Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.

Adam Nowicki przystępuje do Maratonu w Walencji jako jeden z kandydatów do pobicia rekordu Polski. Po bardzo dobrze przepracowanym okresie przygotowawczym i precyzyjnie zaplanowanej strategii podkreśla, że kluczowe będzie odważne otwarcie, utrzymanie tempa elity oraz pełne wykorzystanie formy zbudowanej podczas obozów w Albuquerque i Monte Gordo. W rozmowie z Bieganie.pl opowiada o treningu, taktyce, podejściu do biegu w grupie i o tym, jak zabezpiecza każdy możliwy scenariusz na jednej z najszybszych tras maratońskich na świecie.
Czujesz się kandydatem na nowego rekordzistę Polski?
Nie fokusuję się na to, żeby bić czyjeś rekordy. Fokusuję się na tym, żeby przede wszystkim bić swoje. Jeśli przy tym padnie rekord Polski, będę się cieszył podwójnie. I będę też podwójnie świętował. Czuję się dobrze przygotowany, mam nadzieję, że w pełni zdrowy. Zrobię wszystko, żeby pobiec jak najlepiej.
W materiałach prasowych od organizatora jesteś wymieniany jako jeden z kandydatów do pobicia rekordu kraju. Za tobą przygotowania w miejscach, które bardzo dobrze znasz. Jak przebiegał ten okres?
Przygotowania w Albuquerque przebiegły po mojej myśli. Cały ten czas wrzucałem treningi na Stravę, więc można było to śledzić. Byłem też aktywny w mediach i opowiadałem o treningach oraz o tym, co i dlaczego robiłem. Uważam, że to był bardzo dobry i bardzo dobrze przepracowany okres. Wierzę w ten trening i to mnie napędza. Laktat był niższy niż zwykle, prędkości wyższe niż zazwyczaj, więc jestem optymistycznie nastawiony. To nadal maraton i trzeba mieć pokorę. Trzeba pamiętać, że na wynik nie składa się tylko trening. Jest wiele aspektów, które decydują o tym, jak pobiegniesz. Mam nadzieję, że nic nie stanie mi na przeszkodzie i że po prostu będę mógł oddać to, co wytrenowałem.
Wcześniej przygotowywałeś się podobnie, na przykład przed Sewillą. Czy te obecne przygotowania dają ci podobne odczucia do tych, dzięki którym biłeś rekord życiowy?
Zawsze po Albuquerque zjeżdżałem do Monte Gordo, gdzie robiłem ostatnie szlify. Tym razem ten etap był trochę zaburzony z powodu infekcji, o której pisałem. Musiałem uwzględniać samopoczucie, nie przesadzać, dbać o regenerację. Mimo tego wyrabiałem się na prędkościach, które były zaplanowane. Uzyskiwałem wartości, które chciałem osiągnąć. Samopoczucie przez tydzień, półtora było gorsze, ale wierzę, że nie zaburzy to mojej energetyki na biegu. Mam nadzieję, że w niedzielę będę w stu procentach gotowy.
Jestem czterdziesty na liście startowej. Do ścisłej elity zabrakło mi czterdziestu dwóch sekund, bo limit wynosił dwie godziny osiem minut. Na pewno będę miał z kim biegać. Właśnie po to tutaj przyjechałem. W maratonie obecność odpowiedniej grupy to klucz. My nie mamy baloników przed sobą, więc musimy sobie radzić inaczej. Walencja i Sewilla są pod tym względem najlepsze w Europie.
Czasem zdarza się, że mimo dużej liczby mocnych zawodników trudno trafić idealnie w grupę, bo biegnie ona trochę za szybko albo trochę za wolno. Czy zakładasz ryzyko i pójście z grupą nawet wtedy, gdy pobiegnie szybciej niż twój rekord?
Poziom na świecie jest obecnie tak wysoki, że tutaj nie będzie wielu grup. Będzie jedna. Nie mówię o czołówce biegnącej w okolicach rekordu trasy. Mam na myśli grupę zawodników celujących w czas między dwie godziny sześć minut a dwie godziny osiem minut. Innych opcji nie będzie. Albo się zaczepisz i biegniesz jak najdłużej, albo biegniesz sam.
Wiem to choćby z Sewilli. Oglądasz się do tyłu i nie ma nikogo. Nie mam więc wyboru. Muszę zacząć odważnie. Muszę zacząć szybciej niż mój rekord życiowy i próbować z tego wyciągnąć jak najwięcej. Jutro przeanalizuję zawodników z wynikami podobnymi do mojego. Oczywiście możliwych scenariuszy jest mnóstwo i nie da się wszystkiego przewidzieć. Lepiej skupić się na sobie, na samopoczuciu i utrzymywaniu tempa.
Nie przyjechałem tu biegać dwóch godzin dwunastu minut. Przyjechałem biegać znacznie szybciej. Na bieżąco będę podejmował decyzje. Jeśli będę czuł się źle, zwolnię. Jeśli będę czuł się dobrze, przyspieszę. Tak wygląda maraton i wszystko może się wydarzyć. Zrobię wszystko, aby pobiec jak najlepiej.
W podcaście opowiadałeś, że jesteś przygotowany na sytuację, w której nie złapiesz kilku kubeczków z wodą czy butelek. W Sewilli tak właśnie było. Czy w Walencji podchodzisz do tego podobnie i masz w spodenkach zapasowe żele?
Tak. Na piątym kilometrze nawet nie planuję brać swojej butelki, bo szkoda czasu. Przy tempie około 3:01 na kilometr każde dłuższe picie może skończyć się tym, że wpadniesz w 3:06 czy 3:07, a to już konkretna strata. Na tym piątym kilometrze minimalizuję ryzyko, wyciągam żela z kieszeni i nie zastanawiam się. Poza tym to jest ryzykowne miejsce, bo wszyscy łapią bidony i naprawdę łatwo o kontuzję.
Na dziesiątym kilometrze jest podobnie, choć grupa jest wtedy mniejsza. Mam rozrobione picie i mógłbym korzystać wyłącznie z niego, ale na trzech lub czterech punktach mam dodatkowe żele. Muszę przygotować picie dzień wcześniej, różnie bywa z jego jakością rano. Jeśli czegoś nie złapię, mogę uzupełnić węglowodany żelem.
Oprócz przygotowanego picia mam dodatkowe żele na wybranych punktach i dwa kolejne w kieszeni. Jestem zabezpieczony na różne scenariusze. Lepiej mieć więcej niż miałoby zabraknąć.
Twoje przygotowanie i dbałość o każdy szczegół wyglądają bardzo profesjonalnie. To daje duże nadzieje na życiówkę i być może rekord Polski. Życzymy, abyś na mecie zameldował się w świetnym czasie i z szerokim uśmiechem.
Dziękuję bardzo. Zrobię wszystko, co w mojej mocy.