16 sierpnia 2012 Redakcja Bieganie.pl Sprzęt

Columbia Ravenous Lite – test lekkiej terenówki


Przedstawiamy test butów Columbia Ravenous Lite autorstwa Pawła Pakuły.

Na wirażu idei

Ach to bieganie naturalne. Kilka lat temu biegacze ze zdziwieniem obejrzeli film, w którym ultramaratończyk Anton Krupicka bezceremonialnie obrzyna nożem piętową część butów New Balance. Potem jeszcze wyszła głośna książka „Natural Born Runners” (Urodzeni biegacze) i się zaczęło. Biegacze długodystansowi zaczęli rezygnować z tradycyjnych butów terenowych wyposażonych w wymyślne systemy amortyzacji i stabilizacji na rzecz lżejszych, bardziej miękkich butów z cienką podeszwą i zredukowanym spadkiem na linii pięta-palce. Dziś buty tzw. „naturalne” zyskują coraz więcej zwolenników, choć rynek tradycyjnych butów „z obcasem” pełnym żelu czy pianki nadal ma się dobrze. By dopełnić obrazu współczesnych trendów wspomnieć należy o drodze pośredniej. Niektóre firmy zamiast oferować buty z grubą podeszwą, sztywnym zapiętkiem i dużym spadkiem pięta-palce (buty tradycyjne) lub buty z cienką podeszwą, miękkim zapiętkiem i małym spadkiem na linii pięta- palce (buty naturalne) proponują buty miękkie i z niewielkim spadkiem pięta-palce, ale za to na grubej podeszwie. W Polsce ten trzeci kierunek jest jednak prawie zupełnie nieznany.

Na tym wirażu idei terenowego buta biegowego próbuje się jakoś odnaleźć amerykańska firma Columbia mająca wieloletnie tradycje w produkcji sprzętu outdoorowego dla miłośników mniej i bardziej ambitnych wycieczek górskich, wypraw rowerowych czy wypoczynku nad wodą. Od kilku lat rozszerza ona ofertę produkując sprzęt także dla biegaczy terenowych. W jej katalogu widoczne są między innymi trendy, o których wspomniałem w akapicie powyżej. Columbia chcąc dotrzeć do jak najszerszego kręgu odbiorców ma w ofercie zarówno tradycyjne buty terenowe Ravenous Trail jak i bardziej minimalistyczne Ravenous Lite. Te pierwsze już w zeszłym roku testowałem, wrażenia były umiarkowanie dobre. Dziś przyszła kolej na test minimalistycznych Ravenous Lite.

columbia 2

 columbia 3  columbia 5  columbia 4 

 

Panie i Panowie – oto on

Columbia Ravenous Lite – producent chwali się, że to najlżejszy but terenowy, jaki wyprodukował. W rozmiarze 43 i 1/3 waży ledwie 192 gramy. Dedykowany jest „wyznawcom” biegania naturalnego, biegaczom górskim, utramaratończykom, uczestnikom rajdów przygodowych oraz wszystkim innym poszukującym terenowych startówek. Podeszwa wewnętrzna ma właściwości antybakteryjne, jest cienka i miękka. Wykonana z zastosowaniem ekologicznej technologii Techlite® ma grubość 5 mm pod palcami i 10 mm pod piętą. Spadek pięta-palce wynosi zatem 5 mm (w tradycyjnych butach jest to zwykle kilkanaście milimetrów). Gumowa podeszwa zewnętrzna wykonana w technologii OmniGrip® ma strategicznie rozłożone żłobienia, co wedle projektantów zapewnia dobre trzymanie podłoża w każdych warunkach, na mokrym i suchym podłożu, na śniegu, lodzie i szutrze. Cholewka wykonana zgodnie z duchem minimalizmu jest prosta, lekka i przewiewna. Wykonana jest z siateczki i osadzona na równie lekkim, mikrozamszowym szkielecie zapewniającym dobre trzymanie stopy. Przy połączeniu cholewki z podeszwą umieszczona została nylonowa osłona zapewniająca ochronę przed uderzeniem w kamienie lub gałęzie. But męski oferowany jest w rozmiarach od 7 do 15. Dostępne kolory to: żółty, szary, czarny, niebieski i ciemnoczerwony. Cena pary butów wynosi w USA 80$, cena w Polsce: 251 zł (cena promocyjna w jednym ze sklepów) – 359 zł.

Columbia Ravenous Lite

Waga: 192 gramy (rozmiar 43 i 1/3)
Cena: 251-359 zł
Tester: waga 79 kg, wzrost 189 cm

 

 

Pierwsze wrażenie i pierwsze treningi

Tyle mniej więcej dowiemy się od producenta. Istotniejsze dla czytającego będą jednak chyba wrażenia użytkownika. Jakie odczucia miałem podczas spotkania z Ravenous Lite? Gdy przedstawiciel firmy pokazał mi buty pomyślałem, że będą świetnymi startówkami na krótkie dystanse. Wziąłem do ręki – lekkie, miękkie, wyglądają na przewiewne. Cienka podeszwa ma mało agresywny bieżnik. To raczej nie jest „glebogryzarka” na ekstremalnie trudny teren. Niemniej z racji lekkości i przewiewności powinny się dobrze sprawdzić na krótszych zawodach terenowych rozgrywanych na polnych lub leśnych drogach. Na 10 km po Lesie Kabackim czy Trail Half-Marathon w Mławie będą idealne. Tak je wstępnie zaszeregowałem.

Włożyłem but na nogę. O kurka wodna, wąskie! Mam dosyć szeroką stopę, ważę 79 kg i sporo startuję w imprezach ultra. Lubię buty szersze – takie, które dają sporo miejsca i przestrzeni dla palców; pozwalają też zmieścić ewentualną opuchliznę powstałą w trakcie pokonywania bardzo długiego dystansu. A tu? Nie jest dobrze. But dosyć ciasno obejmuje stopę: boję się powstania odcisków oraz schodzenia paznokci nawet po krótkim dystansie. Uczucia miałem trochę mieszane, ale i tak z ciekawością czekałem testów „w polu”. Zanim ubrałem Ravenous Lite na pierwszy trening zabrałem je do zaprzyjaźnionej pani dysponującej elektroniczną wagą. Mój rozmiar 46 i 2/3 ważył 240 gramy. Rzeczywiście bardzo mało.

Pierwszy trening to około 10 km z wielokrotnymi podbiegami na niezbyt wysoką skarpę, po suchej, ubitej ścieżce. Biegało się całkiem dobrze, choć nie wszystko mi się podobało. Ravenous Lite mają raczej miękki zapiętek, przez co nie trzymają sztywno pięty i na zbiegach czułem się w nich niezbyt pewnie. Natomiast bardzo przyjemne było to uczucie lekkości na stopach, znacznie lepsze w porównaniu do tradycyjnych butów było też czucie podłoża. Cholewka dosyć ciasno obejmowała stopę, ale pomimo tego but pozostawał wygodny. Po powrocie z treningu nie znalazłem na stopach żadnych otarć czy zaczątków odcisków.

Następnego dnia wypadł akurat długi trening. Biegałem w Ravenous Lite ponad 3 godziny po leśnych ścieżkach w Lesie Kabackim. Obawiałem się, czy nie zacznie mnie boleć łydka bądź Achilles, bo podobno „przesiadkę” na buty minimalistyczne należy robić stopniowo. W moim przypadku nic takiego nie nastąpiło. Biegało mi się nadspodziewanie przyjemnie, stopy po powrocie były nawet mniej zmęczone niż zazwyczaj i do końca treningu żadnego dyskomfortu spowodowanego butami nie czułem. Zacząłem się do minimalistycznych butów Columbii coraz bardziej przekonywać. Ubrałem je jeszcze kontrolnie na dwa czy trzy treningi i postanowiłem zrobić coś, co normalnie innym bym odradził. Zdecydowałem założyć je na zbliżającą się Transjurę – 164 km z Krakowa do Częstochowy po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Decyzja była ryzykowna, bo biegałem w nich dopiero kilka treningów, mój aparat ruchu nie przywykł jeszcze do butów minimalistycznych a żadnego przepaku po drodze organizator nie przewidywał. Albo dotrę do mety w butach, w których wystartowałem albo nie dotrę wcale. 

 

columbia 1 Ravenous Lite po Transjurze

Na zawodach

Pierwsze 30 km trasy Transjury w okolicach Ojcowa prowadziło w większości po wąskich, wyasfaltowanych ścieżkach. Biegłem ten odcinek w strachu obawiając się jak moje stopy obute w „cieniutkie kapcie” zniosą twardą nawierzchnię. Ne spodziewałem się na Transjurze asfaltu w aż takich ilościach. Truchtałem z plecakiem bardzo wolno trzymając się sporo za czołówką. Nie czułem, by mi twarda nawierzchnia przez cienką podeszwę jakoś odbijała stopy niemniej nie mogłem się już doczekać rzeczywiście terenowych ścieżek. Gdy te w końcu nadeszły wrażenia były dużo lepsze i poczułem się znacznie pewniej. Do czasu jednak. W pewnym momencie, w okolicach Sołuszowej wbiegliśmy do doliny, przez którą niedawno chyba przeszła burza. Wszystko było mokre i błotniste, jak na Rzeźniku. Tu niestety bieżnik testowanych butów średnio się sprawdzał. Na mokrej trawie i błocie często się ślizgałem. Orła ani razu nie wywinąłem niemniej na bardzo śliskiej, błotnistej nawierzchni Ravenous Lite mogłyby trzymać lepiej.

 

Dalsza część trasy była sucha, często piaszczysta. Buty sprawdzały się dobrze. Nad ranem, około 60 kilometra przeżyłem kryzys spowodowany brakiem snu. Zdrzemnąłem się godzinkę na przystanku autobusowym. Obudzili mnie przechodzący obok inni uczestnicy rajdu. Gdy doszedłem do siebie, postawiłem stopy na ziemi, przeszedłem się, zauważyłem, że nic mnie nie boli i nic nie uwiera. Czułem się świeżo, prawie jak na starcie. W dobrym humorze ruszyłem robić pozostałe 100 km i nadrabiać stratę do czołówki, która teraz wzrosła do 2 godzin. Następny odcinek pomiędzy 60 a 120 kilometrem biegło mi się w Ravenousach całkiem dobrze. Jedyny mankament, jaki wówczas odczułem, to słaba ochrona palców. Zdarzyło mi się kilka razy przypadkowo kopnąć w kamień czy gałąź i wtedy zredukowana ochrona przedniej części stopy sprawiła, że zabolało bardziej niż zwykle. Dobrze natomiast spisywały się sznurówki: zauważyłem, że nie mają takiej tendencji do rozwiązywania się jak te w butach Ravenous Trail. Niestety w dalszej części trasy dystans, odcinki asfaltowe i upał zaczął robić swoje. Od około 120 kilometra coraz bardziej czułem odciski rosnące na śródstopiu. Następne 20 kilometrów to bieg przeplatany w dużym stopniu marszem. Gdzieś od 140 kilometra prawie wyłącznie szedłem. Na śródstopiu i palcach wyrosły mi odciski, które z każdym krokiem przypominały o swoim istnieniu. Masochistyczne wrażenia potęgowane były szczególnie na drogach wysypanych tłuczniem kamiennym i na długim odcinku asfaltowym przed metą w Częstochowie. Cienka i miękka podeszwa butów w tym akurat momencie zdecydowanie nie była zaletą. Ostatecznie jakoś doturlałem się do mety w pierwszej dziesiątce i z czasem ponad 24 godziny. W bazie zawodów ze zdziwieniem wysypałem z butów garść drobniutkiego piasku, o którego istnieniu nie miałem pojęcia. Obejrzałem odciski i jeden paznokieć, który poszedł na straty. W tradycyjnych butach na trasie 100-kilometrowej czasem tracę trzy. Jak na taki dystans buty spisały się bardzo dobrze. Przypuszczam, że jest to przynajmniej po części spowodowane minimalistycznym charakterem cholewki: „biegowe kapcie” Ravenous Lite nie mają tylu usztywnień, wzmocnień i twardych elementów dzięki czemu mniejsza jest szansa, że któryś z tych elementów zacznie obcierać.

 

columbia 8   columbia 7 columbia 11

 

Dwa tygodnie po Transjurze znowu pojechałem na zawody terenowe i znowu ubrałem Ravenous Lite. Tym razem był to Świder Trail Maraton – 42 km po leśnych ścieżkach nad rzeką Świder koło Warszawy. Trasa, choć rozgrywana na nizinach jest dosyć wymagająca. Wije się najczęściej po wąskich ścieżkach, miejscami po pagórkach, czasami po grząskim piachu. Było sucho i słonecznie. W takich warunkach, w biegu wymagającym częstych zwrotów, zakrętów, krótkich zbiegów i podbiegów Ravenous Lite sprawdziły się bardzo dobrze. Nie mam do nich żadnych zastrzeżeń. Dobrze trzymały podłoża, ani razu się nie pośliznąłem, ani razu nie przewróciłem. Na mecie nie miałem odcisków i otarć. Dobiegłem, co prawda ledwie żywy na 6 miejscu, ale to nie przez buty a przez zbyt szybkie tempo na początku. Usiłowałem trzymać tempo faworyta (Kulawego Psa) a że faworyt jest ode mnie znacznie mocniejszy to i efekt mojej bezmyślnej szarży był łatwy do przewidzenia. Pierwsze 8 km chwalebnego prowadzenia, środek wolniej, ale jeszcze jako-tako i ledwie przetruchtana końcówka. Odnośnie butów warto tu jeszcze dodać pewną uwagę. Otóż kolega, który biegł przez jakiś czas z tyłu zauważył, że lewa stopa bardzo „leci” mi do wewnątrz. Niestety buty naturalne pozbawione stabilizacji ujawniają natychmiast wszelkie wady naszego układu ruchu. Czy to źle i zaraz spowoduje kontuzję? Nie wiem, nie jestem w tym temacie specjalistą. Wyczytałem ostatnio, że nie jest to takie oczywiste („Bieganie”, Maj 2012, s.33).

Podsumowanie

Buty Columbia Ravenous Lite to w świetle moich doświadczeń całkiem dobre buty terenowe. Początkowo traktowałem je nieufnie ze względu na wąską cholewkę, ale ostatecznie po testach w terenie bardzo je polubiłem. Do dziś przebiegłem w nich blisko 300 kilometrów. Tak jak większość obuwia mają swoje zalety i wady. Podeszwa jest cienka i miękka, co zapewnia dobre czucie podłoża, ale długą trasę po kamieniach może zmienić w „drogę krzyżową”. Niezbyt agresywny bieżnik sprawia, że trzeba w nich uważać w bardzo trudnym terenie, szczególnie na błocie i mokrej trawie. Są dosyć wąskie, co nie każdemu może odpowiadać. Tak jak inne buty naturalne mogą uwypuklać lub pogłębiać nieprawidłowe ustawienia stopy. Ochrona palców przed przypadkowym kopnięciem w kamień jest w zasadzie symboliczna. Na tym jednak wady się kończą. Ravenous Lite są przede wszystkim lekkie, wygodne i przewiewne. Nie mają sztywnych elementów mogących na dłuższej trasie zrobić krzywdę użytkownikowi. Świetnie sprawdzą się jako terenowe starówki w łatwym lub średnio trudnym terenie. Dystans może być wszelaki. Początkowo wydawało mi się, że nadadzą się głównie na krótsze dystanse, ale po swoich doświadczeniach ubrałbym je także na biegi ultra. Myślę, że do 100 km w terenie można w nich spokojnie biegać. Zależy to wszystko oczywiście od wytrenowania, wagi i specyfiki układu ruchu, który u każdego biegacza jest inny. Ogólnie buty w moim teście wypadły bardzo dobrze. Za kilka dni pakuję plecak na Chudego Wawrzyńca (80 km po górach). Columbia Ravenous Lite na pewno w nim nie zabraknie.

 

columbia 9  columbia 10   columbia 12

 

Możliwość komentowania została wyłączona.