wczoraj też biegałem.
zrobiłem sobie 8km rozbieganka plus 4x15sek spokojnych rytmów na pobudzenie i poprawienie regeneracji, bo dzisiaj miałem pobiec parkrun ciut mocniej, jako trening progowy.
w warunkach bojowych to ogólnie lepiej idzie niż samemu.
a tak w ogóle to pierwszy pomysł to była piątka w warszawie z pełnego treningu, żeby się sprawdzić i przetrzeć. ale zanim się zdecydowałem to się skończyły miejsca
a splot życiowych sytuacji spowodował, że nie byłem w stanie pobiec parkrunu. mental siadł, chęci nie było wcale, więc zaczęła się rzeźba.
jak wróciłem do domu, to dobre 2h siedziałem w jednym miejscu bijąc się z myślami - nie co zrobić - tylko czy w ogóle wychodzić.
lecz jakbym nie wyszedł dzisiaj, to obawiam się, że i jutro także bym odpuścił. a wtedy byłaby równia pochyła w dół i zbyt szybko bym się z tego nie wygrzebał.
jak to mówią: lepsze byle co niż nic, więc w końcu zebrałem się w sobie i wyszedłem.
na mocny LT nie miałem totalnie chęci, rozbieganka też nie widziałem. więc zdecydowałem się pobiec coś w okolicy tempa maratońskiego. wrzuciłem wynik z lutowej połówki w kalkulator danielsa i wyszły okolice 3'55/km. zresztą ja i tak dużo rzeczy kontroluje samopoczuciem niż sztywno tempem. niby TM czyli bardziej tlen niż beztlen (chociaż i to jest umowne, hehe.) to wrzuciłem minutową przerwę w truchcie (pozdrawiam Sławcio)
nieparzyste lekko z górki, parzyste lekko pod górkę. luzu zbyt dużego nie było, krok jakiś krótki taki nienaturalny. ale zauważyłem, że jak się zmieniają warunki środowiskowe a ja mam coś zaplanowane, to ciężko mi pewne rzeczy zaakceptować. bardzo zero - jedynkowo podchodzę do życia, odcieni szarości raczej u mnie nie ma.
nie mniej zrobione, mimo iż w planie było co innego.
jutro niedziela, więc najprawdopodobniej wjedzie moderate. lecz chyba wypadałoby pobiec ciut więcej niż 15km. ale zobaczymy.