Jakie urazy są najpowszechniejsze wśród wyczynowych lekkoatletów? Skąd się biorą? Czy trudno jest powiedzieć zawodnikowi „STOP”? Komu najbardziej zależy na pełnym wyleczeniu sportowców? Mówi o tym współpracujący z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki fizjoterapeuta Rafał Stach.
Podczas obozu kadry narodowej lekkoatletów w portugalskim Monte Gordo spotykam się z Rafałem Stachem. Fizjoterapeuta znalazł dla mnie chwilę dopiero przed 22:00, kiedy skończył pracować z ostatnim zawodnikiem szykującym się do olimpijskiego sezonu.
Na czym polega Twoja praca na kadrowym obozie lekkoatletycznym? Jak wygląda taki dzień?
Najpierw idę na śniadanie… (śmiech). Jeśli jest większe zgrupowanie – to jeszcze przed treningiem trzeba „okleić” zawodników, zrobić lekkie wcierki. Pierwszą sesję zaczynamy około 10:00. Jeśli są jakieś braki osobowe, idę na stadion, ale zazwyczaj rano jestem na rzutni, bo młociarze robią pierwszy trening techniczny. Potem obiad… I dalej zależy – jeśli jest większe zgrupowanie, przychodzą do mnie zawodnicy, którzy mają wolne, albo ci, których do drugiego treningu trzeba odpowiednio przygotować. Idziemy na drugą sesję. Czasami na siłowni mamy okazję sami nieco poćwiczyć. Po kolacji zaczynamy pracę przy kozetkach – i kończy się ona różnie. Dziś o 21:30 jeszcze jest w miarę spokojnie. Bywa jednak tak, że pracujemy do północy.
Zajmujesz się głównie kontuzjami czy regeneracją?
Tym i tym. Fizjoterapeuci w pewnym sensie wolą, gdy zawodnik przychodzi z bólem. To jest dla nas ciekawsze, do tego też w głównej mierze się przygotowujemy zawodowo. Trzeba wówczas dojść do tego, co jest problemem. Kwestie regeneracyjne zależą od specyfiki dyscypliny, inaczej jest w konkurencjach technicznych, inaczej w wytrzymałości. Korzystamy w swojej pracy również z pomocy sprzętu np. Compex, Recovery pump, Hypervolt.
O rzucie młotem często wspominasz, bo głównie pracujesz z naszym czterokrotnym mistrzem świata Pawłem Fajdkiem?
Tak, przede wszystkim opiekuję się Pawłem. Jednak na większych zgrupowaniach jestem dostępny dla wszystkich zawodników kadry Polski.
Spotykasz się też z kontuzjami biegowymi. Powtarzają się, bywają w ogóle takie same? Które są na takim obozie najczęstsze?
Każdy pacjent jest inny, ale przyczyny czy nawet miejsca bólu się powtarzają. Po biegaczu długodystansowym możemy się spodziewać danej rzeczy, w rzucie czegoś innego, w chodzie sportowym czegoś innego. Są takie rzeczy, na które zwracamy uwagę bardziej, patrząc na konkretną konkurencję. Dużo jest problemów dotyczących biodra, stopy, odcinka lędźwiowego. U biegaczy, skoczków, często związane są z przejściem z hali na zewnątrz albo odwrotnie. To jest kwestia zmiany podłoża oraz nieodpowiedniego doboru obciążenia treningowego po zmianie podłoża.
To są jakieś lepsze lub gorsze podłoża – najgorsze biegowe zło?
Szczerze, to nie wiem, czy jest coś takiego. Myślę, że generalnie wyzwaniem jest przystosowanie, a nie, tym, że samo podłoże jest nieodpowiednie. Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do biegania po miękkim, to będzie miał problem z bieganiem na asfalcie. Jeśli ktoś całe życie biega na boso, a założy miękkie buty, to też może odczuwać dolegliwości. Zdarzają się też przypadki, gdy ludzie całe życie biegają w obuwiu z dużą amortyzacją, a nagle przeczytają sobie o obuwiu minimalistycznym. Założą te buty, przebiegną 5 km czy 10 km i łydka, czy rozcięgna podeszwowe zaczynają wybuchać…
Czyli czekaj, asfalt sam w sobie nie taki zły, jak go malują?
Tak myślę. Być może lepiej biegać po zróżnicowanym podłożu, ale nie uważam, że bieganie po asfalcie samo w sobie jest złe. Aczkolwiek dla lekkoatletów, którzy biegają na bieżni i przejdą na ten asfalt, a nie zmniejszą obciążeń – może to stwarzać ryzyko urazów.
Wspomniałeś mi wcześniej o roli lekarza na obozie. Jaka jest największa różnica w Waszych zadaniach?
Uważam że lekarz jest dobrym i potrzebnym uzupełnieniem w trakcie zgrupowania. My, jako fizjoterapeuci, nie podamy leku, nie podamy zastrzyku przeciwzapalnego, nie możemy przepisywać leków. Więc jeśli jest na obozie tak wiele osób, to dobrze, gdy jest też obecny lekarz, np. internista. Gdy byliśmy na zgrupowaniu w Turcji przed MŚ w Dosze, z powodu klimatyzacji i zmiany temperatur, było dużo problemów z górnymi drogami oddechowymi. Wtedy lekarz miał pełne ręce roboty.
A wracając do głównego pytania, jakie są najczęstsze przyczyny kontuzji wśród wyczynowych lekkoatletów?
Niewłaściwa regeneracja, niewłaściwy trening, przeciążenia, złe wejście do treningu. Dużo z nich wynika też z asymetrii. Nawet bieganie jest asymetryczne. Choćby na bieżni… Zawsze się śmiejemy, że jedna noga jest zewnętrzna, druga jest wewnętrzna. Na hali jest jeszcze gorzej, bo bieżnia jest przechylona, czasem dodatkowo bardzo twarda. Wyjście z wirażu na pełnej prędkości to duże wyzwanie. Wydaje mi się też, że bardzo często zawodnicy nie słuchają swojego organizmu. Chcą za wszelką cenę zrobić jednostkę treningową, gdy lepiej ją odpuścić. Niedoleczone urazy to jest kolejna i jedna z większych przyczyn wszystkich problemów.
Sam, na swojej drodze, miałeś przypadki, które można było poprowadzić lepiej, wyleczyć lepiej?
Z pewnością. Medycyna nie jest do końca jasna. Teoretycznie tkanka miękka regeneruje się 4 do 6 tygodni, ale ten okres jest różny u różnych zawodników. My do końca nie wiemy, czy po 4 tygodniach już wszystko jest zagojone. Dlatego właśnie powinniśmy powoli wprowadzać się w trening – a często nie ma na to czasu. To dla mnie zrozumiałe w sporcie wyczynowym. Istnieje presja ze strony trenerów. Zawodnicy są też bardzo ambitni – chcą jak najszybciej dojść do zdrowia, czasami już nas nie słuchają i próbują po drodze czegoś, czego zabraniamy. My tymczasem skupiamy się na zdrowiu. Czasami też, owszem, zdarzają się nasze błędy. Trzeba czegoś spróbować, żebyśmy wiedzieli, na jakim etapie jesteśmy. Ale myślę, że presja czasu to jest największy problem. Trzeba zrobić trening, zdążyć do konkretnych zawodów…
A jaka była najtrudniejsza kontuzja, z którą musiałeś się zmierzyć?
Patrząc na przebieg mojej kariery fizjoterapeuty, mogę powiedzieć głównie o współpracy z Pawłem. Rok temu doznał poważnego urazu w październiku. To był mięsień brzuchaty łydki, który wymagał dłuższego leczenia niż wcześniej zakładaliśmy. Niestety uraz odnowił się w grudniu, mieliśmy coraz mniej czasu i presja rosła. Dzięki współpracy zespołu medycznego – radiologów, ortopedy, fizjoterapeuty – wszystko dobrze się skończyło.
Mam wrażenie, że mówienie „STOP” – to jest właśnie to, co najtrudniejsze w pracy fizjoterapeuty.
Może nie najtrudniejsze, ale bardzo trudne. Najtrudniejsze jest chyba przewidywanie i branie na siebie odpowiedzialności – co zrobić i kiedy. Ale gdy widzimy konkretny efekt, to jest to bardzo satysfakcjonujące.
Chciałam zapytać o jeszcze jedną sprawę – skoro rola fizjoterapeuty jest tak ważna na drodze sportowej zawodnika od początku, to dlaczego na obozach Zaplecza Kadry Narodowej zazwyczaj Was nie ma? Wiadomo, ci zawodnicy są na niższym poziomie niż kadrowicze, ale zdrowie mają podobne…
Niestety, to raczej pytanie do osób, które to wszystko rozdzielają. My robimy wszystko co możemy – jeśli na obozach krajowych są zawodnicy ZKN i mamy czas, to się nimi zajmujemy. Myślę, że naprawdę dobrze byłoby, gdyby ci lekkoatleci mieli nad sobą opiekę. Powinno się stawiać na zawodników, którzy się rozwijają.
Chętnych fizjoterapeutów zapewne by nie zabrakło! Teraz chyba coraz więcej osób idzie do tego zawodu?
Patrząc chociażby na rynek w Poznaniu, gdzie pracuję, to są już tam dwie szkoły – Uniwersytet Medyczny oraz AWF. Mamy kierunki, które rocznie wypuszczają około trzystu magistrów fizjoterapii.
I to Uniwersytet czy AWF – Twoim zdaniem jest lepszą drogą?
Nie byłem na Uniwersytecie Medycznym, więc nie wiem. Osoba, która chce pracować ze sportowcami, powinna się tym sportem choć w najmniejszym stopniu interesować. Jeśli samemu się nie ćwiczy, trudniej jest potem zrozumieć zawodnika. Co boli, gdzie boli, dlaczego – czy jest to tylko zakwas, czy niekoniecznie. Choć może, nie powinniśmy używać słowa „zakwas”, tylko DOMS! (śmiech) A więc powinniśmy trochę konkurencję poznać. Odkąd pracuję z Pawłem, zacząłem rzucać… No, może nie młotem, ale ciężarkiem, żeby wiedzieć, jak ta konkurencja wygląda od strony zawodnika.
Na co Twoim zdaniem powinni zwrócić uwagę młodzi, przyszli i obecni fizjoterapeuci?
Moim zdaniem, jeśli skończą pierwszy stopień nauk, to powinni pracować, praktykować. Trzeba mieć styczność z żywym ciałem. Wszyscy powiedzą: „Trzeba robić kursy!”, co jest oczywiście bardzo istotne. Ale uważam, że problem pojawia się, gdy ludzie robią kursy, szkolenia, chłoną różne mądre rzeczy, ale nie przekładają tego na praktykę. A jeśli się cały czas nie próbuje, to wiedza ucieka.
Biega szybko, biega długo, biega wszędzie, z tym, że głównie z aparatem. Porywa się z nim na słońce i próbuje robić wszystko naraz. Dla rozwijania pasji zbankrutuje, poleci na koniec świata, a i tak wróci z uśmiechem na twarzy, bo jak twierdzi - z pasją albo wcale.