Kwiecień za nami, coraz lepiej się biega, no i chociaż połowę wybiegań mam już za widnia.
Wagę trochę zrzuciłem, dziś to jest 65,7 kg. Biega się zdecydowanie lżej.
Ta niedzielna dycha wyszła lepiej niż bym przypuszczał.
A pobiegłem ją na pałę, bez planu na tempo. Co wyjdzie i jak nogi będą podawać.
Trochę tam spuchłem nie powiem i po 4 km zwolniłem, ale jestem zadowolony z czasu na tym etapie przygotowań do głównego startu.
Plan to dalsza walka z lodówką.
Jutro połówka w Bakałarzewie którą wspominam, jako moje najtrudniejsze zawody z zeszłego roku.
Nic tak mi nie poniewiera psychiki niż przejście do marszu. A rok temu porwałem się z motyką na słońce.
Jakaś patelnia z 30 stopniami była, 140 przewyższeń, ja nie biegałem z wózkiem z rok, i taki mądry wymyśliłem sobie połamać 1:30

no i wyszło 1:35:07
Ktoś chce kupić wózek? Synek już na duży. A to prawdopodobnie najszybszy wózek na świecie.

A przynajmniej tak się kiedyś reklamował producent.