Dlaczego do jasnej ciasnej biegam?
Naszła mnie wczoraj w nocy taka refleksja - dlaczego ja się tak kurczowo trzymam tego biegania? Mógłbym wyjść na rower, porzucać do kosza, iść na basen albo popracować siłowo nad sylwetką. Ale kurde z jakiegoś powodu trzyma mnie to bieganie i nie chce puścić. Na papierze bieganie nie prezentuje się zbyt okazale. Przez całe gimnazjum i liceum grałem w koszykówkę, piłkę nożną i siatkówkę, często dzień po dniu po wiele godzin i przez te ~8 lat nie miałem chyba żadnej kontuzji zmęczeniowej. Raz mi gość wjechał z kolana w czwórkę przerywając pasma mięśniowe, kilka razy skręciłem kostkę i tyle. Żadnych bóli achillesa, shin splintsów, ITBS, zapalenia rozcięgna, problemów z plecami. A jak amator zaczyna biegać to te wszystkie strasznie brzmiące kontuzje tylko czekają, żeby się przywitać jeśli trochę przesadzisz z tempem, intensywnością czy brakiem rozciągania. A wtedy, grając piłkę czy w kosza, zupełnie nie stawiałem sobie granic. 3h kosza na 100% możliwości w 30 stopniach? Spooooko, 4l wody mineralnej i jedziemy z koksem. Latanie tam i z powrotem za piłką, bo moja żonawtedyutajonamiłość ogląda finałowy mecz mistrzostw szkoły, w którym na bramce stoi jej chłopak, a ja zasypuję go strzałami? Nie ma problemu. Poza małym skurczem, moje mięśnie nawet nie pisnęły. No i jasne, powiecie, że to kwestia tego, że wtedy byłem cały czas w ruchu, a teraz, zaczynając biegać, startowałem z poziomu "Człowiek zasiedziały, zgarbiony przed laptopem >10h na dobę". I pewnie mielibyście rację. Ale jednak jest coś w tym, że biegacz nieustannie musi uważać na potencjalne kontuzje.
No i druga sprawa - czy to jest w ogóle ciekawe? Idziesz, biegniesz, myjesz się, rolujesz i tak w kółko. Po czasie jarasz się, że możesz zrobić II zakres, III zakres, interwały, BNP, przebieżki, podbiegi, bieżnię, wybieganie, cross, bla bla bla. Zaczynasz widzieć różnice między każdym z tych treningów. Ale w ostateczności to wciąż jest bieganie. Wolne, szybkie, naprzemienne, ale jednak bieganie, które z zewnątrz wygląda dokładnie tak samo. A jak pójdziesz z kolegami na kosza to tyle się może wydarzyć. Seria trójek, crossover i wejście pod kosz z reverse layupem. Jak masz dobry wyskok to wsad, jakaś spektakularna czapa, interesująca wymiana podań, aleyoop. Każdy mecz może być inny i emocjonujący, właściwie każdy mecz może być takimi małymi zawodami z adrenaliną i rywalizacją. A biegacz? Idzie na trening zaorać się >40min biegu.
Co nas w tym, do jasnej ciasnej, trzyma!?
No i nie wiem czy potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Ale coś trzyma i to mocno - mam wrażenie, że jak się przekracza pewną granicę to potem ciężko zrezygnować z biegania. Myślałem, że kontuzja stopy spowoduje, że ostatecznie fochnę na bieganie. Ale tylko zacząłem znowu bez problemów chodzić to już planowałem pierwsze wyjścia na bieganie, już tęskniłem za włożeniem butów biegowych i wyjściem na tą zupełnie nieciekawą ulicę w mojej okolicy. Na wieczornym spacerze z psem nogi tak tęskniły za bieganiem, że parę razy zdarzyło mi się przebiec parę metrów od krzaczka do krzaczka. Nie wiem dlaczego się tak dzieje, bo na papierze bieganie jest nudne jak flaki z olejem i nawet nie wiem jak wyjaśniać znajomym i rodzinie, dlaczego tak to lubię. Ze wszystkich sportów na świecie, do których mam predyspozycje, bieganie jest raczej na szarym końcu. Piłka nożna czy koszykówka przychodziła mi zawsze bardzo łatwo. Zresztą nawet teraz, po kilku latach przerwy, mięśnie świetnie pamiętają jak strzelić w okienko czy rzucić parę trójek. A biegam od roku i spektakularnych sukcesów nie ma. Nawet takich niespektakularnych sukcesów nie ma.
Ale coś mnie przy tym trzyma. Jakaś magiczna siła. Może chęć poprawy własnego organizmu i ciała mimo przeciwności? Nie wiem. Ale coś trzyma.
13 sierpnia 2020
1.5km BS + 4km II zakres (5:12min/km) + 1km BS
W sumie fajnie. Brakowało mi takiego treningu, trochę za dużo było wolnego biegania, siły biegowej. Myślę, że najwyższy czas robić jeden taki trening w tygodniu. Co jak co, ale trzeba powoli przesuwać tą granicę. Nie wiem czy dobrze myślę, ale jeśli będę w II zakresie biegał 5km w 5:00 to powinienem być w stanie zrobić startowo 5km w ~4:30. Zależy w sumie jaki to będzie II zakres, bo wydaje mi się, że II zakres II zakresowi nierówny. To musiałoby być takie 5:00min/km, ale nie na samej granicy II zakresu, ale jeszcze z lekkim zapasem, tak mi się wydaje bazując na własnych odczuciach po tym treningu i po podobnych treningach w 2019.
Dużym plusem było niziutkie jak na mnie tętno tych pierwszych 1.5km. To tylko rozgrzewka, ale widać, że jakaś tam adaptacja następuje i w końcu te BSy to są biegi na 70-75%, a nie 80-85%, a wcześniej niestety sam oszukiwałem siebie, że to jest okej. Zresztą trochę chyba nieprecyzyjnie określam ten trening II zakresem, ale w różnych artykułach tak różnie określają ten II zakres, że mam niezły mętlik w głowie. Niby II zakres zaczyna się od ~70%, ale w niektórych artykułach kończy się na 85%, w niektórych 90%, a to przecież ogromna różnica 70% a 90%. Ja ten trening odbieram tak, że nie ma być oddechowo bezproblemowy jak BSy, ale właśnie mam czuć przyspieszony oddech i większą intensywność, ale jednak z zachowaniem jakiejś ciągłości i względnego luzu. Jak zaczynam walczyć z oddechem i swoimi mięśniami to traktuje to jako taki nieformalny początek III zakresu.