18 lipca 2008 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Czy jestem jeszcze normalny?


A38_524.jpg

Pa藕dziernik 1998

Mijam czterdziesty kilometr. Tempo spada coraz bardziej. Moje cia艂o ka偶d膮
swoj膮 cz膮stk膮 krzyczy do艣膰. Spogl膮dam na zegarek. Czas b臋dzie beznadziejny, 7-9
minut gorzej od rekordu 偶yciowego. Ale to ju偶 mnie nie rusza. Jestem w stanie
my艣le膰 jedynie o mecie. Osi膮gn膮膰 j膮 wreszcie i pa艣膰 na ziemi臋, nie musie膰 ju偶
wi臋cej biec. Ani teraz, ani nigdy wi臋cej!

Wpadam w w膮sk膮 alejk臋 nad wod膮. Do mety mniej ni偶 kilometr. Po obu stronach
szpaler ludzi. Zas艂aniaj膮 mi perspektyw臋, nie widz臋 jej ko艅ca. Odwracam si臋 i
widz臋 jakie艣 sto metr贸w za sob膮 zawodnika. Zosta艂o jeszcze z 500 metr贸w, m贸j
instynkt walki daje zna膰 o sobie. Koniec z bieganiem, nie b臋d臋 ju偶 tego nigdy
robi艂, ale temu si臋 nie dam! Pr贸buj臋 przy艣pieszy膰, ale tylko zataczam si臋,
ci膮gle nie widz臋 ko艅ca alejki. On jest coraz bli偶ej. Wreszcie widz臋 nawr贸t.
Zaraz za nim jest meta, ale jak daleko? 20 metr贸w czy 50, czy ja w og贸le tam
dobiegn臋? Mijam nawr贸t. Do mety 20 metr贸w, on jest dziesi臋膰 metr贸w za mn膮.
Zrywam si臋 do finiszu. O ma艂o nie ko艅czy si臋 to „or艂em”, r臋ce posz艂y do przodu,
ale nogi nie chcia艂y ju偶 walczy膰 z grawitacj膮.

Na mecie wieszaj膮 mi medal. Dostaj臋 co艣 do r臋ki. Okrywaj膮 mnie kocem. Nie
zwracam na to wszystko uwagi. Jestem wyko艅czony i za艂amany. Znajduj臋 jak膮艣
stert臋 desek, siadam na nich i delektuj臋 si臋 tym 偶e nie musz臋 si臋 rusza膰. Kilka
miesi臋cy ci臋偶kiej pracy diabli wzi臋li. Po co te wszystkie wyrzeczenia? Co ja z
tego mam? Tylko to cierpienie, kt贸re przed chwil膮 prze偶ywa艂em na trasie, i to
gorzkie uczucie rozczarowania i zawodu. Do艣膰 tego, nigdy wi臋cej!

W czasie podr贸偶y powrotnej rozmy艣lam nad tym co si臋 wydarzy艂o. Jeszcze rok
temu mia艂em znakomit膮 form臋. Wiadomo, starzej臋 si臋 i b臋d臋 coraz s艂abszy, ale czy
to os艂abienie nast臋puje tak szybko? Zastanawiam si臋 nad biegiem. 殴le rozwi膮za艂em
go taktycznie. Zdecydowanie za szybko zacz膮艂em. Pr贸bowa艂em walczy膰 z czo艂贸wk膮,
mimo 偶e nie by艂em najlepiej przygotowany. Gdybym pierwsze 5 kilometr贸w pobieg艂 o
minut臋 wolniej, wynik na mecie m贸g艂by by膰 znacznie lepszy. Po za tym te
przygotowania. Trenowa艂em w tym roku du偶o mniej ni偶 w poprzednim. Do tego
eksperymentowa艂em. Gdybym zwi臋kszy艂 dawk臋 kilometr贸w i wr贸ci艂 do zesz艂orocznego
uk艂adu, forma powinna by膰 znacznie lepsza.

Gdy doje偶d偶am do domu, kie艂kuje mi w g艂owie postanowienie. Nie mog臋 zako艅czy膰
biegowej przygody takim beznadziejnym osi膮gni臋ciem. Trudno. Znowu nie b臋dzie
czasu na wiele rzeczy, kt贸re pragn膮艂bym zrobi膰. Znowu trzeba b臋dzie wychodzi膰 po
ciemku na treningi, na mr贸z i 艣nieg. Znowu katorga bieg贸w tempowych i
interwa艂贸w. Znowu zakwasy i b贸l n贸g. Ale to ju偶 ostani rok. P贸ki si臋 jeszcze do
ko艅ca nie zestarza艂em, p贸ki jeszcze zdarza mi si臋 zbli偶a膰 do rekord贸w 偶yciowych.
Przygotuj臋 form臋 na ostatni, wielki bieg, a potem ju偶 tylko truchciki trzy razy
w tygodniu dla zdrowia!

Wrzesie艅 1999

Prawie trzysta trening贸w. Ponad cztery tysi膮ce przebiegni臋tych kilometr贸w.
Ob贸z w g贸rach, gdzie w tydzie艅 zrobi艂em 220 kilometr贸w. Trzydzie艣ci start贸w na
r贸偶nych dystansach. Zrobi艂em co mog艂em. Dzi艣 jest dzie艅 pr贸by. Ostatni maraton!
Nie mog臋 pope艂ni膰 starych b艂臋d贸w. Pierwsze pi臋膰 kilometr贸w ma by膰 wolne. I
jest!

Drugie te偶. Ogarnia mnie zw膮tpienie. Ten bieg to szybki trucht, a czuj臋 偶e
nie jestem w stanie przy艣pieszy膰. Ka偶da pr贸ba szybszego biegu zako艅czy si臋 po
trzech, czterech kilometrach kompletnym wyczerpaniem. W miar臋 mijania dystansu
jestem coraz bardziej za艂amany. Znowu klapa? Po tej ca艂ej pracy? Na
dziewi臋tnastym kilometrze doganiam grupk臋 biegaczy. Nie wyprzedzam ich. Nie chce
mi si臋. Jestem ogarni臋ty zniech臋ceniem i zrozpaczony. Zaczyna mi by膰 wszystko
jedno. Zwalniam nieco dostosowuj膮c si臋 do ich tempa. C贸偶, dotruchtam z nimi do
mety.

P贸艂metek. Zegarek potwierdza okrutn膮 prawd臋. To bodaj najgorszy wynik na
p贸艂metku ze wszystkich moich maraton贸w. Potem jest jeszcze gorzej. Tempo spada,
a ja zaczynam mie膰 k艂opoty z trzymaniem si臋 naszej grupki. Ze dwa razy trac臋 ju偶
kontakt i z du偶ym wysi艂kiem do艂膮czam z powrotem. Punkt od偶ywczy na 28
kilometrze. Gdy inni chwytaj膮 napoje, wysuwam si臋 na czo艂o grupy. Zosta艂o
jeszcze 14. Rok temu ju偶 zdycha艂em, a teraz czuj臋 si臋 do艣膰 艣wie偶o. Nie mam ju偶
nic do stracenia. Ruszam do przodu.

Po jakim艣 czasie doganiam jakiego艣 zawodnika, potem drugiego. „Swojej” grupy
nie s艂ysz臋 za sob膮. Po kilometrze zegarek pokazuje 偶e tak naprawd臋 to wcale nie
przy艣pieszy艂臋m. Utrzyma艂em tylko tempo. To grupa zwolni艂a, i zwalniaj膮 ci
pojedy艅czy biegacze, kt贸rych stopniowo mijam. Ale to mijanie motywuje. W zasi臋gu
wzroku pojawiaj膮 si臋 wci膮偶 nowi. Stopniowo si臋 do nich zbli偶am. Po trzydziestym
kilometrze zaczyna si臋 lekki podbieg, jedyny na tej trasie. Jest 艂agodny, ale
ci膮gnie si臋 prawie 5 kilometr贸w. Kolejny kilometr pokonuj臋 o 2 sekundy szybciej.
Jestem zaskoczony. Jest wyra藕nie pod g贸r臋 a ja naprawd臋 przy艣pieszam. To dzia艂a
jak dodatnie sprz臋偶enie zwrotne: drobny sukces dopinguje mnie do dalszej walki.
Mijam coraz wi臋cej zawodnik贸w. To ci, kt贸rzy ostro zacz臋li i „wymi臋kaj膮” tak,
jak ja rok temu.

Trzydziesty pi膮ty kilometr. Odt膮d ju偶 lekko z g贸rki. Biegn臋 coraz szybciej.
Dogania mnie jaki艣 go艣膰. To pierwszy od 8 kilometr贸w, ja w tym czasie min膮艂em
ju偶 z pi臋膰dziesi臋ciu. Troch臋 go si臋 przytrzymuj臋, p贸藕niej odpadam, dochodz臋 go z
powrotem i zostawiam za sob膮. Po chwili on kontratakuje. Tak si臋 wzajemnie
nap臋dzamy, przy okazji mijaj膮c coraz wi臋cej „padni臋tych”.

Czterdziesty kilometr. Ze zdziwieniem stwierdzam 偶e b臋dzie bardzo dobry
rezultat. Zrywam si臋 do jeszcze szybszego biegu. P贸藕niej oka偶e si臋 偶e b臋d膮 to
moje najszybsze kilometry z ca艂ego biegu. Po poprzednim zw膮tpieniu nie ma ju偶
艣ladu, jestem w euforii. Uzyskuj臋 drugi wynik w 偶yciu, tylko 1,5 minuty gorzej
od rekordu 偶yciowego. W og贸le nie czuj臋 si臋 zm臋czony. 艢wiat jest pi臋kny! Pi臋kne
zako艅czenie przygody ze sportem!

* * *

W czasie podr贸偶y powrotnej rozmy艣lam nad tym co si臋 si臋 wydarzy艂o. Zrobi艂em
艣wietny wynik. Nigdy jeszcze tak szybko nie przebieg艂em ostatnich dw贸ch
kilometr贸w. Nigdy jeszcze tak szybko nie pokona艂em drugiej po艂owy biegu
marato艅skiego. Ale te偶 jeszcze nigdy nie przebieg艂em pierwszej tak wolno!

By艂em znakomicie przygotowany wytrzyma艂o艣ciowo, ale zero szybko艣ci. Gdyby tak
zmodyfikowa膰 trening aby po艂o偶y膰 akcent na szybko艣膰, nie trac膮c wytrzyma艂o艣ci,
m贸g艂bym jeszcze zaatakowa膰 rekord 偶yciowy. Nie jestem jeszcze taki stary!

Gdy doje偶d偶am do domu,zapada postanowienie: trzeba wykorzysta膰 szanse.
Jeszcze jeden rok! Trudno. Znowu nie b臋dzie czasu na wiele rzeczy, kt贸re
pragn膮艂bym zrobi膰. Znowu trzeba b臋dzie wychodzi膰 po ciemku na treningi, na mr贸z
i 艣nieg. Znowu katorga bieg贸w tempowych i interwa艂贸w. Znowu zakwasy i b贸l n贸g.
Ale to ju偶 ostani rok. P贸ki si臋 jeszcze do ko艅ca nie zestarza艂em, p贸ki jeszcze
jest szansa ustanowi膰 rekord 偶yciowy. Przygotuj臋 form臋 na ostatni, wielki bieg,
a potem ju偶 tylko truchciki, trzy razy w tygodniu dla zdrowia!

Pa藕dziernik 2000

Prawie trzysta trening贸w. Ponad cztery tysi膮ce przebiegni臋tych kilometr贸w.
Trzydzie艣ci start贸w na r贸偶nych dystansach. Zrobi艂em co mog艂em. Dzi艣 jest dzie艅
pr贸by. Ostatni maraton!

Pocz膮tek do艣膰 s艂aby. Jestem lekko zaniepokojony. Ale po o艣miu kilometrach
„艂api臋” odpowiedni膮 grup臋 i jedziemy. Pierwsza po艂owa pod ostry wiatr.
Przetrzyma膰 to, a potem b臋dzie lot. Tempo nieco wolniejsze od za艂o偶onego, ale
bior膮c pod uwag臋 wiatr jest bardzo dobrze. Nagle, gdzie艣 na 19 kilometrze
przychodzi kryzys. Trac臋 kontakt z grup膮, w nogi wlewa si臋 o艂贸w. Co si臋 dzieje?
Jeszcze nigdy nie pad艂em tak szybko! Moje tempo gwa艂townie spada, zaczynaj膮 mnie
mija膰 t艂umy zawodnik贸w. W pewnej chwili prze艣ciga mnie go艣膰 z w贸zkiem, w kt贸rym
siedzi dzieciak. Czuj臋 si臋 jakbym dosta艂 w 艂eb, ten z w贸zkiem biegnie na wynik
tylko nieco gorszy od mojej 偶yci贸wki.

Na 23 kilometrze podrywam si臋 do walki, ale to m贸j 艂ab臋dzi 艣piew. Zryw trwa
oko艂o 700 metr贸w, po czym padam jeszcze bardziej.

Na dwudziestym pi膮tym kilometrze bardzo ostry zakr臋t. Od teraz a偶 do samej
mety pe艂ny, mocny wiatr w plecy. Mimo to moja szybko艣膰 jeszcze si臋 obni偶a. Z
najwy偶szym samozaparciem „czo艂gam si臋” do przodu. Mijaj膮 mnie ca艂e stada
biegaczy, ja nie wyprzedzam nikogo.

Wreszcie na 36 kilometrze „p臋kam”: 200 metr贸w marszu, po czym ostatnim
wysi艂kiem woli zmuszam si臋 do biegu. Sytuacja powtarza si臋 jeszcze dwa razy.
Wiem jedno. Dope艂zn臋 do mety i nikt ani nic nie zmusi mnie nigdy wi臋cej do
biegania. Osi膮gam met臋 w czasie 18 minut gorszym ni偶 rok wcze艣niej. Drugi
najgorszy wynik w 偶yciu. Jestem za艂amany. Wida膰 ju偶 czas z tym sko艅czy膰.

W czasie podr贸偶y powrotnej rozmy艣lam nad tym co si臋 wydarzy艂o. Jeszcze rok
temu mia艂em znakomit膮 form臋. Wiadomo, starzej臋 si臋 i b臋d臋 coraz s艂abszy, trzeba
spojrze膰 prawdzie w oczy. 呕egnajcie buty biegowe.

10 dni po biegu, przyst臋puj臋 do porz膮dkowania biurka. Zebra艂o si臋 mn贸stwo
r贸偶nych, teraz ju偶 niepotrzebnych rzeczy: foldery z rozmaitych bieg贸w, jakie艣
numery startowe, wycinki, naklejki, stare komunikaty. Wyrzucaj膮c to wszystko,
jeszcze raz my艣l臋 o ostatnim biegu. Co si臋 sta艂o? Wyniki start贸w kontrolnych
by艂y bardzo zach臋caj膮ce. Z r贸偶nych wzgl臋d贸w nie wykona艂em w tym roku zamierzonej
pracy, ale to mog艂o wyle藕膰 na 32-36 kilometrze. Dlaczego mnie tak 艣ci臋艂o? Mo偶e
„za艂atwi艂a” mnie podr贸偶 – 1100 kilometr贸w samochodem non stop bez spania w nocy
z pi膮tku na sobot臋? Cokolwiek si臋 sta艂o, by艂 to wypadek przy pracy.

Kie艂kuje mi w g艂owie postanowienie. Nie mog臋 zako艅czy膰 biegowej przygody
takim beznadziejnym osi膮gni臋ciem. Trudno. Znowu nie b臋dzie czasu na wiele
rzeczy, kt贸re pragn膮艂bym zrobi膰. Znowu…!

11 dnia po starcie w maratonie wychodz臋 na pierwszy trening.

Marzec 2001

S艂ysz臋 cichy odg艂os budzika z drugiego pokoju. Z wysi艂kiem otwieram oczy.
Dwie po sz贸stej. Cicho, by nie obudzi膰 偶ony wychodz臋 do kuchni. Na termometrze
za oknem minus sze艣膰 stopni. Mia艂o by膰 ocieplenie, mo偶e w po艂udnie b臋dzie
艂adnie, ale teraz jest piekielny mr贸z.

Siadam nad stert膮 dres贸w. Siedz臋 tak kilka minut. To walka z samym sob膮.
Przecie偶 nie musz臋 wy艂azi膰 na ten mr贸z, mog臋 wr贸ci膰 do ciep艂ego 艂贸偶ka i spa膰
jeszcze p贸艂torej godziny. W ko艅cu zwyci臋偶am w tej walce. Zaczynam zak艂ada膰
dresy. Musz臋 si臋 spieszy膰. Chc臋 dzi艣 przebiec 17 kilometr贸w, a o dziewi膮tej
zaczynam prac臋.

Po wyj艣ciu z bloku czuj臋 bolesne uk膮szenie zimna. Za kilka minut rozgrzej臋
si臋, ale teraz czuj臋 si臋 okropnie. Mia艂em dzi艣 zrobi膰 interwa艂, ale porzucam ten
zamiar. Samo wyj艣cie z domu w tych warunkach jest wystarczaj膮cym wysi艂kiem, nie
jestem wystarczaj膮co twardy aby zmusi膰 si臋 jeszcze do szybkiego biegu.

Pod koniec treningu musz臋 si臋 zatrzyma膰 z powodu czerwonego 艣wiat艂a na
skrzy偶owaniu. Czekaj膮c na zielone, rozgl膮dam si臋 na oko艂o. W oknie s膮siedniej
kamienicy jaki艣 go艣膰 w pid偶amie przeci膮gaj膮c si臋, spogl膮da na mnie z
zaciekawieniem. Pod jego oknem jest wystawa sklepowa. Widz臋 w niej swoje
odbicie. Oszroniona czapka, czerwona od mrozu g臋ba i wielka ciemna plama potu na
piersiach. Jest za pi臋tna艣cie 贸sma. Czy ja jestem normalny?


rysio.jpg

Rysio 艁ukaszewicz

Mo偶liwo艣膰 komentowania zosta艂a wy艂膮czona.