Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.
Walencja ma przydomek Ciudad del Running, czyli Miasto Biegania. To tu padł ostatni rekord świata kobiet na 10 kilometrów. Wcześniej podczas tej samej imprezy, męski rekord ustanowił Rhonex Kipruto. Tutaj także padł aktualny rekord półmaratońskim kobiet oraz rekord w męskim półmaratonie, obecnie drugi wynik na listach. Rok temu najlepszy debiut w historii maratonu zaliczył Kelvin Kiptum. Na niepozornej bieżni położonej w parku, idealnym do biegania, rekord świata na 10000 metrów bił Joshua Cheptegei. Jak wygląda organizacja najszybszego biegu na 10 kilometrów na świecie i jak biega się w Walencji, przeczytacie poniżej.
Walencja stoi sportem. W rankingach najzdrowszego miasta do życia Walencja zajmuje zawsze czołowe miejsca, w tym także zdarza się jej być liderem tego zestawienia. Widać to w Ogrodach Turii. Park ten powstał w korycie rzeki w połowie ubiegłego wieku po wielkiej powodzi, gdy zdecydowano się przenieść bieg rzeki poza miasto. Ogrody Turii to ciągnący się przez całe miasto, około 10-kilometrowy park. Poza drzewami pomarańczy i mandarynek, czy żyjącymi w wielkich fikusach papugami, w oczy rzuca się także sportowe przeznaczenie parku. Dosłownie co kilkaset metrów mieszkańcy i turyści mają do dyspozycji wszelkiego rodzaju boiska, korty czy siłownie plenerowe. Są też oczywiście alejki do spacerowania i biegania, drogi dla rowerów i to, co interesuje nas – ponad pięciokilometrowa, szutrowa trasa biegowa. Jest ona dosyć zróżnicowana, mamy na niej kilka podbiegów, dłuższe, płaskie fragmenty i oznaczenia co 100 metrów, które są podświetlone po zmroku. Obok Ogrodów Turii zlokalizowane były także start i meta biegu 10k Valencia Ibercaja.
Tradycyjna, styczniowa dyszka w Walencji na stałe wpisała się w kalendarz bardzo szybkich biegów. W 2020 roku Rhonex Kipruto ustanowił tu rekord świata wynikiem 26:28. W zeszłym roku 90 osób pobiegło tu poniżej 30 minut. Także tegoroczny start zapowiadał się bardzo mocno. Organizatorzy zapowiadali atak na rekord świata kobiet, co jak wiemy, powiodło się i to z dużą nawiązką, gdy Agnes Jebet Ngetich wbiegła na metę w czasie 28:46. Również wynik, pierwszego na mecie Jacoba Kiplimo 26:48 budzi duży respekt. 94 osoby połamały granicę 30 minut.
Rozgrzewka dla dwunastu tysięcy uczestników biegu głównego na 10 kilometrów i biegu towarzyszącego na 5 kilometrów, gdzie startowało około dwóch tysięcy biegaczy i biegaczek w dużej mierze odbywała się właśnie w Ogrodach Turii. Ogromny teren dostosowany do biegania idealnie sprawdza się w roli terenów rozgrzewkowych, dając dużo przestrzeni na zrobienie porządnej rozgrzewki. Jest to świetne rozwiązanie, które rozładowuje tłok. Co ważne, poza toaletami umiejscowionymi przez organizatora obok startu, w parku są całoroczne toalety, które świetnie sprawdzają się w przypadku kilkunastotysięcznego spędu biegaczy z całego świata.
Hiszpański temperament, styl biegania, a także bardzo głęboka, szeroka czołówka, gdzie bieganie w okolicach 30 – 32 minut na 10 kilometrów jest powszechne, w zeszłym roku spowodował poważny wypadek na starcie biegu. Potykający się zawodnicy elity, którzy upadli, około dwadzieścia osób, zostało dosyć mocno poturbowanych przez tłum biegaczy. Aby uniknąć tego w tym roku, organizator wprowadził bardzo dużo fal startowych. W pierwszej wystartowali zawodnicy elity i sub-elity. W drugiej zawodnicy biegnący na czas poniżej 31 minut, w trzeciej na czas poniżej 32 minut. Kolejne strefy dzielił już dwuminutowy dystans i przeznaczone były dla biegaczy poniżej 34, 36, 38, 40 minut. Każda fala ruszała z minutowym odstępem od poprzedniej. Jest to system niespotykany w Polsce. Zapewniał on dwie kluczowe korzyści. Po pierwsze w strefie było luźno. Po wejściu do swojej strefy miałem wystarczająco dużo miejsca, by truchtać, dogrzać się i nie musieć ściskać się wśród innych biegaczy. Po drugie start odbył się płynnie, bez niepotrzebnego tłoku, uderzeń łokciami oraz bez zbędnego szarpania tempa. Mimo dostępu do strefy biegnącej na łamanie 31 minut wszedłem do strefy dalszej na 32 minuty. Miałem ruszyć tempem 3:12, a to było idealne tempo na 32 minuty. Znałem też styl biegania w Hiszpanii, zdawałem sobie sprawę, że zawodnicy ruszą dużo szybciej. Mijając pierwszy kilometr w 3:12, byłem prawie na końcu grupy biegnącej w mojej fali, mimo że była ona przeznaczona dla zawodników z życiówkami około 32 minuty.
Taki start oznaczał masowe wyprzedane na trasie. Optymistyczni Hiszpanie, jak i przedstawiciele innych narodowości, po prostu słabli. Między punktem na piątym kilometrze a metą wyprzedziłem prawie dwieście osób, a licząc od drugiego kilometra, gdzie zacząłem już doganiać poszczególnych biegaczy, mogło to być jakieś 300 – 350 osób. Trasa w Walencji jest jednak na to przygotowana. Szerokie ulice oraz falowy start, sprawiły, że seryjne wyprzedzanie nie było problemem. Nie było tłoku, obiegania. Cały czas biegłem swoją, optymalną linią biegu. Wyprzedzenie 300 osób na chyba każdym biegu w Polsce na 10 kilometrów oznaczałoby lawirowanie i przepychanie. Tu tego nie było.
Trasa w dużej mierze ciągnie się wzdłuż Ogrodów Turii, w centrum miasta. Z punktu widzenia biegowego turysty można oglądać futurystyczne budynku Centrum Nauki i Sztuki, piękne kamienice, czy park. Z punktu widzenia kogoś, kto się ściąga, taka lokalizacja gwarantuje kibiców na całej długości, co pomaga zebrać się w sobie i dać z siebie maksimum.
Cała trasa jest także płaska jak stół, jedynym wzniesieniem jest około 200-metrowy wiadukt, który jest jednak naprawdę minimalnie nachylony. Brak jest nawrotek, ostrych zakrętów. Dobra jest też nawierzchnia, która pozwala się skupić na mocnym kroku bez uważania na nierówności. Tylko prawdziwy malkontent mógłby się przyczepić do trasy, która ma dwa rekordy świata i wiele rekordów krajowych na dystansie dziesięciu kilometrów.
Strefa mety jest szeroka i przygotowana na przyjęcie tysięcy zawodników i zawodniczek. Chyba pierwszy raz w życiu przybiegłem na 315 pozycji według czasu brutto. Mimo to nie było problemu z tłokiem na mecie, czy wpadającymi na siebie zawodnikami. Pobliski park zapewnił też komfortowe i przyjemne miejsce do wykonania schłodzenia po biegu.
To miasto w południowej Hiszpanii ma wszystko, co potrzebne biegaczom. Dobre tereny do treningu, przynajmniej na kilkudniowy wypad, dosyć pewną pogodę i bardzo dobrze zorganizowane biegi. Styczniowy bieg na dziesięć kilometrów, październikowy półmaraton i słynny grudniowy maraton przyciągają szybką trasą, bardzo szeroką stawką szybkich uczestników i perfekcyjną organizacją. Wszystko to daje pewność, że biegacz wyjedzie stąd zadowolony niezależnie od tego, czy interesuje go bicie rekordów, czy bieganie w pięknych okolicznościach przyrody.
Poruszanie się po samej Walencji jest proste. Dobra komunikacja miejska, kilka linii metra, w tym dwie prowadzące na lotnisko. Całe miasto ma bogatą ofertę noclegową, która spełni każde wymagania, a na uliczkach mamy mnóstwo lokali. Dzięki temu również aspekt logistyczny nie będzie problemem, gdy wybierzemy Walencję jako miejsce naszego następnego startu.