Przed śniadaniem - rozruch.
Przed obiadem - długie wybieganie. To był bieg! Przydał się plecak i te wszystkie rzeczy, które w nim z takim poświęceniem nosiłam. Początkowo było ciepło. Potem jakby zaczęło kropić. Szybko kropienie przeszło w ulewę. Przydał się długi rękaw, przydała się kurtka. Przydałyby się rękawiczki i czapka. Było zimno. Bardzo zimno deszcz zacinał. A my na szczytach. Żadnej osłony, żadnego drzewka. gdy dobiegłyśmy na najwyższy punkt w okolicy, to musiałyśmy podjąć decyzję. 18 km, czy któryś z dłuższych wariantów. Dziewczyny zawróciły. A ja miałam chwilę wahania. Po namyśle stwierdziłam, że 18 km, to trochę mało i podjęłam wyzwanie. Samotnie ruszyłam przed siebie. Deszcz, zimno, góry i ja. Po jakimś czasie dobiegłam do lasu i jakoś cieplej się zrobiło. I deszcz przestał padać. I nawet zobaczyłam majaczącą w dali sylwetkę biegacza. A właściwie biegaczki. Postanowiłam ją dogonić i już resztę trasy spędziłam w przemiłym towarzystwie Oli. Biegło się nam tak dobrze, że pomimo iż miałam w planie opcję 22 km, to zdecydowałam się na więcej. Po drodze znowu padało, znowu świeciło słońce, grzybów rosło mnóstwo, a my biegłyśmy i biegłyśmy. Takie tup, tup, tup. Dogoniły nas i przegoniły dwie gazele, dołączył Adam. A my biegłyśmy i biegłyśmy. Naprawdę super wybieganie. Gdy dobiegłyśmy do hotelu, to oczywiście wszyscy byli już na miejscu. Niektórzy nawet zdążyli zapomnieć, że biegali. Ale nikt nie miał takiego jak my komitetu powitalnego. Tylko czerwonego dywanu zabrakło
.Wyszło około 27 km. I zimny prysznic, bo w hotelu popsuł się piec.
Przed kolacją "trening obwodowy"
. W "Fantazji". Tak boskich ciastek, to ja nigdy nie jadłam. Zresztą "treningi obwodowe" były częściej, ale już nie pamiętam w jakie dni. Tak czy inaczej, nie tylko ja pracowałam nad obwodami. Zawsze, jak się wchodziło do "Fantazji", to już ktoś z naszej ekipy był. A jeśli przypadkiem nie, to już za chwilkę ktoś przychodził. Trenerzy też ciężko pracowali
.
10 sierpnia 2011 (środa)
Przed śniadaniem - rozruch.
Przed obiadem - powolne rozbieganie długiego wybiegania. Zakręt śmierci. Jak zwykle plotkowanie z Bawareczką. I jakieś 5,6 km.
Przed kolacją poddałam się. Nie poszłam na ostatni trening. Moje ciało i moja psychika odmówiły posłuszeństwa. Zostałam w łóżku z książką.
11 sierpnia 2011 (wtorek)
ZAWODY
Sprawdzian na 3 km. Pięknie to zostało opisane TU, więc nie będę się powtarzać. Dodam tylko, że dałam z siebie absolutnie wszystko. Po bieganiu straciłam głos i apetyt. Ale warto było! Pierwszy raz w życiu metę przekroczyłam jako PIERWSZA! Nieważne, że wcześniej niż inni startowałam
. Na plecach mi dyszał PanTalon, ale się nie dałam. A tak w ogóle, to bibliotekarze są najlepsi! PanTalon też jest bibliotekarzem i na metę wbiegł jako pierwszy z mężczyzn. Powinni dać nam podwyżkę za łamanie stereotypu bibliotekarza
.
PODSUMOWANIE
Było wspaniale. Towarzystwo świetne! Kilometrów zrobiłam grubo ponad 90. Żal tylko, że tak szybko się to wszystko skończyło. No, i pomimo, że większość biegów i posiłków spędziłam w towarzystwie Bawareczki, to i tak czuję pewien niedosyt. Za mało czasu. Zresztą z każdym z uczestników spędziłam za mało czasu. Już myślę o następnym obozie

.
KOMENTARZE