Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Zażartowałem kiedyś, że najfajniejsza w bieganiu jest ta przerwa na zrobienie sobie selfie. Przyjęło się to okrutnie, w moich snach powtarzali ten tekst wszyscy biegacze w Polsce. W ogóle jakoś tak mam, że zawsze muszę coś chlapnąć. Kiedyś doradziłem jednemu kelnerowi, że te stoły świetnie by się nadały na podsłuchy. To się tak przyjęło, że potem cała Polska trąbiła o jakiejś aferze.
Ale wracając do selfie – jakiś czas później popełniłem dementi, twierdząc, że w bieganiu dużo fajniejsze jest, gdy w środku lasu, 10 kilometrów od najbliższej wiaty autobusowej, złapie cię ulewa, choć wychodząc z domu niebo miałeś bezchmurne.
Przez dłuższy czas pozostawałem wierny tej tezie, ale ponownie musiałem się wycofać. Doszedłem bowiem do wniosku, że najfajniejsze w bieganiu jest, jak w sobotni wieczór pomachasz obcej dziewczynie, nadbiegającej z naprzeciwka opustoszałym chodnikiem, a ona spojrzy na ciebie jak na zboczeńca. Po pewnym czasie poddałem jednakże ten pogląd refleksji i wyszło mi, że byłem w błędzie.
Najfajniejsze w bieganiu jest, gdy stoisz długie minuty, łapiąc na swój modny zegarek sygnał GPS, a lodowaty wiatr w tym czasie przeszywa cię na wylot, jak gdyby milionem małych szpileczek. Ta optyka przez długie tygodnie była mi naprawdę bliska, ale pewnego niedzielnego poranka musiałem ją porzucić.
Wszystko było jak należy. Zjadłem lekkie śniadanie, odczekałem dwie godzinki, skorzystałem z toalety. Ale gdy wyszedłem w teren, po 30 minutach musiałem orzec, że najfajniejsze w bieganiu jest rozwolnienie z zupełnego zaskoczenia, które każe ci szukać krzaków w miejskiej dżungli z prędkością rakiety. I powiem szczerze, że byłem prawdziwie dumny ze swojego odkrycia, aż do momentu, gdy olśniło mnie, że najfajniejsze w bieganiu jest coś zupełnie innego.
Ta mina osób, które nie biegają, a którym powiesz, że dzisiaj robisz „tylko dyszkę”, bo musisz „odpocząć” po wczorajszym akcencie. Tak, to zdecydowanie jest najfajniejsze w bieganiu! – trąbiłem o swoim znalezisku, jakiś kwartał.
Później przyszło jednak opamiętanie i dotarło do mnie, że to nieprawda. Najfajniejsze w bieganiu jest, gdy w sierpniowy wieczór zachce ci się zatrzymać w lesie, żeby zrobić mały streczing, a wtedy obsiądnięty przez stado wygłodniałych komarów natychmiast zamieniasz się w mistrza karate, wymierzając krwiożerczym wrogom ciosy otwartą dłonią, jak pan Miyagi. Och! Czyż to zaiste nie jest najfajniejsze w bieganiu?! – pytałem niedowiarków.
Okazało się, że nie. Eureka! – wykrzyknąłem zupełnie niespodziewanie, kiedy na świątecznym spotkaniu z rodziną, wujek zaczął mnie zachwalać, że jestem mistrzem biegania, bo przebiegłem maraton. I nic by z tej rozmowy nie wynikło, gdyby szwagier nie postanowił włączyć się do dyskusji z pytaniem – a który to byłeś na tym maratonie? Odpowiedziałem, że 1267-my i zapadła przeciągła cisza, a wzrok zgromadzonych przy kwadratowym stole, suto zastawionym sałatkami, zdradzał: szok, konsternację i niedowierzanie. Już wiem! – wykrzyknąłem w myślach. A więc to jest najfajniejsze w bieganiu! – skonstatowałem z satysfakcją, że wreszcie udało mi się ustalić, jak się sprawy mają.
Nie trwało to nawet miesiąc, gdy znowu zrewidowałem swój światopogląd. Wycofałem się z wcześniejszych opinii na rzecz nowego objawienia. Chodziło o tę zmianę, jaka zachodzi w człowieku pomiędzy „o słodki Zeusie, jak mnie się nie chce” przed wyjściem na trening, a „o ludzie złote, jak dobrze, że sobie pobiegałem”, gdy już upocony, jak dorodne knurzysko wróci się do domu. Tak! To jest najfajniejsze w bieganiu! Tak uważam i będę bronił tej tezy tak długo… aż mi się nie odmieni.
____________________
Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata. Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”. Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało, całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia.