bragie krzysztof felieton
9 lipca 2020 Krzysztof Brągiel Sport

jak złamać 3 godziny w maratonie?


Zrobienie „dwójeczki” na ulicy, raczej nie kojarzy się najlepiej. Jednak w przypadku biegaczy „dwójeczka” z przodu, zdobyta po maratońskiej batalii ulicami miasta, często oznacza spełnienie marzeń. Któż nie myślał kiedyś o złamaniu 3 godzin w maratonie i wyniku zaczynającym się od 2:5X… Jak tego dokonać? Odpowiedź jest prosta – uczynić sobie poddanym tempo 4:15 na kilometr.

Obliczmy. Skoro dycha po 4:15 wychodzi w 42:30, 20 km w 1:25, to 40 km – niechybnie daje 2:50. Do tego należy doliczyć nieszczęsne 2 km w 8:30 i 200 metrów w około 51 sekund… Sumując wszystko w pamięci wychodzi 2:59:21 na mecie. A więc zapas. Winny jestem zatem poprawkę – należy uczynić sobie poddanym tempo 4:15.9 na kilometr. To tylko część ogólników. Dużo więcej wysupłałem poniżej.

Żeby pokonać maraton poniżej 3 godzin, trzeba się już trochę w tym bieganiu orientować. Jeśli na hasło „dzisiaj zrób fartlek” reagujesz wzruszeniem ramionami i pytaniem  „kim do cholery jest Bartek i dlaczego mam mu coś zrobić?!”, a zabawa biegowa kojarzy ci się z potańcówką w remizie – jeszcze nie jesteś gotów.

Bieganie kocha regularność, ale zaciekle hejtuje słomiany zapał. Jeśli w swoim życiu próbowałeś już być astronautą, dekarzem i lotnikiem, ale jedyne co ci z tego wyszło to upadek z dachu podczas oglądania gwiazd w mglisty poranek przez zwiniętą z gazety lunetę – nie jesteś gotów.

Rozprawienie się z magiczną barierą będzie możliwe jedynie dla tych, którzy porzucą niezdrowe nawyki żywieniowe i zrzucą zbędne kilogramy. Jeśli ciemną nocą podjadasz podwawelską, nacierając ją dla smaku pasztetem, a gdy ostatnio próbowałeś robić brzuszki, to pękła ci kość ogonowa – nie jesteś gotów.

Piątkę można przebiec w klapkach Kubota, ale podczas maratonu odpowiednio dobrane obuwie będzie odgrywało kluczową rolę. Podczas niespełna 3 godzinnego wysiłku zacznie cię boleć wszystko. Bolesne okażą się nawet włosy pod pachami, a najmniejsza obcierka urośnie do rozmiarów wojennej rany z Wietnamu. Dlatego jeśli po haśle „natrzyj się cały wazeliną dla lepszego poślizgu” wypowiedzianym przez obcego mężczyznę, odczuwasz niesmak i zakłopotanie – nie jesteś gotów.

Jedzeniem lubisz się delektować. Jesteś smakoszem i erudytą, a twoim ulubionym programem telewizyjnym są „Podróże kulinarne Roberta Makłowicza”. Chcąc złamać 3 godziny w maratonie, będziesz musiał nauczyć się jeść i pić, biegnąc z prędkością 14 km/h. Żel będziesz wyciągał z kieszonki w roztargnieniu, a część słodkiej i klejącej mazi rozlejesz sobie w pośpiechu po twarzy. Gdy zechcesz zachować ostatki godności i zetrzeć ten syf z buzi, ostatecznie nie będziesz wiedział co tak naprawdę ścierasz – resztki żelu, ślinę, czy smarki. Jeśli przywołany obraz, sprawił, że się skrzywiłeś – nie jesteś gotów.

Na koniec musisz wiedzieć jeszcze jedno. Cel, jakim jest rozmienienie „trójki” w maratonie, potrafi człowieka pochłonąć do reszty. Znane są przypadki osób, które żeby opłacić najlepszego trenera biegania w mieście, zastawiły w lombardzie tapczan i dwie szafy. Historia słyszała też o nieszczęśnikach, którzy doznali psychicznej zapaści, wbiegając na metę w idealne 3:00:00. Jedną z takich zmyślonych historii, chętnie przytoczę – ku przestrodze.

Pewien człowiek wpadł w prawdziwy amok, gdy do złamania 3 godzin zabrakło mu tylko 1 (słownie: jednej) sekundy. Z łydek zdjął kompresję, buty z nóg i zrobił sobie z obu elementów japońskie nunczako, okładając na mecie wszystkich jak leci. Dostało się nawet Bogu ducha winnej dziewczynce wręczającej medale. Na nic zdały się nawoływania spikera, aby zaniechać przemocy. Facet w następnej kolejności zlał chłopca od izotoników. Krzyczał, że pozwie firmę pomiarową do Trybunału w Hadze, a organizatorów ześle do łagrów. Że to skandal, hańba i zaprzaństwo! I wykrzyczałby również, że tak naprawdę to nie biega dla życiówek, oczekuje po prostu zwykłej uczciwości i profesjonalizmu, ale wtedy podjechał ambulans i smutni panowie w przyłbicach, wysłali nieszczęśnika na kwarantannę, przy okazji instalując mu w smartfonie aplikację ProteGO Safe (to takie rządowe Endomondo).

Mam nadzieję, że pomogłem. Jeśli pomimo zastosowania się do moich wskazówek i tak „dwójka z przodu” będzie poza twoim zasięgiem, jest to znak, że pora dać sobie z tym wyzwaniem spokój. Na szczęście dziś niespełnieni asfaltowi biegacze amatorzy mają alternatywę w postaci biegów górskich. W górach czasy nie mają większego znaczenia.

Oczywiście nie mów nikomu, że zacząłeś biegać po gór szczytach, ponieważ przestałeś się poprawiać na asfalcie. Po co od razu tak dramatyzować? Lepiej, jeśli ogłosisz swoim followersom, że Tatry od zawsze grały ci w sercu, twój dziadek zaraz po wojnie szmuglował oscypki do Czechosłowacji, od lat głosujesz za tym, żeby Golec uOrkiestra reprezentowała Polskę na Eurowizji, a chomika nazwałeś Kasprowy, a właściwie Kasprowa, bo to samiczka jest.

____________________
Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata. Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”. Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało, całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Krzysztof Brągiel
Krzysztof Brągiel

Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.