Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Myślałem, że to wszystko pójdzie w zupełnie innym kierunku. Kiedy w połowie marca słynny zrobił się hasztag #zostańwdomu, sądziłem, że jego sława szybko przeminie. Że po tygodniu czy dwóch internet będzie już huczał hasłami #pozwólcienamwyjśćzdomu – do naszych firm, które zaraz zbankrutują, do naszego dorobku życia, do naszych dziadków, którzy umierają z samotności. Nic takiego nie miało miejsca. Ludzie się podporządkowali. Nie wiedziałem, że mamy aż tak karne i zdyscyplinowane społeczeństwo.
No więc firmy upadają, a od czasu do czasu ktoś strzeli sobie w łeb. Jak ten polski ginekolog, który zabił się po tym, jak zaszczuto go w internecie, jakoby swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem zaraził innych koronawirusem. Albo jak minister finansów niemieckiego landu Hesja, którego miały przygnieść ekonomiczne konsekwencje pandemii. Ale poza tym, można powiedzieć, że nie jest najgorzej. W Polsce już nikt nie ginie na drogach, nie ma nowotworów, gwałtów i rozbojów, a konkubenci nie znęcają się nad konkubinami. Ludzie umierają tylko na koronawirusa. A rząd kolejnymi obostrzeniami dzielnie chroni naród przed zarazą.
W jednej sekundzie stanowczo zakazują biegać, ale już 5 minut później w łaskawości swojej zezwalają, argumentując, że aktywność jest ważna dla zdrowia psychicznego i odporności. Jednego dnia Ministerstwo Zdrowia informuje, aby nie używać jednorazowych rękawiczek, bo jeśli źle je zdejmiesz, to możesz się zarazić tym, co na nich jest. Następnego dnia to samo ministerstwo nakłada obowiązek robienia zakupów wyłącznie w rękawiczkach. Od żony na spacerze mam trzymać się w odległości 2 metrów, podobnie jak od dziecka, które skończyło 13 rok życia. Przy dwunastolatku mogę iść bliżej. Zastanawiam się jak bezpieczniej będzie w takim razie ustawić żonę, podczas takiego wyjścia – 2 metry przed nami czy za? Minister powiedział, że na zewnątrz w celach higieny psychicznej i fizycznej można wychodzić na najkrócej, jak się da. Najkrócej da się pewnie na „jedną nieskończonościową część sekundy” tylko nie mam zegarka, który by to zmierzył. Ale może rząd mi sfinansuje w ramach tarczy antykryzysowej.
Epidemia może pomóc w odkrywaniu jakiejś prawdy o sobie. Na pewno pomogła odkryć prawdę o społeczeństwie, którym się rządzi. Można nam dziś zakazać absolutnie wszystkiego. Wystarczy, żebyśmy się dostatecznie bali, a nie będzie potrzebny żaden żołnierz na ulicy. Jakby zakazano używania łyżek do jedzenia zupy, uzasadniając troską o nasze bezpieczeństwo a media codziennie emitowałyby kompilację najbardziej spektakularnych wypadków przy rosole, jestem przekonany, że po tygodniu bulion pito by przez słomkę.
Ludzie tak wystraszyli się koronawirusa, że jeszcze zanim weszły jakiekolwiek obostrzenia, zdążyłem przeczytać mnóstwo przyjaznych komentarzy pod zdjęciami spacerowiczów czy biegaczy, uchwyconych przez tzw. życzliwych. „Rozstrzelać ich”, „debile”, „trzeba dokręcić śrubę” – to tylko część pozdrowień, jakimi od wielu dni częstowane są osoby, które podejmują najmniejszą chociaż aktywność na świeżym powietrzu.
Świat stanął i jest to sprawa absolutnie bez precedensu. Nigdy wcześniej rządzący naszą planetą nie znaleźli dostatecznego powodu, żeby wszystko zatrzymać. Nie były nim umierające z głodu afrykańskie dzieci, których dziennie ubywa 16 tysięcy. Powodem do odwołania piłkarskiego mundialu w 1994 nie było ludobójstwo w Rwandzie, kiedy Hutu wybili 1 000 000 (słownie – milion) Tutsi w zaledwie 3 miesiące. Nie przerwano igrzysk w Monachium, po tym jak palestyńscy terroryści zamordowali w olimpijskiej wiosce jedenastu członków izraelskiej drużyny olimpijskiej. Rocznie blisko milion samobójców, 40 milionów aborcji, 9 000 000 ton wyrzucanego jedzenia tylko przez Polaków – nie, to nie były powody, żeby świat się zatrzymał. Potrzebny był wirus, bo wirusem w przeciwieństwie do głodu można się zarazić? Korona miała czelność zaatakować mieszkańców bogatej północy, gdzie życie ludzkie zdaje się znaczyć dużo więcej niż w Sudanie Południowym.
Świat przejął się koronawirusem jak niczym wcześniej, obwarowując swój lęk tezą, że – bezpieczeństwo jest najważniejsze. W moim mniemaniu bardzo szkodliwą tezą.
Jeśli bezpieczeństwo jest najważniejsze, to nie należy mówić prawdy. Prawdą można się komuś narazić, więc lepiej kłamać i zadbać o swoje bezpieczeństwo. Lepiej nic nie mówić. Najlepiej biernie się przyglądać, nie reagować. Czekać na to, co się stanie i gdy już będziemy pod ścianą – brać nogi za pas. Walczyć o swoje bezpieczeństwo, aż do czyjejś krwi.
Czasami zastanawiam się jak postąpię, jeśli np. w autobusie moją żonę zwyzywa tzw. dres. Bo jeśli bezpieczeństwo jest najważniejsze, to należałoby powiedzieć: „przepraszamy pana”, żeby załagodzić sytuację. Jeśli bezpieczeństwo jest najważniejsze, to musiałbym powiedzieć żonie: „wiesz co, pan ma w sumie trochę racji”, żeby nie rozjuszać karka.
No, ale na całe szczęście bezpieczeństwo nie jest najważniejsze. Są takie rzeczy jak godność, odwaga, duma, honor, uczciwość. I jak ktoś mnie dziś szantażuje emocjonalnie, że należy się izolować, żeby nie zarazić dziadka, to moim zdaniem nie jest do końca uczciwy. Wcześniej też się zarażano i też wskutek tego umierali nasi dziadkowie i babcie. O ile oczywiście tych seniorów, o których tak wszyscy się teraz troszczymy, ktokolwiek w ogóle odwiedzał. Sądząc po powstających jak grzyby po deszczu domach spokojnej starości, można dojść do przekonania, że seniorzy częściej byli dla nas problemem niż obiektem specjalnej troski. Powiedzmy uczciwie, świat nie zatrzymał się z uwagi na osoby starsze, ale dlatego, że boimy się przede wszystkim o własne tyłki.
Za jakiś czas z dumą ogłosimy zwycięstwo nad zarazą. Odtrąbimy kolejny sukces naszej cywilizacji. Tylko te dzieci w Sudanie dalej będą odchodziły w milionach. Ich ciche wołanie o kawałek chleba, raczej nie przebije się do marnujących tony jedzenia, pieczołowicie umywających ręce, przewrotnie krzyczących o odpowiedzialności – oprawców z Europy.
____________________
Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata. Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”. Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało, całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia.