Majówka jakoś mnie wygoniła sprzed kompa. Wpadałem, ale na "za krótko" by odpowiedzieć
Qba Krause pisze:Spokojnie, Pat. Jest taki tekst w melanżu... Minie kilka dni, tygodni, odpocznie ci łepetyna, podczas niedzielnego wybiegania przyjdzie ci do głowy ta myśl... Poznań... Październik... - bo jak na pewno pamiętasz, ja pierwszy Cię zapraszałem.
pozdrawiam serdecznie i życzę sukcesów, a przede wszystkim polecam nie zarzekać się teraz, kiedy rany jeszcze świeże, głupio będzie ci potem odwoływać
Kiedy już zdecydujesz się na Poznań
Hehe... No zdawałem sobie sprawę, że tak może być zarzekając się, że maratony w tej chwili sobie odpuszczam, ale powtórzę jeszcze raz. To jest świadoma decyzja i na jakiś czas odpuszczam ten dystans. Będą dyszki, będą piątki, piętnastki i dwudziestki jedynki... Czterdziestkom dwójkom mówimy na razie nie
. Jeśli więc do Poznania zawitam w dniu maratonu, to tylko i wyłącznie, żeby pokibicować i porobić foty
. Nie będzie odwoływania słów, które padły, choć będzie mi trochę przykro siedzieć na zydelku jak Wy będziecie biec ten dystans - gdzieś tam...
DeGie pisze:Nu Patatajc, ty jesteś jednak facet z jajami, zawziąłeś się i pobiegłeś, szczery rispekt i bez wazeliny. Nie obrażasz się też za słowo szczere i potrafisz sobie powiedzieć prawdę, co cenię najbardziej, uwierz mi. To pozwolisz, że napiszę, co myślę. Prawda jest taka, że nie byłeś przygotowany do tego maratonu. 42km to nie tylko wydolność, ale chyba przede wszystkim przygotowanie fizyczne i tego ci ewidentnie zabrakło, ten cały pomysł z koroną był głupi od początku, porwaliście się z motyką na księżyc, ale szanse były, tylko że bardzo często plan biegł sobie, a ty sobie - jedno oko na Maroko drugie na Zanzibar. Szkoda żeś się tak wyrwał, bo zaliczyłeś wcale obiecujący debiut na dychę (ja w debiucie o 10' gorzej) i pozbawiłeś się przyjemności kontynuacji oraz poszerzenia zabawy o półmaraton - bez sensu zupełnie, oślepiła cię ta korona, co ją już widziałeś na głowie. Są osoby, są organizmy co pobiegają 3 miesiące i zrobią maraton bez bólu, ale są takie, które muszą się do tego przygotować. Mimix ten cfaniax spod Wrocławia wykonał pracę lepiej, ma też widać twardszy organizm, książek to może on nie czyta (wiemy, o co chodzi....
), ale biega i to widać dobrze, jemu się udało, choć rura mu znacznie zmiękła, co przyznał.
Nie daj się wpuścić, nie daj się zaprosić - biegaj. Dla przyjemności i na miarę aktualnej formy i możliwości. Przeleć parę dyszek, potem parę polówek - oczy ci wyjdą z orbit jaką to daje frajdę, a taka połówka teraz to będzie dopiero przeżycie i bułeczka z pasztetem z cietrzewia, czy to tam aktualnie lata po KaPeeNie. Nie daj się wpuścić - będzie chciał, to się na maraton kiedyś wybierzesz, a będzie tak na pewno, bo rachunki muszą być wyrównane, a jak na razie to powiedzmy sobie to szczerze - masz 0:1.
I jeszcze jedno - pierwszy błąd strategiczny popełniłeś w pociągu - trzeba było atakować
Hyhy! A widzisz, z tym atakiem - to nawet o tym myślałem, ale problem w myśleniu o ataku jest taki, że to długi proces i zupełnie bez sensu w tym przypadku. Okazja na atak jest jedna i należy ją wykorzystać, a nie myśleć jak ją wykorzystać... Ja myślę, że ten maraton, to była reakcja łańcuchowa powiązana bezpośrednio z porażką strategiczną w pociągu...
o DeGie, który biegasz wciąż, lecz na blogu Twym pustki, co mnie smuci niemożebnie i w szare barwy ubiera me zawsze nadziei pełne, lecz po próżnicy, poranki... Cieszę się, że słowa te czytam. Prawdę bowiem piszesz od początku aż po samą kropkę! Takem sobie czytał i raz po raz głową kiwał, że prawda napisana jest i polemiki być nie może. Młokos ze mnie. Choć serce płonie, to wój ze mnie marny jeszcze. W zapomnieniu porwałem się na potwora okrutę, nieświadom, że rozwlecze mnie pod Wawelem jednym kłapnięciem paszczęki, że za słabą przywdziałem zbroję, że wątłe me ramię tak długi czas ciężkiego oręża utrzymać nie zdoła... Mimo to, cieszę się. Cieszę się żem z życiem uszedł, choć to radość stłumiona. Lecz hydrze przebrzydłej naprzeciw stanę nie raz jeszcze - przysposobiony lepiej i nauczony młodzieńczym wybrykiem. A już wiem z jaką maszkarą przyjdzie mi się borykać, więc pierwej oręż ućwiczę na bestyjach mniejszych... Strategija taka może i żar w sercu nieco ostudzi, lecz z otwartą przyłbicą, pełen nadziei na zwycięstwo fanfaryczne spoglądać pozwala.
Dzięki za komentsa. Ważny dla mnie jest.
marek81 pisze:Tu nie chodzi chyba o to czy to twój czas czy nie.. może przy pierwszym maratonie..
Jak już pisałem, odpoczywaj i wyciągaj wnioski z tego, co było git a co nie. Co trzeba kontynuować a co wywalić do kosza i co ew. dodać
Mnie na oko zabrakło ci podbiegów czy po prostu ćwiczeń na nogi, zrobiłeś to samo co ja - odpuściłeś tzw. core stability i inną aktywność żeby móc w miarę normalnie realizować plan., do tego dodałeś mały błąd w postaci polewania nogi wodą. Myślisz, że poprawiając te drobne błędy nie byłbyś w stanie jesienią pobiec szybciej??. Teraz masz czas spokojnie narobić zaległości i myśleć co dalej
No bym zapomniał.. masz kupę czasu na delektowanie się ukończeniem pierwszego maratonu
Też prawda. Ja myślę, że eliminując błędy byłbym ten dystans w stanie przebiec szybciej na jesieni, bez dwóch zdań... Celowałbym tym razem nie w 3:45 a w 4:00... Ale to i tak gdybanie. Nie jestem jeszcze przygotowany na takie boje
... To ze mnie wypłynie za jakiś czas. Dojrzeję do maratonów - na razie, jak już rzekłem - mniejsze bestyje będą ćwiczone
.
Jutro mam zamiar pierwszy raz pobiegać od maratonu - już się nie mogę doczekać
.