Zmian, jeśli chodzi o funkcjonowanie organizmu, jest kilka. Trudno mi jednak stwierdzić, czy są wyłącznie związane z detoksem. 
Może najpierw uściślę: zrezygnowałam z wszelkiego rodzaju ciastek, batonów, drożdżowek, ciast, czekolad, chipsów, paluszków itd. Jem miód, ale niewielkie ilości, ok 2 łyżeczki/dzień. Jem owoce.
To, co dla mnie najważniejsze to poczucie wolnosci. Niestety, nie potrafiłam przeżyć dnia bez czegoś słodkiego, no może zdarzało się w ramach postu, dzień, dwa, czasem 5, ale z chwilą kiedy znów coś wszamałam, problem wracał. I to nie były ilości typu 3 kostki czekolady.... Strasznie mnie to męczyło, bo ja generalnie lubię czuć się wolna (nie mylić z samowolą). Gdyby chcieć porównać to do uzależnień, klasyka gatunku: jutro już nic nie kupię - kupilam-wkurzenie/samobiczowanie, a kolejny dzień to samo. 
Wiec to jest pierwszy i najważniejszy argument za NIE jedzeniem słodyczy - wolność. 
Mniejsza ospalosc, na pewno. Z tym, że po prostu staram się chodzić wcześniej spać, to i snu jest więcej. Kiedyś rano piłam kawę i zaraz po przyjściu do pracy - 2h różnicy, robiłam następną. A zdarzało się, że i trzecia wpadała. Teraz staram się pić 2 i to w większych odstępach. Czasem wypije 3cia, ale rzadko. No i zaopatrzyłam się w kawiarkę, a kiedyś tylko rozpuszczalna. 
Czy mam więcej energii, trudno mi stwierdzić. Generalnie mam za sobą kilka trudnych lat, które trochę mnie wyczerpały, więc i 
jakiejs energii pozbawiły. Parę miesięcy temu pozmieniałam priorytety, staram się żyć spokojniej i tę energię, kt mam wykorzystywać na sprawy rzeczywiście dla 
mnie istotne, a nie dla całego świata dookoła. 
A, no i waga, taki bonus  

  Zleciałam ok 3-4kg, choć niektórzy mówią, że więcej. Na pewno żyje mi się lżej  
Chciałabym, żeby tak już zostało.
 
