sosik pisze:Przy BS jest to dobry sposób, aby kontrolować intensywność, nie patrząc ciągle na zegarek, zwłaszcza dzisiaj przy takich mrozach ( mój był przykryty przez bluzę ).
Nie musisz zerkać na zegarek. Możesz ustawić alarm na tempo lub/i puls. Szarpnie łapskiem i już.
Oczywiście kto co tam lubi. Jeden browara drugi wodę z rowu
Też nie liczę oddechów, ale za to często liczę kroki np. na przebieżkach zamiast sprawdzać co chwilę czas i wtedy widzę, że zwykle biegam je trybem 2 na 2, bo oddech zawsze przypada na co drugi krok prawą nogą.
Przy okazji, przy takim mrozie ksywka Marjan Bjorgen nabiera dodatkowego sensu.
U mnie na przebieżkach liczenie kroków, na easy też patrzę na oddech. Właściwie oddech do kontroli stosuję wszędzie, jak biegnę interwały też sprawdzam w jakiej jestem dyspozyji i w którym momencie przeskakuję z 2/2 na 2/1 albo na 1/1 i to daje sporo informacji jak będą wyglądały kolejne powtórzenia czy tempa. Plus pomaga mi tez w uspokojeniu sylwetki czy kroku.
Dokładnie, na interwałach to świetnie działa - jak szybko wchodzisz na 1/1, to wiesz, że na następnym powtórzeniu masz 'przesrane', albo musisz lekko zwolnić
Zwierzęcy instynkt, oczy jak krew, Wilk, co ujawnia w nocy swój zew,
Gdy księżyc na niebie, unosi mnie dźwięk, W biegu przed siebie wolny jak tlen!
Blog -> Komentarze -> Garmin
maraton - 2:58:50, półmaraton - 1:24:16, 10 km - 37:49, 5 km - 18:43
keiw pisze:Ja też oddechem sobie głowy nie zawracam, to idzie z automatu.
Chyba jeszcze Sochers tak opisuje oddech w bieganiu.
Wysłane z mojego Pixel 5 .
Ano, wywołany do tablicy potwierdzam. Plus oddech nosem dopóki mogę - czyli to tempa "umiarkowanie męcząco" po płaskim jest to do ogarnięcia. Tak wytrenowałem organizm, że BSa to w rytmie 3-4 robię, wolnego to nawet 4-4. 3-3 to już wszystko od początków 2 zakresu do progowego, dziś po 4:30 leciałem. Jak przechodzę na 2-3 to już oznacza granicę progowego i T10, 2-2 to od połowy wyścigu na 5 km, 1-1 nie pamiętam, bo chyba zemdlałem
No ale jak to tak o piątej rano? Toż to już środek dnia.
Też jestem zadowolony z pracy zdalnej, jest więcej czasu, żeby na spokojnie pobiegać (a jak się uda, to i w ciągu dnia można wyskoczyć). Coś czuję, że będzie trudno się przestawić na powrót do biura, jak już to kiedyś nastąpi.
Dla mnie praca zdalna to przekleństwo. Nienawidzę. Obecnie robimy tydzień na tydzień, ale te dni gdy siedzę w domu wypruwają mnie z energii. Dom to ma być dom.
Ja mam zdalną i Żona też ma zdalną. Oboje jesteśmy programistami. W salonie mamy taki długi stół, więc sobie zrobiliśmy stanowiska do pracy po przeciwnych stronach. Każdy z nas robi co innego, więc praktycznie zero interakcji w trakcie. Czasem jest kłopot, jak oboje mamy w tym samym czasie telekonferencje. Dzieciaki mają swoje pokoje na piętrze i w godzinach naszej pracy zdalne lekcje. Nikt Ci dupy nie truje, jak to nieraz w pracy bywało. 8 godzin "klepania kodu", a potem z Żoną idziemy na spacer / rowery czasami jedziemy na basen. Dla nas super sprawa.
Zwierzęcy instynkt, oczy jak krew, Wilk, co ujawnia w nocy swój zew,
Gdy księżyc na niebie, unosi mnie dźwięk, W biegu przed siebie wolny jak tlen!
Blog -> Komentarze -> Garmin
maraton - 2:58:50, półmaraton - 1:24:16, 10 km - 37:49, 5 km - 18:43
Jakieś 1-2 dni w biurze w tygodniu dla balansu by mi się przydały, żeby kompletnie nie zdziczeć społecznie, ale poza tym sobie chwalę, szczególnie, gdy chcę zrobić jakiś dłuższy i mocniejszy akcent, zostaje mi więcej czasu i jestem bardziej wypoczęty.
Z tymi telekonferencjami to rzeczywiście bywa utrapienie. No i jeśli ktoś ma dzieci w domu przez cały czas, to też pewnie zupełnie inna historia.