Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.
Poczwórny mistrz olimpijski Mo Farah nie obroni tytułów zdobytych w Rio w 2016 roku. W specjalnie zorganizowanym biegu ostatniej szansy w Manchesterze, rozgrywanym jako bieg poza konkurencją podczas Mistrzostw Wielkiej Brytanii, uzyskał czas 27:47,04 – dziewiętnaście sekund wolniej od minimum do Tokio. Powrót na bieżnię 38-latka ciężko uznać za udany.
Sir Mo Farah nie wykorzystał swojej drugiej szansy na uzyskanie minimum olimpijskiego w ciągu kilku tygodni. Na początku czerwca podczas Pucharu Europy w Birmingham uzyskał 27:50,64. W piątkowy wieczór (25.06) w Manchesterze co prawda poprawił się, ale jedynie o nieco ponad trzy sekundy co było zdecydowanie niewystarczające by uzyskać przepustkę do Tokio.
Bieg został tak zorganizowany, by stworzyć optymalne warunki, aby uzyskać wymagane 27:28,00. Farah do dyspozycji miał dwóch oficjalnych pacemakerów plus trzeciego, Bashira Abdiego, który mimo że nie był oficjalnie zającem pomógł rozprowadzić bieg. Pierwsze pięć kilometrów prowadzili pacemakerzy z Australii. Początek należał do Ryana Gregsona, który otworzył bieg w 2:44,46. Po jego zejściu na trzecim kilometrze rolę prowadzącego przejął David McNeil doprowadzając Mo Faraha do półmetka w 13:42,98 czyli z sekundowym zapasem do minimum. Po jego zejściu przez kilometr prowadził jeszcze Abdi, z którym Mo Farah bardzo często trenuje podczas obozów w Afryce. Niestety po zejściu Australijczyków tempo mocno spadło. Szósty kilometr był wolniejszy już o cztery sekundy, a osamotniony Farah miał przed sobą jeszcze dziesięć okrążeń. Wyraźnie cierpiąc i bez swojego słynnego luzu najwolniejszy, ósmy kilometr pokonał w 2:50,24 i było już wiadome, że nie ma szans byśmy mogli oglądać obrońcę tytułu podczas tokijskich igrzysk. Czas 27:47,04 dał co prawda zwycięstwo, ale w przypadku Faraha nie to było głównym celem. Po przekroczeniu linii mety na twarzy zawodnika malował się smutek i rozczarowanie.
Drugi, z rekordem życiowym, przybiegł Norweg Zerei Kbrom (27:57,63) trzeci Francuz Felix Bour (27:59,31). Należy dodać, że pozostała czołówka brytyjskich biegaczy nie wystartowała przygotowując się do igrzysk lub odpoczywając po pierwszej części sezonu (krajowe mistrzostwa w biegu na 10000 metrów rozegrano przy okazji Pucharu Europy w Birmingham 05. czerwca)
Czterokrotny mistrz olimpijski na 5000 i 10000 metrów z Londynu (2012) i Rio (2016) oraz sześciokrotny mistrz świata w 2017 roku odwiesił swoje kolce by zająć się startami ulicznymi. Uczynił to po zwycięstwie na Mistrzostwach Świata w Londynie w biegu na dystansie 10000 metrów (26:49,51). Już przed startem imprezy rozgrywanej w jego kraju zapowiadał, że będzie to jego ostatni start na bieżni. Publiczność wypełniająca po brzegi stadion olimpijski w Londynie miała świetną okazję by towarzyszyć swojej gwieździe w ostatnim starcie na bieżni. Farah w Wielkiej Brytanii jest ogromnie popularny. Za zasługi dla kraju, urodzony w Somalii zawodnik, został uhonorowany przez Królową Elżbietę II i od kilku lat nie jest on już zwykłym Mr. Mo Farah, a Sir Mo Farahem. Ostatnio głośno było o podpisaniu przez biegacza kontraktu na udział w reality show i o największej gaży w historii programu jaką otrzymał zawodnik. W sklepach w całej Wielkiej Brytanii dostępne są też liczne ciasteczka, płatki, jogurty i inne przekąski sygnowane imieniem i twarzą zawodnika.
Po oficjalnym zajęciu się jedynie ulicznymi startami postanowił wrócić na trasę maratonu. Swój debiut zaliczył w 2014 roku w Maratonie Londyńskim, jednak dla tak klasowego biegacza wynik 2:08:21 można uznać za rezultat poniżej oczekiwań. Do maratonu wrócił w 2018 roku i ponownie na bieg w Londynie. W swojej książce „Siła ambicji” kilkukrotnie przywoływał jakie wrażenie robi na nim maraton rozgrywany na ulicach stolicy Anglii i że jego marzeniem jest wygrać tę imprezę. W swoim drugim starcie uzyskał 2:06:21 co nie robi już wielkiego wrażenia w wykonaniu zawodników pochodzących z Afryki. Wielu komentatorów obserwując ostatnie kilometry Sir Mo zauważyło, że nigdy nie widziało takiego cierpienia na twarzy mistrza. Ostatecznie Farah stanął na najniższym stopniu podium za zwycięzcą Eliudem Kipchoge i drugim Shurą Kitatą (tym samym, który wygrał ostatni London Marathon). Maratońską poprawkę, Mo Farah, zaliczył w tym samym roku w Chicago. Bieg zaliczany do World Marathon Majors wygrał z czasem 2:05:11 ustanawiając nowy Rekord Europy.
Mo Farah ma na swoim koncie wiele zwycięstw w biegach ulicznych. Niestety wiele osób zarzuca ich organizatorom sterowanie listami startowymi tak by to ulubieniec brytyjskich kibiców wygrywał w danym biegu. Warto w tym miejscu przywołać Great North Run, bardzo popularny bieg półmaratoński rozgrywany w północno-wschodniej Anglii. W 2013 roku miała tam miejsce potyczka, której finisz jest jednym z najbardziej fascynujących momentów współczesnych biegów ulicznych. Mo Farah, Kenenisa Bekele i Haile Gebreselassie stworzyli swoim występem widowisko, które nawet po wielu latach wywołuje ciarki na ciele. Farah zajął w nim drugie miejsce za Kenienisą Bekele.
Kolejne sześć edycji wygrywał już Sir Mo. Obserwatorom biegów nie umknął fakt, że w ostatnich latach próżno było szukać na listach startowych zawodników z wynikami lepszymi niż Brytyjczyk. Organizatorzy dobierali stawkę tak by biegacze nie odstawali od poziomu angielskiego mistrza, jednak nie stanowili dla niego problemu nie do przeskoczenia.
Ostatni uliczny start Faraha odbył się w Dżibuti. Zawodnik znany z działalności charytatywnej został ambasadorem organizacji rozwijającej handel i przedsiębiorczość w tym kraju. Mo niezagrożony wygrał, w bardzo ciężkich warunkach z wynikiem 63:07. Drugi był jego przyjaciel Abdi. W stawce zobaczyliśmy też Krystiana Zalewskiego (68:01).
Sir Mo Farah jest bez wątpienia jednym z największych biegaczy długodystansowych ostatniej dekady. Jego umiejętność wygrywania na mistrzowskich imprezach oraz swoboda w kontaktach z mediami sprawiła, że stał się światowym ambasadorem biegania. Historia jego życia, ucieczki z kraju pogrążonego w wojnie, walki o lepsze jutro w nowym kraju, daje nadzieję wielu sportowcom w krajach dotkniętych konfliktami. Mimo że czas biegnie nieubłaganie i jest już bliżej niż dalej do sportowej emerytury mistrza, chyba większość kibiców liczy na to, że Mo pokaże jeszcze chociaż raz swój słynny atomowy finisz zakończony MoBotem.
Zdjęcie tytułowe: Maxisport / Shutterstock.com