Jakie fajne jest bieganie z zegarkiem w ręku.
Piękna pogoda, czyste lato. 28 stopni, czyli w pełnej patelni jeszcze więcej. Czyli koszulkę założyłem tylko do auta na czas podróży.
Rozgrzewka w sumie delikatnie, bo od samego przebywania w słońcu człowiek się poci, a co dopiero biegać.
Jak tak dalej pójdzie, to nad morze pojadę opalony

Ale jest dosyć mocny wiatr. Na szczęście na prostej start meta w plecy. Ale na odcinku 100-200/250 będzie w twarz i to trochę martwi.
Dodatkowo w nogach siedzą trochę czwartkowe sto pięćdziesiątki.
Tuż przed przebieżkami postanawiam zdjąć zegarek z nadgarstka i wziąć w dłoń. Co by nie marnować energii na skręt czy niepotrzebne kontrolowanie czasu.
30m
Nabieg z 5-6m i od początku mocno. Taki dystans, że dłużej się biegnie luźno niż pracuje.
100m w 12.98
Co prawda z wiatrem w plecy, ale cały odcinek dosyć luźno. Wiatr też trzeba umieć wykorzystać
No fajnie, jest nad czym pracować aby taki wynik był regularny.
400m
Założenie miałem proste: mocno od początku, cały czas praca. Nie marnować czasu na kontrolę czasu (zresztą i tak zegarek w dłoni do góry nogami

Nabieg ok 2-3m z lekkego truchtu.
6' przerwy mija, no to hop!
Mniej więcej 50m na łuku dostaje lekki podmuch i jestem w sumie zdziwiony, że to już. Ale bardzo pozytywnym zaskoczeniem jest tl, że na przeciwległej prostej nie wieje!
Na mojej wysokości stoi budynek klubowy i on dosyć dużo pomaga.
Bieg jest chyba dosyć mocny, bo po 200m zaczynam mieć już betonowe nogi. Do 250-70m jeszcze się trzymam dosyć sprawnie.
Ale ostatnie 100m to już jestem sztywny jak kij od szczotki.
Jeszcze dodatkowo jakieś 70m od mety ugina się pode mną noga i na dwa, trzy kroki tracę rytm. Na szczęście się nie wywróciłem i 50m to jest bieg paralityka. Wszystko mam drętwe od szyi w dół.
Ostatecznie lapuje w momencie nadepnięcia na linię.
A na zegarku 56.59
Robię jeszcze trzy kroki i od razu siadam żeby sobie krzywdy nie zrobić jeszcze większej

Bolało trochę mniej niż za pierwszym razem, kiedy biegłem 400m.
Co uważam za kluczowe w dniu dzisiejszym?
- stadion 400m
- zegarek w dłoni nie na nadgarstku
- brak odcinkowego pomiaru czasu.
- pogoda
- czerwiec miesiącem zawodów.
Na łukach nie traciłem zbyt dużo, bo tutaj pierwszy tor ma łagodniejszy łuk niż trzeci na mojej bieżni.
Z zegarkiem w dłoni naciskałem tylko guzik i nie musiałem co chwilę podnosić nadgarstka i zatrzymywać ręki w bez ruchu.
Ciepełko tak jak lubię więc kopyto dogrzane fest.
A na koniec wyszła trochę "rutyna". Była mila, był tysiąc, było osiemset, więc takie czterysta będzie boleć najmniej.

Ale najważniejsze i kluczowe było w tym wszystkim przygotowanie przez Rolanda. Bez jego wiedzy i treningów by to się nie udało.
______________________________________________
Czerwiec miesiącem testów.
Podobał mi się taki miesiąc. Mało biegania, dużo startów. Otrzaskałem się trochę z tym. Na początku był lekki stresik, ale z każdym kolejnym startem coraz bardziej nie mogłem się doczekać kolejnego.
Fakt faktem, że dobre wyniki nakręcały coraz bardziej (mimo tego, że cały czas są mniej niż przeciętne), ale dla mnie to wystarczający bodziec i apetyt rósł w miarę jedzenia.
Nie wiem jak Rolli, ale ja jestem bardzo zadowolony z tych osiągów.
Na przestrzeni dwóch lat udało się urwać 11 sekund na 400m i 18sekund na 1000m.
Tak wiem, że na moim poziomie progres się robi z niczego, ale nic się samo nie zrobi i swoje trzeba wybiegać.
Ja się bawie dobrze, metody treningowe czasem bolą. Ale jak to mówią no pain no gain.
Teraz ze dwa dni roztrenowania i lecim dalej!
Miłego dzionka, a ja idę trzeci dzień z rzędu tort jeść
