Ale jestem szczęśliwa:)) Udało mi się ,zostałam MAROTOŃCZYKIEM!!! (damska odmiana brzmi trochę dziwnie). Mam wielki respekt do tego dystansu i bardzo się bałam czy dam radę. Nie mogłam trenować tyle ile miałam w planach(trochę się chorowało na nogi),więc tym bardziej moja radość jest ogromna,że mi się powiodło. Od niedzieli jestem nieprzerwanie w euforii:))
, która mnie dopadła już o 6 rano w niedzielę (a może w sobotę wieczorem,gdy dostałam worek z pakietem i przeszłam przez bramkę z moim nr. startowym) Było rewelacyjnie.Świetnie ,że coraz więcej osób kibicuje na trasie,to bardzo pomaga:)) Bębniarze byli moim ulubionym punktem na trasie,nogi same zaczynały szybciej się poruszać....dodawali mi skrzydeł:)) Od pl. Konstytucji miałam bardzo miłe towarzystwo dwóch panów, biegacza i rowerzysty i tak sobie razem biegliśmy i gadalismy aż do 36km...trochę mnie już pognało i niestety kolega został w tyle. Robiłam przerwy na marsz,bo niestety jeszcze nie opanowałam umiejętności picia z kubeczka w biegu;P ...potem były obawy,ze zaraz złapie mnie skurcz w lewej łydce i trzeba było to rozciągnąć (to pewnie zemsta za brak dostatecznej rozgrzewki)i oczywiście złapała mnie też mała koleczka. Nie spotkałam sławnej ściany,może dlatego,że cały czas się zasilałam banany+powerade:) to ze strachu przed odłączeniem prądu;) I tak oszczędzałam siły,biegłam równo i tylko jedna myśl...byle dobiec i nie przewrócić się gdzieś na trasie.Po drodze spotkałam kilku fajnych biegaczy i nawet mieliśmy taki zamiar by trzymać się razem,ale wiadomo adrenalina robi swoje i każdy chce być z przodu:) Po przebiegnięciu odcinka po bruku zaczęło do mnie docierać,że już blisko do końca...ale dopiero przy teatrze wrzuciłam wyższy bieg,po tym jak pewien przystojniak na rowerze(towarzyszył swojemu koledze biegnącemu w zielonej koszulce) spytał ...co ma pani na nosie?(to był plaster ,ten z pakietu) a ja na to,ze plaster,tylko już się odkleił...a On na to...olać plaster,meta tuż tuż:)) i to mnie jakoś popchnęło do przodu...potem na rogu Trębackiej panowie krzyczący " brawo dla uśmiechniętej pani w czerwonej koszulce z nr. 6114" i znowu szybszym tempem wpadłam w Trębacka i potem na Krakowskim sprintem do mety:)) Aż sama byłam zdziwiona,z jeszcze mogę tak dać ognia;)) Koniec pieśni:))
Mój czas to 04:46:54 brutto wiem,że to żadna rewelacja ale ja jestem dumna ,że się udało...no i mam teraz co poprawiać na następnej imprezie.
A potem same przyjemności...MEDAL i słowa jest pani niesamowita:) wiem,że wcześniej usłyszało to kilka setek kobiet ,ale to takie miłe:)
Dużo rozciągania i masaż kijkiem,który został wykonany przez miłego pana w namiocie targów:) dzięki takiemu relaksowi po biegu,nie odczuwam silnych dolegliwości,tylko troszkę bolą mnie mięśnie i co ważne nie mam problemów z chodzeniem po schodach
Ale się rozpisałam...to wszystko wina EUFORII:))
Gratuluję wszystkim,którzy biegli w MW 2009 jesteście wspaniali:))
Pozdrawiam