3:07,2 - (M40) – sultangurde (poprawa)
https://www.strava.com/activities/5861661747
Jakby to napisać, kto nie ryzykuje ten szampana nie pije.
No to właściwie byłoby najlepsze podsumowanie dzisiejszej próby.
2 miesiące temu myślę, że byłem trochę gorzej przygotowany, a na pewno brakowało mi wtedy odwagi, żeby pobiec to mocniej (choć bazę tlenową miałem wtedy znacznie lepszą).
Dzisiaj w założeniu miałem zacząć mocniej i obserwować co z tego wyniknie.
Bieg był świetny, w założeniach trzymałem się do 600 metra, i na 700 metrze postanowiłem docisnąć i przyszła bomba i pozamiatała, ale po kolei.
Dzień prawie idealny na bieganie, po lekkim deszczu, prawie bez wiatru, pusty stadion, wypoczęty (może nawet za bardzo).
25 minut rozgrzewki i jedziemy. Otwarcie tym razem bez pudła pierwsze 100 m - niecałe 16 sekund, wybiegam na prostą, kontrola tempa na 200, 34 sekundy z groszem, czyli w założeniach.
Biegnę dalej, trzymam tempo, 400 metrów: 1:11, całość biegu pod kontrolą, wybiegam na prostą zaczyna być ciężko, ale na 600 metrach melduję się na 1:49 z groszem, więc naprawdę rewelacja.
Wbiegam na łuk, trzymam tempo, choć zaczyna być ciężko to jednak głowa jest silna, pracuję rękami, zaczynam przyspieszać i tu niestety dostaję bombę kwasu, której się nie spodziewałem, czuję że zwalniam, nie jest to jakieś straszne tempo ale spada do ok 19 sekund na 100 metrów, nogi robią się ciężkie, skupiam się na oddechu i równomiernej pracy rąk. Na 800 metrach nie patrzę na zegarek, ale pewnie będzie ok 2:28, zostaje mi 200 metrów wiem, że nie popuszczę, cisnę ile mogę, ale na takiej bombie żadnego spektakularnego finishu nie ma. Wbiegam na metę na kracie patrzę na zegarek 3:07,2 miga próbuję lapować, ale nie trafiam, zatrzymuję się chwilę później i lapuję już grubo za metą na 3:10. Potem leżing, plażing i smażing, czyli dochodzenie do siebie po bombie, no trwało to z 10 minut, a full recovery myślę, że z godzinę
Podsumowując: ostatnie 2 miesiące nie były zbyt szczęśliwe w treningu, po drodze wypadło drugie szczepienie, naciągnięty dwugłowy lewej nogi itd.
Co chciałem podkreślić ostatnie 3 miesiące były dla mnie mega frajdą i odskocznią od klepania kilometrów, a sam fakt, że bez gwałtownego startu mogę pobiec 200 metrów w 31 sekund, tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że latem warto pracować nad szybkością i wytrzymałością szybkościową. To pierwszy sezon letni takiego biegania w kolcach, więc czuję radość, że jest tyle możliwości. Na pewno będę chciał w przyszłym roku przyatakować 44 sekundy na 300 metrów i 59 sekund na 400 metrów, a co dalej się zobaczy.
Teraz muszę podbudować bazę tlenową bo czuję, że dość mocno podupadła i czas na jakieś bieganie 3/5 km na jesieni.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.